sobota, 26 marca 2016

Shaman King, cz.3 – Kira D.Gilan

                Nie chce mi się pisać przedmowy. Mata nowy rozdział, Enjoy XD


                Damayagi był nieco przerażony całym tym incydentem.
                Już dwa tygodnie szukają mistrza Hao, a on przepadł normalnie jak kamień w wodę i znaleźć się nie chce! I nie, nie ma zamiaru zauważyć ironii, że Hao, w przeciwieństwie do kamienia, z łatwością mógłby sprawić, że woda by zniknęła po pstryknięciu palcem. Nie ma mowy.
                Dobra, uspokój się Damayagi, myślał sobie, to jeszcze nie koniec świata, co nie? Przecież Mistrz Hao nie ma dziesięciu lat, poradzi sobie sam w Tokio, czyż nie?
                Gorzej, że właśnie oni się w tym mieście zgubili.
                Delegacja Drużyny Hao kręciła się po Ikebukuro, nie mając pojęcia, gdzie są, co tu robią i jakim cudem właściwie znaleźli się w sytuacji, gdzie Damayagi sprzedawał peruki, a Koshi i Kamashiro robili uliczny koncert życzeń. Taa, to nie był ich wymarzony dzień pracy jako szamani, ale przynajmniej dwójka z trzyosobowej grupy miała jakiś ubaw i zarabiała nawet niezłe pieniądze.
                Chociaż, myślał Damayagi, to pewnie przez zwykłą litość, ale jednak zarabiali.
                Ale pomimo tego, że minęło już mnóstwo czasu, odkąd Hao przepadł niczym amen w pacierzu wieczornym i pomimo tego całego przerażenia, Damayagi cieszył się chwilami spędzonymi w mieście. Zawsze lubił ruchliwe miasta, zwłaszcza, kiedy stało się koło piekarni, z której wydobywały się wręcz boskie zapachy!
                Nie mógł też marudzić na widoki, bo już niedługo miało się zacząć Taiiku no hi, czyli Dzień Sportu, przez co po ulicy kręciło się sporo osób, w tym wiele naprawdę ładnych Japonek. Damayagi nie miał na co tutaj narzekać.
                No, pomijając zniknięcie mistrza Hao, oczywiście i tę sprzedaż peruk w akompaniamencie muzyki Koshi’ego i Kamashiro. Ale to były jedynie drobne niedogodności. Poza tym mistrz Hao w końcu się znajdzie. Jak nie teraz, to za pięćset lat. Tragedii nie ma, w każdym razie.
                Motto na dziś – zawsze mogło być gorzej.
                Damayagi martwił się w zasadzie tylko o Opacho. Wiedział, jak bardzo dziewczynka była związana z ich mistrzem. Ba, mógłby nawet zaryzykować stwierdzenie, że mistrz Hao jest dla niej jak ojciec! Postawiłby na to cały swój skromny dobytek, że dziewczynka tak właśnie widziała Asakurę.
                Firestorm był nieco skołowany.
                Nie tak dawno temu spokojnie przyjął do wiadomości, że duchy istnieją. Co więcej – nie czuł się z tym dziwnie, nie czuł żadnego szoku związanego z przyjęciem tej informacji, zaburzenie równowagi jego małego wszechświata też nie nastąpiło, a w zasadzie wydawało mu się, że w pewnym sensie jakiś znaczący element całej układanki wpadł właśnie we właściwe miejsce. Gdyby jeszcze tylko wiedział jaki kawałek jakiej układanki…
                Ponadto ostatnio coś często opierał się o swój instynkt, kiedy przychodzi o jakieś cuda niewidy. Faust twierdził, że w jego przypadku to normalne. W końcu stracił pamięć, nie potrafił oprzeć żadnej akcji, czy jakkolwiek inaczej to Faust nazwał, o przeszłość, o własne doświadczenie i błędy, dlatego pozostało mu się opierać na instynkcie.
                Mieszkał z Yoh od jakiegoś czasu.
                Musiał przyznać, że nigdy na nudę się nie zapowiadało. Mimo faktu, że Yoh jest leniem i ciągle chce mu się spać. Ewentualnie jeść. Shadow miał przynajmniej bogatą biblioteczkę, nie tylko o mangę, ale też i o książki(ktoś musi w końcu dbać o jego edukację literacką, jak to ujmował Shiki, sam Shadow sobie z tym nie poradzi, od tego jestem ja).
                Szczerze mówiąc, to Firestorm był zdziwiony, że Angel był typowym, a w zasadzie wręcz idealnym wcieleniem humanisty.
                A sprawa wydawałaby się być taka błaha.
                Jakiś tydzień temu to się zaczęło, kiedy Hime i Shiki kłócili się, co ma wyższą rację bytu – matematyka czy też język japoński.
                Hime argumentowała swoje przekonania tym, że matematyka jest królową nauk, a dzisiejszy świat głównie o nią się opiera – dzięki niej można budować domy, odkrywać nowe planety, a bez matematyki nie byłoby mowy o istnieniu komputerów czy telewizji. A więc i książki by prawdopodobnie nie powstawały ze względu na ręczne przepisywanie wszystkiego.
                Shiki jednak zaraz przywoływał relatywizm twierdząc, że bez literatury i języka japońskiego, w którym wszyscy Japończycy piszą, nie dałoby się porozumieć z owymi matematykami, zanim ustanowiono standardowe znakowanie, że w języku japońskim odbywają się lekcje w szkołach, że literatura jest ważna w życiu każdego człowieka, bo inaczej nie potrafiłby wykształcić w sobie żadnej empatii czy rozwinąć wyobraźni.
                Yoh wtedy rozsądnie milczał jako typowy przedstawiciel bio-chemicznego myślenia. Shiki dalej nie rozumiał, jak w ogóle można było wybrać tak okropny przedmiot jakim jest chemia do kontynuowania w szkole. Toż to powinno być zabronione!
                Ale Yoh rozumiał chemię. Lubił ją nawet. Biologię zresztą też.
                Ale żadna literatura, matematyka czy chemia nie zastąpią mu nigdy mandarynek i Soul Boba. Nigdy.
                Ani nawet tych wszystkich roślin, których trzymał w domu tyle, że aż dziw bierze, że nie powstała w nim jeszcze gęsta dżungla, która nie przepuszcza nikogo – nawet swego Stwórcę.
                Firestorm jak zauważył jego pokaźny stos płyt tego artysty leżące tuż obok stosu mandarynek, był gotowy uczynić znak krzyża, pomimo tego, że z chrześcijaństwem nie był zbytnio zaznajomiony. Yoh chyba naprawdę był uzależniony od mandarynek, jakkolwiek to śmiesznie nie brzmiało. Do całego obrazka brakowało Firestormowi jedynie ołtarzyka z zdjęciem Soul Boba w otoczeniu rysunków mandarynek, no naprawdę.
                W międzyczasie, kiedy Yoh i reszty nie było w domu, towarzystwa dotrzymywał mu Faust. Pomijając piorunujące pierwsze wrażenie, to okazało się, że był to bardzo interesujący rozmówca o bogatej wiedzy medycznej i nie tylko. Nekromanckiej też.
                Tyle że tak jak Yoh, Faust miał swoją obsesję. A była nią jego dawno zmarła żona. Z tego, co Firestorm zdążył się zorientować, to Faust jest bardziej w nią zapatrzony niż Angel w Hime, co było niemalże legendarnie niemożliwym zadaniem. A jednak mu to się udało. Firestorm nie wiedział, czy w tym wypadku ma Fausta podziwiać czy być nim przerażonym. Czy też jedno i drugie.
                Zasadniczo to w tej właśnie chwili siedział z Faustem w salonie, on pił herbatę zagryzając ciastem mandarynkowym, które zrobiła Hime, a Faust nie miał niestety możliwości go spróbować. Yoh miał rację, jej ciasto mandarynkowe jest boskie.
                – A właściwie to kiedy umarłeś? – Zapytał Hao z czystej, niekłamanej ciekawości, ale po chwili ugryzł się w język. Może nie powinien się o to pytać?
                – Ach, było to jakiś rok temu. W zasadzie to nie jest długa historia, ani nawet ciekawa. Po prostu przedawkowałem morfinę, przez przypadek wziąłem dwadzieścia razy większą dawkę niż zwykle. Kładę się spać, żyłem. Wstaję rano, żeby zabrać się do pracy i nagle zauważam, że coś jest nie tak. Okazało się, że jestem duchem, a uświadomiłem to sobie, kiedy jeden z moich pacjentów mnie nie widział, a potem przeszedł przeze mnie jak przez mgłę. Ale bycie duchem nie było dla mnie jakąś niedogodnością. Nie byłem zbytnio przywiązany do Niemiec, to zacząłem podróżować. I jakieś pół roku temu trafiłem do Tokio, gdzie spotkałem Yoh. I tak jakoś się zasiedziałem. Naprawdę, nic interesującego.
                Firestorm przytaknął, czując małą dozę ulgi, że Faust nie wkurzył się o to pytanie.
                Dalej czuł się nieco niepewnie w tym całym bajzlu z amnezją, dlatego wolał nikogo nie denerwować swoim zachowaniem, niewyparzonym językiem czy czymkolwiek innym. To było dalece i wysoce niewskazane. Dużo lepiej i przyjemniej jest mieć dach pod głową i ciepłe łóżko obok niż spać pod mostem.
                Nagle jednak do mieszkania wpadła Hime i niemal rzuciła się na Hao, a w zasadzie na miejsce obok niego na kanapie.
                – Uważaj na Angela.
                Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
                – Coś się stało?
                – Teraz postanowił się wziąć za twoją edukację literacką i ma zamiar wcisnąć ci absolutne minimum książek, jakie masz przeczytać.
                – Słucham?
                – Przynosi teraz sporo sztuk Szekspira, jeden dramat Fredro, książkę Kleinbaum, możliwe że nie znasz, ale książka była fajna, muszę przyznać. Jedną książkę o II Wojnie Światowej, jakąś o Holocauście, ,,Nędzników” Victora Hugo, a to dopiero początek*.
                Firestorm zamrugał. Kilka razy.
                Miał w tej chwili ochotę jednocześnie się śmiać i wyskoczyć przez okno mówiąc: ,,I’m out”. Angel dbający o jego edukację? Sama ta myśl była jednocześnie straszna, przerażająca i zabawna na tyle, że było to tak dziwnie bardzo prawdopodobne i w stylu Shiki’ego…
                Na żywioły i wszystko co święte, co on biedny teraz miał zrobić?
                – Stary, wieki cię nie widzieliśmy! Myśleliśmy już, żeś martwy jest! – Nagle słychać było na korytarzu krzyk Yoh.
                Który, swoją drogą, wszedł chwilę później do mieszkania, prowadząc niemalże na siłę innego chłopaka do środka, a cały pochód zamykał Angel z dwudziestoma egzemplarzami książek.
                – Tak, tak, tak, wiem, a ty, jak widzę, bliźniaka się dorobiłeś. No weź mnie już zostaw! – Wykrzyczał nowoprzybyły, kiedy Shadow zaczął go macać po twarzy, żeby upewnić się, że jest on prawdziwy.
                – Właśnie! Firestorm, to jest Kira D. Gilan, nazywamy go Mephistofeles. Mephiś, to jest Firestorm, nieznanego imienia, nazwiska ani pochodzenia.
                – Brzmi jak twoja historia.
                – Dajże skończyć. Nieznanego imienia, nazwiska ani pochodzenia, bo facet ma amnezję.
                Firestorm zaczął z zaciekawieniem spoglądać na Kirę.
                Miał on ciemno niebieskie, niemalże czarne, proste włosy sięgające do linii szczęki i niebieskie oczy. Miał on nieco zmęczony wyraz twarzy i spojrzenie, ale wyglądał na sympatyczną osobę.
                Ale z drugiej strony Angel też wygląda sympatycznie, a okazuje się, że jest diabłem w anielskiej skórze, dlatego Fire nie dawał wiary wyglądowi zewnętrznemu.
                – Czemu akurat Mephiś?
                – Bo te kretyny mnie tak nazwały – Kira spojrzał się na Yoh i Shiki’ego, którzy zaraz zrobili niewinne minki. Co wyglądało co najmniej uroczo. – Uznali, że moje przezwisko jest za długie i będą mnie nazywać skrótowo i wyszło jak wyszło – wzruszył ramionami, już przyzwyczajony do dziwnych wybryków tej dwójki.
                A następnie poszedł do kuchni, po chwili wracając z puszką napoju w dłoni.
                – To ja takie cuda mam w lodówce? – Zapytał zdziwiony Yoh.
                Kira wypluł picie prosto na dywan.
                – No wiesz?! Ja go dopiero dzisiaj rano trzepałem i prałem!
                – Było mi nie mówić, że picie jest prawdopodobnie przeterminowane! Powinieneś częściej sprzątać w lodówce!
                – Sprzątam raz w tygodniu, jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć. Ostatnio przeszedłem na zdrową żywność, dlatego się pytam skąd puszkę masz.
                Mephisto zrobił głupią minę i spojrzał się na napój.
                – Więc to nie jest przeterminowane?
                – Prawdopodobnie nie.
                Mimo wszystko Kira i tak sprawdził datę przydatności, po czym odetchnął z ulgą i rozwalił się na kanapie tuż obok Firestorma.
                – Co mi przypomina! – nagle wykrzyczał Shiki. – Firuś, czas na ciebie – powiedział z szerokim i nieco przerażającym uśmiechem do Firestorma.
                – Jaki czas?
                – Zająć się twoją edukacją literacką!
                Angel sięgnął do obszernej torby, którą przytachał ze sobą, i zaczął wyjmować po kolei mnóstwo książek.
                – To na razie jest początek, jak to wszystko przeczytasz, to dam ci następne.
                Firestorm spojrzał na pokaźną stertę książek. Było ich przynajmniej dwadzieścia! Ale z drugiej strony… Yoh książki dostawał właśnie od Shiki’ego, co nie? A te książki już przeczytał. No dobra, część z nich, ale były one naprawdę warte przeczytania. Więc to oznacza, że nie może być aż tak źle, co nie? Angel miał w końcu pod tym względem dobry gust.
                – Nie martw się, Yoh! Dla ciebie też mam kilka!
                Shadow jęknął głośno, ale nic nie powiedział wiedząc, że nawet jego protest na piśmie zostanie rozpatrzony za trzy tygodnie i finalnie odrzucony.
                – Whatever. Tak czy inaczej idziemy na lody!
                – Mówiłeś, że przeszedłeś na zdrową żywność?
                – Kłamałem, w pewnym sensie. Tylko w domu jem zdrowo, na mieście jem fast foody i słodkości. Idziemy, nie będziemy się przecież w domu kisić!

                Shadow i Mephisto siedzieli w salonie tego pierwszego około drugiej w nocy. Było parę spraw, które mieli do przedyskutowania w cztery oczy, nie przeznaczone w żadnym wypadku do uszu ich przyjaciół.
                – Dorobiłeś się niezłego lokatora Yoh, wiesz o tym?
                – Co masz na myśli?
                Twarz Kiry z rozluźnionej miny zmieniła się na poważną.
                – Dobrze wiesz, że byłem na Turnieju Szamanów, czyż nie?
                – Oczywiście. Po coś zniknąłeś na te pół roku.
                – Wiesz też, że spotkałem tam wiele osób, niekoniecznie złych i niekoniecznie dobrych, czyż nie?
                – Mephiś, wykrztuś to z siebie.
                – Przyjąłeś pod swój dach Hao Asakurę, przywódcę Drużyny Gwiazdy i seryjnego mordercę od trzech żywotów, mający jeden cel – stworzenie Królestwa Szamanów.

                *Jednakowoż jako, że nie chciało mi się sprawdzać lektur japońskich, a co dopiero ich czytać, to podałam tylko te, które znam stąd. Dramaty Szekspira są spoko, ,,Zemsta” Fredro też jest świetna, ,,Stowarzyszenie Umarłych Poetów” też bardzo polubiłam, książek o Holocauście z kolei nie przepadam, a ,,Nędzników” to nie czytałam, ale musical oglądałam z bodajże 2015 roku, już nie pamiętam. Polecam!
                Cóż, sporo mi czasu zajęło napisanie tego… Ups XD
                Kyuu: Krótko coś >.>
                No ej, nie wiń mnie! Niektóre rzeczy są przeznaczone na następny rozdział i muszą być ładnie rozplanowane, a nie że wszystko wrzucę jakoś bezsensownie do jednego rozdziału bez ładu i składu <.<
                Ale od razu skoro już tu piszę… Życzymy wam wszystkim Wesołych Świąt Wielkanocnych! Smacznego jajka, cukrowego baranka, szczęścia bez liku Wesołego Alleluja, alergiku!
                Kyuu: Co to miało być to ostatnie niby?
                Zapomniałam jak końcówka szła to ją sama wymyśliłam i to było pierwsze, co mi do głowy przyszło XD
                Pozdrawiamy!
                Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

niedziela, 20 marca 2016

Liebster Award – Przedstawienie szóste

Tradycji i w tym roku stać się zadość musiało.
Szósta edycja Liebster Award, druga w tym roku.
Co roku mam dwie nominacje, czym jestem czasem i zdziwiona i rozbawiona, ale co tam XD
Kyuu: Wszyscy wiemy, że się z tego cieszysz >.>
Nie zaprzeczam XD
A teraz zasady*tym razem prawdziwe, a nie sfejkowane XDD*

"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."
Dziękuję Kendall Z za nominację, oczywiście ^^ Czas na odpowiedzi na pytania!

1.Ile masz lat ?
W tym roku skończę osiemnastkę ^^ I czuję się staro -.-”
2. Ulubione zwierzątko ?
Koty! Zdecydowanie koty, mam dwa w domu ^^ Starsza kotka ma na imię Kiara, a młodsza Nora ^///^
3. Czemu piszesz blog ?
Lubię to robić, jest to relaksujące zajęcie, poza tym jak widzę komentarze czytelników to cieplutko mi się na sercu robi, że nie robię tego na marne i komuś podobają się moje teksty <3 Kocham was!
4. Kim chciałabyś być w przyszłości ?
Nie mam pojęcia. Najpierw muszę studia sobie znaleźć XD
5. Masz trzy życzenia. Jak będą one brzmiały ?
Chcę dostać 30.000.000 razy trzy. Nie musiałabym wtedy pracować, żyłabym sobie jak VIP i miałabym mnóstwo kasy na książki XD
6. Ulubiony film ?
Mam sentyment do ,,Harry’ego Pottera”, ,,Władcy Pierścieni” i ,,Życie jest piękne”. Ach, no i jeszcze ,,Most do Terabithii”.
7. Nienawidzisz....?
Niczego nie nienawidzę, co najwyżej nie lubię. Na przykład nie lubię reagge z wyjątkiem Mesayah
8. Czy mogłabyś oddać życie za najbliższą ci osobę ?
Jasne.
9. Ulubiony kolor ?
Ostatnimi czasy jest to ciemny fiolet.
10. Kiedy ci się nudzi co robisz ?
Słucham muzyki, piszę one-shoty, rysuję i gram na komputerze. Opcjonalnie gram na gitarze.
11. Czy byłabyś w stanie skoczyć z 12 metrów do wody ?
To jedno z moich marzeń *.* Podobnie jak skok na bungee i skok ze spadochronem *o*

Well, nominacje… Ciężko będzie XD Tym bardziej, że ostatnio czytam wyłącznie po angielsku XDD
Więc tym razem nominacji nie będzie XD
Albo będzie. Specjalnie dla Will za ostatni LA ;D Wiem, że mnie kochasz XD I Spokoyoh za zakończenie czerwonego bloga XD Wiem, że nie uznajesz LA, ale i tak nominuję XD
1.Pierwsza piosenka w komórce.
2.Pierwszy przedmiot szkolny tudzież na studiach na liście ulubionych.
3.Zabiłabyś mnie, gdybym przestała pisać bloga(pytanie czysto teoretyczne, nie zamknę bloga XD)
4.Ulubione jedzonko.
5.Ulubiona słodkość.
6.Ulubiona para bliźniaków (oczywiście wiemy która, ale tego pytania dawno już nie widziałam XD)
7.Ostatnio ukochany przez ciebie parring.
8.Ulubiona czynność poza spaniem, słuchaniem muzyki, jedzeniem i ściąganiem sobie zdjęć bliźniaków. Wiem, że ciężko XD
9.Ulubiona rzecz w pokoju poza łóżkiem, komputerem, komórką i radiem. Wiem, jestem wredna XD
10.Ulubiona twoja postać OC?
11.Jesteś bardziej cichym czytelnikiem czy aktywnym komentatorem dosłownie wszędzie?

A teraz pozwólcie mi wrócić do dalszego obijania się XD
Pozdrawiamy!
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

czwartek, 17 marca 2016

TAG – Czyli jak zostałam wkopana

                 Ponieważ słuchałam tych piosenek na okienku przed fizyką, chociaż powinnam się uczyć XD A zamiast tego skupiałam się na spisywaniu tytułów piosenek do zeszytu z owego przedmiotu XDD
                Ale cii, nauczyciel nic nie musi o tym przecież wiedzieć, prawda? No właśnie ^///^ Tak czy inaczej, dzięki Woll za nominację, o ile mogę to tak nazwać XD A teraz zasady:
                Typ muzyki mówi wiele o człowieku, który jej słucha. Wybierz „odtwarzaj losowo” na swoim ipodzie, telefonie, itunesie, odtwarzaczu itd. i spisz pierwsze 20 piosenek. Potem przekaż to do maksimum 10 osób(Też uważam, że to głupia zasada). Jedna zasada: nic nie pomijaj.
                A więc, to ja może zacznę je już wyliczać:
                1. Black Veil Brides – Coffin
                2. Papa Roach – Live This Down
                3. For River – Johnny’s Version
                4. Evanescene – Hello
                5. MC Sobieski – Zirilla
                6. Three Days Grace – The Good Life
                7. Breaking Benjamin – Dance With The Devil
                8. Circus Monster Polish Version by Namae & An Tsuki
                9. MiaTrisS – Game Over
                10. Shingeki no Kyojin Polish Version by
                11. Evanescene – Sweet Sacrifice
                12. Kanon Wakeshima – Lolitawork Libretto
                13. Piotr Rubik – Nie Wstydź Się Mówić Że Kochasz
                14. Muse – New Born
                15. Psychotic Len’s Love Song
                16. Ytna – Megalovania Polish Version
                17. Miraculous Music Box
                18. We Are The Fallen – Bury Me Alive
                19. MAYU – Old Doll (Mad Father)
                20. Roronoa Zoro – Katana
                Kocham moją komórkę, bo nie wkopała mnie w żadne dziwne piosenki XDD
                Kyuu: Ewentualnie zboczone.
                Nie mam takich!
                Kyuu: Na pewno >.>?
                Emm… Chyba?
                Kyuu: *Facepalm*
                Oj tam, nieważne! Jakoś nie mam komu przekazać TAGa dalej, więc pozostawię to milczeniem. Chyba że któremuś czytelnikowi się spodobało, a nie ma swojego bloga, to niech napisze komentarz z wyliczonymi piosenkami ^^
                A teraz kończę, mam pewne opóźnienia ze wszystkim =.=”
                Pozdrawiamy!

                Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

środa, 2 marca 2016

No.6 – Wszystko

                Nazwijcie poniższą notkę chwilowym wytchnieniem od wszystkiego i wyładowanie się na bohaterach. Nie biorę odpowiedzialności za żadne randomowe sytuacje i emocje, które może wywołać ta notka. Dziękuję za uwagę.
------------------------------------------------
                Oddychał coraz ciężej.
                W życiu nie sądził, że zachoruje na gruźlicę.
                W końcu jadał regularnie, dbał o zdrowie jak tylko mógł w politycznym wirze odbudowywania miasta.
                Choroba przyszła niespodziewanie.
                Na początku sądził, że to zwykłe przeziębienie – miał lekką gorączkę i suchy kaszel. I bóle głowy, ale to nie jest ważne.
                Dopiero po miesiącu spostrzegł, że coś jest nie tak – kaszel zmienił się z suchego na mokry, zdarzało mu się nawet kaszleć krwią, gorączka od jakiegoś czasu w ogóle go nie opuszczała, za to siły wręcz przeciwnie – czuł się wypompowany z energii, chociaż dużo spał i odpoczywał. Ponadto stracił sporo na wadze – a przecież praktycznie z domu nie wychodził.
                Zadzwonił w końcu do lekarza, żeby umówić wizytę. Miał pewne podejrzenie, ale wolałby się upewnić. I tak bardzo chciał się mylić…
                Niestety, jak zwykle miał rację. Gruźlica, jeden z najcięższych przypadków.
                Wtedy przypomniał sobie okres spędzony z Nezumim w Zachodnim Bloku. Nigdy się nie jadało najlepiej, a jakość żywności pozostawiała wiele do życzenia. No cóż, to były wtedy ciężkie czasy nie tylko dla Shiona, który w końcu był wychowywany w utopijnym mieście, ale też dla ludzi, którzy się tam urodzili.
                Wstał z łóżka, powoli i ociężale. Musiał się napić wody, a ta, którą miał przy łóżku właśnie się skończyła.
                Wiedział, że umrze.
                Jego typ gruźlicy był wyjątkowy – nie było na niego lekarstwa. Przez pasożyta, który omal go nie zabił cztery lata temu. Którego dostał w ,,prezencie” od starego systemu poprzez szczepionkę. Tak, on to miał dopiero szczęście, co nie?
                Powoli zmierzał w kierunku łazienki.
                Wolałby być w tej chwili w swoim przytulnym mieszkanku z całkiem ładnym widokiem na miasto, leżeć w swoim wygodnym łóżku, pić zieloną herbatę, którą zawsze pił wieczorami na uspokojenie nerwów i rozgrzanie organizmu. Wolałby zjeść dobry, ciepły chleb swojej mamy, który co dzień dostawał, kiedy przechodził obok jej piekarni, razem z masą różnych słodkości.
                Szkoda, że musiał siedzieć w izolatce w szpitalu, objęty szczególną kwarantanną. Jego znajomi mogli się z nim kontaktować tylko drogą elektroniczną – dla bezpieczeństwa, żeby nikt inny się nie zaraził. Nikt nie chce więcej przypadków nieuleczalnej gruźlicy.
                Przez okno widział, że miasto normalnie prosperowało. Żyło swoim życiem. W południe na ulicach było ruchliwo, w nocy przechodziły tylko pojedyncze osoby, chcące jak najszybciej wrócić do ciepłego domu. Życie toczyło się dalej, podczas gdy on był zamknięty w części szpitala, mając do dyspozycji małą łazienkę, pokój i kuchnię. Niemalże luksus, jakby spojrzeć na to z daleka, bo reszta pacjentów nigdy nie była sama w pokojach, korzystali z ogólnodostępnej łazienki, a do kuchni nikt nawet nie śni pójść.
                Ale Shion im zazdrościł. Mogli ze sobą rozmawiać, mogli widzieć się z przyjaciółmi, z rodziną – ale on nie. Dla bezpieczeństwa, zawsze dla bezpieczeństwa.
                Trochę szkoda, musiał przyznać. Miał pecha – mówi się trudno. Nawet jeśli cierpi – co z tego, skoro wszyscy, o których się troszczy, wciąż żyją?
                Nawet, jeśli nie był pewny, czy Nezumi żyje. Miał nadzieję, że tak. Miał też nadzieję, że gdziekolwiek by nie był, jest szczęśliwy.
                Miał nadzieję, zawsze miał nadzieję.
                Wypił szklankę wody i wrócił do łóżka.
                Opadł ciężko na nieco twardy materac i przykrył się pościelą po samą szyję.
                Zapadł w niespokojny sen.
                ------------------------------------------------
                Dwa tygodnie później…
                Dawno go tu nie było.
                Zdaje się, że jakieś cztery lata, mniej więcej. Stracił rachubę już dawno temu.
                Przystanął przed granicą miasta. Zmieniło się tu trochę. A nawet bardzo.
                Nie było już tych wszystkich gruzów, nie było muru, okalającego No.6, nie było nawet tych ruin z Zachodniego Bloku.
                Tak, zdecydowanie się tu zmieniło.
                Wszedł do miasta, spoglądając na budynki z zaciekawieniem, na spacerujących ludzi i na luzem puszczone zwierzęta.
                Aż niemożliwe zdawałoby się, że jeszcze kilka lat temu wcale tak nie było. Ludzie podzieleni na klasy, część z nich była zaklasyfikowana jako śmiecie, a więc wykorzystywani jako szczury laboratoryjne – większa część ludzi z No.6 nawet nie wiedziała, jak tacy ludzie żyją, z dnia na dzień, byle przetrwać, nie dać się śmierci. Przetrwać.
                Nezumi zauważył, że ludzie byli czymś poruszeni.
                Ciekawy był, czy chodzi o Shiona. W końcu, jeżeli chodzi o ważniejsze decyzje w tym mieście, to on je podejmował, prawda? W końcu był bohaterem i znał się jako tako na polityce, nawet jeśli był często zbyt szczery.
                Uśmiechnął się pod nosem.
                Miał nadzieję spotkać tego głupka. Ach, czy odważy się to przyznać? Stęsknił się za nim. Za piciem z nim herbaty, za rozmowami, za czytaniem z nim książek, czy też po prostu siedzeniem z nim. Wtedy było całkiem miło. Czuł się, ach, bezpiecznie? Tak, to chyba dobre słowo. Ktoś się w końcu o niego troszczył i nie chciał zabić przez zwykły kaprys.
                Tak, z Shionem mógł czuć się bezpiecznie.
                Przeszedł do centrum miasta.
                Dziwnym dla niego było, że nie spotkał jeszcze nikogo znajomego. Zazwyczaj w końcu Inukashi był jak wrzód na tyłku. Podobnie ten śmierdzący alkoholem staruszek.
                Nie spotkał także gościa, który podawał się za ojca Shiona, ani też Karan.
                No ale z drugiej strony miasto się nieco rozrosło – nie musiał się niepokoić nie spotykając nikogo znajomego, prawda? No właśnie.
                Znając życie, Shion siedział pewnie gdzieś w centrum, być może w ratuszu miasta – gdzieżby indziej? No, ewentualnie w swoim domu.
                W mieście wszystko szeptało, co nieco niepokoiło Nezumi’ego.
                Czyżby ludzie stali się bardziej skryci? Kto wie.
                Przemierzał dalej przez ulice. Domy stały się kolorowe, odnotował w myśli. Niektóre pozostały białe, ale są też kremowe czy też niebieskie. Delikatne, pastelowe kolory. Aż miło się na nie patrzyło, musiał przyznać.
                Było też całkiem ciepło, pomimo faktu, że wiał delikatny wiatr. Może nawet i lepiej, że on był. Nie musiał myśleć o tym, jak ,,idealne” kiedyś było No.6.
                Szło się bardzo przyjemnie, tak czy inaczej. Słyszał śmiech dzieci, szczekanie psów, miałczenie kotów. Słyszał, jak ludzie krzyczą jeden przez drugiego w jakimś domu, o politykę poszło, z tego co zdołał wyłowić z pojedynczych słów.
                – Biedny chłopak, ma niesamowitego pecha, prawda?
                – Dokładnie. A taki miły człowiek z niego był. Czemu zawsze brakuje dżentelmenów na świecie? I czemu giną ci, którzy najbardziej zasługują na życie?
                – Miał dwadzieścia lat, co nie? Ach, szkoda że nie zdołałam się z nim umówić.
                Nezumi przeszedł obok nastolatek z obojętnością wypisaną na twarzy, jednak z uniesioną jedną brwią. Prawą, konkretniej. Uniósł ją bardzo teatralnie. Aż dziw czasami bierze, jak to działa na niektórych ludzi w licznych sytuacjach.
                Ale mimo wszystko był nieznacznie zaciekawiony. Młody chłopak, dwudziestoletni, nie żyje? Co to za chłopak? Na co zmarł? Czy to oznacza, że w mieście jest jakaś plaga? Czy może to jedna z chorób genetycznych, przez co nie był zagrożeniem jako takim, dopóki nie miałoby przychodzić do przekazywania genów dalej? Czy był trzymany w szpitalu, czy siedział w domu?
                Wyrzucił jednak po chwili wszystkie te pytania z głowy, skupiając się na dojściu do centrum miasta. Nie przyszedł tutaj słuchać o czyjejś śmierci, tylko żeby spotkać się z Shionem, ot co.
                Gorzej, że opis nawet w miarę pasował do tego głupka.
                Pokręcił głową. Przecież nie ma w mieście tylko jednego chłopaka o miłym usposobieniu, który mógł umrzeć, co nie? Takich ludzi jest co najmniej setka w tym miejscu. Nie miał się czym przejmować.
                Tylko dlaczego to niemiłe uczucie pozostało w jego sercu?
                Krok za krokiem, już był blisko. Ludzi było coraz więcej, było coraz duszniej, budynki piętrzyły się coraz wyżej, nigdy jednak nie osiągając wysokości Kropli Księżyca – dawnego ratuszu No.6.
                Uważał, że to dobra decyzja. Ludzie dzięki temu coraz słabiej pamiętają stary system, stary układ, stary stan rzeczy. Być może była nadzieja, że to miasto nie stanie się kolejną utopią. Może. Miał nadzieję, że Shion o to zadbał.
                Nadzieja.
                Ostatnio coś często ją odczuwał, czyż nie?
                Chyba jednak przejął od tego głupka kilka cech, bez których byłby zdecydowanie szczęśliwszy. Chyba. Tak mu się przynajmniej wydaje.
                Och, czyżby to był Inukashi? Urósł trochę. I włosy nawet związał! Obok niego, jak zwykle, szły cztery psy. I jeszcze jakiś dzieciak. Potomka się dorobił?
                Nie, to było głupie. Przecież to był mały Shionn. Najwidoczniej Psiarz się do niego bardzo przywiązał, skoro mały szedł z nim za rękę, mając na plecach tornister i uśmiechał się szeroko do starszego chłopaka.
                Inukashi jako matka. Tak śmieszne, że aż smutne.
                Przyspieszył trochę, nie odwracając wzroku od Inukashi. Może on mu powie, gdzie Shion się teraz podziewa?
                – Inukashi! – Zawołał, machając do chłopaka, kiedy ten się odwrócił.
                Psiarz uśmiechnął się sarkastycznie, ale się zatrzymał. Nezumi podszedł do niego najszybciej jak tylko mógł – nie na tyle szybko, żeby Inukashi pomyślał, że za nim się stęsknił, ale też nie na tyle wolno, żeby jego cierpliwość została wystawiona na próbę. Idealnie.
                – Cześć, cholerny Szczurze. Gdzieś ty się podziewał przez ostatnie kilka lat, co?
                – Trochę tu, trochę tam. Tobie, jak widzę, całkiem nieźle się tu powodzi.
                – A ty jesteś jeszcze chudszy, o ile w ogóle to jest jeszcze możliwe.
                Shionn schował się za nogą Inukashi, z ciekawością jednak spoglądając na Nezumi’ego.
                – Shionn urósł, jak widzę? Za to ty chyba zmalałeś.
                – Już mnie nie zdenerwujesz tymi słabymi tekstami, Nezumi.
                – Kurs panowania nad gniewem?
                – Gorzej. Shion dowalił mi raz tak dużo papierkowej roboty po jednym z moich wybuchów, że traumę mam do dnia dzisiejszego.
                Nezumi uniósł kącik ust. Shion i takie zagrywki? Od kiedy to niby?
                Ale z drugiej strony nie widział go od czterech lat, więc pewnie charakter zmienił mu się nieco. Kiedyś Shion mu powiedział, że człowiek non stop się zmienia, ale mniej więcej co siedem lat widać te zmiany w osobowości. Czy jakoś tak to szło, już za bardzo nie pamiętał, szczerze mówiąc.
                – A gdzie ten głupek o miękkim sercu jest?
                Inukashi zamarł nagle, poważniejąc.
                – Spóźniłeś się.
                Nezumi zmarszczył brwi.
                –Co masz na myśli, do cholery?
                – Spóźniłeś się. Gruźlica.
                – Epidemia jest w mieście? Mówże jaśniej!
                – On nie żyje, Nezumi.
                – Teraz to sobie ze mnie jaja robisz.
                – Ogarnij się, człowieku! On nie żyje, rozumiesz?! Nie żyje i nikt nie mógł mu nawet pomóc! – Wykrzyknął Inukashi, a Nezumi zrozumiał, że to nie był żaden żart.
                Gruźlica?
                – Przecież są leki na gruźlicę, można ją wyleczyć…
                – Nie jego. Wyjątek, zawsze wyjątek. Shion twierdził, że to przez pasożyta sprzed czterech lat, pamiętasz? Mutacja genów, nowy typ gruźlicy. Niemożliwe do wyleczenia. Ostatni miesiąc przesiedział w izolatce, nie mogliśmy się z nim nawet spotkać – głos Inukashi nabrał smutnego tonu. – Mogliśmy się z nim porozumiewać jedynie elektronicznie, nigdy nie mogliśmy przebywać z nim w tym samym pokoju. Zmarł dzisiaj rano. Spóźniłeś się o pieprzonych kilka godzin!
                Nezumi patrzył w szoku na kolegę z Zachodniego Bloku. Nie mógł w to uwierzyć.
                Nie.
                Nie chciał uwierzyć.
                Shion nie żyje?
                – Nie wierzę.
                – Uwierzysz, jak zobaczysz jego ciało – odparł pesymistycznie Psiarz.
                ------------------------------------------------
                Faktycznie nie żył.
                Jego ciało było tak strasznie, strasznie chude, jego twarz wyglądała na tak bardzo zmęczoną, cienie pod oczami mówiły mu niemalże wszystko.
                Wyglądał jak trup.
                Był trupem.
                Nezumi poczuł, jakby cały świat zawalił mu się na głowę.
                Jego najlepszy przyjaciel już nie żył.
                W tej chwili Nezumi uznał, że stracił już wszystko.

                ------------------------------------------------
                Może teraz chcecie mnie zabić, a może nie, ale szczerze to mnie teraz to nie interesuje XD Musiałam się jakoś wyładować, co nie? No i jakoś złapałam Wenę na takiego smutasa. I tak jakoś wyszło ^^”
                Kyuu: Następnym razem napisz coś optymistycznego -.-”
                I ty Brutusie?
                Kyuu: Tak.
                Ech -.-”
                Pozdrawiamy!

                Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia