piątek, 31 października 2014

Nie zapomnijmy...

Jak wszyscy doskonale wiedzą,jutro jest Dzień Wszystkich Świętych,a dzień później Dzień Zadusznych.Pamiętajmy o naszych bliskich zmarłych,jak i o tych,których nie znamy,bo my sami nie chcielibyśmy zostać zapomniani przez innych.


Pozdrawiam:
Darka3363

wtorek, 28 października 2014

Shaman King,cz.4-Co to jest szaman?

Czołem!
WDP:Cześć wam!
Zapraszamy do czytania kolejnej,czwartej już części o SK.Miał się pojawić środa-czwartek,a jest we wtorek!Widzicie,jak bardzo was kocham,że aż wcześniej wstawiłam?
Kyuu:A tak naprawdę to Darka-san skończyła wcześniej lekcje i miała czas dokończenia notki.
No wiesz!Tak się nie robi,Kyuu!
Naru:Whatever,a tymczasem zapraszamy do czytania.
Enjoy!
-------------------------------
Narracja 1-osobowa.Hao.
Boli.Tak bardzo boli.Czuję tylko to i krew spływającą po moim ciele.I ja tego całego Michaela nazwałem aniołem?To diabeł,któremu się kierunki pomyliły i poszedł nie tam,gdzie trzeba.Za każdym razem,jak podniesie rękę lub jego wzrok spocznie na mnie,czuję,jakby miliony maleńkich igiełek przebija moje ciało,a w konsekwencji tracę krew.Chciałbym zemdleć,żeby już nic nie czuć.Ale Michael mi na to nie pozwala.Robi wszystko,bylebym czuł cały czas ból i przy tym nie zemdleć.Na bogów,nawet już wolałbym umrzeć,niż czuć cokolwiek.Ten piekielny anioł jest chyba tak samo psychiczny jak czterooki,o ile nie bardziej.Tyle że w porównaniu do niego,nie mówi nic.I to milczenie jest chyba gorsze,niż gdyby się śmiał.Bo gdy milczy,to jeszcze trochę,a moja psychika legnie w gruzach...
-------------------------------
Nar.3-osobowa,jesteśmy u Yoh i Fausta.
-Yoh-dono,nie sądzisz,że powinniśmy wszystkich zawiadomić?-zapytał duch samuraja.
-Hmm,racja,zapomniałem o tym,odkąd spadłem z drzewa.Już do nich piszę.
Słuchawkowy chłopak wyjął dzwonek wyroczni i napisał następującą wiadomość:
Znaleźliśmy z Faustem dziwne przejście w krzakach niedaleko wielkiego dębu.Jest on bardzo blisko naszego punktu rozdzielenia,w kierunku północnym.Zostawiliśmy je otwarte,więc powinniście je łatwo znaleźć.
Założył dzwonek na rękę,spodziewając się powrotnych wiadomości.I rzeczywiście-zaledwie chwilę później zostały nadesłane odpowiedzi,a każda z nich mówiła o szybkim dołączeniu do grupy.A raczej,że się o to postarają.
Schodzili cały czas w dół i w dół.Yoh miał serdecznie dość tych schodów.Po tysiącu przestał liczyć.I nagle usłyszeli dziwny dźwięk.
-Co to jest?-zapytał Yoh.
-Chyba dochodzi ze ściany.-odpowiedział Amidamaru.
Yoh podszedł mniej więcej do źródła hałasu.Przyłożył ucho do ściany i usłyszał ciche sunięcie i zgrzyt lin.Kiedy zorientował się,co może wydawać ten odgłos,walnął się otwartą dłonią w głowę.
-To winda!A ja się zastanawiałem,dlaczego od czasu do czasu schody się wydłużały,podczas gdy ja myślałem,że to żart,abyśmy nie wiedzieli,że to jeszcze nie parter!A dopiero co minęliśmy!Ale ze mnie idiota,że się nie domyśliłem!
Faust i Yoh,który zastanawiał się nad swoją głupotą,wrócili się  i stanęli przed drzwiami windy.Z boku zauważyli mapę całej tej bazy.Lochy były na samym dole.Nawet cela,w której prawdopodobnie był Hao, została podpisana:,,Loch dla największego złą tego świata".
-Tak,to na pewno tam go zamknęli myśląc,że to ja -.-
Weszli do windy i nacisnęli guzik:,,Lochy".
-----------------------------------------
Hao,nar.1-osobowa.
I znowu ból.Ten cały Michael to psychopata!Najpierw jakimś cudem wbijał mi w ciało igiełki,a teraz czuję się,jakby orał mi skórę nożem!I do tego krew nie leci,ani nic,skóra jest cała(o ile można tak powiedzieć,kiedy jest cała podziurawiona przez igły).Cały czas milczy.Ta cisza,przerywana jedynie moimi jękami bólu jest nienaturalna,sztuczna.Nie wiem,jak długo jeszcze wytrzymam.Mam ochotę się śmiać,płakać,wrzeszczeć,grozić,błagać...Czy to oznacza,że z moją psychiką jest już bardzo źle?Czy to jest normalne to,co w tej chwili myślę?Czy ten ból,który czuję jest na pewno prawdziwy?Czy to wszystko sobie uroiłem?A może to,co mnie tu spotyka to tylko jakiś koszmar,z którego nie mogę się wybudzić?Tyl pytań i żadnej odpowiedzi.Nagle przestało mi wbijać noże w skórę.Czy da mi wreszcie spokój?Nie...Znowu coś nowego.Czuję,jak robi się powoli gorąco,po czym temperatura tak nagle bardzo wzrosła,że myślę,że zaraz umrę.Ale wiem,że Anioł mi na to nie pozwoli.Nie pozwoli mi poczuć jakiejkolwiek ulgi,dopóki ja i on jesteśmy w jednym pomieszczeniu.Krzyknąłem.Ja chcę już wrócić...
--------------------------------------
Yoh i Faust,nar.3.
Jechali windą już dłuższy czas.W środku leciała jakaś nudna melodia,jak to zwykle jest w windach.Przejechali przez kolejne pozycje,nazywane kuchnią,jadalnią,ogrodem,gabinetem,salami Panienki Jeanne(Yoh:Jak dla mnie to powinni to piętro podpisać:,,Sale sardynki w puszce".)i jeszcze jakieś.Mieli nawet piętro,gdzie wyrzucali śmieci i trupy(Faust nie wątpi,że na pewno by co najmniej kilka znalazł).I wreszcie lochy.
-Ech,dobrze,że nie musieliśmy schodzić schodami,inaczej bylibyśmy tak zmęczeni,że nawet nie dalibyśmy rady odbić Hao,a zamiast tego byśmy poszli spać.-ujawnił swoją opinię Yoh.
-Pewnie masz rację.-odpowiedział Faust.
-Dobra,a teraz spojrzeć na mapkę...Hmm,wiem,gdzie trzymają Hao,ale napisane jest tutaj mega małą czcionką,aby uważać na nieliczne błękitne płytki.O ile dobrze przeczytałem,bo ta czcionka ma chyba rozmiar 1!
Oczywiście Yoh trochę przesadził.Czcionka miała wielkość 5.A więc była pięć razy większa!Ale nieważne.Yoh dostał wiadomość od Trey'a:
Stary!Dlaczego nie powiedziałeś nam,że jest tu winda?!
-O cholera...
-Co się stało,Yoh-dono?
-Zapomniałem im powiedzieć,że jest tu winda.
Chwila ciszy.Wszyscy zastanawiają się nad tym,co przed chwilą powiedział krótkowłosy.
-Masz przechlapane.
-...Mam,zaiste.Ale nie ważne,trza iść dalej,bo chyba słyszę wrzaski Hao.Albo to była moja wyobraźnia.
-Może,ale ja też to słyszałem.
W tej chwili przyjechała winda,a ze środka wysypali się szamani.Trey podszedł szybko do słuchawkowego szamana i zaczął się na niego wydzierać,potrząsając nim przy okazji.
-Yoh,człowieku,czemu nie powiedziałeś,że jest tu winda?!Przez ciebie musieliśmy się czołgać po tych schodach!
-Kto się czołgał,ten się czołgał.-dodał swoje pięć groszy Ren.
-Coś ty powiedział,krótkomajtku?!
-Jak mnie nazwałeś,śnieżynko?!
-Cisza!-krzyknęła Anna.-Przez was X-Laws już na pewno wiedzą,że tu jesteśmy.
-Dobra,robimy tak:Ja z Faustem pójdziemy po Hao,a wy tu czekacie na X-Laws,którzy wysypią się z tej oto windy.-powiedział Yoh,myśląc przy okazji:,,Uff,zapomniał".
-Dobra...Dlaczego niby wy?!-zapytał Choco.
-Bo po pierwsze:Faust jest lekarzem,więc to logiczne,że on pójdzie.Po drugie,jakbyś ty poszedł z nim,to Hao wolałby zostać w lochach,jakbyś zaczął opowiadać swoje kawały.
-Och,no dobra...-odpowiedział człek w afro i nadepnął na lekko błękitną kafelkę.
-Nie!
Ale było już za późno.Choco nadepnął i zanim się zorientowali wszyscy usłyszeli wybuchy,jakby przechodzili pod polem minowym.Choco przypadkiem jeszcze raz nadepnął na tę samą kafelkę i przestało.Anna już zaczęła go karać,a Yoh i Faust weszli do lochu,w którym siedział Hao i Michael.
-------------------------------
Nar.1.os.,Hao
Chyba po tym,co się tu dzieje już nigdy więcej nawet nie tknę noża.No dobra,na pewno tak nie będzie,ale na pewno zacznę się bać noży.Właśnie ten anioł wywijał jednym o ostrzu,które ma chyba z 10 centymetrów.Miałem już po nim kilka długich ran na ramionach i brzuchu,a boli jak cholera.Nagle słyszę wybuch.Anioł spojrzał w stronę hałasu,by chwilę później zostać przecięty na pół przez jakieś ostrze.Michael zniknął.Rozpłynął się w powietrzu.A zamiast niego ujrzałem ratunek,kogoś,kogo ujrzeć się nie spodziewałem.Raczej myślałem o grupie szturmowej z policji...Co ja gadam.Przecież policja na pewno by nie uwierzyła,że kogoś porwali,skoro nie było nawet jakiegoś zdjęcia czy nagrania.No ale JEGO się nie spodziewałem.
-Sorry za spóźnienie,ale dopiero w połowie zorientowaliśmy się,że jest winda.-powiedział z lekkim uśmiechem Yoh.-Dobra,warto by cię odkuć i Faust pomoże ci dojść jako tako do siebie.A potem stąd spadamy,zanim zrobi się gorąco.
Chłopak podszedł do mnie i zdjął mi kajdany za pomocą wsuwki do włosów.Nie sądziłem,że ten sposób zadziała,ale nie marudzę.Ręce opadły mi,a ja nie miałem siły na cokolwiek.Ale Yoh robił wszystko,abym nie zasnął,gdyż jego przyjaciel mnie badał.Nie zauważyłem nad nimi już tej mgły.Zamiast tego zauważyłem ładną blondynkę i wielkiego samuraja.Ale teraz nic mnie nie zdziwi.Pewnie przez to,że nadal jestem w szoku,bo nie czułem już bólu ani tego,że Faust mnie bada.Czułem,jak kończy,a Yoh bierze mnie na ręce.Gdyby nie to,że tak bardzo chce mi się spać,to pewnie bym się przytulił,gdyż człowiek po torturach na pewno chciałby poczuć,że ktoś nie chce jego cierpienia,lecz pomóc w jakimkolwiek stopniu.Poczuć,że ktoś jest blisko.Co nie oznacza,że później nie będzie traumy do końca życia.Oczy powoli zaczęły mi się zamykać i nawet nie wiem w którym momencie zasnąłem.
------------------------------
Nar.3.os.loch Hao.
Faust leczył Hao furyoku na tyle,by można go było bezpiecznie przenieść do posiadłości Asakurów w Tokio.Yoh gadał i gadał do długowłosego,byleby nie zasnął.
