sobota, 15 marca 2014

Shaman King cz.3-Nie mogę nic powiedzieć...

Witajcie!Nadchodzi 3.już część o braciach Asakura!Dzisiaj skupimy się na początku głównie na Yoh,ale potem...to się zobaczy.
Hao:Mamy nadzieję,że się wam spodoba.
Yoh;A teraz,zapraszamy do czytania.
--------------------------------------------
Yoh wrócił z powrotem na dach razem z dwoma parującymi kubkami.
-Co przyniosłeś?
-Gorącą czekoladę.Darka-san pozwoliła mi zrobić.Nie powie o tym Annie.
-Mam nadzieję,chcę jeszcze pożyć.
-Powiedziała też,że w razie co nas obroni.Można na nią liczyć,wiesz o tym.
Hao się uśmiechnął,a Yoh z powrotem przykrył się kocem.Bliźniacy,w między czasie pijąc dobrą rozgrzewającą czekoladę,która ma interesujące właściwości,np.wspomaga pamięć i myślenie,zaczęli dalej wspominać...
---------------------------------------------
(Narracja 1.-osobowa,Yoh)
Zdjąłem z pleców snajperkę.Muszę działać szybko,jeżeli nie chcę,żeby mechanoidy odnalazły Hao.Celuję do tego,który stoi najbliżej jego drzewa.Strzelam i zaraz skaczę na następone drzewo.Roboty ledwo zdążyły się obrócić,a straciły już drugiego ze swoich,,ludzi''.Znowu przeskakuję na inne drzewo.I tak co chwilę.Czuję,że oddalam się coraz bardziej od Hao.Bardzo dobrze.Zostawiłem mu list,mapę,kompas i zapasy,które starczą mu na trzy dni do tygodnia,zależy od tego,jak będzie ich używał.Mam nadzieję,że szybko do niego dołączę.Musiałem go zostawić,bo inaczej mogłem go narazić na bolesne przeżycie spotkania z mechanoidami.Wolałem go zostawić,bo wiem,że sobie poradzi.Oby nie spotkał żadnego z robotów.
Tak bardzo skupiłem się na rozmyślaniu,że spadłem z drzewa,a biomechanoidy mnie znalazły.Nie mam wyjścia i muszę użyć sztyletów.
-Mizu!Kaze!
Kiedy zawołałem sztylety ich imionami,połączyłem je ze sobą i zmieniły się w niebiesko-czarną katanę z czarnym ostrzem.Dzięki tej broni mogłem kontrolować wiatr,wodę i lód jednocześnie,ale potrzeba na to wielu treningów,bardzo zresztą wymagających.Nic dziwnego,że non stop spałem podczas treningów dziadka czy Anny.Po prostu byłem wykończony po moich ćwiczeniach z kataną.Ćwiczyłem w nocy,aby nikt mnie nie zauważył.Ale,wracając do tematu:zaatakowałem te roboty,które były na początku.Ściąłem ich głowy szybkim ruchem.Przechodziłem szybko do następnych warstw mechanoidów.Niektóre z nich mnie drasnęły,polała się moja krew na brzuchu.Będą po tym blizny.Ale atakowałem dalej,dopóki ich wszystkich nie zniszczyłem.Dopiero wtedy mogłem odetchnąć z ulgą.Dopiero wtedy zauważyłem,że moja bluzka jest cała w strzępach.Zauważyłem,że gdzieś zgubiłem słuchawki i naszyjnik.Lepiej chyba być nie może(co za ironia Yoh...).Spodnie były całe.Wyjąłem z mojej kieszeni ciemno-zieloną pelerynę,bardzo podobną do tej,którą nosi Hao.Cóż,jak się nie ma tego co lubisz,to lubisz to co masz.Założyłem nowe ubranie i poszedłem w stronę jeziora z wyspą po środku.Zdążyłem zapamiętać całą mapę i rozpoznawać kierunek północny,zanim nadeszły roboty i rozdzieliłem się z Hao.Martwię się o niego.A co jeśli znowu spotka mechanoidy?Mam jednak nadzieję,że to się nie stanie.Przecież nie umie posługiwać się mocą sztyletów,a poza tym,opanowanie ich wymaga tygodni ciężkich treningów.
Opatrzyłem swoje rany i zacząłem iść w kierunku wschodnim,w stronę Jeziora.Jestem oddalony od niego na odległość około pięćdziesięciu kilometrów.Kawał drogi do przejścia,ale moje marudzenie nie skróci drogi,tylko ją jeszcze wydłuży.Trzeba ruszać, czas nagli.Szybko napiłem się wody,zjadłem połowę kanapki i wyruszyłem.Przeczuwam,że nie będzie to spacer po bujnych lasach Dobie...
-----------------------------------------
Idę już od godziny.Jak na razie jest spokojnie,ale w każdej chwili może się to zmienić.Mimo tego,że nie jestem za dobry w szamaństwie,to nauczyłem się używać shikigami.Używałem innych,niż te,które używa dziadek czy tata.Zresztą nawet nie wiem,czy wiedzą,że mam własne shikigami.Jeden z nich jest białym Krukiem,drugi jest czerwonym Wężem,a dokładnie kobrą królewską,a trzeci jest czarnym Wilkiem.Na Kruka wołam Hoshi,na Węża Artemis,a na Wilka Sierra.Nie wiem,skąd wzięły mi się te imiona,ale myślę,że bardzo pasują do moich shikigami.Te zwierzęta były moimi jedynymi przyjaciółmi w dzieciństwie,w końcu byłem odpychany od rówieśników,ze względu na to,że widzę duchy.Ale to już jest przeszłość,a one do dzisiaj mi towarzyszą.To mi dodaje otuchy.Hoshi leci nad drzewami,by obserwować obszar poza mój zasięg wzroku.Artemis pełzał tuż obok mnie,aby zaatakować każdego,kto chciałby mnie choćby zranić.Sierra biegła za nami,zakrywała nasze ślady.Mijają kolejne godziny,ale nadal staram się być czujny.Przeszliśmy już połowę trasy.Coraz bardziej się denerwowałem.Postanowiłem trochę odpocząć,bo mi zaraz nerwy puszczą!Usiadłem spokojnie pod drzewem i wyciągnąłem połowę kanapki,która mi jeszcze została po wcześniejszym posiłku.Po tym,jak ją zjadłem i napiłem się wody,położyłem się pod drzewem.Nawet nie zauważyłem,kiedy zasnąłem...
-----------------------------------------
Obudził mnie potworny ból w krtani.Otworzyłem oczy,a przede mną stały moje shikigami,broniąc mnie przed trzema biomechanoidami.Tylko że jedna senbona trafiła mnie prosto w gardło.Miałem szczęście,bo pół centymerta niżej i już bym zasuwał do Króla Duchów.Ale nie przejmowałem się tym w tej chwili.Wyjąłem katanę i zacząłem szybko atakować.Rach ciach i po sprawie.Wyjąłem z mojej kieszeni lek przeciwbólowy,trochę morfiny,którą dostałem od Fausta,w razie czego,bandaż,wodę utlenioną i gazę.Wziąłem morfinę i tabletki i je pąknąłem.Następnie wziąłem gaziki i wodę utlenioną i zacząłem przeczyszczać ranę.Nie chcę myśleć,jak mnie by bolało to proste zajęcie,gdybym nie wziął spraw znieczulających(cierpię na brak synonimów T.T).Wziąłem nową gazę i przyłożyłem do rany,a potem obwiązałem ją bandażem.Dopiero po tych czynnościach odkryłem pewien problem:nie mogłem wydobyć z siebie nawet jednego dźwięku.To trochę utrudnia mi sytuację.No bo jak wszystko wyjaśnię Hao,skoro nie mogę mówić?!No cóż,pomartwię się tym później,gdy do niego dojdę.Ponownie wyruszyłem w drogę.Tym razem już się nie zatrzymywałem,ale kiedy doszedłem,to ledwo się na nogach trzymałem,Sierra musiała nawet mnie kawałek nieść.Jakimś cudem dostałem się na wyspę i kazałem Hoshi poszukać Hao.Wróciła po dziesięciu minutach,ja stałem oparty o drzewo,bo nie chcę mieć zakwasów.Pokazałem Krukowi,aby nas zaprowadził do piromana,jak to moi koledzy nazywają Hao.Katana po raz kolejny się zmieniła i znowu była dwoma sztyletami.
------------------------------------------
Około pół godziny wcześniej,narracja 1.-osobowa,Hao
Siedziałem przed ogniskiem już od kilku godzin.Nie miałem na ochoty na cokolwiek.Tylko czekałem na Yoh.Nogi podkuliłem pod brodę i obiąłem je rękami.Nie wiem,czy przywyknę szybko do tego,że uczucia,po raz pierwszy od tak dawna,znów są we mnie.No i że sumienie wróciło.Nie wiem,kiedy zacząłem myśleć,że Królestwo Szamanów to jednak niewypał,ale chyba myślałem o tym od dawna.Już na Turnieju wachałem się nad zabiciem któregoś ze słabych szamanów,nawet do tej pory nie spaliłem wszystkich z X-Laws.Nie wiem dlaczego.Może ze względu na to,że widziałem,jak ludzie witają mojego brata,jak się do niego uśmiechają,jak na niego patrzą...Nazwałem go bratem,po raz pierwszy nie ukazując  przy tym ironii.Naprawdę mi na nim zależy,chociaż nie wiem czemu.Może dlatego,że podświadomie wiem,że mógłby mi pomóc wyjść z tego wszystkiego,że pomógłby mi zacząć wszystko od początku.Zmarnowałem dwa życia na nierealne marzenie.Podczas pobytu tutaj, zauważyłem,jak bardzo świat jest pusty bez ludzi.Być może natura sobie radzi bez nich,ale już nie jest tak piękna,jak wtedy,gdy człowiek żył.Może dlatego,że kiedyś takie miejsca nie naruszone ręką człowieka,są czymś egzotycznym?Czymś wspaniałym?Miejscem,gdzie można by odpocząć po ciężkim dniu?Poza tym,wizja,którą miałem tysiąc lat temu,z tego co wiem,naprawdę się sprawdziła.Było to podczas II Wojny Światowej.Ludzie niszczyli naturę po to,by zniszczyć siebie nawzajem.Ale chyba nie chciałem ich zniszczyć tylko ze względu na naturę,ale też dla osobistej zemsty,za to,że ci głupcy sprzed milenium zabili moją matkę...Mam już tego dosyć.Już nie wiem,co mam myśleć czy czuć!To takie bolesne,być zagubiony.Yoh,bracie,proszę,przyjdź tu szybko,bo ja zaraz tu zwariuję!
Nie musiałem długo czekać.Jakieś dwadzieścia minut później zauważyłem białego kruka.No cóż,w tym świecie nie zdziwiłoby mnie nawet to,że żyją tu dinozaury.Ale po kolejnych dwudziestu minutach zobaczyłem Yoh w otoczeniu trzech zwierząt,a jednym z nich był właśnie biały kruk.Mój brat wyglądał tak,jakby miał zaraz zemdleć.Szybko do niego podszedłem,a gdy byłem już blisko,Yoh uśmiechnął się i zemdlał.Zdązyłem jeszcze go złapać,żeby nie upadł.Zaniosłem go bliżej ognia i położyłem na poduszce,którą zostawił mi razem z zapasami.Kiedy miałem już go przykryć kocem,zauważyłem,że ma na sobie zieloną pelerynę,która lekko się odgięła,pokazując trzy blizny na brzuchu.Wcześniej ich nie miał,bo przecież bym pamiętał.Lecz potem zobaczyłem coś gorszego,a mianowicie to,że Yoh miał bandaż na szyi.Zapytam się go o to,kiedy się obudzi,ale na razie niech odpoczywa.
-------------------------------------------
Yoh śpi już od dziesięciu godzin.Zaczynam się bać,czy się w ogóle jeszcze obudzi,kiedy nagle zauważyłem,że jego powieki sie poruszyły,by za chwilę się otworzyć.Podszedłem do niego i ukucnąłem obok.Yoh wyciągnął rękę i wziął moją.Zaczął na niej pisać:
~Wody.
Wstałem i podszedłem do strumyka,aby dać Yoh pić.Wróciłem i lekko podniosłem jego głowę.Pił powoli,jakby go mocno gardło bolało.Znowu wziął moją rękę i zaczął na niej pisać:
~Przepraszam,ale nie mogłem wcześniej przyjść.
-Nie masz za co przepraszać,ale dlaczego nie mówisz i co ci się stało w gardło?
~Po 4 godzinach marszu zmęczyłem się i położyłem się pod drzewem.Nawet nie zauważyłem,kiedy zasnąłem.Obudziłem się,gdy senbona trafiła mi w krtań.Pół centymetra niżej,a w życiu bym tu nie doszedł.Tylko jest jeden problem:nie mogę mówić.
-A nie moglibyśmy rozmawiać ze sobą poprzez myśli?W końcu mam reishi...
Yoh pokręcił przecząco głową.
~Nie wiemy,czy te roboty mogą usłyszeć nasze myśli,a ja wolę,żeby nie słyszały moich.Ty chyba też nie.Nie możemy,to jest po prostu zbyt ryzykowne.Muszę pisać ci na dłoni.
-Skoro tak myślisz...
Mój brat tylko się uśmiechnął.Odwzajemniłem uśmiech.Poszedłem spać,jestem już zmęczony tym wszystkim.
Gdy się obudziłem,byłem przykryty kocem.Już się przyzwyczaiłem do tego.Nie było nigdzie Yoh,ale nie będę go wołać,bo on i tak mi nie odpowie,ale wiem,że jest gdzieś na wyspie.Niech mnie znowu nie zostawia samego.Nie,kiedy już wszystko sobie uświadomiłem,gdy wiem,że go potrzebuję...I nagle jakaś bariera mnie trzymająca,pękła na miliony kawałków.W oczach zebrały mi się łzy.Nie wiem,co się ze mną dzieje,ale dziwnie się czuję,gdy Yoh nie ma w pobliżu.Czułem się przy nim bezpiecznie.Yoh w tym czasie wrócił i zobaczył,w jakim jestem stanie.Drżałem na całym ciele,siedziałem skulony,a po policzkach biegły łzy.Poczułem,że Yoh mnie przytula,chce mnie jakoś pocieszyć,ale nie może wypowiedzieć nawet słowa.Wtuliłem się w niego,a Yoh głaskał mnie po włosach,jakby mi mówił:,,Już dobrze,jestem''.To mi wystarczyło.Po chwili zacząłem się uspokajać,a kiedy już byłem spokojny,Yoh nadal nie wypuszczał mnie z objęć,a ja się nie wyrywałem.Wiem,że chce poznać przyczynę mojego zachowania,a ja opowiedziałem mu o wszystkim.O matce,o moich przekonaniach,wątpliwościach,o tym,jak się czuję.O wszystkim.A on mnie nie wyśmiał,a byłoby to widać w jego oczach,gdyby to zrobił,nawet w myślach.W oczach miał zrozumienie dla mnie.Po prostu mnie wysłuchał,nadal mnie przytulając,a ja dzięki temu drobnemu gestowi czułem się bezpiecznie i że kogoś w ogóle interesuję.Położyłem głowę na jego ramieniu.Czułem,że od teraz nic więcej mi do szczęścia mi nie potrzeba...
-------------------------------------
Narracja 1.-osobowa,Anna
No martwię się.Mimo wszystko się boję,chociaż tego nie ukazuję pozostałym.Yoh nie ma już od czterech dni,Hao też gdzieś nagle zniknął,a X-Laws są jacyś dziwnie cisi,wręcz czymś zadowoleni...Mam wrażenie,że to oni za wszystkim stoją.Po Dobie krążą różne plotki,np.że Yoh dołączył do swojego brata,albo że Wyrzutki jakimś cudem ich wypędzili z Dobie.Jestem bliska do zrównania Path z ziemią.Ale najpierw zajmę się Jeanne i tymi tępymi fanatykami.Ale muszę jeszcze zadać chłopakom kolejny,nowy trening.I tak niech się cieszą,że mieli dzień odpoczynku.Za to będą trenować jeszcze ciężej.I nawet jeśli będą twierdzić,że nie będą trenować,to i tak ich zmuszę,choćby tym,że powiem,że gdziekolwiek jest teraz Yoh,to na pewno się nie obija.Jestem o tym święcie przekonana.
----------------------------------
(Jesteśmy ponownie u bliźniaków,opowiada nasz kochany narrator^^)
Yoh wszystko opowiedział Hao,a właściwie napisał mu na dłoni.Pisał o tym,że zna język pisany w Księdze,o tym,co się działo,kiedy się rozdzielili.I o tym,że ma przeczucie,że to jeszcze nie koniec,mimo,że zostało tylko 100 kilometrów do Yomi.Że ten świat jeszcze ich zaskoczy.Musieli jeszcze jakiś czas zostać na wyspie,bo Yoh przecież w tym stanie bliskiego wycieńczenia nigdzie nie pójdzie.Energia musi wracać do niego przez dłuższy czas niż tylko te dziesięć godzin.Ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało,wręcz przeciwnie,cieszyli się,że mogli spędzić czas na spokojnych rozmowach.Krótkowłosy szaman dowiedział się w tym czasie z Księgi,że biomechanoidy nie mogą wejść na jakąkolwiek wyspę,każda się broni na swój sposób,choć nie do końca wiadomo,jaki.I to nie było spowodowane obecnością wody .Asakurowie tym bardziej czuli się bezpiecznie.Na wyspie rosło sporo ziół,w tym mięta,więc bliźniacy mogli zaparzyć herbatę.Były też drzewa owocowe,więc mogli urozmaicić posiłki składające się z kanapek z serem i szynką,których Yoh miał niesamowicie dużo(na wypadek,gdyby miała nastać wojna lub armagedon,jak to tłumaczy Yoh).Rana na szyi krótkowłosego szamana szybko się goiła .Yoh wyjął raz ze swojej magicznej kieszeni,w której czołg by się zmieścił największą tabliczkę czekolady,jaką Hao kiedykolwiek widział.A co można z nią zrobić?No zjeść oczywiście!Yoh bardzo się ucieszył,że ją znalazł.Kolejne urozmaicenie ich śniadania,obiadu i kolacji składające się z kanapek.Potem wykombinował dla Hao jakieś ubranie,żeby zmienił swoją pelerynę,a właściwie to,co z niej zostało.Ubranie wyglądało jak typowe ciuchy dla onmyōji .Spędzili na wyspie dwa dni.A potem,po uzupełnieniu zapasów wody,ruszyli w dalszą drogę.
--------------------------------------
No,wystarczy wam na dzisiaj.
Hao:Mamy nadzieję,że się wam podobało.
Yoh:Wytrwajcie z nami jeszcze trochę.
Kyuu:Nie wiemy jeszcze do końca,czy będą jeszcze dwie części,czy już tylko jedna.
Naru:Wyjdzie w praniu.
Anna:Darka-san...
Hmm?
-Te części są coraz to krótsze.
Wiem T.T .Ale po prostu nie mogę się powstrzymać,żeby zakończyć właśnie w takich momentach.Ach,nieważne.Dobra,ferajna,żegnamy się!
-HAI!!!!
Do zobaczenia!!!
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia
A!Jeszcze jedno:oto obrazek,jak wyglądał Yoh po ataku mechanoidów:

Śliczny,co nie?Tylko wywalcie naszyjnik,bo go przecież zgubił razem ze słuchawkami.Ale nie martwcie się,załatwię mu nowy,albo...jednak nie powiem wam^^.Tak czy inaczej:będzie miał mandarynkowe słuchawki i naszyjnik.A tak wyglądał Hao,po zmienieniu ubrania:


Też ładny^^ Ale już kończę. Sayo!

5 komentarzy:

  1. *wciąga na siebie pelerynkę niewidkę i idzie za Yoh* *po namyśle wraca się, zakłada pelerynkę Shunowi, a sama chowa się za nim (również pod pelerynkę) i używając go jako żywej tarczy idzie na przód*
    No co? Biomechanoid mnie przerażają ._.
    Shun: Ale dlaczego? Pomyśl, że to włoska mafia uzbrojona po zęby, a nie roboty zabójcy ze sztuczną inteligencją.
    Ty masz rację! *zabiera mu pelerynkę i uzbrojona w sztylety z czaszkami na rekojeści dalej skrada się za Yoh*
    Oooo.... te shikigami Yohsia są taaaakie kawaiii ^^ Ale takie pytanko: Gdzie się podział Ami? O,o Bo trochę mnie go brakuje ._.
    Yoh nie może mówić i pozorumiewa się pisząc bratu na dłoni? Toż to mój ulubiony sposób na porozumiewanie się bez słów! Czysty geniusz!
    I Haoś płacze... Haoś nie płacz ja przytulę! *wciska się między tulących się bliźniaków, którzy patrzą na nią z wyraźną pretensją*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło,że lubisz shikigami Yohsia^^I widzę,że polubiłaś swoje nowe sztylety:3
      Kyuu:Dziękujemy za tak miły komm,Will-san
      Sasuke:My też lubimy,jak Yoh porozumiewa się z Hao za pomocą pisma^^
      Yoh:*pisze coś na dłoni Hao*
      Hao:Darka-san,Yoh się pyta,dlaczego mu głos zabrałaś w tak bolesny sposób.
      Gdyż było to konieczne.A po za tym...nie mogłam się powstrzymać^^
      A pisząc o Ami,masz na myśli Amidamaru?Bo jeśli tak,to już odpowiadam,mianowicie Yoh nie chciał kogokolwiek martwić swoją bezsennością,więc nie brał Amidamaru ze sobą.No cóż,bywa^^
      Pozdrawiamy:
      Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

      Usuń
  2. Jak kawaii *-* Kawaii , yaya i kya !!!!
    Chcę dalej, chcę dalej , lalalala kya !
    Hao: Ona ostatnio coś ma z "kawaii","yay" i "kya" -,-
    Kawaii ^-^ Haoś ty moje kochanie, oddaj kawę >.>
    Yoh: Hao nie oddawaj jej ! Znowu będzie coś ćpać !
    Ja nie ćpam, O.o
    H&Y: Q_Q Na razie
    Q_Q Czekam na next i u mnie nocia, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie,że ci się podobało^^I do bliźniaków:Nie martwcie się,Mari-sama nie będzie ćpać po kawie.A co do noci,to już czytałam.
      Pozdrawiamy:
      Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

      Usuń
  3. Ech, chciałam Cię zaprosić na mojego nowego bloga i powiadomić o rozdziale na Asakura twins Q_Q
    http://czarny-kruk-sk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń