piątek, 17 czerwca 2016

Shaman King, cz.5 — Szef

                Nie chce mi się pisać przedmowy. Znowu.
                A idźcie już czytać, mordki wy moje XD
                ----------------------------------------------
                — Hao-sama?
                Opacho przez chwilę nie mogła uwierzyć, że w końcu znalazły jej ukochanego mistrza. Szukali go przez ostatnie półtorej miesiąca – bez większych sukcesów. Kiedy Hanagumi zastrajkowały i postanowiły wziąć Opacho na wycieczkę, nagle Hao znikąd się znalazł.
                Hao odwrócił się w ich stronę, podobnie jak pozostali. Jeden chłopak był szalenie podobny do ich mistrza – czyżby to był ten Yoh, o którym tak często mówił w swoich planach? Być może. Razem z nimi była rudowłosa dziewczyna i blondwłosy chłopak. I…
                — Co ty tu robisz, Kira?
                — Zwiedzam — mruknął Mephisto, jakby było to oczywiste.
                Opacho zauważyła, że coś dziwnego było w Hao. I nie, nie chodzi tu bynajmniej o to, że miał na sobie zwykłe dżinsy i zieloną koszulkę. Chodziło bardziej o jego wyraz twarzy… Zazwyczaj była ona kompletnie nieczytelna dla kogokolwiek, a teraz malowało się na niej nieznaczne zdziwienie i zaciekawienie. A także dziwna niepewność… Opacho nie była pewna, co o tym myśleć. Nie znała mistrza od tej strony.
                Z kolei Hanagumi były pochłonięte obserwacją Kiry. Był on zdecydowanie dziwnym szamanem. Nie identyfikował się z żadną grupą – ani z Hao, ani z X-Laws, ani nawet z tłumem. Samotnik. Był taki denerwująco neutralny. Ponadto śmiał odmówić Hao-samie wstąpienie do jego grupy! Odpowiedział wtedy enigmatycznie, że już dla kogoś pracuje i bynajmniej tego człowieka nie ma na Turnieju, chociaż jest całkiem silnym szamanem, co zaskoczyło większość Drużyny Hao.
                Każdy szaman przecież marzył o zdobyciu korony, a nawet jeśli nie oni sami to przynajmniej ich faworyci! I nagle pojawia się taki Kira, który nie dość, że nie chce zostać Królem Szamanów, to jeszcze nikt nie słyszał o tym, żeby faworyzował kogoś ponad innych, kto ma szanse większe na wygranie Turnieju od innych. Nie wyjaśnia, co on w ogóle robi w Dobie, oznajmiając jedynie, że pracuje dla kogoś spoza wioski, kogo nie bardzo interesuje przebieg Turnieju.
                Być może żadna z nich nie powinna być zdziwiona faktem, że spotkały Kirę, jednakże fakt, że znaleźli go właśnie teraz, w towarzystwie Hao… To było dość niepokojące. I podejrzane.
                Przez co wpadły na pomysł, z którego pewnie nawet Marco byłby dumny.
                Uznały to za jakiś spisek przeciw ich mistrzowi.
                — Co zrobiliście Hao-samie?!
                — Absolutnie nic. Dlaczego myślisz, że coś mu zrobiliśmy? – Mephisto zdziwił się uprzejmie.
                Hao spoglądał na tę wymianę zdań w konsternacji. Nie wiedział, kim są te dziewczyny, które mówiły do niego z takim szacunkiem… Czyżby wiedziały, kim był, zanim stracił pamięć? Być może. A może po prostu pomyliły go z kimś innym? Nie, też nie, w końcu mówiły konkretnie do niego. Ciekawy był jednak, skąd znają Kirę. Czyżby miało to związek z tym jego półrocznym zniknięciem? Prawdopodobieństwo jest wysokie.
                Nie udzielał się do rozmowy, którą prowadził Kira z dziewczynami. Miał zbyt wiele niewiadomych i za mało do nich równań rozpisanych, żeby cokolwiek móc wyliczyć, nie wspominając o braku jakichkolwiek wyników1. A mimo wszystko wolałby znać wszystkie odpowiedzi bez liczenia i stosowania trików. Słuchając tej rozmowy miał wrażenie, że coś ważnego mu umyka. Tak, zdecydowanie nie lubił niewiedzy, ona jest okropna.
                — Hmm, no nie wiem, może dlatego, że zachowuje się jak nie on? — mruknęła Phauna ironicznie.
                Hao spojrzał na Yoh, który był skoncentrowany na obserwacji dziewczyn. Miał poważną twarz, spojrzenie wyglądało na zamyślone, brwi były lekko zmarszczone. Niemalże widział, jak trybiki w jego głowie chodzą.
                Zauważył po chwili, że stoi nieco za Shikim, Yoh i Ran-Mao. Nie wiedział nawet, kiedy to się stało ani jak. Dziwne, czyżby to był odruch bezwarunkowy? A jak tak, to czyj, ich czy Hao? Nie wiedział.
                Nagle poczuł czyjąś rękę na ustach, drugą na torsie i ciągnięcie do tyłu. Próbował się  wyrwać, jednak ten ktoś był zbyt silny. Po chwili nic już nie widział.
                -----------------------------------------------
                Luchist kiwnął lekko Hanagumi głową, że ma wszystko pod kontrolą i zniknął cichaczem z Hao. Nikt z nowych znajomych Hao tego nie zauważył dzięki kłótni z Hanagumi.
                Nie mógł uwierzyć w to, że tak późno go znaleźli, choć mieli go praktycznie pod samym nosem!
                Niosąc Hao, zastanawiał się, dlaczego znaleźli go w towarzystwie Kiry i nieznanych mu bliżej osób, jednak nie miał wątpliwości, że byli oni szamanami. Widział, jak ich wzrok wyszukiwał w pobliżu duchów stróżów Kanny, Mattie i Phauny. Nie było to zbyt trudne do wywnioskowania, zwłaszcza dla dokładnego obserwatora.
                Niedługo później przekazał Hao Zang-Chingowi. Luchist głupi nie był – lepiej przekazać jedną osobę do kolejnych kilku osób, żeby bezpiecznie dostał się do obozu, niż żeby jedna osoba go zaniosła. Jego rozumowanie było proste – skoro kilka różnych osób było widzianych z osobą niesioną, wtedy dużo trudniej złapać właściwy trop. Kilkanaście różnych zeznań wcale nie pomaga w poszukiwaniach.
                Teraz wystarczyło tylko wrócić do obozu okrężną głową. Jeżeli będzie widziany w kilku częściach miasta bez Hao, wtedy jeszcze trudniej będzie zlokalizowanie ich mistrza przez tamtą grupę.
                Są sposoby na zgubienie jakiegokolwiek pościgu. I Luchist znał ich wiele.
                -----------------------------------------------
                — Gāisǐ de, jìnǚ! Duìyú suǒyǒu de yuánsù tā mā de2!
                — Shiki! — Oburzyła się Ran-Mao. — Miałeś przestać przeklinać!
                Hanagumi zniknęły nagle jakiś czas temu, a fakt, że opuścili gardę mając ją cały czas w pełnej gotowości bojowej tylko pogarszał fakt, że nie zauważyli, kiedy Hao został porwany. Shiki’ego doprowadzało to do szału.
                — Teraz to daj mi spokój z tym! Hao został porwany i to akurat w czasie, gdy był pod naszą jurysdykcją!
                — Daj mu spokój, Hime — odezwał się Kira. — Pokrzyczy trochę i przestanie. Znasz go przecież.
                — On miał się tego oduczyć, a ty jeszcze go zachęcasz!
                — Cicho być, myślę — powiedział do tej pory milczący Yoh.
                Od dziesięciu minut próbował się skupić, a jego przyjaciele przekrzykujący się nawzajem całej sytuacji mu nie ułatwiali.
                Zapadła cisza, jednak Shadow czuł intensywne spojrzenia pozostałej trójki.
                Wdech, wydech, zignoruj ich, myślał Yoh, i zastanów się, co powinno się w tym wypadku zrobić? Po chwili miał już plan wstępny.
                — Na razie zrobimy tak. Roześlemy nasze duchy. Amidamaru przeszuka północ, Kami sprawdzi południe — za Shikim pojawił się duch rudowłosej kobiety o czarnych oczach — Kim przeszuka zachód — koło Kiry pojawił się duch złotookiego ducha o charakterystycznych rysach rodziny Tao3. — A Gabriela przeszuka wschód. — Koło Hime pojawiła się blondynka o szarych oczach. — Macie zachować dyskrecję.
                Wszystkie duchy kiwnęły głowami, a już po chwili zniknęli. Yoh westchnął.
                — Na tę chwilę to wszystko, co mogliśmy zrobić. Jutro my zajmiemy się jego poszukiwaniami, teraz nie miałoby to większego sensu. Jesteśmy na to zbyt zmęczeni i nie myślimy logicznie.
                — Ja ci dam szukanie go od jutra, Kuroshi! Zamierzam iść w tej chwili — Angel już się zbierał do wyjścia i przekopania całego Tokio wzdłuż i wszerz, byle tylko odnaleźć Hao. Chciał zmyć z siebie fakt, że pozwolili na jego porwanie akurat po całej tej wyprawie.
                — Nigdzie nie idziesz, Yoh ma rację — powiedział Kira, łapiąc Shiki’ego za ramię. — Wściekły nic nie wskórasz, a dobrze wiesz, że wściekły szaman…
                — To martwy szaman, zdaję sobie z tego sprawę — jęknął Angel. — Ale ja nie mogę tego tak po prostu zostawić!
                — Po coś przecież wysłaliśmy duchy, czyż nie? Czyżbyś nie ufał swojemu Stróżowi?
                — Ufam jej w tym samym stopniu, co Ran-Mao. Własne życie bym jej powierzył.
                — W takim razie się uspokój, znajdą go z pomocą innych duchów, możesz być tego pewny. Zmarli to straszne plotkary.
                — Dokładnie tak jak ty.
                — Dokła… Ej! Miałeś mnie tak nie nazywać! — Oburzył się Mephisto.
                — To za to, że wybiłeś mi z głowy szukanie Hao teraz, zaraz, natychmiast. — Shiki uśmiechnął się wrednie.
                Yoh pokręcił głową z zażenowaniem, ale  nie przerywał kłótni. I tak wiedział, że się go nie posłuchają. A przynajmniej nie w tej chwili.
                -----------------------------------------------
                Kiedy Hao się obudził, był w jakimś namiocie. Naprawdę dużym namiocie. Rozejrzał się.
                Leżał na macie, a obok niego była sterta książek, chyba od dawna nieruszanych. Żadna z nich nie wyglądała na książki czy to przygodowe, czy to fantasy. Kiedy spojrzał na tytuły zauważył, że miał rację. Dotyczyły one szamaństwa i duchów. Na środku stał niski stolik z dzbankiem i szklankami. Na podłodze leżało wiele pledów z kolorowymi wzorami. Niedaleko jego łóżka stała też jakaś torba, prawdopodobnie z ubraniami. I zasadniczo to było wszystko.
                Rozciągnął się lekko i ziewnął. Pomimo tego, że zemdlał to dalej był zmęczony.
                Po chwili ktoś wszedł do namiotu. Był to chłopak o długich włosach związanych w warkocz i dwoma pomarańczowymi  tatuażami pod ciemnymi oczami. Miał na sobie tylko białe workowate spodnie oraz żółtą bandanę, która podtrzymywała przydługą grzywkę.
                Chłopak lekko się uśmiechał. Nie był to wcale miły uśmiech.. Drwiący, złośliwy – to na pewno. Ale z pewnością nie wzbudzający nawet szczątkowego zaufania.
                — Hao-sama, niedługo zacznie się śniadanie.
                — A może ktoś mi wytłumaczyć, co się tu w ogóle dzieje? I dlaczego wszyscy odnoszą się do mnie z takim szacunkiem?
                Nichrom westchnął, uznając, że czeka go dzisiaj długi dzień. Co prawda dziewczyny z Hanagumi i Opacho powiedziały, że Hao kompletnie niczego nie pamięta, to jednak zobaczenie tego na własne oczy to kompletnie inna sprawa. Można powiedzieć, że dopóki tego nie zobaczył, to nie uwierzył tak do końca w słowa dziewczyn.
                — Dowiesz się wszystkiego po śniadaniu, nie martw się, Hao-sama. Obiecuję.
                Chłopak patrzył na niego z nieufnością wypisaną na twarzy, jednak po chwili kiwnął lekko głową. Tak, pomyślał Nichrom, Hao zdecydowanie nie zachowuje się jak on. Normalnie to nie ukazywał żadnej ekspresji na twarzy, a nawet jeśli, to zawsze był to rozleniwiony, nieco zadowolony z siebie uśmieszek. Może też nieco okrutny. Ale nic więcej.
                Oj tak, z Hao było coś zdecydowanie nie tak i Nichrom był zdeterminowany, żeby przywrócić go do poprzedniego charakteru i przywrócić mu wspomnienia.
                W końcu bez niego nie dadzą rady stworzyć Królestwa Szamanów.
                -----------------------------------------------
Nie tylko Shiki chciał znaleźć Hao tak szybko, jak się to da.
Już nie chodzi tu tylko o to, że będzie on śmiertelnie niebezpieczny dla otoczenia, kiedy tylko przejdzie mu amnezja, ale także fakt, że Amidamaru bardzo polubił tego chłopaka. Podobnie jak Yoh i reszta. Duch Stróż, podobnie jak Shadow, był zszokowany, kiedy dowiedział się o profesji Firestorma od Kiry. Jednak wątpić nie mógł — Mephistofeles już dawno temu udowodnił, że jest lojalny do bólu. Nie miał żadnych powodów, żeby kłamać czy też preparować informacje. Ponadto te dziewczyny, które nie tak dawno kłóciły się z szamanami tylko ten fakt potwierdzały…
Rozejrzał się po okolicy. Znowu nic.
Wysłał oczywiście okoliczne duchy do przeszukania okolicy. Poprosił, zasadniczo rzecz biorąc. Miejscowe duchy dość chętnie pomagały w poszukiwaniach, choćby dlatego, że nie miały za bardzo co robić. Ponadto do jego kompanii doszedł Faust z Elizą przy boku.
Zazwyczaj zmarła żona Fausta się nie pojawiała, dlatego Amidamaru był nieco zdziwiony. Ale kiedy się dowiedział, że Eliza także chce pomóc w poszukiwaniach Hao, zrozumiał, że kobieta polubiła nowego członka grupy Yoh. Zresztą, jakże można go nie lubić?
Niedługo powinienem wracać, pomyślał Amidamaru, jest już grubo po trzeciej nad ranem, a Yoh i reszta czekają.
Musiał jednak zaczekać, aż wrócą duchy, które wysłał na wywiad. Niegrzecznym byłoby opuścić stanowisko, zanim nie dowiedziałby się wszystkiego.
— Amidamaru-dono!
Duch odwrócił się, żeby zobaczyć nadlatującego ducha, który został wydelegowany wcześniej do złożenia raportu.
— Słucham? Dowiedzieliście się czegoś?
— My nie, ale Kim-dono kazał przekazać, że znalazł zagubionego szamana. Jest w parku na północ od Ikebukuro, w Otonashi Ryokuchi Park. Kazał też przekazać, że wszyscy się mają spotkać w miejscu… Jak to było… Gdzie akcelerator entropii roślinnej nabiera nowego znaczenia. Nie mam pojęcia, o co chodzi w tej zagadce…
                Amidamaru kiwnął głową, po czym podziękował duchom za włożoną pracę i wrócił do Yoh. Dobrze wiedział, że teraz wszyscy się zbiorą w jego mieszkaniu, żeby omówić dalszy plan działania. W końcu każdy doskonale wiedział, że jeżeli chodzi o bałagan powodowany przez rośliny występuje zasadniczo tylko u Yoh, bo reszta miała rozsądną liczbę roślin w domu.
Wszystkie duchy były już na miejscu. Amidamaru przybył jako ostatni.
Hime i Angel siedzieli na kanapie razem z Kirą, zaś Yoh siedział na fotelu. Miał poważną minę, zmarszczone brwi i lekko przymknięte oczy.
— No to jak to mamy rozegrać, Yoh? — spytał się Kira. — Nie możemy go tak po prostu odebrać przecież, nie pozwolą nam na to.
Yoh westchnął ciężko, po czym uśmiechnął się lekko.
— Spokojnie, Mephiś. Pamiętasz może, jak ci goście chcieli tak bardzo wiedzieć, dla kogo pracujesz.
— Jasne. Ale co to ma wspólnego z Hao? Chyba że…
— Dokładnie, Kira, dokładnie. Wiedziałem, że od razu się zorientujesz. A reszta? Co wy na to?
Angel uśmiechnął się iście po diabelsku.
— Wiesz, że my na to jak na lato. Dywersja zdecydowanie nam się przyda.
Shadow rozciągnął się i wziął kubek z sokiem, który stał na stoliku. Napił się trochę.
— No, panie i panowie, czas na uszczegółowienie naszego planu. Zarys nam przecież niczego nie da.
------------------------------------------------
Plan postanowili wprowadzić nazajutrz wieczorem.
Ran-Mao uznała, że wtedy ta grupa, która porwała Hao, spuści nieco gardę. Nie będą się spodziewać, że znajdą ich już nazajutrz, a ponadto nie jest zbyt wcześnie. Jeżeli zrobiliby to rano, to mogli się spodziewać, że są przygotowani do natychmiastowej ucieczki. Wieczorem będą zmęczeni wyczekiwaniem oraz dniem ogólnie.
Wezmą tylko to, co najważniejsze: wodę, krótkofalówki i oczywiście broń. Chociaż Ran-Mao nie spodziewała się, żeby była im ona potrzebna. Jednakże, jak to ona uznawała, przezorny zawsze ubezpieczony, także każdy z nich wziął to, z czym zazwyczaj walczą.
Yoh wziął oczywiście katanę Hasuramę, Shiki wziął skrzypce (do dzisiaj nie potrafiła się nadziwić, że to akurat Shiki z nich wszystkich gra na tym instrumencie, ale poniekąd on do niego pasował), Kira za medium miał Guan-Dao, zaś sama Ran-Mao korzystała z dwóch długich noży. Co prawda tworzyła Kontrolę Ducha jedynie z jednym nożem, to dla własnej wygody zawsze miała drugi w ręku. Walka przy użyciu tylko jednego noża jest niepraktyczna.
Westchnęła lekko, a po chwili poczuła, że ktoś kładzie dłonie na jej ramiona.
Shiki…
— Denerwujesz się? — zapytał, delikatnie obejmując jej ramiona.
— Nie bardzo. Wolę jednak mieć to już za sobą.
Angel położył głowę na jej ramię.
— Ja też. Lubię Hao, to w porządku gość.
— Ty już zdążyłeś go ogłosić przyjacielem na śmierć i życie, a nawet przyjacielem w życiu pozagrobowym.
— Oczywiście.
Hime lekko się rozluźniła i przycisnęła głowę do szyi chłopaka. Odetchnęła głęboko i spojrzała na zegar.
— Czas się zbierać, Yoh i Kira pewnie zaraz będą na miejscu.
— A więc nie dajmy im czekać — uśmiechnął się Shiki i pocałował Ran-Mao w policzek, po czym ujął ją delikatnie za rękę i wyprowadził z mieszkania.
Mają przyjaciela do uratowania.
Dwadzieścia minut później byli już na miejscu. Kira i Yoh ze swoimi Duchami Stróżami już na nich czekali.
— Możemy więc już zaczynać?
Wszyscy kiwnęli głowami.
— No to ruszajmy.
Yoh i Kira weszli w głąb parku. Shadow znalazł sobie wygodne miejsce na drzewie, zaś Kira stał pod nim, opierając się o to drzewo. Jeżeli Kira dobrze przewidział ruchy grupy Hao, to już niedługo Opacho i reszta zauważą ich przybycie. Jednocześnie to odwróci ich uwagę od Shiki’ego i Ram-Mao, którzy zakradali się inną częścią parku do ich głównego ośrodka.
Kira ani trochę się nie pomylił. Niedługo później zobaczył niemalże całą grupę Hao. Brakowało jedynie Zang-Chinga.
— Co ty tu robisz Kira? — spytał spokojnie Luchist, jednak trzymając dłoń na swojej broni.
— Przyszedłem pogadać. Co, nie wolno już mi?
Wszyscy spojrzeli podejrzliwie na Kirę spode łba. Nie mieli zamiaru mu ani trochę uwierzyć.
— Pamiętacie może, jak bardzo chcieliście się dowiedzieć, kto jest moim szefem? Właśnie dostajecie odpowiedź na to pytanie. Siedzi aktualnie nade mną. — Mephisto wskazał palcem nad głowę.
Jak na wezwanie grupa spojrzała w stronę gałęzi drzewa.
Zobaczyli chłopaka bliźniaczo podobnego do ich mistrza. Delikatny uśmiech, pół przymknięte oczy — zadrżeli na ten widok. Przypominał wtedy mistrza Hao. Przede wszystkim czuć było to tajemnicze przyciąganie, podobne do tego, którego używał Asakura. Czuć było potęgę i charyzmę tego człowieka.
Hanagumi wcześniej się nie zastanawiały nad tym, jak potężny może być ten chłopak. A teraz wiedziały, że prawdopodobnie popełniły poważny błąd, skupiając się wyłącznie na Kirze i nie zwracając absolutnie żadnej uwagi Yoh. Łatwo było to zignorować. Teraz było już za późno na docenienie przeciwnika.
Z kolei Yoh przyglądał się uczniom Hao. Byli potężni, to prawda. Jednakże mógł stwierdzić, że jeżeli pociągnie się za odpowiednie struny, to łatwo ich będzie wyprowadzić z równowagi. A przynajmniej większość.
Spodziewał się, że będą problemy z wkurzeniem Luchista i Opacho. Były przywódca X-Laws roztaczał wokół siebie aurę świętego spokoju i anielskiej cierpliwości. Z kolei Opacho ze względu na jej młody wiek będzie twardo stać przy swoich racjach, przez co z pewnością będą trudności z wyprowadzeniem jej z równowagi.
Ale przecież Shadow nie zamierzał robić jej krzywdy. Jeszcze nie upadł tak nisko, żeby krzywdzić nieznajome dzieciaki cięciami katany. Jednakże reszta to inna sprawa.
Zapowiada się ciekawy wieczór, pomyślał Yoh, zeskakując ze swojego miejsca.
-----------------------------------------------
                1 Wybaczcie, mat-fiz to styl życia.
                2 Tłumacz Google został użyty, więc wiecie – tłumaczenie może nie być dokładne XD
                3 Wybaczcie, ale musiałam go tutaj dać XD To było silniejsze ode mnie XD
                Specjalnie dłuższe za to, że musieliście tyle czekać. Jeszcze raz bardzo was za to przepraszam *kłania się jak w typowym anime*
                Kyuu: Przestań już, powiedzieli ci, że przecież się nie gniewają, co nie? Poza tym o ile dobrze pamiętam to zdarzały ci się dłuższe przerwy, a w międzyczasie wstawiałaś jakieś krótsze shoty, co nie?
                No niby tak, no ale nadal mi z tym źle no!
                WDP: -.-”
                Naru: Darka-san, może pójdź zjeść jakieś ciastka czy coś…? Nie chcemy tutaj kolejnej powodzi łez.
                Hao: Ani chowania się po bunkrach.
                Yoh: Ani budowania wałów.
                Shiki: Nie wspominając o zbieraniu zapasów.
                A idźcie mi wy, diabły wcielone *syczy*
                WDP: Już z nią w porządku.
                … Jesteście mendami, wiecie?
                WDP: I za to nas kochasz.
                Ależ oczywiście *uśmiecha się wrednie* Zaraz ja wam tę miłość pokażę…
                WDP: *Przełykają ślinę*
                Wybaczcie mi, idę pokazać mojej Drużynie nowe znaczenie miłości *zaciera ręce*
                WDP: *Wieje*
                Pozdrawiamy!

                Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

sobota, 11 czerwca 2016

Info

Mam złe wieści. Po tym, jak mój komp odmówił posłuszeństwa, straciłam wszystkie dane z kompa. Co oznacza, że wszystko, co do tej pory napisałam na bloga poszło się chrzanić. A byłam już tak blisko zakończenia! TT.TT
Tak czy inaczej przepraszam was za to. Czułam się w obowiązku was o tym poinformować.
A teraz pozwólcie mi opłakiwać moją stratę ;-;
Pozdrawiam:
Darka3363