-Skończyłem,ale musimy szybko się przenieść do domu,żebym mógł lepiej go przebadać i doleczyć.-powiedział melodyjnym głosem Faust.
Słuchawkowy szaman kiwnął głową i wziął Hao na ręce,delikatnie,aby nic mu się nie stało.Hao wreszcie mógł zasnąć.Kiedy wyszli,usłyszeli hałas i szybką grę na skrzypcach.
-Oho,Shiki wyjął swoją broń.-odparł Yoh,słysząc wyjątkowo szybką wersję Moonlight Trance.-Czas wiać,póki można.
-Musimy się pospieszyć.Wyślę wiadomość do Ryu,aby przygotował łóżko dla poszkodowanego.-odparł blondyn.
---------------------------
Nar.3.os.U reszty ekipy.
-No,do diabła,ile mamy na nich czekać?!-zaczął się niecierpliwić Trey.
-Dopiero co poszli,śnieżynko,poza tym ao na pewno jest skatowany.
-Nie denerwuj mnie krótkomajtku.-warknął.
-Bo co mi zrobisz?
-Osz ty!
-ZAMKNĄĆ SIĘ!Siły zostawcie na X-Laws,a nie się tu teraz kłócicie.
-Tak jest,pani Anno.-powiedzieli skłócący się szamani i postanowili nie narażać się Annie.Mieli w końcu plany na przyszłość.
Za każdym stał jego duch stróż.Lecz podczas gdy my znamy większość duchów,to nie znamy jednego.Ducha Stóża Shiki'ego.Była to płomiennowłosa kobieta o tak czarnych oczach,że nie szło rozróżnić,gdzie jest źrenica,a gdzie tęczówka.Ubrana była ona w czerwoną koszulkę na ramiączkach,a pod nią była jeszcze jedna,podobna zielona,ale wystawała z niej koronka,a ramiączka opadały jej po bokach,w porównaniu z tą czerwoną.Założone miała czarne dżinsowe rurki i czarne buty z mankietem na delikatnej szpilce.Na ramieniu miała tatuaż ze skrzypcami,przypominający wyglądem klucz wiolinowy.Była wysoką i piękną kobietą,wyglądała na nie więcej,niż dwadzieścia lat.
-Kami,słyszysz to?-zapytał Shiki swojego ducha.
-Tak,zaraz tu będą.Ludzie,X-Laws zaraz będą!
Jak na wezwanie szybko utworzyli kontrole ducha.Aby rozwalić całą siedzibę,Trey użył Ikupashi,a Ren miecz.Shiki wyjął skrzypce.Dlaczego skrzypce,pewnie się zastanawiacie.W końcu Shiki uwielbia muzykę rockową i metalową!I oto właśnie chodzi,że Shiki nie był nim od początku.Blondyn uczył się grać na skrzypcach z własnej,nieprzymuszonej woli,kiedy był jeszcze mały.Więc teraz używał muzyki i skrzypiec jako jego broni.Skoro deska snowboardowa może,to dlaczego instrument nie?
Drzwi windy się otworzyły i wysypało się z tamtąd całe X-Laws.Jak się tam razem zmieścili?Do dzisiaj naukowcy badają to nadzwyczajne zjawisko,zastanawiając się,jakim cudem złamali wszelkie prawa fizyki.Jednak Shiki nie miał tego problemu i zamiast się zastanawiać szybko chwycił skrzypce i zaczął grać szybką wersję Moonlight Trance(LINK).Zanim Wyrzutki się zorientowali,zostali zaatakowani przez muzykę w taki sposób,że ich głowy zaczęły pękać od jej nadmiaru.
-Spotkamy się w posiadłości.-powiedziała blondynka,podchodząc do mapy.
-Jasne.
Anna sprawdziła na mapie,gdzie jest najbliższe wyjście.Nawet nie musieli jechać windą,gdyż było zaraz po drugiej stronie lochów,a wyjście wychodziło,według mapy,całkiem niedaleko posiadłości,jednak na tyle daleko,aby nie zniszczyć jakiejkolwiek części miasta.Anna szybko podbiegła do miejsca,gdzie był loch ten najbardziej nam znany,a przed nim stali Yoh i Faust.
-Po tamtej stronie jest wyjście,musimy się pospieszyć,bo chłopaki chcą puścić to miejsce z dymem.-powiedziała to z takim spokojem,że aż było to przerażające.Szamani tylko kiwnęli głowami.
Usłyszeli wybuch.Chyba nie dość,że piosenka Shiki'ego się skończyła,to chyba jeszcze doszło do tego to,że pozostali postanowili się dołączyć do rozwalania kryjówki Wyrzutków.Tak więc trójka przyspieszyła trucht do lekkiego biegu i coraz szybciej przybliżali się do wyjścia.Faust utworzył Kontrolę Ducha i rozwalił drzwi,aby nie musieli się zatrzymywać.Wyszli na powietrze.Yoh zaczął głęboko oddychać,gdyż on dodatkowo niósł na rękach śpiącego Hao.Zaczęli kierować się do posiadłości.
------------------------------
Kilka godzin później,posiadłość Asakurów w Tokio.
Pierwsze,co zdołał zauważyć to to,że jest mu przyjemnie ciepło.Lecz to,co przyszło chwilę później wcale nie było przyjemne.Wręcz przeciwnie.Całe ciało go bolało.Nawet oczu nie chciało mu się otwierać,ale wolałby jednak dowiedzieć się,gdzie jest.Postanowił otworzyć oczy.Ledwo je uchylił,a natychmiast je zamknął oślepiony sztucznym światłem pochodzącym z lampy.Przy drugiej próbie poszło mu lepiej.Naturalnym odruchem było to,że chciał wstać,jednak ktoś delikatnie,tak,aby nie uszkodzić ran,popchnął go z powrotem na łóżku.
-Lepiej leż Hao,bo ci się jeszcze rany otworzą.Faust nie zakończył jeszcze twojego leczenia,a Michael całkiem nieźle cię pokiereszował.
Postanowił posłuchać się głosu należącego do Yoh i nie wstawać więcej.Podjął trzecią próbę otworzenia oczu i tym razem mu się udało.Zobaczył dość skromnie urządzony pokój:ściany były jasno-niebieskie,obok łóżka,na którym leżał stała mała szafka nocna,na której leżały jakieś rzeczy:zdjęcia,klucze,długopis i notatnik,a także manga.Na ścianie prostopadłej do łóżka były drewniane drzwi,a obok nich wisiał nie za duży obraz przedstawiający drzewo wiśni pochylające się nad jeziorem.Kiedy Hao spojrzał w bok zobaczył szafę,a kawałek dalej wielkie okno.Przez okno zobaczył rozgwieżdżone niebo i księżyc w pełni.Nagle ktoś wpadł do pokoju i zawołał:
-Więc wy jesteście szamanami???-długowłosy usłyszał bardzo znany głos.
Hao nie miał siły się podnieść i sprawdzić,czy przyszedł ktoś jeszcze,lecz coś mu podpowiadało,że tak.Zaczęła go trochę boleć głowa.Wtedy jego rodzice dopadli do łóżka Hao.
-Hao,obudziłeś się!
-Państwo Arukasa,wiem,że się państwo cieszą,ale pacjent nadal potrzebuje odpoczynku.-powiedział melodyjnie Faust,który nie wiadomo kiedy się tu pojawił.
-Chwila...Co to jest szaman?O co tu chodzi?-długowłosy był coraz bardziej zdezorientowany.
I wtedy Choco wyskoczył jak Filip z Konopi:
-SZAMAN:Specjalny Zespół Anty-Możliwości Alkoholowej Nikotyny.
-Choco...
-Spokojnie,już się nim zajmujemy.-powiedział Trey i już zajął się karaniem komika razem z Renem.
-Dzięki chłopaki.Ale tak na serio:szaman to osoba,która łączy świat duchowy i świat ludzi.Szaman ma swojego ducha stróża,z którym może walczyć czy się pośmiać.A co pięćset lat odbywa się Turniej,który ma wyłonić Króla Szamanów,który ma powstrzymać Gwiazdę Zniszczenia przed destrukcją Ziemi.Ale to nieważne.Pamiętasz swojego kata?
-Dziwne,żebym nie pamiętał...
-Fakt.Między Michaelem a Marco,czyli tym czterookim,jest pewna istotna różnica:Arcyduch Marco,w porównaniu do niego samego,ma mózg i umie myśleć.Więc kiedy cię pokiereszował,zorientował się,że ty to nie ja.Takie rany to ja odnoszę na pojedynkach i jestem przyzwyczajony do bólu.Tyle że Michael jest tak samo psychopatyczny jak jego pan, ile nie bardziej.On lubi zadawać ból,dlatego nie wyprowadził czterookiego z błędu i się z tobą,,zabawił''na twój koszt,ma się rozumieć.
Zapanowała cisza,podczas której Faust badał Hao i doleczył rany furyoku,aby te szybko się zagoiły.Jednak pewna sprawa nie dawała mu spokoju...
-Mamo,czemu zapytałaś,czy Yoh i reszta są szamanami?
Po raz kolejny zapadła cisza.Mama Hao długo zbierała odpowiednie słowa i zaczęła mówić:
-No widzisz,ja i twój tata widzimy duchy.Nie jesteśmy szamanami,ale rozwinęła się u nas empatia.Nie chcieliśmy tego,ale cóż począć?Mieliśmy nadzieję,że ty nie będziesz miał na tyle rozwiniętej empatii,aby widzieć duchy.Tyle,że ty...Jak to powiedzieć?Jak byłeś mały,to widziałeś duchy,bawiłeś się często z nimi.Przeczuwaliśmy,że jesteś...że jesteś szamanem,Hao.
Hao,gdyby mógł,to by natychmiast wstał na nogi.Tyle że na razie siedział a nigo nie pozwalały mu na jakikolwiek wysiłek.Więc tylko popatrzył z niedowierzaniem na rodziców.
-Jak...Jak to?
-Bo od dawna wyczuwaliśmy od ciebie inną...aurę?Tak,chyba tak to można nazwać.Zmieniała się w ciągu tych wszystkich lat,a my to czuliśmy.A twoi koledzy za krótko cię znali,aby to zauważyć,ale ci tu obecni?
-Dla zwykłego człowieka ta aura jest całkiem mocna,wyczuwa ją,lecz w porównaniu z szamanem jest całkiem słaba.Jednak jest bardzo podobna do mojej.-powiedział Yoh-Podobna do tej,która występuje w rodzinie Asakurów.Jeżeli nie przez wygląd,to na pewno przez aurę mogę stwierdzić,że na pewno jesteśmy spokrewnieni.Bo aura każdej rodziny szamańskiej jest wyjątkowa.I ty ją posiadasz,Hao...Ale możesz mi nie wierzyć na słowo,a przynajmniej nie na moje.Ale są tu osoby,które potrafią to rozpoznać i jest to Anna i Ren.A żeby przekonać cię jeszcze bardziej,przyjechała tu moja rodzina z Izumo.I lepiej mu=i uwierz-babcia Kino bardzo rzadko się myli.
-------------------------------------
Wystarczy już.Ach ten bogaty opis przeżyć wewnętrznych Hao!
Yoh:Taa,i trauma do końca życia.
Ale przecież nic nie zrobiłam takiego Haosiowi!Tylko troszku go poturbowałam.
Yoh:Tak!I teraz boi się noży!
Oj tam,a czy mu kazałam zacząć się bać?Nie.Więc nie miej do mnie pretensji!Zresztą,wcześniej to ciebie gorzej potraktowałam w innym one-shocie,mówić nie mogłeś,nie pamiętasz?
Yoh:Whatever-.-Nie było tematu.
Okey^^.No dobra,muszę kończyć.Prezentacja na angielski się niestety sama nie zrobi=.=
Pozdrawiamy:
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

sobota, 18 października 2014

Shaman King,cz.3-Interesująca niedziela.

