niedziela, 27 sierpnia 2017

Specjal bez okazji– Ot,taki na rozluźnienie atmosfery, podniesienie na duchu, czy coś tam XD #2

[DODATEK] CIEŃ KRÓLA SZAMANÓW: KIRAMI!

--------------------------------

                Kirami powiedziała, że ma chłopaka.
                Kiedy Hao o tym usłyszał, to niemal padł na zawał. Yoh tylko roześmiał się z takiej reakcji starszego brata. On, w porównaniu do swojego Króla, nie miał z tym większych problemów, bo zawsze w razie co może po prostu skopać tyłek nieodpowiedniemu delikwentowi i… Sprawić, żeby zniknął w tajemniczych okolicznościach.
                Ależ nie, on nie był okrutny i nadopiekuńczy wobec siostry. Wcale. Po prostu bardzo kochał swoją małą siostrzyczkę i nie chciał, żeby przebywała w towarzystwie kogoś nieodpowiedniego.
                Dlatego słuchał z uśmiechem na ustach przesłuchanie Hao.
                — Jesteś pewna, że go lubisz?
                — Jestem.
                — A tego, że na pewno nie chce cię oszukać? Bo i tacy się zdarzają.
                — Oczywiście, że nie chce.
                — No nie jestem taki pewien.
                — Hao-nii-chan, on jest szamanem z jednej z szanowanych rodzin. Ktoś taki nie oszukuje.
                — No nie wiem…
                — Jego rodzicami są Tao Ren i Anna.
                Hao zamilkł i zaprzestał zadawania pytań. Oparł się o oparcie tronu i pokiwał głową. Skoro to syn Anny to nie będzie przecież marudził, co nie? Znał w końcu Annę i Rena, i…
                O Królu Duchów. Syn Anny i Rena.
                Kiedy Yoh spojrzał na mimikę twarzy brata, to aż spadł ze swojego ulubionego miejsca na tronie, chichocząc w najlepsze i tracąc oddech. Co jak co, ale to było całkiem zabawne.
                — I czego się śmiejesz? — Hao spytał Cienia z ponurą miną.
                — Gdybyś widział swoją minę, też byś się śmiał!
                Dobre dziesięć minut zajęło Yoh, żeby się w końcu uspokoić.
--------------------------------

SHAMAN KING, CZ.4 – JEDZIEMY NA WYCIECZKĘ!

--------------------------------

                Angel wpadł do mieszkania Yoh już o siódmej rano i zaczął wrzeszczeć na całe gardło:
                — Nie śpimy, zwiedzamy! Wstawać, lenie parszywe, przebrzydłe!
                — Musisz tak wrzeszczeć od samego rana? — Hao wyjrzał z kuchni.
                — Wiesz, inaczej Shadowa się nie obudzi. Na niego to potrzebne są drastyczne środki. Nie wiedziałem, że jesteś rannym ptaszkiem.
                — Nie lubię spać do późna, potem wszyscy wyglądają jak zombie, a ja nie chcę tak wyglądać.
                — I dobrze. To ja lecę dobudzać kierownika.
                — Kierownika nie ma, nie było i nie będzie! — Yoh odkrzyknął ze swojego pokoju, jednak ani myślał wstać i się przywitać z Shikim.

--------------------------------

FIVE NIGHTS AT FREDDY'S W STYLU WESOŁEJ DRUŻYNY PIERŚCIENIA!

--------------------------------

Yoh: *Śpi, rozłożony na fotelu, Amidamaru pilnuje biura*
Amidamaru: Yoh-san! On się ruszył!
Yoh: Ułaaach… Naprawdę? O ile dobrze pamiętam Phone Guy powiedział, że będą się kręcić.
Amidamaru: Też racja. Przepraszam, że cię obudziłem, Yoh-san.
Yoh: Nie ma sprawy, Amidamaru. *Śpi dalej*
Amidamaru: *Patrzy dalej na kamery i widzi po dwóch godzinach biegnącego Foxy’ego* Yoh-san?
Yoh: Ciom…? Śpiem, branoc… *Układa się jeszcze wygodniej w fotelu*
Amidamaru: Foxy biegnie w naszą stronę.
Yoh: A niech biegnie.
Amidamaru: I… *Patrzy w kamerę z niedowierzaniem* Goni go Anna!
Yoh: *Budzi się natychmiast* Co?! Amidamaru, już nie żyjemy!
Amidamaru:…
Yoh: Sorki. Ale jak ona nas tu znalazła?!
Amidamaru: Nie wiem, ale lepiej miej dobre wytłumaczenie dlaczego zwiałeś z jej treningu.
--------------------------------

KYUU W KRAINIE UNDERTALE, CZ.3 — HOTLAND

--------------------------------

                — Cz-czekaj! Dam ci m-mój numer telefonu, w razie g-gdybyś potrzebował pomocy… Chwila, skąd masz ten telefon? Jest prehistoryczny! Nie ma nawet opcji esemesowania!
                — Taa, wiem, ale pani Koza mi go dała, nie wypadało odmówić, zwłaszcza,  że i tak miałem go oddać.
                — P-poczekaj, proszę, chwilkę…
                Zabrała mu telefon, po czym w błyskawicznym tempie go przerobiła.
                — Trochę go za-upgradeowałam, teraz możesz esemesować, masz listę itemów… Masz nawet połączenie z Podziemnym Internetem!
                — Wow, dzięki Alphys. Teraz bardziej przypomina mojego smartfona. Być może nawet tym razem dam radę dodzwonić się do szefowej!
                Natychmiast wykonał numer, ale nic nie wyszło. Niestety.
                — A było brać starą Nokię, tamta to by nawet w czarnej dziurze działała…

--------------------------------

NOWY ROK Z WESOŁĄ DRUŻYNĄ PIERŚCIENIA!

--------------------------------

Lucifer wyszedł z kopca i otrzepał się z ziemi.
                — Hej! A może pójdziemy do mnie? Zrobimy sobie noc filmową!
                Chwila ciszy.
                — A będzie popcorn?
                — Pewnie.
                — A fajerwerki?
                — Nawet w salonie, jeżeli chcesz.
                — A jakie filmy?
                — Może Tank Girl? I jeszcze Harry Potter. I Larę Croft, bo dawno nie oglądałem.
                Chwila ciszy.
                — Nie wiem jak ty Arty, ale wchodzę w to.
                — Dla mnie też okej.
                — Ale poczekajcie jeszcze na nas! — wydarła się Darka zza okna. — Już jesteśmy przy końcówce finału i my też z wami idziemy!
                — Ta to ma wgląd na wszystko w tym miejscu, co?
                Hao i Artemis pokiwali zgodnie głowami, czekając na Kyuu, Darkę, Wenę i Shiki’ego.
--------------------------------

KYUU W KRAINIE UNDERTALE, CZ.4 — PODZIEMIE CZY INNE TAM LOCHY

--------------------------------

                (...)Potem przylazł Flowey.
                Zaczął coś chrzanić, standardowa gadka szmatka głównego złoczyńcy przy finałowym stage’u.
                A potem, potem ktoś zawołał poprzez barierę:
                — Halo! Każdy po drugiej stronie niech odsunie się od tych cholernych drzwi, rozwalamy je na drobny mak za dokładnie minutę!
                Kyuu momentalnie rozpoznał głos Darki, z czego się ucieszył, jednakże chwilę potem zbladł, kiedy tylko usłyszał komunikat.
                Szybko chwycił Flowey’a i odsunął się od bariery, a kiedy pociągnął słonecznika, pociągnął za sobą również resztę potworów.
                — Uwaga, Naruto zaraz przywali nie jednym, lecz dwoma Rasenshurikenami w tę barierę! Odliczam! 10, 9, 8… A, walić to, Naru, wal!
                I walnął tak mocno, że aż huknęło.
                I nagle bariera zniknęła.
                — No, była bariera, ni ma bariery — to był jedyny komentarz ze strony Kuramy.
--------------------------------
 W sumie przyszło mi do głowy zrobić tę notkę po przeglądzie części pierwszej swego rodzaju czegoś takiego XD
W sumie fajnie się sklejało, bo poprzypominałam stare dobre czasy sprzed roku, kiedy to jeszcze pisałam notki XD
Kyuu: Coś w tym jest.
^-^ Następnym razem napiszę(!) notkę z Naruto, bo pomysł mam, tylko jeszcze nie jest on napisany XD
Naruto: Yay! W końcu dostanę jakiś czas antenowy!
Pozdrawiamy!
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

piątek, 18 sierpnia 2017

Kyuu w krainie Undertale, cz.4 — Podziemie czy inne tam lochy

Kyuu nie mógł wprost uwierzyć w swoją głupotę.
Zamiast chodzić, jak jakiś głupi śmiertelnik bez nawet krztyny chakry w żyłach, Kurama przecież może się teleportować! A teleportacja jest szybsza od chodzenia! I basta. Nikt na tym świecie nie przetłumaczy mu inaczej. Nikt. Zwłaszcza kiedy był wkurzony. Ot co.
Co prawda nie działały, by móc wydostać się na zewnątrz, co zapewne było działaniem bariery, ale są doskonałe do poruszania się wewnątrz.
Za dużo czasu spędziłem w towarzystwie Naru, teraz jego kretynizm mnie się udzielił — pomyślał z zażenowaniem Lis. Gdyby Shukaku tylko to zobaczył… Kyuu już prędzej pociąłby się mydłem w płynie o zapachu gumy do żucia niż miałby żyć ze wstydem.
Niemal natychmiast zaczął korzystać z jednej ze swoich ulubionych technik: Teleportacji Ognia.
Dzięki temu, że Lis miał niemalże nieskończone pokłady chakry, to mógł podróżować tak przez całe Podziemie i nawet się nie spocić. Technika ta zabierała tak mało jego energii, że nawet Sakura mogłaby teleportować się tak z Konohy do Suny i się nie spocić. Chyba. Sakura miała zaskakująco małe pokłady chakry, ale za to kontrola jej jest na niebywałym poziomie.
                W pewnym momencie jednak coś mu stanęło na drodze. A może ktoś? Cuś? Nad nazywaniem robotów o niezidentyfikowanej płci i jeszcze ciągotami do tanswestycji jeszcze popracuje.
                — Mettaton…
                — Ach, pamiętasz mnie, darling!
                — Oczywiście, że cię pamiętam, próbowałeś dopiero co mnie zabić, pamiętasz?
                — Właśnie w tej sprawie cię zatrzymuję, człowieku.
                Kyuu zajęczał głośno.
                — Nie jestem cholernym człowiekiem! Jestem DEMONEM! Czy mam to przeliterować? Nie ma sprawy! D-E-M-O-N. Jestem demonem, do jasnej cholery!
                Kurama chętnie by użył mocniejszych słów, ale jakby Artemis dowiedział się, że ich używał to by chyba go oskórował. A bynajmniej oskórowałby jego lisią postać, chłopakowi jakoś nie widzi się krzywdzenie ludzi. Kyuu solennie sobie poprzysiągł, razem z Weną oczywiście, że nad tym jeszcze popracują. A jak biedaka będą chcieli zgwałcić i on się nie obroni, bo nie chce skrzywdzić innych?
                A skoro o brutalności mowa…
                — Ałć, darling! Za co?!
                Lisowi przypomniało się, że miał przyłożyć Mettatonowi. Dla jego własnego dobra oczywiście.
                Tylko i wyłącznie dla jego dobra. A przynajmniej tak wmawiał sobie Kyuubi.
                — Słuchaj no mnie, panie. Ale słuchaj bardzo uważnie. Lepiej dla ciebie, jeżeli nie będziesz od tak wyjawiał czyichś tajemnic, a zwłaszcza kobiet. Bo możesz przez przypadek obudzić prawdziwego Diabła… — Kyuu zapatrzył się w przestrzeń niewidzącymi oczami.
                Kiedyś ktoś zdradził tajemnicę pierwszej jego jinchuuriki. Jakiś facet, już nawet nie pamiętał kto to był. Nawet bez używania jego mocy zdołała…
                Nie. Nie ma zamiaru sobie tego przypominać. Nadal straszy go to po nocach i tyle mu wystarczy. I wtedy to właśnie nauczył się, żeby nie zadzierać ze wściekłą kobietą. Dla niego i reszty otoczenia lepiej jest, jeżeli po cichu się wycofa. Tak też jest łatwiej. I przy okazji wyjdzie z zasięgu rzeczy rzucanych przez kobietę. Tak na wszelki wypadek. Dla jego własnego bezpieczeństwa i dobra.
                — Stary, poważnie mówię, nie rób tego. Po prostu nie — chwycił za ramiona Mettatona. — Tak jest lepiej dla wszystkich, rozumiesz? A zwłaszcza dla ciebie lepiej — zaczął nim potrząsać. — Obiecaj mi, że tego nie zrobisz więcej!
                — Człowieku, puść mnie! Posądzę cię o tykalność mojej nietykalnej osoby, darling!
                — NIE JESTEM CZŁOWIEKIEM DO CHOLERY! — Wykrzyknął Kyuu, pokazując przy tym wszystkie swoje kły, a oczy błysnęły z wściekłością.
                Mettaton natychmiast umilkł, kiedy tylko wyczuł zabójczą intencję u Lisa. Sensory jego wariowały od dziwnych wytycznych pochodzących z tego otoczenia, ale wiadomość Kuramy dotarła do niego jasno: nie wkurzaj mnie więcej, bo to źle się dla ciebie skończy.
                — Skoro nie jesteś człowiekiem, to niby kim?
                — Zapytaj Alphys jak już ją przeprosisz, to się dowiesz. Poza tym już mówiłem kim jestem, musisz sobie chyba pamięć wymienić skoro już nie pamiętasz. Nie. Mam. Czasu. Z drogi!
                I Kyuu zaczął teleportować się dalej, zostawiając oszołomionego Mettatona za sobą.
                Zostało mu zaledwie pięćdziesiąt minut do obiadu i miał sporą obsówkę. Musiał się pospieszyć, jeżeli pragnie jeszcze żyć.
                Szczerze mówiąc to do teraz nie pamiętał, jakim cudem dostał się tak szybko do pałacu zamkowego. Teleportacja miała mimo wszystko wady — jeżeli za często jej używasz, to otoczenie zaczyna ci się zlewać ze sobą, nawet jeśli jesteś jednym z najpotężniejszych demonów żyjących na tej Ziemi.
                I musiał przyznać, że miał niezłego pecha, że akurat tutaj trafił na Sansa.
                — Człowieku…
                Kyuu nie miał nic do tego gościa, poważnie, nawet jeżeli jego suchary są przynajmniej dziwne, serio. Ale Kyuubi’emu skończyła się już odstawiona na ciężkie czasy cierpliwość. Najwyższy czas pokazać, że jest tym cholernym demonem, a nie człowiekiem.
                Zaczął składać bardzo szybko znaki, a po chwili przebił kłem kciuk i trochę krwi skapło na posadzkę.
            — Hej, kolego, co ty robisz?
                — Biorę cię na wycieczkę. I nie masz nic do gadania, gaki — chwilę później Kyuu przejechał kciukiem po czole Sansa, a ten upadł na posadzkę.
                Szkielet znalazł się w… dziwnym miejscu. Wszędzie było mnóstwo wody, a wokół niego było dużo drzwi. Przez chwilę wydawało mu się, że jest w jakimś dziwnym szpitalu prosto z horroru.
                — Chodź za moim głosem, gaki.
                Z jednej strony Sans nie miał ochoty słuchać tego głosu, ale z drugiej strony brzmiał on dziwnie podobnie do Kyuu… Odpalił swoje glaster blaster (na wszelki wypadek) i powoli przemieścił się do źródła głosu. Po chwili stanął przed czerwonymi drzwiami.
                — Na co czekasz? Wejdź do środka.
                Sans pchnął drzwi i wszedł do środka. Zobaczył ogromne stalowe kraty, otwarte. Cokolwiek miało być tam zamknięte, już nie było, a ciemność otaczała tamo miejsce. A w tej ciemności majaczyły się czerwone, złowrogo błyszczące oczy. Po chwili poczuł na twarzy podmuch ciepłego powietrza.
                Ale czy na pewno powietrza?
                Sans wystrzelił jeden laser w górę, dzięki czemu zobaczył, co się majaczy w ciemności. Była to ogromna postać szczerzącego się Lisa, leżącego na całej tej wodzie. Dziewięć rudych ogonów wirowało nad jego postacią.
                Szkielet niemalże podskoczył, kiedy go zobaczył. Kyuubi zaśmiał się w głos.
                — Nie masz się czego obawiać, gaki. Tak bardzo chciałeś widzieć we mnie człowieka więc co ty na to powiesz? Może w końcu wbije ci się do twojej twardogłowej czaszki fakt, że jestem demonem!
                Po chwili Sans ujrzał błysk światła i po chwili z ciemności wyszła ludzka postać Kuramy, który wciąż się szczerzył.
                — Uwierz mi, jeszcze trzy lata temu zajebałbym was wszystkich na miejscu za to, że choćbyście myśleli o tym, że jestem człowiekiem. No ale wiesz, czasy się zmieniają, podobnie jak moi jinchuuriki i ich szefowie, przez co musiałem się nauczyć cierpliwości. Co za ból w tyłku.
                Kyuu podszedł do Sansa i poklepał go po głowie.
            — Gdzie my jesteśmy?
                — W duszy mojego jinchuuriki. Jestem w nim aktualnie zapieczętowany. Może, ale tylko może byłbyś w stanie mnie tutaj poważniej zranić. O zabiciu nie ma mowy, bo nie mam w tym miejscu ciała, a jedynie jego projekcję. Duszy w ogóle nie mam. A i nie strzelaj więcej tutaj laserami, Naruto potem ma okropne bóle głowy przez to.
                — Rasengan!
                I w tym momencie Kyuu dostał techniką w tył głowy.
                — Naru! Za co?!
                — Za chęć do życia i miłość do ojczyzny! Gdzie ty się podziewasz, do jasnej cholery co?! Wszyscy cię szukają!
                — A uwierzyłbyś mi, gdybym ci odpowiedział, że sam nie wiem, gdzie jestem? W jakimś Podziemiu, to na pewno. Chyba gdzieś pod Tybetem, ale łba za to nie dam.
                — Pojechałeś do Tybetu beze mnie?!
                Kyuu poklepał się po uszach, marszcząc przy tym brwiami. Widać, że głowa go zabolała od krzyku Uzumaki’ego.
                Oczywiście to też mogło mieć też związek z przyjęciem rasengana na główkę, ale to kompletnie inna sprawa.
                — Na pewno nie z własnej woli, pracuję nad wydostaniem się stamtąd.
                — No ja myślę. Przekażę Darce-san, że jesteś gdzieś pod Tybetem w jakichś podziemiach czy innych tam lochach i przylecimy cię pewnie odebrać.
                — Spoko, tylko pamiętaj, że mają jakąś chrzanioną barierę.
                — E tam, pewnie nic, czego by dobrze umiejscowiony rasengan by nie rozwiązał. Albo Rasenshuriken, ta technika rozedrze wszystko.
                — Oj tak, bolało jak cholera, kiedy nim oberwałem.
                Przez chwilę kontemplowali tak, jinchuuriki i biju, nad pięknem i śmiercionośnością tej cudownej techniki, jak również myśleli nad ich pojedynkiem sprzed laty.
                Ach, piękne czasy, wtedy Kyuu mógł spokojnie palić żywcem duchy bez obawy o ból głowy.
                A skoro o duchach mowa…
                — Ej, przy okazji, jak będziecie po mnie lecieć, to weźcie jakiego egzorcystę ze sobą, dwa duchy za mną non stop latają, a do tego chyba słonecznik jest opętany.
                — Słonecznik? — spytał Naruto niepewnie, marszcząc przy tym brwi.
                — Naprawdę nie chcesz wiedzieć — zadeklarował Kurama.
                Naruto westchnął, po czym dopiero teraz uświadomił sobie, że jest ktoś jeszcze w jego umyśle.
                Przyjrzał mu się.
                Szkielet w niebieskiej bluzie i różowych kapciach?
                Heh, pewnie spodobałby się tej różowej małpeczce, Yachiru.
                — Kurama, co tu do cholery robi ten szkielet? — Rzekł Naruto, przygotowując się do epickiej walki o swoją duszę.
                — Uznałem, że ktoś powinien w końcu zauważyć, że jestem pieprzonym demonem. Co prawda Alphys domyśliła się sama, kochana, choć irytująca istota, ale reszta jakby nie chce się słuchać.
                — Typowe. Też mnie nie słuchali, kiedy mówiłem, że zostanę bohaterem Konohy i co? Jestem teraz bohaterem wojennym wszystkich nacji i jedną z najpotężniejszych osób w tamtym uniwersum!
                — Heh, nie musisz mi tego mówić. Dobra, zmywam się, mam króla do spotkania i barierę do rozwalenia.
                — Pod warunkiem, że my nie rozwalimy jej pierwsi — powiedział Naruto na odchodne i zniknął.
                Zapadła chwila ciszy.
                — Technika, która rozedrze wszystko? — powiedził Sans.
                — Ano. Rasenshuriken rozwala nerwy bodajże na poziomie atomowym czy coś takiego wieloma precyzyjnymi jak cholera atakami małych igieł. Ciało niby pozostaje w miarę całe po tym wszystkim, ale  regeneracja po tym zajmuję dłuższą chwilkę. O ile ją w ogóle przeżyjesz — powiedział Kyuubi mrocznie.
                — A-ach — to jedyne co Sans mógł powiedzieć.
                Być może i jego Gaster Blaster potrafiły zrobić z kogoś przystawkę na grilla, ale nie były one w stanie rozwalać nerwów na tak małym poziomie, nie mówiąc o zachowaniu przy tym ciała.
                Wow. Po prostu… Wow.
                — Dobra Sans, wynosimy się stąd, bo być może i Naruto przekaże szefowej, gdzie jestem, to i tak wolę być na miejscu, kiedy ona przybędzie pod barierę.
                Szkielet nie zdążył nic powiedzieć, kiedy Kurama pstryknął palcami i wszystko po raz kolejny zniknęło.
               
                Kyuu szedł do króla razem z Sansem.
                Czy też raczej, Kyuu szedł do króla ciągnąc za sobą ten leniwy szkielet. Lepiej mieć przy sobie kogoś, kto wiedział, że nie jest człowiekiem i najwidoczniej ma wolny dostęp do pałacu królewskiego. To musiało znaczyć coś dużego, w końcu nie zaprasza się prawie że obcych do chodzenia jak się chce po zamku.
                Ale w każdym razie nie jest to ważne.
                Kurama pogadał z Królem, potem znowu przesiedział ataki, aż w końcu król się znudził.
                Ale Kyuu i tak był pod wrażeniem, bowiem ten potwór był zdecydowanie potężniejszy od reszty. U tamtych ataki były mocnymi łaskotkami, a te ataki były raczej drapnięciami niż łaskotkami, co ustawia się po stronie plusów.
                Co prawda niewiele one zdały się na Kyuubi’ego, ale Kyuubi to Kyuubi, na niego działały tylko techniki zaprzężone w chakrę i brutalna siła, chociaż to drugie i tak było podchwytliwe z tą jego regeneracją.
                Potem przylazł Flowey.
                Zaczął coś chrzanić, standardowa gadka szmatka głównego złoczyńcy przy finałowym stage’u.
                A potem, potem ktoś zawołał poprzez barierę:
                — Halo! Każdy po drugiej stronie niech odsunie się od tych cholernych drzwi, rozwalamy je na drobny mak za dokładnie minutę!
                Kyuu momentalnie rozpoznał głos Darki, z czego się ucieszył, jednakże chwilę potem zbladł, kiedy tylko usłyszał komunikat.
                Szybko chwycił Flowey’a i odsunął się od bariery, a kiedy pociągnął słonecznika, pociągnął za sobą również resztę potworów.
                — Uwaga, Naruto zaraz przywali nie jednym, lecz dwoma Rasenshurikenami w tę barierę! Odliczam! 10, 9, 8… A, walić to, Naru, wal!
                I walnął tak mocno, że aż huknęło.
                I nagle bariera zniknęła.
                — No, była bariera, ni ma bariery — to był jedyny komentarz ze strony Kuramy.
                — Kura-chan~! — nagle na biednego demona rzuciła się kuzynka Weny, Silene.
                Silene była demonicą o czarno-białych włosach i brązowych oczach, która za cel swego życia ustanowiła wyjść na Kuramę i mieć z nim gromadkę dzieci.
                — No nie! Po co ją tu przywlekliście?!
                — Twoja kara za nie pomyślenie wcześniej, że możesz dotrzeć do nas przez Naruto —  powiedziała Darka. —  Swoją drogą, Ichigo, weź załatw te duchy i opętanego słonecznika.
                — Przecież nie jestem egzorcystą.
                —  Ale jesteś shinigami, prawie na jedno wychodzi. No już, bierz się do roboty!
                Ichigo westchnął cierpiętniczo, ale chwycił za Zangetsu i odesłał dwa duchy do zaświatów.
                — Hmm… Osoba w tym słoneczniku powinna być martwa już od lat, a jednak żyje. Ciekawa sprawa, Kurotsuchi by się zainteresował.
                — Ichigo, co ci mówiliśmy o okrucieństwie wobec innych? — powiedział Yoh Asakura, czytając przy tym mangę.
                W tym właśnie rozdziale mangi Ao no Exorcist  Rin zostaje przyjęty do Akademii Prawdziwego Krzyża i miał się nauczyć, jak korzystać z jego nowoodkrytych mocy oraz zostać egzorcystą jak jego brat bliźniak i przybrany ojciec. Zapowiadało się ciekawie, nie ma co.
                — Ta, ta, spokojnie, nie oddam go tam. Ale i tak muszę go przeciąć, bo inaczej ten potworek w życiu spokoju nie zazna — rozejrzał się po osobach w pomieszczeniu i spojrzał na Toriel i Asgore’a — On jest chyba waszym szczylem i pewnie nawet nie mieliście o tym pojęcia. Poważnie, eksperymenty na duszach powinny zostać zabronione. No cóż, żegnam — i Ichigo wysłał świadomość Asriela do Zaświatów, kiedy król i królowa przeżywali ciężki szok.
                — Wiecie, w sumie o ciekawe, że z jakiejś racji wy, potwory, myśleliście, że siedem dusz ludzkich dzieci niewinnych jak małe kociaki (w większości przynajmniej) pozwolą wam wydostać się z Podziemia — zaczęła mówić Darka. — Anna, ty tu masz wiedzę na chyba wszystko, powiedz mi, na czym polegała ta bariera.
                — Jest to ten typ bariery, która jest dostosowywana do wierzeń ludu. Jeżeli potwory myślałyby, że są to zwykłe drzwi, to mogliby wyjść już dawno temu, jednakże skoro uznali, że potrzebnych jest siedem dusz ludzkich, to bariera się do tego dostosowała — odpowiedziała szybko Anna.
                — Hmm, ciekawe. Dobra, koniec tego dobrego, ferajna, idziemy do domu! — Zawołała szefowa i Kyuubi chyba nie mógł być bardziej zadowolony.
                Gdyby tylko Silene się od niego odczepiła, to byłoby już totalnie cudnie.
                ---------------------------------------------
                Koniec! At last XD
                A więc, nie mam wymówki na niepisanie. Poza zapomnieniem o blogu, kiedy odkryłam prawdziwe piękno AO3 i ff.net.
                Ach, czytanie kilka fanfiction na tydzień jest doprawdy cudnym uczuciem :’)
                Nie wiem, kiedy coś następnego dodam. Wiem tylko, że pracuję nad kolejną aranżacją UT, tyle że nie parodię i (mam nadzieję) trochę mroczniejszą. Czy coś z tego wyjdzie? Nie mam pojęcia!
                Coś z tego pomysłu możecie zobaczyć na moim dA, gdyż dodałam tam coś w stylu połowy strony niby komiksu. Co prawda to będzie normalny fanfic, o ile go napiszę, ale jakoś tak fajnie mi tamto wyszło, że uznałam, że opublikuję.
                Mam też kilka szkiców Sansa i Friska (bo w tym AU jest on chłopakiem), które będą opublikowane w ciągu kilku następnych kilku dni. Głównie ekspresje twarzy i jedną część ubrania ( Frisk – płaszcz,  Sans – nowy golf), ale zawsze coś.
                W każdym razie powiem tyle jeszcze – zdałam maturę i dostałam się na studia ^^ idę na informatykę, bójcie się XD
                Dobrze, wystarczy już tego ględzenia. Życzę wam miłego wieczoru ^^.
                Pozdrawiamy!
                Dawno niewidziana Darka3363 i jeszcze dłużej nie widziana Wesoła Drużyna Pierścienia



                Kiedy tylko Kyuu zdołał się uwolnić od Silene i przedrzeć się przez hordę potworów kontemplujących piękno świata, zaczepiła go Toriel.
                — Drogie dziecię…
                Kyuu miał tego serdecznie dość.
                — Do cholery jasnej! NIE JESTEM DZIECKIEM I NIE JESTEM CZŁOWIEKIEM, TYLKO DEMONEM, DO CIĘŻKIEJ CHOLERY!
                Darka tylko spojrzała na niego ze zmartwionym wzrokiem.

                — Biedny Kura-chan, chyba miał ciężkie ostatnich parę godzin. Ach, nic to, idziemy na obiad! Dzisiaj mamy schabowe! — i szczęśliwa dziewczyna jako pierwsza ruszyła w stronę otwartego portalu prowadzącego do domu.