Ave!
WDP:Czołem^.^
Oto przybywamy z kolejną częścią niczym Izaya do Ikebukuro!Jednak w nas nikt nie rzuca automatami.Ale chyba tak będzie po tej notce...Nie zabijajcie mnie,proszę!Następna część będzie lepsza!Obiecuję TT.TT!
Yoh:Dobra,zaczynajmy,bo inaczej nie będziecie wiedzieć,dlaczego będziecie chcieli rzucać w nią automatami.
Naru:Zresztą,nie jest aż tak źle,mogło być gorzej.
Hao:Ciekawe,jak...?
Naru:Zawsze to jakaś psychofanka mogłaby tobie zrobić coś podobnego.
Hao:W sumie racja.Ale już nie przedłużajmy,trzeba pójść do Darki,co teraz płacze w kącie.Ale wy zajmijcie się notką.Do czytania marsz!
----------------------------------
Hao wszedł do domu,mówiąc głośne:,,wróciłem'',poszedł do kuchni,by odłożyć torby z zakupami,po czym skierował się w stronę swojego pokoju.Gdy już tam był,walnął się na łóżku,wyjął słuchawki i komórkę i włączył muzykę.Długowłosy skupił się na muzyce,nic nie myślał i nie kontaktował z otoczeniem.Ściemniło się.A Hao pozostawał w stanie letargu.Jutro była sobota,więc mógł sobie pozwolić na dłuższe siedzenie.I nagle zobaczył Yoh i jego przyjaciół,razem z Shikim.Za nimi lśniła dziwna mgła,którą Hao widział już wcześniej.Zebrani ludzie mieli poważne miny i rozmawiali o czymś bardzo ożywieni.
-Sądzicie,że to może być jakiś kolejny fałszywy alarm?-zapytał właściciel słuchawek.
-A co,jeśli nie?-zapytał Shiki-Co,jeżeli jednak to jest już wezwanie na Turniej?
-A jeżeli jednak robi z nas sobie trolla?-zapytał Horo
-A wiecie, co mówi trol,kiedy puszcza gazy?Oj przepraszam,chciałem wcelować w ciebie!-pojawił się Choco w stroju trola.Ren i Horo już się zajęli karaniem go za denny żart.
-Wezwałam Silvę,aby nam o tym powiedział.Ma przybyć jutro.-odezwała się blondynka.
-Jesteś kochana,Anno.Więc wszystkiego dowiemy się jutro.
Nagle Yoh spojrzał w stronę,z którego patrzył Hao.Wstał i wyciągnął katanę.Anna zauważyłą jego ruchy i również spojrzała na Hao.Zdjęła korale z szyi,a długowłosy wystraszył się ich bardziej aniżeli katany.Ren wyciągnął Guan-Dao.I nagle ,ni stąd ni zowąd,wizja się skończyła,a Hao usiadł szybko na łóżku.Zauważył,że zrobiło się ciemno na zewnątrz,a kiedy spojrzał na zegarek tylko się w tym upewnił-była jedenasta wieczorem.Chłopak przebrał się w dres i szybko położył się spać,zastanawiając się,jaki normalny rodzic daje nastolatkowi niebezpieczną broń do użytku.
W tym czasie po drugiej stronie lustra...
Narracja pierwoszoosobowa,Yoh.
Spojrzałem przed siebie.Coś mi nie pasowało.Wyczułem kolejną energię w tym pokoju,choć nie powinienem.Tylko duchy stróże mogą wejść do domu,Anna już to zapewniła po tym wypadku z Tokagero.Więc to nie mógł być duch,a zresztą,wcale jak duch to,,coś''nie wyglądało.Miało jakieś zarysy ludzkiej postaci,mogłem rozpoznać ludzką sylwetkę,najpewniej chłopaka,lecz nie dane mi się było dowiedzieć,kim to,,coś''jest.Wyjąłem Hasuramę.Anna,widząc moje spojrzenie,zdjęła swoje korale i przyjrzała się kształtowi.Ren wyjął Guan-Dao,a reszta przygotowywała się do bitwy,szykując swoje media.Jednak kształt nagle zniknął.Zarządziłem dokłądne przeszukanie całego domu i podwórza.Nikt niczego nie znalazł.Ta sytuacja była dziwna,nawet nie wiemy,jak kształt jest do nas nastawiony i ile usłyszał.Jeżeli cokolwiek usłyszał.Ech,warto by zapytać Silvę,czy ma jakiekolwiek pojęcie o takich zjawiskach.Ale to jutro.Było już po północy i Anna zarządziła ciszę nocną.Shiki wrócił wcześniej do domu,lecz po to,by spędzić tam ostatnią noc,od jutra będzie gościł u nas,o ile mu pozwolą.Wszyscy poszliśmy spać,ale przykazałem Amidamaru,aby był czujny na każde,nawet minimalne wahanie energii duchowej.Jednak przez całą noc nic się już nie działo i wszyscy spali spokojnie.
--------------------------
Narrator 3-osobowy.
-Shiki,gdzie ty tyle czasu byłeś,czy ty wiesz,która jest godzina?!-zaczęła krzyczeć Hana.
-Emm...Jakoś koło północy.
-Jest PO północy,kretynie!Wiesz,jak się martwiłam?!
-Oj,no sorry,ale pomagałem przyjacielowi.
-A niby w czym?-spytała dziewczyna.
-Poproszono mnie,abym niczego nie mówił.Sorry,Hana ale obiecałem na Styks i moją miłość do muzyki,że tego nie zrobię.A wiesz,jak bardzo kocham muzykę.
-Coś kręcisz.-powiedziała dziewczyna.
W tym właśnie momencie na korytarz weszła matka dziewczyny.Wyglądała bardzo podobnie jak córka-miała czarne włosy i brązowe oczy,tyle że jej były większe i miały głębszą barwę.I miały w sobie figlarne iskierki,jakby czuła się nadal nastolatką.
-Daj spokój Shiki'emu kochanie i daj mu wejść do środka.
-Ale mamo...!
-Hana,wiem,że się mimo wszystko martwiłaś,ale wszystko w porządku.Ciocia ostrzegała nas,że Shiki często późno przychodzi,kiedy jest ze znajomymi.Wtedy tracisz rachubę czasu,prawda?
-Tak ciociu,mama ma rację.Ciociu...
-Hmm?-uśmiechnęła się kobieta.
-No bo wiesz,ten kolega zaprosił mnie do siebie na kilka dni.
-Och,to wspaniale!Hana,też mogłabyś tak czasami spędzać noce poza domem z koleżankami.Oczywiście się zgadzam,Shiki.Ale czy będzie tam dla ciebie miejsce?-widać było,że czarnowłosa jest naprawdę miłą osobą nastawioną na zachowania nastolatków.I je dobrze rozumie.
-Nie martw się,ciociu.Jest tam naprawdę dużo pokoi.
-A więc,jutro się spakujesz,bo już jest późno,czas już iść do łóżek.
-Dobrze ciociu/mamo!-odpowiedzieli Shiki i Hana.
-----------------------------
Dzień następny.
Niedziela.Uczniowie starają się wykorzystać jak najlepiej ostatni dzień wolności.Hao wraz z rodzicami wyszli do parku.Postanowili wykorzystać piękną pogodę i zrobić piknik.Kobieta już rozłożyła koc i położyła na nim koszyk i wszyscy usiedli na czerwonym materiale.Byłoby pięknie i w ogóle,gdyby nie pojawili się jakże irytujący osobnicy.Ale rodzina jeszcze o tym nie wiedziała...
-Asakura Yoh,wreszcie cię znaleźliśmy!
Tak jest moi kochani,to właśnie X-Laws postanowili nas uraczyć wizytą!Marco jak zwykle się wydziera,reszta stała za nim lub za metalowym czymś,przypominające średniowieczne narzędzie tortur zwane żelazną dziewicą.Ale chyba nie będzie to miła wizyta dla Hao...
-Chyba zaszła pomyłka...Ja nie jestem Yoh.Nazywam się Arukasa Hao...-próbował tłumaczyć.Na próżno.
-Kłamiesz!Nie ma dwóch identycznych ludzi,którzy nawet nie należą do jednej rodziny!-wykrzyczał okularnik.-Pójdziesz z nami.
-Co?Ale o co wam...?Aaaa!Ludzie,ratujcie,jacyś psychopaci mnie porywają!
I jak się nagle pojawili,tak równie szybko odeszli,pozostawiając oszołomionych rodziców Hao samych.W tym momencie wpadł Yoh i jego ekipa razem z Shikim.Brakowało jedynie Ryu i Manty,którzy mieli się opiekować domem podczas ich nieobecności.Tak zażądziła Anna,więc nie mieli wyboru.Niemal każdy z grupy miał założone na ręku dziwne urządzenie.
-Cholera,spóźniliśmy się!-zaklął Shiki.
-Ale nadal możemy ich gonić.-powiedział Yoh.-Dzień dobry!-przywitał się grzecznie.-Czy widzieli państwo dziwnych ludzi w białych mundurach z dziwną puszką po środku?
-Porwali nam syna!Chyba znacie Hao,prawda?Jesteś do niego bardzo podobny.
-Ach,więc państwo to pewnie są Arukasa,czyż nie?Wiec...Na shomogenizowanego Króla Duchów,oni pomylili Hao ze mną i go wzięli porwali!Ale jak można być takim idiotą,żeby nie poznać,że to to ja nie wiem...W końcu zawsze jestem z wami,a oni powinni wiedzieć,że rzadko w ogóle ktokolwiek spoza ekipy jest ze mną...-zastanawiał się jak filozof Yoh.
-Proszę pani,którędy oni poszli?-zapytała uprzejmie Anna,nie zważając na uwagi narzeczonego,które były co najmniej dziwne i śmieszne.Choćby dlatego,że Yoh i Hao łatwo pomylić,jeżeli nie pamięta się,który miał długie włosy.
Rozstrzęsiona Kobieta pokazała palcem w stronę lasu.Nadal była oszołomiona tym,co się przed chwilą stało.A zapowiadał się taki cudowny dzień!
-Idziemy!
I już ich nie było.Pobiegli w stronę wskazaną przez panią Arukasa.A dorośli nie wiedzieli,co mają zrobić:zostawić wszystko w rękach tej grupy czy raczej zadzwonić na policję?Tylko że wątpili,aby funkcjonariusze uwierzyli w to,cokolwiek by powiedzieli,gdyż sytuacja nie była w najmniejszym stopniu normalna.Pewnie by ich zignorowali.Lub powiedzieli,że się tym zajmą,ale nie zrobią w tym kierunku absolutnie nic,aby rozwiązać tę sprawę.Małżeństwo spojrzało po sobie z bezradnością w oczach.
----------------------------
U ekipy Yoh.
Grupa ludzi biegła przez las dość dziwnie uzbrojona.Niektórzy mieli katany czy Guan-Dao,co można jeszcze zrozumieć.Ale korale,deska snowbordowa i inne tego typu rzeczy?Dla zwykłych śmiertelników jest to dziwne i zupełnie niekompetentne,jeżeli wiedzieliby,że grupa ta ma odbić jakiegoś chłopaka.Ale dla szamana...Tak,to mogło stanowić śmiertelną broń,nawet jeśli korale wyglądały na niegroźne i takie,które nigdy,przenigdy nie dałyby rady zranić kogokolwiek.Ale jak wiemy,jeżeli jest się itako i nazywasz się Anna Kyoyama,to szamani drżą ze strachu przed wkurzeniem tej niezwykłej blondynki.Tylko idioci i samobójcy się jej narażają.Jej i jej narzeczonego.A jeżeli ktoś wkurzył ich obu,to...Spokój jego duszy i zasuwać po grabarza i księdza trzeba.Lub nekromatę,jak kto woli.Wróćmy jednak do szamanów.Duża grupa biegła przez las,szukając jakiegokolwiek śladu po X-Laws,którzy się narazili im się już nie raz i nie dwa.Jednak nic nie mogli znaleźć.
-Słuchajcie,będzie lepiej,jak się rozdzielimy na...Cztery grupy po dwie osoby.-powiedział Yoh-Ja pójdę z Faustem,Anno,ty z Renem-oboje wskazali kiwnęli głowami-Lyserg pójdzie z Choco.I tylko spróbuj opowiedzieć mu kawał...-spojrzał na murzyna,który szybko zaczął kiwać głową-Trey,pójdziesz z Shikim.W razie co,jesteśmy w kontakcie przez dzwonki wyroczni.Raportujemy co pół godziny,chyba że wcześniej na coś natrafimy.Ma ktoś jakieś obiekcje?-zapytał na końcu.-Nikt?Więc rozdzielamy się.
Każda grupa poszła w różne strony,aby przeszukać dokładnie cały las.Anna starała się wyczuć furyoku kogokolwiek z Wyrzutków-na próżno.Ren po prostu parł przed siebie.Duma nie pozwalała mu,aby ucierpiał ktoś spoza szamańskiego świata-i to z ich winy!Lyserg starał się wykryć ich za pomocą wachadełka.Jednak z jakiejś racji nie chciało działać.Choco próbował użyć swojego ducha stróża,aby znalazł po zapachu,ale X-Laws udało się oszukać nos kocura,gdyż ich zapach rozciągał się po całym lesie.Shiki próbował wsłuchać się w odgłosy leśne,gdyż miał niespodziewanie bardzo dobry słuch,że mógłby rozpoznać kroki Yoh w tłumie oddalonego od niego o 20 metrów i to tylko używając słuchu.Jednak ktoś mu niewiarygodnie w tym przeszkadzał-Trey.On szukał w każdym krzaku tajnych przejść i robił przy tym niesamowicie wiele hałasu.Więc blondyn położył się na ziemi,brzuchem dotykając podłoża i przyłożył ucho do ziemi.Nic z tego.Nie zdołał usłyszeć więcej dźwięków,niż wywoływały poszczególne grupy.Poza tym,Trey zachowywał się coraz głośniej.
,,Zapowiada się dłuuugi dzień~''-pomyślał cierpiętniczo blondyn.,,I czemu nie mogę pozbawić tego bałwana przytomności?Nikomu nic by się nie stało,a świat byłby znacznie cichszy.Normalnie nie mam nic do Trey'a,ale teraz mnie wkurza!''
Ale co robią Yoh z Faustem?No cóż...Słuchawkowy szaman,by mieć lepszą perspektywę,wszedł na drzewo.Nie przewidział jednak tego,że wiewiórka przeleci mu przed nosem,w efekcie wystraszył się i spadł z drzewa,wpadając w krzaki.Jednak kiedy bardzo boleśnie upadł,zorientował się,że kiedy już walnął w ziemię,ta wydała jakiś dziwny dźwięk.Faust w tym czasie szybko do niego podbiegł.
-Wszystko w porządku?-zapytał melodyjnie.
-Taa,i zdaje się,że znalazłem coś ciekawego...
Wstał z ziemi i odgarnął trochę trawę,która porastała ziemię w miejscu,w którym upadł.Zobaczył coś metalowego i zimnego.Puknął w to miejsce,a ono wydało metaliczny dźwięk.Spojrzał przez chcwilę na Fausta,z którym porozumieli się wzrokiem.Wyrwał całą trawę,która,jak się okazało,była sztuczna i zauważyli właz.Napisał wiadomość przez dzwonek wyroczni do innych i razem z lekarzem otworzyli przejście.Prowadziło ono w dół.Yoh zapuścił się w odmęty ciemności...
---------------------------
U Hao,nar.1-osobowa
-Nas nie oszukasz,Asakura!
-Ale ja serio wam mówię,nie jestem Yoh,do ciężkiej cholery!Wiem,że podobnie wyglądamy,ale nawet nie jesteśmy spokrewnieni!Przysięgam na Styks,na Anioła,na co chcesz!JA NIE JESTEM YOH!
Ci ludzie w białych mundurach czy tam sukienkach z tym czterookim na czele zaczynają mnie powoli denerwować.Ponadto jestem przykuty łańcuchami w lochu do wilgotnej ściany bez choćby nawet najmniejszego okna,a zimno tam było jak w siódmym kręgu piekieł(o ile kręgów nie pomyliłem...).Próbowałem wyrwać ręce z kajdan-bezskutecznie.Ten dziwny blondyn w okularach jest fanatykiem, albo bierze dragi,że ma aż taką fazę i tak się nakręcił.Zawsze do mnie wrzeszczy jakby się z Sosnowca urwał,nazywa Asakurą,choć nawet nie wiem,o co mu chodzi!A gdy się pytam,zaczyna się tylko śmiać i mówi,,Ty już wiesz,za co,Asakura...".Dlaczego wokół mnie musi się dziać coś dziwnego,odkąd przeprowadziliśmy się do Tokio?!Nic tylko gadanie o jakimś Królu Jogurtów,czy mu tam było,do tego jeszcze Turniej,o którym wszyscy tak trąbią...Niech mi to ktoś do jasnej cholery powie,o co tu w ogóle chodzi?!
-Jak mam ci,do diabła,udowodnić,że nie jestem Asakurą,co?!
-Ja jestem PEWNY,że jesteś Asakurą,masz wszystkie cechy,jakie oni posiadają!Czarne oczy i brązowe włosy!I ty takie masz,i Keiko razem z Mikihisą!-zawołał.-A dzięki temu,że ciebie złapaliśmy,Asakura,jest możliwe pojmanie twoich przyjaciół,którzy już na pewno przeszukują las,aby cię znaleźć.A jeżeli jeszcze twoja rodzina się dowie,wtedy jeszcze lepiej.
-Marco!Chodź tu,panienka Jeanne cię wzywa!
-Wybacz,Asakura,ale obowiązki wzywają...Chociaż...-wyjął srebrny pistolet.
Momentalnie rozszerzyłem oczy.Czy on chce mnie zabić?!Nic mu nie zrobiłem!Oj,wróć,dla niego jestem winny bycia Asakurą.W co się ty wpakowałeś,Yoh,że teraz tu siedzę i myślą,że ja jestem tobą?Szalony okularnik strzelił jednak nie we mnie,a w sufit,mówiąc przy tym:
-Michaelu,pilnuj tu Asakury,z nimi to nigdy nic nie wiadomo...
I znowu to samo.Pojawiła się dziwna mgła,którą widziałem już wcześniej.Dlaczego się ona pojawiła dopiero teraz,kiedy ten cały Marco strzelił?Jest tyle niewiadomych i zero odpowiedzi.Muszę o to wypytać Yoh,bo mam wrażenie,iż on wszystko będzie wiedział,co się dzieje.Jest mi to winny,choćby ze względu na to,że zostałem porwany,bo zostałem pomylony z nim.I niech lepiej to będą dobre wytłumaczenia...
Przy kolejnym szarpnięciu łańcuchami poczułem coś wilgotnego i lekko ciepłego.Ponadto,spływało po mojej ręce.Spojrzałem na nadgarstek i przedramię i okazało się,że to była moja krew.Chyba za mocno szarpnąłem,a co gorsza zaczęło strasznie mnie piec w zdartym miejscu.I wtedy to zauwarzyłem.Ta mgła,którą wcześniej widziałem,zamieniła się w anioła...
--------------------------------
KONIEC!A wiecie,że na początku chciałam napisać,że Yoh z Faustem się lenili?Serio,to był pierwszy pomysł,jaki mi wpadł do głowy,zanim ukształtowała się ostateczna wersja,co koniec końców zrobili.Ale serio chciałam tak napisać XD.
Kyuu:Ledwo ją przed tym powstrzymałem.Przypomniałem jej,,Może i Will-san obiecała cię nie zabić po tej notce,ale jednak złamie obietnicę po tym,co przeczyta,że Yoh nawet się nie starał szukać Hao!"
I cholera miałeś tu rację.Poza tym...Jakoś przestało mi to pasować.No ale wyobraźcie sobie swoje miny:wszyscy wszystko robią,co w ich mocy i niemocy,aby ocalić Hao,a oni sobie leżą pod drzewem XD.
Hao:Musiałaś aż tak bardzo mnie ściskać?Teraz jestem cały obolały T.T*rozmasowuje sobie ramiona*
Wybacz Hao,ale ja naprawdę nie chcę,żeby mnie wszyscy zabijali...
Hiroto:Wiemy o tym,Darka-san,wiemy.
Następnym razem będziecie bardziej zadowoleni!Ale jakoś dopiero od połowy,ale będziecie!Obiecuję!I przepraszam,że dzisiaj tak krótko,ale postaram się,żeby następna notka była dłuższa.*chowa się w kącie,cicho łkając*.
Hiroto:Ech,i co my z nią mamy?*bierze Autorkę na ręce i wynosi z pokoju do Magazynu Czekolady*
Yoh:Mam ochotę na czekoladę,wiecie?Ale chyba się teraz wstrzymam.Tak,chyba tak będzie lepiej,niech najpierw Autorka trochę odżyje.Ale czas już kończyć.
Pozdrawiamy!
Lamentująca Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

wtorek, 14 października 2014

Shiki-kun~

Ostatnio nie zamieściłam obrazka Shiki'ego,a raczej tego,na czym się wzorowałam,opisując go.A oto mój kolejny kochany blondynek:


To taki jego ,,surowy''wygląd,bo jak powszechnie wiadomo,dodałam do niego ,,troszkę'' nowych rzeczy.Ale naprawdę tylko troszkę.Wystąpi on również w kolejnej produkcji o SK,a który mam pomysł,ale jeszcze nie będę go realizować.Dlaczego?Bo tak!Musicie jeszcze poczekać,moi kochani...
Pozdrawiam!
Darka3363

wtorek, 7 października 2014

Shaman King,cz.2-Kochany piątek...Ale chyba nie dla każdego ten konkretny był kochany.

Ohayo:)
WDP:Cześć.
Kyuu:Otóż,ta chwila w końcu nadeszła.Druga część SK!
Naru:Gdyby Autorka miała taki zapał do pisania prac domowych...
Cichaj.Nie otwieraj ust.Nie przerwałam ci,a to zawieszenie zdania w przestrzeni było ewidentnym jego zakończeniem.Ale,ale...Ja chcę już weekend!A najlepiej wakacje!
Yoh:*wykorzystuje chwilę przerwy w wypowiedzi Autorki*Zapraszamy do czytania!
----------------------------------
Nadszedł piątek.To jeden z ulubionych dni tygodnia każdego ucznia-już czuć weekend,pomimo faktu siedzenia w szkole.Jednak jedną osobę ominął ten zaszczyt bycia na lekcjach.A był to Yoh Asakura.
Ciemnowłosy chłopak,kiedy w szkole zaczynają się lekcje,jechał pociągiem ze słuchawkami na uszach.Patrzył przez okno na drzewa,stacje i domy,tak dobrze znane przez częste korzystanie z tej linii,kiedy wracał do Izumo.Słuchawkowy szaman zastanawiał się,czemu rodzina go wezwała-pewnie coś złego się stało.Albo niespodziewanego.Skoro jego rodzice mają być na miejscu...
Po kolejnej godzinie siedzenia w pociągu wreszcie nadszedł czas,kiedy Yoh miał wysiąść na dworzec.Wziął plecak i szybkim krokiem ruszył ku rodzinnej posiadłości.Było chłodno-Asakura musiał założyć bluzę,żeby nie zmarznąć.
Stanął pod wejściem do posiadłości i wyjął katanę.Tak na wszelki wypadek.A ten,,wzelki wypadek''nazywały się małe duszki shikigami,które dziadek młodego Asakury-Yohmei-zawsze wysyłał na wnuka,kiedy wracał do domu.Yoh się nie pomylił-i tym razem zaatakowały go listkowe duszki.
,,Całe szczęście,że ćwiczyłem z Amidamaru szermierkę''-pomyślał.
Posługując się wszystkimi zmysłami,nie tylko oczami,zdołał przeciąć wszystkie listki,dzięki czemu shikigami zniknęły.Yoh odetchnął z ulgą i wszedł na teren posiadłości.Tam przywitał do dziadek-gratulując przy okazji,że wreszcie nie chował się przed shikigami.Weszli do posiadłości.Keiko podeszła do syna i mocno go przytuliła,jak to miała w zwyczaju.Mikihisa zadowolił się mocnym uściskiem dłoni.Kiedy weszli do salonu,spotkali tak Kino-przed którą Yoh pochylił z szacunkiem głowę.Wszyscy uklękneli w kółko na matach,a Keiko przyniosła herbatę.Na środku kółka leżały świece-okna zostały zasłonięte.Nadawało to spotkaniu tajemniczości i skrytości przed światem.Pojawił się Amidamaru oraz shikigami Miki'ego.Spotkanie się zaczęło.
---------------------------
Była pora śniadaniowa.Manta i Anna jedli spokojnie śniadanie,którym były kanapkami.Trochę skromnie jest,bo nie ma tu pewnego chłopaka,który mógłby rozweselić wszystkich nastrój.
Blondyni siedzieli na tarasie szkoły,kiedy nagle ktoś jeszcze wszedł.Okazał się to być Hao.Kiedy zauważył,że już ktoś jest na tarasie,chciał wyjść,ale Manta zaprosił go do nich,że nie będzie przeszkadzał,po czym szybko spojrzał na Anne,jakby chciał uzyskać jej aprobatę.Blondynka kiwnęła lekko głową,co Manta przyjął z ulgą.Długowłosy wszedł niepewnie,wciąż mając w głowie przestrogi Hany.Tyle że nie miał zamiaru kisić się w klasie,skoro mógł wyjść na świeże powietrze.
-Cześć Hao,my się chyba jeszcze nie znamy.Ja jestem Oyamada Manta,a to Kyoyama Anna.
-Hao Arukasa,miło mi.-odpowiedział.
Manta uśmiechnął się lekko,ale na twarzy Anny nie było żadnych emocji.Kiedy Hao usiadł koło chłopaka,ten pochylił się do niego i powiedział:
-Nie przejmuj się jej wyrazem twarzy,zobaczenie u niej jakichkolwiek emocji jest niemal niemożliwe.
Atmosfera była lekko napięta.Jakoś nie mogli odnaleźć wspólnego języka.Wszyscy jedli spokojnie.Nagle jakiś dźwięk wydał się z torby Anny.Wyjęła z niej urządzenie,które wśród szamanów nazywa się dzwonkiem wyroczni.Spojrzała na ekran i odczytała wiadomość:
SZAMANI!WKRÓTCE PONOWNIE ROZPOCZNIE SIĘ WIELKI TURNIEJ!
NIEDŁUGO DOSTANIECIE SZCZEGÓŁOWE INFORMACJE.
-Anno,czy to znowu to samo?
-Na to wygląda,ale trzeba podpytać Silvy.To może być kolejny fałszywy alarm.Jednak mam wrażenie,że nie tym razem...
-Kto wie,być może dlatego wezwali Yoh do Izumo.W końcu nie na co dzień ma okazję zobaczyć całą rodzinę w domu,razem z rodzicami.
-Całkiem prawdopodobne.
W tym momencie rozległ się dzwonek.Blondyni pozostawili Hao z mętlikiem w głowie.
,,O co im chodzi?Jak to Yoh nie ma zwykle okazji zobaczyć się z rodzicami?Czy to może mieć jakiś związek z tym całym Turniejem i Królem Duchów?''-zamyślał się,idąc do klasy w lekkim odstępie od Anny i Manty.
Kiedy już wszyscy weszli do klasy,lekcja historii mogła się rozpocząć.
-Jest może Asakura?-zapytał się pan od historii.
-Nie,proszę pana.-odpowiedział Manta.
-Szkoda,chciałem go spytać,czy zna poszczególnych członków rdzenia jego rodu.-zamartwiał się nauczyciel.
-Może mieć pan taką pewność.Kiedyś spytałam go o Wielkiego.A on,czytając przy tym mangę,opowiedział mi jego szczegółową biografię,nie przerywając czytania i jakby od niechcenia.-powiedziała Anna.-Mieliśmy wtedy po dziewięć lat.
-Ciekawe,zapytam go więc w poniedziałek,jeżeli będzie.A teraz zajmijmy się wierzeniami ówczesnych Japończyków.Jak wiecie,aby zrozumieć działanie złych sił,ludzie wymyślili różne mity o Akumach...
I tak właśnie mijała im lekcja.Jednak po tej lekcji tylko Manta i Anna wiedzieli,że te,,mity''były jak najbardziej prawdziwe.Mity o shikigami.Mity o Akumach.I,oczywiście,mity o duchach...
-----------------------------------
Koniec lekcji i jest piątek.Czego uczeń może chcieć więcej?Wszyscy ulotnili się z klasy szybkością huraganu po pożegnaniu się z nauczycielem.Długowłosy chłopak pożegnał się z Haną przy wyjściu ze szkoły.Hao szedł kawałek za Anną i Mantą.I ponownie jak wcześniej później dołączył do nich Ren.Rozmawiali o czymś tak cicho,jakby to nie miało dotrzeć do uszu innych.Konwersacja ta trwałaby dalej,gdyby nie przerwała jej pewna postać niebieskowłosego chłopaka...
-Hej,ludzie,widzieliście gdzieś Pilikę?Nie mogę jej znaleść!A jak ją X-Laws porwali,żeby nas zaszantażować?!
-Pff,nawet siostry upilnować nie może.-wtrącił swoje trzy grosze Len.
-Coś ty powiedział,krótkomajtku?!
-A co usłyszałeś,śnieżynko?!
-Cisza!-zawołała jedyna kobieta w towarzystwie.
-Hai...-chłopacy natychmiast się uspokoili,bojąc się gniewu Anny.
-Trey,jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć,gdzie jest Pilika,to ona poszła na dworzec po Fausta z Elizą i Lyserga.Zapomniałeś,że oni dziś do nas przyjeżdżają?
I w tym momencie dołączyła do nich niebieskowłosa dziewczyna na pewno będąca siostrą Trey'a, w towarzystwie wysokiego blondyna obejmujący długowłosą kobietę i w porównaniu do niego niskiego zielonowłosego chłopaka z płaszczem rodem z Sherlocka Holmesa.Blondwłosy wyglądał zdecydowanie strasznie-wory pod oczami,fioletowe usta,blada skóra-to wszystko czyniło,że ludzie,którzy go spotykają,wzdrygają się i boją.Lecz ludzie,którzy go poznali wiedzą,że jest dobrym człowiekiem,który dla przyjaciół zrobi wszystko.Jednakże Hao należał do tej pierwszej grupy.Zatrzymał się i wpatrywał w Fausta.Ten spojrzał na niego i się lekko zdziwił.
-Anno,od kiedy Yoh ma brata?-zapytał.
-W tym problem,że z tego,co wiemy,to jest jedynakiem,Faust.Hao,nie patrz się tak na Fausta.Nie jest nawet w połowie tak straszny,na jakiego wygląda,kiedy ktoś nie zlazł mu za skórę.On jest lekarzem,nie masz się co martwić.
-Skoro tak mówisz...-powiedział z wahaniem długowłosy.
Paraliż ciała jednak mu już przeszedł i zaczął iść dalej.Wyminął grupę,która totalnie przestała się nim interesować,pochłonięci własnymi sprawami.A z kolei Hao po raz kolejny pochłonęły jego myśli.
,,X-Laws?Dlaczego oni mieliby kogokolwiek porywać?I co to w ogóle za grupa?Nigdy nie słychać było o niej.A tak w ogóle,dlaczego się tym zadręczam?!Ale z kolei,ich zachowanie naprawdę jest dziwne,ale raczej dlatego,że coś ukrywają...Coś ważnego,czego nie może się dowiedzieć pierwszy lepszy człowiek z ulicy.''
Doszedł do domu.Matka jak zawsze powitała go i spytała,jak było w szkole,po czym zjadł obiad i odrobił lekcje,jak każdy przykładny uczeń. I wtedy doszedł jakiś wybuch ze strony posiadłości.Matka Hao już miała wyjść i zobaczyć,czy coś się nie stało,ale uprzedził ją Hao:
-Nie martw się,mamo.Taki jeden,co przebywa w tamtej posiadłości mówił,że u nich takie hałasy są normalne i nie trzeba się martwić.-powiedział,jednocześnie czytając gazetę o grach.
-No nie wiem...
-Serio mówię.Nie kłamałbym ci w takiej sprawie.-powiedział,przerzucając stronę.
Blondwłosa kobieta odpuściła i wróciła do wcześniejszego zajęcia.Hao nadal czytał gazetę.A w posiadłości jakby nagle się uspokoiło.Mama długowłosego wyjrzała przez okno i zobaczyła biegającą grupę osób.Westchnęła lekko,zastanawiając się,jak chłopcy mogli biegać w taki chłodny dzień i wstała z miejsca.Podeszła do syna i podała mu kartkę.Okazała się być ona listą zakupów.
-Ja nie mogę wyjść,bo mam jeszcze coś do załatwienia.-wytłumaczyła,dając Hao odpowiednią ilość pieniędzy.
Chłopak westchnął tylko lekko i wziął kartkę,odłożył CD-Action i poszedł do pokoju po słuchawki i MP3.Włączył pierwszą lepszą piosenkę i wyszedł z domu.Kiedy był mniej więcej w połowie drogi,zauważył biegających chłopaków.Jeden z nich musiał ewidentnie mieć chęć mordu na drugim,a był to Ren i już zaczął gonić Trey'a,który najwyraźniej mu się naraził.
-Żeby kogoś zabić za taką głupotę...Chodź Faust,lepiej dogońmy Rena i nie dajmy mu zabić Trey'a,inaczej nie zostanie z niego nawet nic do sprzątania,kiedy go poszatkuje.-powiedział Lyserg.
-Hmm,masz rację.-odparł jedynie blondyn.
I przebiegli koło Hao,nagle przyspieszając.Kiedy długowłosy był już koło sklepu,zobaczył Yoh.Nagle wezbrał chłodny wiatr.To było dziwne,choćby dlatego,że jeszcze przed chwilą nie było nawet podmuchu.Miał spuszczoną głowę i widać było,że nie miał najlepszego humoru.Słuchawki miał nałożone na uszy,a dłonie schowane w kieszeniach bluzy.Z dotychczasowych obserwacji długowłosy mógł wywnioskować,że Yoh zwykle jest wesołym chłopakiem.Dziwnie mu było patrzeć na smutnego chłopaka,który był jego lustrzanym odbiciem.
-Hej,Yoh.-zawołał.
Słuchawkowy chłopak podniósł głowę i spojrzał na Hao.Miał podkrążone oczy,a twarz była wyraźnie zmęczona.Nawet się nie uśmiechał,ale lekko odchylił kąciki ust,widząc kolegę z klasy,który nie bał się do niego odezwać.
-Cześć Hao.Mam nadzieję,że dzień minął ci lepiej,niż mi.
-Wydajesz się być zmartwiony.Stało się coś?
Yoh uśmiechnął się smutno i pokręcił przecząco głową.
-Nic,co można byłoby zmienić.To tylko sprawy rodzinne,ale dzięki za troskę.-odpowiedział i krótkowłosy skierował się w stronę domu.
Hao spojrzał na niego smutno.Dziwnie źle mu było,kiedy Yoh był taki smutny.
,,Kim ty do cholery jesteś?''
Wszedł do sklepu.Spojrzał na listę zakupów i wziął koszyk.I ktoś w niego wpadł.Okazała się być to Hana.
-O,cześć Hao.Ciebie też wysłali na zakupy,co?-dziewczyna uśmiechnęła się radośnie do chłopaka.
-Taa...Tak jakoś wyszło.
-Wybacz,że tak na ciebie wpadłam,ale właśnie mnie kuzyn gonił.Jest od nas trzy lata starszy i myśli,że wszystko mu wolno.Pewnie zaraz tu dobiegnie.
W tym momencie nie wiadomo skąd wyrósł blondwłosy blady chłopak.Był ubrany cały na czarno,włosy miał stopniowane(miały różną długość-na dole były długie,a na czubku głowy krótkie).Zielone oczy błyszczały rozbawieniem.W lewym uchu miał kolczyk-piórko.Czarne,ma się rozumieć.W prawym za to miał sporawy krzyż.Na nadgarstku miał sporo cieniutkich czarnych branzoletek i rękawiczki bez palców.Na spodniach były zawieszone srebrne łańcuszki,które miały zakończenia z logami zespołów,takie jak:Linkin Park,Metallica czy Black Veil Brides.Jednak nie to zwróciło szczególną uwagę Hao.Tylko to,że za nim czaiła się dziwna mgła,którą już widział wcześniej u Yoh,Renie i u reszty jego ekipy.Blondwłosy uśmiechnął się do kuzynki i spojrzał na Hao,który szybko wrócił na ziemię.
-Stary,jesteś podobny do mojego dobrego przyjaciela!A skoro chodzisz z moją kuzyneczką do klasy,bo ją znasz,z tego,co zauważyłem,to na pewno go znasz.
-O.O Ty znasz Yoh,Shiki?!-zapytała Hana.
-Tak,co w tym dziwnego?Moi kumple też go znają i uważają go za równego zioma.Zresztą,wiele osób go zna na całym świecie.On nawet ma znajomych w Ameryce.A tak w ogóle to jestem Hua Mei Shiki,miło mi cię poznać.
-Arukasa Hao,mi również.-podał rękę,by uścisnąć dłoń.
-Co jest w tym dziwnego?Ty na co dzień mieszkasz w Chinach!
-Ale to nie przeszkadza mi go znać,prawda?Właśnie,kto wie,gdzie mieszka?Chciałbym go odwiedzić i jego ekipę.
-Ja wiem.-zgłosił się Hao.-Mieszka niedaleko.
-O to fajnie.Możemy iść teraz?
-No nie bardzo,muszę zrobić zakupy-mówiąc to,pomachał mu kartką przed twarzą.
-Spoko,poczekam pod sklepem.Albo pogonię Hanę!-mówiąc to,w jego oczach było widać złośliwe iskierki.
-NIE!
-Oj tak,Hana-chan~!
-Nie,powiedziałam.Pójdę pomóc Hao z zakupami,o!-szybko znalazła sobie ratunek przed kuzynem.
-Ech,no dobra.To ja sobie poczekam.-i wyszedł ze sklepu,wyjmując przy tym z kieszeni MP3 i słuchawki.
Hana zaciągnęła Hao do wnętrzności sklepu,aby jak najszybciej się oddalić od wejścia,na wszelki wypadek,gdyby Shiki jednak się rozmyślił i postanowił iść z nimi.
-Uważaj na mojego kuzyna.To maniak muzyki ciężkiej.A to,że on i jego grupa zna Yoh wróży jeszcze gorzej...A tak w ogóle,Hao,czemu nie powiedziałeś,że mieszkasz niedaleko domu Yoh?Powiedz,jak wygląda?A widziałeś może jego rodziców?
-Myślałem,że nie lubisz Yoh.-zauważył logicznie długowłosy.
-No niby tak,ale nigdy nikomu nie pokazywał i nie mówił,gdzie mieszka i jak,więc jestem ciekawa.Poza tym...Jestem kobietą,więc co się dziwisz?
-Już nie.A więc,Nie powiedziałem,bo nie miałem po co.A dom ma ogromny,to jest właściwie posiadłość.I nie,nie widziałem jego rodziców.-nie powiedział wszystkiego,ale dlaczego niby miał się dzielić z kimkolwiek wiedzą,że Yoh nie widzi zbyt często rodziców?To jest jego sprawa i jeżeli nie chce komukolwiek tego mówić,to on też nie będzie.Niech żyje męska solidarność(oraz spartańskie odpowiedzi Hao)!
Hao wziął dwa bochenki chleba i kilka bułek,po czym przeszli do działu z owocami i warzywami,a ana zaczęła trajkotać.
-Ech,no trudno.Nikt ich nigdy nie widział na oczy,wiesz?Nawet nauczyciele!Nie pytają Asakury,gdzie są,ale zawsze wtedy jakoś dziwnie na niego patrzą,jakby mu współczuli.Nie rozumiem tego.Niby czemu tak na niego patrzą,przecież z tego,co wiem,ma rodziców,jak każdy inny uczeń.
Hao przeszyła ta wypowiedź:Jak każdy inny ma rodziców.Hao nie był biologicznym synem jego rodziców.Ale zachował to dla siebie.Niech wszyscy myślą,że żyje w idealnym świecie,gdzie zna swoich rodziców związani z nim krwią.Nawet nie wiedział,jak bardzo to przypomina tok myślenia u Yoh...Nie dał nic po sobie znać i słuchał dalej Hany,wybierając przy tym co ładniejsze jabłka.
-No,ale powiedziałeś,że ma wielki dom!Podobno ma jeszcze jeden w Izumo.I to też niby jest posiadłość.I że niby rówieśnicy też go tam nie lubią.
-Ciekaw jestem,skąd ty tyle o nim wiesz?
-Em...No wiesz,przez internet można się wszystkiego dowiedzieć,chociaż nie zauważyłam,żeby Yoh miał profil na facebook'u.Sprawdzałam raz,tak z ciekawości.I Anna też nie ma.Dziwni ludzie,nie należeć do facebook'a...
-Ja też nie mam profilu,i co z tego?Jakoś specjalnie potrzebny mi nie jest.
Hannie niemal oczy wyleciały z orbit.
-Nie masz facebook'a?!
-No nie,i co z tego?Przecież nie muszę,a to dziwne powiedzenie,że tego,kogo nie ma na facebook'u,to nie istnieje,jest bez sensu,bo ja jakoś żyję i mam się dobrze,nie sądzisz?
-Ja...Ja nie wiem,co powiedzieć.
-Ech,i weź tu z takim rozmawiaj.-Hao wzniósł oczy ku niebu i poszedł do kasy.
Hana szybko się obudziła i dołączyła do długowłosego,gdy ten już wychodził ze sklepu.Uśmiechnęła się do niego przepraszająco i wyszli.Kiedy już byli zna zewnątrz,spotkali Shiki'ego,który nucił piosenkę:
-We Scream! We Shout!
We are the Fallen Angels!
We Scream!We Shout!
Woah oh, Woah oh oh oh!
Dziewczyna podeszła do niego i wrzasnęła:
-Halo,Shiki,pobudka!-po czym trzepnęła go w głowę.
-Hana,nie musiałaś tego robić.-powiedział blondyn,masując głowę-wystarczyło mnie lekko szturchnąć.O,Hao!No to co,idziemy?Już się nie mogę doczekać,aż zobaczę Yoh i jego paczkę.
-Możemy wrócić razem,jak chcesz,koteczek właśnie wrócił do domu,z tego co mi wiadomo.-odezwał się za nimi głos.
Shiki uśmiechnął się promiennie do blondwłosej dziewczyny z czerwoną chustą na głowie,czarnej sukience do kolan,niebieskich koralach i drewniakach.
-Anna!Miło cię widzieć.Dawnośmy się nie widzieli.Jak to właśnie Yoh wrócił?A gdzie był?
Blondynka przeszła między nimi,wpychając torby z zakupami w ręce Shiki'ego.
-Jak chcesz Hao,to możesz wrócić z nami.W końcu mieszkamy niedaleko siebie.Co do koteczka,to był u rodziny w Izumo.Więcej powie Yoh w domu.
-Spoko.To co,idziemy?I nie martw się,Hana-chan,trafię do domu sam.Ba~j!-mówiąc to,popchnął lekko Anne i Hao w stronę,w którą mieli zmierzać.
Hao odwrócił się na chwilę i pomachał oniemiałej dziewczynie,po czym przestał zawracać nią sobie swojej cennej uwagi.Szedł obok Shiki'ego,który szedł po środku.Dało się jeszcze zobaczyć kamienną twarz Anny.Shiki zaczął mówić do Hao coś o muzyce:
-Stary,powiedz,że chociaż ty się na czymś znasz.No taka moja kuzynka się na porządnej muzyce nie zna,a Yoh czasem czegoś tam posłucha z mocniejszych brzmień,ale nic więcej.Powiedz mi,kolego,czego ty słuchasz?
-Emm,trochę Metallici,czasem Linkin Park,Boba Marley'a...
-Dobra,stój,skoro lubisz reeage,to jesteś skończony dla świata.A zapowiadało się tak pięknie!-teatralnie starł sobie wyimaginowaną łzę z policzka.-No dobra,nieważne.No daleko jeszcze?
-Nie.-odpowiedziała Anna.
-Dla ciebie to nigdy nie jest daleko -.- Ty mi odpowiedz,Hao.
-Hmm,jeszcze trochę,jakieś dziesięć minut?-odpowiedział.
-No to rzeczywiście niedaleko.A tak w ogóle to jak się Yoh trzyma?
-Ech,coś dzisiaj niewyraźnie.Spotkanie rodzinne,które nieźle go,no wiesz...-Anna nie mogła znaleźć słów.
-Wiem.Jest w tak podłym humorze,że nie wie,czy ma kogoś wyrzucić przez okno,czy mieć deprechę.Ale najczęściej robi dwa na raz,więc już jakieś okno zostało zbite przez lecącego człowieka.-Shiki znalazł zagubione słowa Anny.
-Tak,to niezłe porównanie.A raczej stwierdzenie faktu.-pokiwała głową z aprobatą.
-Słuchaj Hao,jak Yoh będzie po spotkaniu z rodziną,to nie wchodź mu w drogę.Kiedyś podobno wyrzucił przez okno Trey'a,a ten zrobił dziurę w drzewie.A chwilę później zamknął się w pokoju i się nie odzywał,nawet na kolację nie zszedł!Naprawdę wtedy uważaj,bo to może się źle skończyć dla ludzi w jego otoczeniu,kiedy ma podły humor.
-Doszliśmy.-oznajmiła jedyna dziewczyna w towarzystwie.
-No,nareszcie-ucieszył się Shiki.
I wtedy nagle przed nimi wyrósł Ren,który właśnie podnosił się z ziemi,otrzepując przy tym ubrania z kurzu.
-Cholera...-jęknął.
-Byłeś pod ręką?
-Dokładnie...Oi,to przecież Shiki!Dawnośmy się nie widzieliśmy.-Ren podał rękę na powitanie.
-No,rzeczywiście.Ostatnio to było w Ameryce,nie?Kiedy Kalim przed Anną zwiewał,to wpadliśmy na siebie,dobrze pamiętam?-zastanawiał się blondyn.
-Dobrze,ale wydawało mi się,że później mignąłeś jakiś czas temu...A może to nie byłeś ty?-zastanawiała się mała burza.
-Być może,jetsem tu od tygodnia.
-I nic nam nie powiedziałeś?!
-...Nie wiedziałem,gdzie was szukać,a jak zauważyłeś,Tokio jest ogromne.
-No też racja...Shiki,a może tobie się uda ogarnąć Yoh?Bo tak dawno cię nie widział,może się uspokoi...
-Innymi słowy,chcesz mnie wykorzystać jako tarczę ochronną-.-?
-Mniej więcej.
-Okrutnyś T.T
-Bo jestem Tao.Mimo,że się zmieniłem.
-Dobra,chodźmy do chodzącego tajfunu,może uda mi się go trochę obezwładnić...
I poszli w kierunku posiadłości.Shiki jeszcze się odwrócił i pomachał do Hao,który już miał skręcić do swojego domu.Ten mu odmachał lekko i wszedł na podwórko.I zastanawiał się,o co chodzi z tą mgłą,którą widział nad każdym,kto był w jakiś sposób powiązany z Yoh.
--------------------------------------
Kooooniec!Wystarczy wam na dzisiaj,i tak już dużo było napisane,jak na mnie,oczywiście.
Ech...Ja nie chcę mieć niemieckiego przez całe półtorej roku T.T
Kyuu:No bo wiecie,ona musi mieć ten ęzyk do końca pierwszej klasy i do połowy drugiej.
Naru:No i teraz Darka-san rozpacza nad tym faktem.
Dziwicie się jeszcze?Wy nie musicie chodzić na te zajęcia T.T Nie lubię niemieckiego!Zdecydowanie wolę angielski.A matematykę w szczególności!
Hao:*szepcze do brata*Yoh,ja z prawej,ty z lewej.
Yoh:*również szeptem*Dobra.
Yoh&Hao:*biorą Autorkę pod pachy i wywlekają z pokoju siłą*
*Nie ma siły się sprzeciwstawić*
Hiroto:*naukowym tonem*No,i tu mamy klasyczny przykład,proszę wycieczki,zrozpaczonej uczennicy,która ma dość nauki po pierwszym miesiącu.
Sakuma:Żegnamy się za nią?
WDP:Taa...
Pozdrawiamy!
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

czwartek, 2 października 2014

Shaman King,cz.1-Przeprowadzka i nowa szkoła.

Ave!
Zaczynamy dziś kolejny one-shot z SK!Mam nadzieję,że przypadnie wam do gustu.
Anna:Nie zdziwcie się czymkolwiek,co tam będzie,może w następnych częściach być jeszcze dziwniej...
Naru:Ale nie przedłużając,zapraszamy do czytania!
---------------------------------
Spokojna jasna noc.Gwiazdy iskrzyły się na niebie niczym tysiące świec położonych na ciemnym materiale nieba.Trzy osoby stały właśnie na cmentarzu,gdzie niegdyś został pochowany Amidamaru-legendarny wojownik,który w imieniu swej przyjaźni nie chciał wykonać rozkazu swego pana,gdyż nie miał zamiaru zabić swego przyjaciela-Mosuke.Do tej pory nikt nie wie,dlaczego Amidamaru tak postąpił-kroniki milczały na ten temat.Jednak są osoby,które znały prawdę,a usłyszały ją od właśnie samego samuraja-a właściwie jego ducha.I właśnie część tej nielicznej grupy była na cmentarzu.
-Zastanawia mnie jedynie,dlaczego wstrzymano Turniej.Nie było żadnych komplikacji,z tego co mi wiadomo od Silvy.
-Ponoć Król Duchów tego sobie zażyczył.Z tego co wiem,to ma zmienny humorek,nawet bardziej,niż kobieta w ciąży.
-Cokolwiek by to nie było,KD nie powinien od tak sobie wstrzymywać Turnieju.Gwiazda Zniszczenia jest blisko.-do trzech osób dołączyła czwarta.Chyba bardzo dobrze się znali.
-Gwiazda Zniszczenia zwiastująca koniec tego świata...Chyba że się znajdzie ktoś,kto podoła zadaniu,aby nie pojawiła się przez kolejne 500 lat.
-Tak...A bez Króla Szamanów ten świat nie będzie miał odpowiedniej osoby,która by temu podołała.
Przez chwilę zamilkli,zatapiając się we własne przemyślenia.Jednak jeden z nich znów zaczął mówić:
-Lepiej wracajmy do domu.Jutro szkoła,jest już po północy,a mamy na siódmą.
-Masz rację,chodźmy.
I tak się zakończyło spotkanie.Nie wiedzieli tylko,że ktoś przypadkiem usłyszał o Królu Szamanów.Nie usłyszał całej rozmowy,lecz jej najważniejszą część.A był to...
------------------------------------
Czwartek.Normalny dzień tygodnia,który zapowiada rychły weekend.Ale że dopiero go zapowiada,a go nie ma,więc...
-Hao!Wstawaj,niedługo musisz wyjść do szkoły!
Hao Arukasa to zupełnie zwyczajny nastolatek.No,dobra,oprócz tego,że jest adoptowany przez jego rodziców.Od dawna wiedział,że nie jest ich biologicznym synem.Widać to było choćby po wyglądzie:Hao miał czarne jak noc oczy,w których zawsze świeciły się wesołe iskierki;i długie,ciemne włosy.Państwo Arukasa za to mieli blond włosy,tyle że matka miała jaśniejszy odcień i niebieskie oczy,a ojciec miał je soczyście zielone.Pomimo jednak więzów krwi,byli szczęśliwą rodziną.Ale wróćmy do głównego wątku.
Pokój miał ładny,pomalowany na czerwono,duże łóżko,na pewno wygodne,szafa,stolik nocny,kilka kwiatów,mała biblioteczka i duże okno,z którego widać było dość sporą posiadłość.Ale teraz w łóżko leżał długowłosy chłopiec.
Hao,jak niemal każdy nastolatek(ja nie,jestem z tych mutantów-dop.aut.),zwlekał z wstaniem z ciepłego łóżka jak najdłużej,jednak efektem końcowym było spadnięcie z łóżka.Pojękując,wstał z podłogi i podszedł do szafy,aby wyjąć nowy mundurek.
,,Chyba jeszcze do mnie nie dociera ta przeprowadzka...''
Trzymał w rękach białą koszulę,czarny krawat i zielone spodnie.Patrzył się w nie jak zaczarowany.Nowa szkoła.Nowe dla niego miasto.A wkrótce nowa klasa,nowi nauczyciele,nowi znajomi.Totalnie nie wiedział,czego się spodziewać.Długowłosy poszedł do łązienki się ogarnąć i wyszedł już ubrany.Zszedł do jadalni,żeby zjeść śniadanie.Jak zwykle ojciec siedział z gazetą w ręku,a matka przygotowuje kanapki.Hao wolno jadł kanapki,jakby chciał odwlec moment wyjścia do szkoły,jednak w końcu musiało to nastąpić.Schował drugie śniadanie to torby szkolnej i wyruszył wreszcie iść się edukować i poznawać nowych ludzi.Kiedy wyszedłz podwórka,sprintem ktoś dosyć niski przebiegł obok niego.Hao zdołał zauważyć tylko granatowy czub i żółtą marynarkę.Długowłosy stał tak przez dłuższą chwilę patrząc się w stronę,w którą przebiegła mała burza,z rozszerzonymi oczami.Po chwili jednak wzruszył ramionami i w końcu mógł spokojnie pójść do szkoły.O ile spokojnie mógł iść,mimo faktu bycia tak bardzo zdenerwowanym,że mógłby sprintem zwiać z Tokio.
----------------------------------
Ciemnowłosy chłopak stał nerwowy pod salą lekcyjną.Usłyszał,jak nauczyciel go zawołał.Wszedł.Ustał pod tablicą,napisał swoje imię i nazwisko kredą i odwrócił się z uśmiechem.
-Cześć,jestem Arukasa Hao,miło mi was poznać.
Rozejrzał się po klasie i go zamurowało.Napotkał spojrzenie głębokich i czarnych jak jego oczach,spojrzał w identyczną twarz.Ten chłopak miał ciemne włosy związane w kitkę i dość charakterystyczny naszyjnik.Trwało to tylko chwilkę i Hao zdążył się ogarnąć na tyle szybko,aby zdążyć zauważyć,iż nauczyciel właśnie wskazywał jego miejsce.Kiedy przechodził,słyszał szeptanie uczniów:
,,Czyżby był jakoś spokrewniony z NIM?"
,,Nie wiem,ale wyglądają identycznie."
-Cześć Hao,jestem Hana.-oderwała się dziewczyna siedząca obok niego.
-Hm,cześć Hana.
-Wybacz,że tak prosto z mostu i na samym początku znajomości,ale czy...jesteś spokrewniony z tym,co siedzi tam?-wskazała na tego chłopaka o czarnych oczach.
-Nie,pierwszy raz go dzisiaj widzę.-odpowiedział i zauważył,jak ledwo dostrzegalnie Hana odetchnęła z ulgą.
Hana była dziewczyną o czarnych włosach i brązowych oczach.Nie wyglądała na wysoką,ani za niską i miała miły uśmiech.Innymi słowy:standardowa japonka.Długowłosy zauważył,jak macha ręką do reszty klasy,a im już wyraźnie po tym ulżyło.Coś tu jest nie tak i wiązało to się z tym czarnookim chłopakiem.Jednak uczniowie szybko się uspokoili i wsłuchali się w nauczyciela,mówiącego o równaniach liniowych(yep,matematyka).
Dwonek.Ulubiona i ukochana przez uczniów pora,która mówi,że czas kiszenia się w klasie dobiegł końca i pora na wyjście na wolność,choć krótkotrwałą.A tak jest przynajmniej w szkole europejskiej.W szkole,do której uczęszcza Hana i Hao,uczniowie na czas przerwy siedzą w klasie,a wychodzą tylko na czas pory lunchu i końca zajęć lekcyjnych.Długowłosy zauważył,jak pewna czarnooka blondynka i niski jak na swój wiek blondynek podchodzą do czarnookiego chłopaka.Dziewczyna usiada mu na kolanach,a chłopak właśnie siada na pustej ławce.Czarnowłosa dziewczyna chyba zauważyła,na kogo patrzy Hao i natychmiast popchnęła go w drugą stronę.
-Hao,posłuchaj mnie uważnie.-zaczęła-Ci ludzie,na których patrzyłeś,są...dziwni.
-A na jakiej podstawie tak sądzisz?
-Emm...Wiesz,takie rzeczy się czuje.Mantę wszyscy znają,ale pozostała dwójka...Nikt nie wie,skąd są,co chcą i dlaczego tu są.Nikt nigdy nie widział ich rodziców,a kiedyś widziałam,jak do Yoh przyleciał kruk z listem.Kruk!Gołębia może jeszcze bym zrozumiała,ale kruk?Te ptaki są zawsze tam,gdzie jest śmierć...Lepiej o tym pamiętać.
-A to jest,proszę wycieczki,sala klasy XXX(nie wiem,do jakiej klasy należy Yoh,więc pozostawię iksy).Tutaj chwilę pobędziemy,być może kogoś znacie i chcecie chwilę porozmawiać,a potem idziemy dalej.
Hao rozpoznał wśród,,wycieczki'' małą burzę,która przebiegła sprintem obok niego.Granatowowłosy chłopak z czubem.Teraz dopiero długowłosy zauważył,że ma dziwne,złote oczy.Nie wyglądał ponadto na Japończyka.
-Ren!Miło cię widzieć!-zawołał Yoh,wesoło machający do małej burzy.
Złotooki chłopak podszedł do grupy i nawiązała się rozmowa,której nikt nie usłyszał.
,,A więc mała burza ma na imię Ren.''-pomyślał Arukasa.
Teraz Renowi właśnie jakimś magicznym sposobem czub miał ,,skoki napięcia''.Zaciśnięte pięści podpowiadały,że chłopak się wkurzył.
-Mówiłam ci,Hao,nie gap się na nich,to przynosi pecha.-syknęła Hana.
Ale długowłosy nie mógł się powstrzymać,żeby nie patrzyć na swoje lustrzane odbicie.Właśnie ono(jako odbicie lustrzane,nie Yoh-tak się to odmienia) aktualnie próbuje odebrać swoją gumkę do włosów od małej burzy(cholera,kocham to przezwisko XD).Teraz dopiero Hao zauważył,że Yoh miał niemal tak długie włosy jak jego.Właśnie w tej chwili zastukał do okna ptak.Kruk.Blondynka podeszła do okna i je otworzyła,a kruk usiadł czarnookiemu na ramieniu.Chłopak natychmiastowo stracił zainteresowanie swoją gumką i spojrzał na ptaka.Zauważył,że u jego nóżki jest przywiązana kartka.Kiedy odwiązał kartkę,zabrzmiał dwonek i Ren musiał się ulotnić z klasy.Jak już wszedł wychowawca klasy,Yoh nadal czytał list,a kruk siedział na ramieniu.Akurat skończył czytać i podał drugą kartę do nauczyciela.Okazało się,że było to zwolnienie z jutrzejszych zajęć z powodu ważnych spraw rodzinnych.Czarnooki chłopak wziął do ręki długopis i odpisał coś na drugiej stronie listu,po czym przywiązał go do nóżki kruka,a ten zerwał się i wyleciał przez otwarte okno.Yoh usiadł do ławki i wyjął z kieszeni zapasową gumkę do włosów.Rozpoczęła się lekcja.
-----------------------------
Ostatni dzwonek tego dnia.Uczniowie szybko się spakowali,wsunęli krzesła i pożegnali się z nauczycielem,po to by w tempie natychmiastowym wyjść z klasy.Hao razem z Haną rozdzielili się przed szkołą,gdyż szli w dwie przeciwne strony.Kiedy przeszedł kawałek drogi,zauważył,że przed nim szli Yoh i Manta razem z dziewczyną,a jak się dowiedział,na imię miała Anna.Po chwili dołączył do nich również Ren.Długowłosy chłopak szedł za nimi,wystarczająco daleko,aby go nie zauważyli i jednocześnie wystarczająco blisko,aby wiedzieć,gdzie idą.Kiedy już doszedł do swojego domu,zauważył,że grupa poszła do posiadłości,którą widział przez okno.Hao wzruszył ramionami i wszedł do domu.
-Wróciłem!
-Witaj kochanie-zawołała na powitanie matka-Jak było w szkole?
-Hmm,ciekawie.
-To dobrze.Chodź,zaraz będzie obiad.
I tak powoli mija popołudnie Hao.Zjadł ładnie obiad,odrobił lekcje,a rodzice oznajmili mu,że wychodzą na trochę i poprosili,żeby dom stał tam,gdzie stoi w całości.
---------------------------------
Kilka godzin później,posiadłość Asakurów w Tokio
No cóż,wszyscy się przebrali z mundurka na bardziej normalne ubrania.Anna miała swoją czarną sukienkę,czerwoną chustę i niebieskie korale.Yoh założył czarne dżinsy i ciemną bluzę,na której rękawie jest liść.Słuchawki miał zawieszone na szyi,a włosy były związane kitką.Ren miał swoje czare spodnie i czerwony bezrękawnik.Yoh teraz właśnie rozmawia z Anną o swoim wyjeździe do domu:
-Anno,jutro z samego rana wyjeżdżam do Izumo.Mamy chyba spotkanie rodzinne,bo mają być rodzice.
-Nie martw się o dom,koteczku,ja już wszystkiego dopilnuję.
-Z tego co wiem,to jutro przyjeżdża Faust i Lyserg.O,i jeszcze Choco ma być w sobotę.Powinienem się wyrobić do popołudnia,ale nic nie wiadomo.
-Spokojnie,ja wszystko będę miała pod kontrolą.
W tym samym momencie rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.Yoh coś czuł,że nie skończy się to dobrze.Co prawda mówił Trey'owi,który już był w posiadłości,aby nie denerwował Anny,która jest ostatnio lekko poddenerwowana.Ryu oczywiście się do tego dostosowuje i gotuje posiłki,podczas gdy reszta trenuje.Yoh i Anna weszli do salonu i zobaczyli,że został zbity ulubiony wazon blondynki.I dlatego,że był przy nim jedynie Trey,nikt nie miał wątpliwości,że to jego zasługa.Anna podeszła do niego i kazała mu wyjść na dwór,a sama dziewczyna wyszła za nim.Ren,który nie chciał przegapić widowiska,i Yoh,który szczerze współczuł przyjacielowi poszli za nimi,ale kiedy doszli,to Trey był już w połowie lotu na drugą stronę ulicy.
-Hmm...Chyba wylądował w ogrodzie nowych sąsiadów.Pójdę po niego.-zgłosił się na ochotnika Yoh.
Wyszedł z posiadłości,zanim ktokolwiek przestawił swoje obiekcje i poszedł na drugą stronę ulicy.Podszedł do murka i zadzwonił do dzwonka.Po chwili Czyjaś głowa wyjrzała przez drzwi.Okazało się,że to był Hao.Miał na sobie czarne zwężane spodnie(bo rurki są zarezerwowane dla dziewczyn...),czarną koszulkę na długi rękaw,a na niej założoną czerwoną na krótki ze złotą gwiazdą na środku.Na uszach miał kolczyki-kółka.
-Cześć Hao!Mam dziwne przeczucie,że w waszym ogrodzie wylądował mój przyjaciel,ma niebieskie sterczące włosy i czarną bandanę.Jest tam może?-zapytał się,uśmiechając się przy tym.
-Więc dobrze mi się wydawało,że coś się stało w ogrodzie...Wejdź,zaraz po niego pójdziemy.-zawołał długowłosy.
Czarnooki szaman wszedł na posesję i przeszli razem z Arukasą do ogrodu.I rzeczywiście-leżał tam nieszczęsny niebieskowłosy.Yoh westchnął lekko i podszedł do chłopaka,który już odzyskał przytomność.
-Na Króla Duchów...Czy ja znów wróciłem na Turniej?-zapytał.
-Nie,Trey,wkurzyłeś Annę.Mówiłem ci,żebyś jej nie denerwował,bo jest ostatnio nerwowa.
-Stary,ja ci takiej narzeczonej współczuję.-odpowiedział.
-Narzeczonej?
Hao wiedział,że nieładnie słuchać czyjejś rozmowy,ale cóż...Niech żyje ciekawość,co się w ogóle dzieje^^.
-Noo...Ciesz się,że ty takiej nie masz-odpowiedział Trey-To sadystka.Zło wcielone.Nie wiem,skąd ją wytrzasnął,ale jest straszna.
-Być może i tak jest,Trey,ale mówiłem ci,żebyś nie nazywał tak Anny,bo cię wtedy pokroję na ćwiartki.-powiedział Yoh-Hmm,dobrze,trawnik jest cały i dziury nie zrobiłeś.Nie trzeba nic tu robić ani naprawiać.
-No wiesz,zamiast mną trawnikiem się zajmujesz T.T
-Daj spokój,obrywasz codziennie,jeden raz więcej czy mniej ci nie zaszkodzi.Powinieneś już dawno przywyknąć do bólu.-odpowiedział Yoh,podchodząc do przyjaciela.
-Nie to,że chcę wam przeszkadzać czy coś,ale Anna każe wam się pospieszyć,mamy jeszcze pobiegać.-zawołał ktoś z góry.A kto to był?No cóż...Na dachu domy Arukasy stała mała burza^^.
-Ech,ile tym razem?-zapytał Rajdowiec.
-Dla ciebie podobno wymyśliła coś specjalnego,ale chyba nie chce męczyć Yoh,bo dała zaledwie 100 kilometrów.
-TYLKO 100 kilometrów?O.O
-Zazwyczaj biegamy 200.Dobra,chodźmy,nie będziemy kazać jej przecież czekać,nie?-powiedział Yoh i ruszył ku wyjściu.Trey spojrzał na Hao i krzyknął:
-Hej,aleś ty podobny do Yoh!Ooo,i masz kolczyki!Yoh,dlaczego ty swoich nie zakładasz?Miałeś podobno po pięć w jednym uchu.
-Już ci mówiłem sto razy,Trey.Dziury w uszach mi się zagoiły.A teraz się zamknij,albo się wkurzę i będzie z tobą gorzej,a trening Anny to będzie dla ciebie pikuś...-zagroził czarnooki,wychodząc.
-Chyba i jemu udzielił się zły nastrój Anny.No nic,przepraszam Hao,że tak wpadłem do waszego ogrodu.To ja już idę.
-No nareszcie,śnieżynko.Myślałem,że zapuszczę tu korzenie.
-JAK TY MNIE NAZWAŁEŚ,KTÓRKOMAJTKU?!
-Zamknąć się!Wracamy!-krzyknął Yoh i zaczął zaciągać siłą Trey'a.
Kiedy już Yoh i Trey wyszli,Ren już chciał wracać drogą podniebną,ale przez chwilę zatrzymał wzrok na Hao i dokładnie mu się przyjrzał,co sam długowłosy uznał za niepokojące oznaki,jednak się pomylił i uświadomił to sobie,kiedy Ren się zapytał:
-To ciebie minąłem dziś rano,jak biegłem,taa?
Hao kilka razy mrugnął oczami,po czym odpowiedział.
-No,tak...Dziwne,że mogłeś zapamiętać,jak wyglądam,przy tym sprincie...
-Pfff.W końcu jestem Tao-odpowiedział,jakby miało to wszystko wyjaśnić.-Tak poza tym,powiedz domownikom,że jak będziecie słyszeli coś niepokojącego z posiadłości Asakury,to jest u nas normalne.Teraz jest jeszcze cicho,ale jak zjedzie się cała ekipa...No cóż,nie martwcie się po prostu hałasami.Żegnam.
I Ren jak się pojawił tak zniknął.Hao wzruszył jedynie ramionami i wszedł do domu.Usiadł na kanapie i skakał po kanałach w telewizorze.Nic ciekawego niestety nie znalazł,jednak jego myśli były daleko stąd.
,,Hana miała rację.Są dziwni.Ale nie w taki zły sposób,raczej...neutralny,czy jakoś tak,cholera,nie wiem jak to nazwać.A sam Yoh wydaje się być miłą osobą.Nie rozumiem,dlaczego niemal wszyscy w klasie unikają go jak ognia.Chwila,czy ten cały Trey nie mówił coś o Królu Duchów i Turnieju?Co to do cholery może znaczyć?''
Po jakimś czasie wrócili jego rodzice,a Hao wrócił do swojego pokoju,przebrał się w dres i poszedł spać,jak normalny cywilizowany człowiek.
Yoh i ekipa nie miała tak dobrze.Przez godzinę jeszcze przebiegali dystans 100 kilometrów,a Trey...No cóż,spokuj jego duszy^^.Tyle dostał kilometrów od Anny.Jeszcze kilka pompek,tak jakoś 50 i Yoh poszedł spakować parę ubrań,na wszelki wypadek,gdyby okazało się,że miałby zostać dłużej,Ryu zrobił mu kanapki na drogę,które aktualnie leżały w lodówce i dopiero wtedy nasi szamani mieli pójść na zasłużony odpoczynek.I tak zakończył się pierwszy dzień.
--------------------------------
Yep,na teraz wystarczy.
Ren:Dlaczego nazwałaś mnie małą burzą?!
No bo to pasuje do ciebie,kiedy sprintujesz i jak obok przebiegasz,to ludzie myślą,że jesteś taką małą burzą^^.Ech,nie mam już siły pisać,to się żegnamy.
Pozdrawiamy:
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia