poniedziałek, 27 lipca 2015

Shaman King, cz.4 - Powitajmy Pierwszego Króla Szamanów!

Ave ludu~!
Postanowiłam mowę napisać od razu w edytorze Bloggera. I wiecie co wam powiem? To był błąd X'D
Kyuu: Taby nie działają, to bieda.
Hao:Ale my nie przedłużajmy, zapraszamy do czytania!
Yoh:...
Yoh: Czekaj.
Yoh: Przecież nie ma tytułu.
No wiem -.-" Jak tylko siostra przestanie mi na fejsie spamić to coś wymyślę =.=".
                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                Minął miesiąc. Hao i Yoh siedzieli sobie spokojnie, Yoh na poręczy tronu, a Hao na samym kamiennym krześle (Darka: Sorry…Kyuu:…To się wytnie.) i pili herbatę.
                -Ale spokojnie…-powiedział Yoh, upijając łyk herbaty.
                Gdzieś w tle za tronem rozbrzmiewała kolejna kłótnia Mugen i Króla Duchów.
                -Wycofaj tę ustawę, jogurcie! Czy ty chcesz utrudnić Yoh życie?!
                -Kiedy to jest konieczne! Jeżeli nie będzie przynajmniej raz w miesiącu odwiedzał Atlantydy, to Wszechświat się załamie!
                -Jakoś do tej pory wystarczało raz na rok, czemu to się tak zmieniło?! – i tak dalej szło, a brat Mugen, pierwszy Król Szamanów – Hikaru – Próbował załagodzić sytuację.
                No właśnie. Próbował.
                -Dokładnie. –  zgodził się Hao i zrobił to samo, co jego bliźniak. – Dobra ta herbata. – stwierdził.
                -Zielona herbata o smaku malinowym. – powiedział krótkowłosy.
                Bliźniak Mugen poznał się z Hao jakieś dwa tygodnie temu, w dość dziwnej sytuacji. Otóż obecny Król przeglądał prasę, którą przyniósł mu Yoh. Było tam coś o ochronie środowiska, więc długowłosy szaman się zainteresował. Kiedy był w połowie artykułu, coś, a może raczej ktoś wleciał prosto na niego, omal nie zabijając Hao na miejscu.
                Mniejsza z tym, że Hao już nie da się zabić.
                Niespodziewany gość niemal od razu odskoczył od niego, prawie uderzając głową w podłogę, a Hao rozbolała głowa. Nigdy nie lubił gości, nawet jeśli otaczał się wieloma uczniami. Wolał być sam.
                Człek, który na niego wpadł wyglądał jak lustrzane odbicie Mugen, tyle że był jej męską wersją. Jego oczy jednak były ciepłe, w porównaniu do stalowego zimna kobiety. Długie włosy miał związane w wysoką kitkę, a ubrany był w czarne spodnie i czarną koszulę z rozpiętym guzikiem.
                -Bardzo przepraszam! – kiedy facet tylko się ogarnął, natychmiast pochylił głowę przed Hao. – Nie chciałem na ciebie wlecieć, ale moja siostra przypadkiem zrobiła dziurę w podłodze, kiedy kłóciła się z Królem Duchów… - zaśmiał się nerwowo.
                -Kim jesteś? – zmarszczył lekko brwi ciemnowłosy.
                I wtedy wszedł do pomieszczenia Yoh, cały mokry.
                -Wróciłem…Cześć, Hikaru-sama. – powiedział nieco pochmurnie.
                -Cześć, Yoh-kun. Byłeś w Atlantydzie?
                -Taa…Złapałem przeziębienie jak ni-iiiic apsik! – pociągnął nosem i rozciągnął się jak kot. – Idę spać…Nie obrazisz się, prawda Hao? – drgnął dość mocno z zimna.
                -Jasne, idź…Na zdrowie. - i tak zaczęła się znajomość z pierwszym Królem Szamanów.
                I tak, Yoh złapał przeziębienie, które rozłożyło go na tydzień (Darka: Co mnie to, że jest martwy, oni też mają swoje prawa…Shiki: Wiesz co? Odstaw gorzką czekoladę, ona nie działa na ciebie zbyt dobrze…Darka: W tym problem, że żadnej innej w domu nie ma ;_;).
                I teraz Pierwszy regularnie przychodzi na herbatę i poplotkować, co tam się na świecie dzieje, a informacje ma praktycznie z pierwszej ręki. W końcu Yoh poznał wielu ludzi podczas Turnieju i z wieloma ciągle ma kontakt. Koniec końców jakieś raporty zdawać dla Hao musi^^”.
                Hikaru usiadł na oparciu tronu Hao, pochylił się i powiedział:
                -Aż za spokojnie, jak na mój gust. A co z tamtymi ludkami, Yoh-kun? – zapytał, opierając głowę na dłoni, patrząc na wspomnianego szamana.
                -No właśnie nic, jakby zapadli się pod ziemię. – powiedział rozleniwionym głosem i upił łyk herbaty.
                -To niedobrze… - zmartwił się Pierwszy.
                -Jak dla mnie to całkiem dobrze. Po co mamy martwić się na zapas? – zapytał Yoh. – Co będzie to będzie. I tak się nie dowiemy, co kombinują, dobrze pilnują swoich tajemnic, więc i tak się nie przygotujemy. Po co się stresować na zapas?
                -Wyjątkowo się z nim zgadzam. – powiedział Król Duchów. – Nie pozostaje nam nic oprócz czekania, poza tym jak będziemy się niepotrzebnie denerwować, to tylko ułatwimy im całą sytuację.
                -Ale przecież Hao nie można zabić. – wtrąciła Mugen. – Czyżbym się myliła?
                -Nie, ale zniszczyć jego duszę dalej można.
                Zapadła cisza. Ale nie na długo.
                Otóż po jakiś pięciu minutach do Sanktuarium wpadła podejrzanie wyglądająca para. Chłopak i dziewczyna.
                Chłopak miał długie zielone włosy i czerwono-zielone oczy. Był bardzo wysoki, a w dłoni trzymał kosę. Za to ubrany był tak, jakby dopiero co wyszedł od stylisty. Koszula na jednym rękawie była cała czarna, zaś już na drugim w szachownicę. Część główna koszuli miała kolor brązowy. Na to miał narzucony luźny, czarny płaszcz z kapturem, a na głowie miał czapkę z daszkiem, podobną do tych, które noszą strażacy w oficjalnym stroju wyjściowym, z tym że pasek był w szachownicę. Spodnie w stylu rurek również były czarne.
                Dziewczyna z kolei była mniejsza i dużo drobniejsza od niego. Miała krótkie włosy, tego samego koloru co chłopak, ale jej oczy były miedziano-złote. Ubrana była w wojskowy sposób – zielone spodnie i bluza z zawiniętymi rękawami za łokieć, spod której widać było białą bluzkę, w pasie przewiązana była spora ilość ammo i niebieski pasek, założone miała czarne skórzane rękawiczki, a w ręku trzymała pistolet maszynowy. Na głowie miała gogle z pomarańczowymi szkiełkami i słuchawki.
                -Cześć, szefie. – zawołali wspólnie.
                -Cześć wam. – odpowiedział Yoh. – Stało się coś?
                -A może najpierw się przedstawimy Królowi, co? – mruknęła dziewczyna. – Gdzie się podziały twoje maniery?!
                -Oj, zapomniałem^^”.
                -Ty kiedyś zginiesz…
                Yoh spojrzał na nią spode łba, ale nic nie powiedział. Z kolei tym razem głos zabrał zielonowłosy chłopak:
                -To może nas przedstawię. Ja jestem Shiroshi, a moja siostra to Kuroshi.
                -Ja jestem starsza. – dziewczyna wytknęła język w stronę brata.           
                -Niestety. – odpowiedział jej płaczliwym głosem.
                -Poza tym zobacz tylko, kogo przyprowadziliśmy! – zawołała Kuroshi i popchnęła małą dziewczynkę do przodu. Okazało się, że jest to…
                -Och, witaj Opacho. – powiedział Hao do tulącej się do jego nogi małej Murzynce. – Co ty tu robisz?
                -Opacho zabłądziła, ale Opacho znaleźli bliźniaki Śmierć i zaproponowali Opacho, żeby Opacho odwiedziła mistrza Hao i Opacho się zgodziła!
                -A innych też można by było przyprowadzić? – zapytał brata.
                -Jasne, ale nie jest to tak łatwe, jak przyprowadzenie Opacho.
                -Czemu?
                -Opacho należy do specyficznego plemienia, nie pamiętam już nazwy. Od wieków przekazywana jest wśród nich wiedza o Turnieju Szamanów i zasadach panujących od Pierwszego. – tu Yoh kiwnął głową w stronę Hikaru. – Nie pytaj, zaraz powiem. Wiedza ta nie może być przekazywana ludziom postronnym pod groźbą śmierci i przeklęcia duszy, dlatego Opacho nic ci nie powiedziała.
                -Rozumiem.
                -Yoh-sama. – zaczęła Kuroshi.
                -A myślałem, że to będzie miłe spotkanie… - mruknął do siebie i rozsiadł się wygodniej na podłokietniku. – Raport prosz. – odparł ze znużeniem, opierając głowę o rękę. A miał taką nadzieję, że nic się nie będzie działo…I wywinie się od jakiejkolwiek roboty. Ale mus to mus.
                Rodzeństwo natychmiast spoważniało i padło na kolana przed Królem.
                -Hao-sama, Yoh-sama, ostatnio na świecie dzieją się niepokojące rzeczy. Grupa zwana X-Laws z Marco Lasso na czele zaczęła terroryzować i opowiadać po ich stronie wielu szamanów, a ci, którzy się nie zgadzają, giną. Jak do tej pory śmierci uniknęły tylko dwie grupy - ta, w której kiedyś był Yoh-sama, oraz grupa, do której należał niegdyś Hao-sama. – powiedział Shiroshi.
                -Zabójstwa te rozpoczęły się dwa tygodnie temu z Ameryki. – podjęła Kuroshi. – Rozprzestrzeniają się one na coraz większą skalę. Coraz więcej szamanów ginie, coraz więcej opowiada się za X-Laws. Ta grupa zaczęła tworzyć swoją armię przeciw Hao-samie.
                -A co z Jeannie?
                -Zniknęła miesiąc temu, nie wiemy, gdzie ona jest.
                -Rozumiem. – odpowiedzieli Hao i Yoh jednocześnie, a rodzeństwo wstało z klęczek.
                -Trzeba coś z tym zrobić. – mruknął Yoh. – Czas zasięgnąć po opinię reszty.
                Hao zauważył, że jego brat podchodził do sprawy ze spokojem. Tak w zasadzie to nie przypominał sobie, czy kiedykolwiek widział go naprawdę wkurzonego. Zazwyczaj był spokojny i uśmiechnięty. I leniwy. I uwielbiał spać. Przekonał się o tym osobiście.
                Otóż ostatnio, żeby obudzić Yoh, zmarnował całą godzinę. A ten i tak zasnął już pół godziny później. Hao wtedy zastanawiał się, czy ma się śmiać, czy też raczej płakać nad oryginalną ,,umiejętnością” jego bliźniaka. Miał dziwne wrażenie, że Yoh najchętniej przespałby całe życie z przerwą na jedzenie…
                -Pozwolisz, że ściągnę tu moją ekipę i kogoś jeszcze? – zapytał Yoh, a Hao kiwnął głową na znak zgody i zaczął mentalnie przygotowywać się na konfrontację z drużyną jego brata.
                Nie miał jednak za dużo czasu, gdyż pięć minut później się wszyscy pojawili. Do tego przybył jakiś blondyn o soczyście zielonych oczach i…
                -Jeannie? A co ty tu robisz? – zapytał zszokowany Yoh.
                -To moja sprawka. – odpowiedział za nią blondyn aksamitnym głosem. – Ta urocza dziewczyna jest moją narzeczoną. – odpowiedział, uśmiechając się szeroko do Jeannie.
                -Wiedziałem, że masz kogoś, ale nie sądziłem, że to akurat ona… - Yoh złapał się za głowę.
                -Bo nikt nie miał wiedzieć. – odpowiedziała była przywódczyni X-Laws melodyjnie. – To była nasza tajemnica.
                -Więc to dlatego zniknęłaś tak nagle miesiąc temu. – Trey doznał nagłego oświecenia.
                Kiwnęła lekko głową, splatając dłonie z narzeczonym.
                -Yoh…
                -To jest Hua Mei Shiki. – odpowiedział szybko bratu. – Ufam mu tak bardzo jak Annie. Nie brał udziału w Turnieju, dlatego nigdy go nie widziałeś. Nieźle się ukrywa. No i jest potężny nie tylko szamańsko.
                -Może i nie mamy tyle kontaktów czy dóbr co rodzina Tao, ale na najgorszej pozycji też nie jesteśmy. – powiedział z uśmiechem Shiki.
                Hao rozsiadł się wygodniej na tronie. Zaczyna się…
                -------------------------------------
                -Czyś ty zdurniał?! – wykrzyknął Manta, a Trey i Ren już zaczęli gonić niewyszukanego komika, podczas gdy dwie pary bliźniaków nie mogły powstrzymać śmiechu. Byli to Asakurowie i rodzeństwo Śmierć.
                -Hej, ale to był dobry pomysł! – wykrzyknął w swojej obronie Choco.
                -Tak? Uważasz, że przebranie całej ich armii za kurczaki cokolwiek nam da?! Myślałeś, że przejmą ich cechy i będą próbować latać i staną się tchórzami?! – krzyczał Trey, atakując człowieka z afro.
                -Ratujcie kobietę w potrzebie! – krzyknął Choco, nie wiadomo skąd mając na sobie białą sukienkę i kwiaty w dłoni.
                -Zapomnij! – krzyknęli razem Trey i Ren. Nie ma to jak wspólny cel^^.
                Yoh nie patrzył na całą zadymę, w zamian za to widział oczami wyobraźni Marco przebranego za kurczaka, znoszącego jajka i gdaczącego. Już samo to doprowadzało go do stanu przedzawałowego przez przedawkowanie śmiechu. Aż spadł ze swojego ulubionego siedzenia. Był cały czerwony na twarzy, a z kącików oczu leciały łzy.
                Hao wcale lepiej nie wyglądał od swojego Cienia, doskonale rozumiejąc jego sytuację. Wyobrażanie sobie latającego Marco za pomocą własnych sił zawsze będzie od teraz śmieszne. Już widział blondyna z doczepionymi do rąk piórami, spadającego z urwiska i machającego swoimi ,,skrzydłami”. Aż się zapowietrzył, kiedy tylko zobaczył przed oczyma resztę Wyrzutków.
                Pozostała część Drużyny Yoh, która nie brała czynnej akcji w uciszaniu Choco wpatrywała się na gonitwę z zażenowaniem, a kiedy przenosili wzrok na czerwonych bliźniaków, to sami nie mogli opanować uśmiechu, który sam się rozciągał na twarzy.
                W całej tej sytuacji jedynymi osobami, które nie odnajdywały się w tym gąszczu byli Hikaru, Mugen i Król Duchów. Ten ostatni był wyraźnie poddenerwowany całą sprawą z X-Laws. Zaczął układać sobie spokojnie fakty w głowie.
                Po pierwsze – X-Laws wiedzą już, gdzie są frontowe drzwi do Sanktuarium, a do tego nie wiadomo skąd posiadają krew Hao.
                Po drugie – Przy następnych odwiedzinach będą mieli ze sobą armię.
                Po trzecie – Jeżeli reszta gromady się w końcu nie uspokoi, to nigdy do niczego nie dojdą.
                -CISZA! – blondyn przekrzyczał panujący gwar i wszystko ucichło.
                Ren i Trey zatrzymali się w połowie, niemal wpadając na siebie, a Choco…Cóż, nieszczęście doprowadziło go do bliskiego zapoznania się i umawiania na randkę ze ścianą.
                -Tak lepiej. – Król Duchów pokiwał głową, po czym pstryknął w palce, a w chwilę później pojawiły się krzesła wokół tronu Hao. – Wy tu się wygłupiacie, a w tym czasie X-Laws zbiera swe krwawe żniwo. – zmarszczył brwi, po czym spojrzał się na Pierwszego. – A ty jeszcze nie panikujesz? – zapytał.
                -To jeszcze nie jego pora, galaretko. – odpowiedziała za niego Mugen, zaplatając ręce na piersi. – Poczekaj, aż ludzie zaczną skandować pod Sanktuarium. Na razie jest w czymś pomiędzy letargiem a paraliżem.
                Hikaru faktycznie tak wyglądał, jak opisała to Mugen. Niby wyglądał na zaspanego i ganiającego za barankami w głowie, ale jak się spojrzy na niego pod innym kątem, to wyglądał na całkowicie sparaliżowanego tym wszystkim.
                Król Duchów westchnął i zapytał:
                -Ma ktoś może jakieś normalne, dające choćby minimalny skutek pomysły?
                -Najpierw trzeba poznać liczebność tej armii. – zaczął Shiki. – I sprawdzić, ile tak naprawdę jest po stronie X-Laws.
                -Skoro tak, to od razu zaznajomić się z ich organizacją. – wtrąciła Anna. – Jak się dzielą, dowódcy i tak dalej.
                -Przygotować linię obrony i poszukać sojuszników. – dodał Ren. – Żeby nie wydawało im się, że będą mieli tak łatwy dostęp do środka, jak oni by chcieli.
                Hao pokiwał głową. To było jak najbardziej racjonalne podejście do sprawy.
                -Myślę, że moi uczniowie wam w tym pomogą, choć pewny nie jestem. – powiedział Król Szamanów. – Raczej już nie są mi posłuszni, tak jak kiedyś.
                -To, jak ich potraktowałeś, pozostawia wiele do życzenia… - mruknął Yoh. – Ale wydaje mi się, że nie chcą, żeby coś ci się stało. Z tego, co się zorientowałem, to każdemu z nich pomogłeś w jakiś sposób.
                -Pan Yoh ma rację! – krzyknęła Opacho. – Na pewno nam pomogą. Opacho rozmawiała z nimi i Opacho wie, że mimo wszystko drużyna pomoże mistrzowi Hao!
                Król uśmiechnął się do Opacho, co dziewczynka odwzajemniła.
                -Czas też zmobilizować Radę. – powiedział Hao. – Mam nadzieję, że jakieś głupie zasady z Turnieju nie będą ich już ograniczać…
                -Są całkowicie pod twoją jurysdykcją, Hao. – powiedziała Mugen. – Normalnie ich zasady obowiązują, ale muszą ciebie słuchać, jako ich szefa. I nie mogą powołać się na swoje turniejowe zasady.
                -Dobrze wiedzieć. A więc dobrze, Shiki, Kuroshi i Shiroshi, zajmiecie się wywiadem w szeregach wroga.
                -Jasne.
                -Tak jest, Hao-sama!
                -Anna, Pilika i Ren, zajmiecie się planowaniem obrony.
                -Dobrze.
                -Jasne.
                -Nie ma sprawy.
                - Opacho i Yoh, zajmiecie się sprawą sojuszników. Opacho, ty pójdziesz do Drużyny Gwiazdy i wytłumaczysz zaistniałą sytuację.
                -Opacho zrobi to, co chce mistrz Hao!
                -A ja głupi miałem nadzieję, że ta kadencja będzie spokojna…Zrobię to. – powiedział Yoh, wstając z miejsca i rozciągając się niczym kot.
                -Reszta nieprzydzielona ma być gotowa. Jeżeli Anna, Yoh lub Shiki będą potrzebować pomocy, to wtedy do was będą się kierować.
                Niezrzeszeni kiwnęli głową na znak zgody. Trey po cichu nawet się cieszył, że nie będzie musiał na razie nic robić.
                -Kuroshi i Shiroshi, zostańcie jeszcze na chwilkę. – powiedziała Mugen. – Hao-san ma zamiar wypytać o dane statystyczne.
                -Hai! – odpowiedzieli zgodnie, a Yoh pod nosem coś mruknął o statystyce. (,,Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwo, duże kłamstwo i statystyka” – dop. Yoh).
                -A więc do dzieła. – powiedział Król Duchów i po chwili w Sanktuarium zostali tylko on, Hao, Śmierć i Pierwsza Para.
                -Dobrze. – westchnął Hao. – Nie będę owijał w bawełnę. Nie będziecie tylko wywiadem w szeregach Marco. Pilnujcie też Jeannie. Zbyt długo byliśmy po przeciwnych stronach barykady, żeby od razu mógłbym jej zaufać.
                -Rozumiemy, Hao-sama. – odpowiedział Shiroshi.
                -To wszystko. Możecie już iść i się zająć zadaniem. W razie co mówcie, że pytałem was o stan zabitych szamanów.
                -Których jest, swoją drogą, cztery i pół tysiąca. – mruknęła Kuroshi, po czym z bratem wyszli z Gwiezdnego Sanktuarium.
                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                Hmmm, w końcu skończyłam tę część! Nie umiałam tego ładnie zakończyć, ale okazuje się, że godzina dwunasta jest całkiem dobra do myślenia XD
                Shiki: Nie zapomnij o maratonie Elevena grającego w Five Nights at Freddy’s 4.
                To też -^^-
                Jakoś specjalnie wielkich ogłoszeń to to nie mam…Chociaż…Po SK zostaną opublikowane krótkie one-shoty o No.6, bez konkretnej fabuły w moim stylu, że dzieje się coś dziwnego czy coś tam…Nie wiem, jak to opisać XD
                *Huk, wybuchy i wpadający bliźniacy do pokoju*
                Hao&Yoh: Darka-san!
                Co jest?
                Hao: Kyuu szaleje!
                Co? Ta oaza spokoju w naszym domu o.O?!
                Yoh: Nie wiemy, o co chodzi!
                Czekaj no…A może stevia się nam skończyła…
                WDP: Że niby co o.O?
                Słodkie listki, które się żuje. Smaczne są, a Kyuu jest od nich uzależniony.*macha ręką* Czas uspokoić Lisa…*bierze do ręki bazookę załadowaną ogromną siatką z metalowych lin i zakłada wirtualne okulary, po czym na policzkach maluje znaki wojenne* Na polowanie!*wybiega z pokoju z okrzykiem bojowym*
                Shiki: Współczuję mu…
                Hao&Yoh: Ja też.
                Hao: No to może my kończymy…
                Pozdrawiamy!
                Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia
               
                *Darka wchodzi do pokoju ze związanym i zakneblowanym Lisem akurat wtedy, gdy Shiki wciska ,,Opublikuj”*
                Kryzys na chwilę obecną zażegnany, ale muszę stevię zamówić…*rzuca Kyuu w kąt pokoju*
                Hao: Duże zniszczenia?

                Niezbyt, tylko jedna ściana poszła.
EDIT: O słodki Jezusie, nie zauważyłam, że powinna być część czwarta! Raany, jaki wstyd ;-;

poniedziałek, 20 lipca 2015

TAKA burza była!

Ave!
WDP: Ave!
Żeby tyle godzin prądu nie było...Pięć bitych godzin, rozumiecie, PIĘĆ! To było okropne ;-; I jeszcze musiałam zatykać moje drzwi balkonowe ręcznikami, bo aż woda wlewała się do pokoju T.T Dobrze, że wyszła tylko miska...U mojej siostry wyszło pół małej wanienki (!). A zaczęła się nagle, niespodziewanie i gwałtownie.
Dokładnie tak, jak zapowiadali.
Kto by pomyślał, że pogodynka jednak się nie pomyliła X'D
Hao: Wiesz, jak to jest...
Wiem, przecież wiem. Nie musisz mi tego tłumaczyć ^^
Dobra, to tyle, co miałam do powiedzenia. Byleby był jakiś ślad tej nawałnicy ^^" Drzewo się u nas przewróciło, a takie ładne było...Sumak bodajże. Trochę szkoda, bo duże było.
No i jeszcze pół wiśni poszło.
I kawałek wierzby.
Ale pergola się utrzymała XD
Co ja jednak będę o stratach i innych błahostkach mówiła/pisała (niewłaściwe skreślić)!
Mam nadzieję, że u was takiej ulewy nie było, a nawet jeśli, to ją przetrwaliście bez szkód^^
Pozdrawiamy~!
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia


sobota, 18 lipca 2015

Yelp. Nie wiem, czy to przełkniecie.

Ohayo~!
Otóż wstawiając nowy szablon na mojego drugiego bloga (jestem z niego dumna^///^) i podczas słuchania muzyki, do głowy wpadł mi głupi pomysł - a mianowicie:,,A gdyby tak...Napisać one-shota, w którym Yoh jest kobietą, a Hao o tym nie wiedział?".Nie mam pojęcia, dlaczego wpadło mi to do głowy, ale wyraźcie swoją opinię: chcielibyście coś takiego, czy też mam trzymać się od tego pomysłu najdalej, jak tylko się da? Liczę na wasze wsparcie!
Pozdrawiam~
Darka3363 ^.^

piątek, 17 lipca 2015

D.Gray-Man powrócił!

Nie mam czasu żeby się przywitać! Czy mamy tutaj jakiś fanów mangi D.Gray-Man?
Otóż właśnie przeczytałam najnowszy rozdział 219 po angielsku *q*
Nie mogę się doczekać następnego chaptera, bo się porobiło~.
Pozdrawiam!
Darka3363
PS: Tak, tylko to chciałam napisać XDDD

poniedziałek, 6 lipca 2015

Shaman King, cz.3 – Szybka wizyta X-Laws.

Ave ludu!
                WDP: Czeeść~!
                Nadchodzimy z kolejną częścią SK, cieszycie się^^? Wiem, że tak XD
                Arty: A więc, nie przedłużając, zapraszamy do czytania!
                ----------------------------------------
                Hao, Yoh i Król Duchów podeszli do drzwi, które nie wiadomo kiedy się zmaterializowały przed nimi, po czym blondyn otworzył je z rozmachem i przepuścił Hao przodem. Potem wszedł sam Król Duchów, a na końcu Yoh, rozciągając się przy tym jak kot.
                -Tak w ogóle to po co ci ten płaszcz? – zapytał Hao, wskazując palcem na chłopaka.
                -Hmm? Ach, zanim wróciłem do Sanktuarium byłem w Niemczech, pani kanclerz jest jedną z szamanek i chciała namówić mnie, żebym powiedział, kto zostanie Królem Szamanów. Wiesz, polityczne sprawy i tak dalej…Wezwała mnie tydzień wcześniej. Jednak się nie dałem i nic nie powiedziałem. Swoją drogą to trochę nudno tam było, nieudolnie żarty chcieli mi wcisnąć…Zacząłem w końcu rozumieć ten żart z Polski o najcieńszej książce świata, że jest to ,,Tysiąc lat niemieckiego humoru”. Ale dzięki za przypomnienie, czas najwyższy płaszcz zdjąć. – mówiąc to podszedł do najbliższego wieszaka i odwiesił płaszcz.
                Yoh był ubrany jak zawsze – biała koszulka wpuszczona w spodnie koloru bliżej dla mnie nieokreślonego, drewniaki i nieśmiertelne pomarańczowe mandarynkowe słuchawki. Na szyi miał swój sławny naszyjnik.
                -Łaa, spać mi się chce. – ziewnął mocno krótkowłosy szaman i zgarbił się nieznacznie. – I tak nie mogę wejść na spotkanie…Będę w Sanktuarium jak coś. Nie budzić, chyba że zacznie się palić i walić. – powiedział, co chwila ziewając i wyszedł, zostawiając Hao na pastwę Króla Duchów, a niedługo także wszystkich dawnych Królów Szamanów.
                Długowłosy nie był zestresowany. Bardziej go ciekawił cały ten system wybierania Króla Szamanów, skoro Turniej to tylko przykrywka.
                -Gotowy? – zapytał się Król Duchów.
                -Oczywiście. – odpowiedział Hao.
                -I co? Da się bez sarkazmu. Można? Można. – mruknął pod nosem blondyn i otworzył drzwi.
                Hao zobaczył ludzi najróżniejszej narodowości, z najróżniejszym wyglądem, ale każdego cechowało jedno – każdy z nich był młody.
                Cóż, wieczna młodość wliczona w cenę bycia Królem Szamanów XD.
                Nagle cały gwar ucichł. Słychać było tylko psa. Spokojnie stojącego obok jednego szamana, którego nazwisko brzmiało…A jakże, Asakura. Natychmiast Yohken podszedł do Ognistego Szamana i uścisnął mocno.
                -No i widzisz, w końcu się doczekałeś! Tylko że to twoje poronione marzenie i tak z góry było skazane na porażkę, przykro mi, ale taka jest rzeczywistość.
                -Kłamiesz. – odpowiedział obrażony Hao.
                -Owszem, to nie było szczere, wybacz. A skoro już rozmawiamy, to kim jest twój Cień? Jestem ciekaw.
                -Yoh. Mój bliźniak.
                -Bliźniak w zamiarach? Oj niedobrze… - Yohken złapał się za głowę.
                -Nie, brat-bliźniak. – odparł ze znużeniem długowłosy.
                -Ooo, to dobrze. Dawno bliźniaki nie byli Królem i Cieniem. Pierwszy i zarazem ostatni raz to było przy pierwszej parze. Potem to już różnie leciało…
                -Moim cieniem na przykład była moja narzeczona. – powiedział jakiś białowłosy młodzieniec o czerwonych oczach. – Mam na imię Shin, miło mi. – uśmiechnął się lekko.
                -Ostatni raz popełniłem taki błąd. – westchnął Król Duchów. – Zamiast zajmować się rządzeniem to zrobili sobie najdłuższy miesiąc miodowy w dziejach świata.
                -Ja tam nie narzekam. – odpowiedział ze śmiechem Shin. – Szkoda, że May-Lin nie ma tu teraz.
                -Taa, i może jeszcze reszta Cieni, co? – odparł z sarkazmem Król Duchów.
                -A jakże! – krzyknął ktoś z tyłu. Z tonu głosu można było wywnioskować, że była to dziewczyna.
                -Daj spokój, to nie nasza wina, że Cienie cię nie lubią. – spróbował załagodzić sytuację Yohken. – Po prostu chyba nie dałeś rady przekonać do siebie Mugen-chan i teraz tak leci całe pokolenie…
                -Każde pokolenie chce zmienić świat~! – zaśpiewał ktoś z tyłu po polsku i Hao ze zdziwieniem stwierdził, że zrozumiał każde słowo. Zmarszczył nieco brwi, co wyglądało przynajmniej uroczo.
                -Fajne, co nie? Odkąd się zostaje Szamanów Królem to rozumiesz wszystko w każdym języku, jaki sobie tylko zapragniesz. Jesteśmy jak…Trenslitor? Transmitor?
                -Translator, przygłupie. – odpowiedział szorstko Hao, mrużąc oczy.
                -Tak, translator, dzięki^^. – Yohken wcale się nie zraził obelgą. – Widzisz, jesteś starszy ode mnie, a jednak znasz się na nowoczesności lepiej ode mnie. Wszedłeś na nowe stadium ewolucyjne, emerycie. – zaśmiał się głośno z własnego żartu, tak samo jak wszyscy, którzy go usłyszeli. Cóż, przynajmniej wiemy, że jeżeli chodzi o kawały, to Yohken jest nieco lepszy od Choco XD.
                -Nic się nie zmieniłeś. – pokręcił z zażenowaniem głową Hao, zastanawiając się, na czym ten świat stoi.
                -A co, chciałbyś, żebym się zmienił? – zapytał poważnie.
                -Byłoby przynajmniej trochę ciszej. – odpowiedział. – Po co chcieliście się ze mną spotkać? – zapytał poważnie.
                -Ach, chcieliśmy się tylko przywitać. I pośmiać. No, Królu Duchów, weź coś powiedz miłego! – powiedział Shin i szturchnął lekko małego blondyna.
                -Ale po co? Będę miał na to czas przez następne pięćset lat. – odpowiedział i spojrzał swoimi błękitnymi oczami na posiadacza białych włosów. – Nadal nie zainwestowałeś w farbę do włosów, co?
                -A dlaczego miałbym? May-Lin lubi ich naturalny kolor. – odpowiedział i wyciągnął lusterko, żeby je poprawić. – No i cudnie. Poza tym ten kolor jest niespotykany u człowieka w tak młodym wieku, mój drogi. – uśmiechnął się do swojego odbicia i schował lustro. Tak właściwie robił to specjalnie, żeby zdenerwować niskiego chłopaka. Towarzystwo jego Cienia bardzo mu pomogło, jeśli chodzi o denerwowanie Króla Duchów.
                -Ach taak~? A więc teraz młodość może mieć tysiąc pięćset lat, co? – zapytał z sarkazmem niski chłopak z ciemnymi włosami związanymi na karku i z złotymi, wręcz kocimi oczami.
                -Oj, daj spokój, Kim, ja nadal się czuję, jakbym miał te osiemnaście lat. Ważne jest to, w jakim wieku się czujemy, a nie ile mamy naprawdę. – oburzył się na żarty.
                -I też zachowujesz się, jakbyś miał niekończącą się osiemnastkę, staruszku, ale tu ci przyznam rację. Też nie czuję się na te trzy tysiące lat. – uśmiechnął się lekko.
                -Masz wahania nastroju jak kobieta podczas miesiączki, Kim. Byś się wstydził!
                -A to dlaczego? Jestem Tao Kim, nikt nie będzie mi mówił, czego mam się wstydzić, a czego nie! – odparł z dumą, jaka jest spotykana tylko u członków rodziny Tao.
                Nagle Król Duchów podskoczył i spojrzał na wszystkich z czystym przerażeniem.
                -Pamiętacie, jak mówiłem, że dopóki jestem w tym pokoju, to wszystko dociera do mnie z opóźnieniem? – przełknął ślinę blondyn, wyłamując sobie przy tym palce.
                -Tak, a co? – zapytał z niepokojem Shin.
                -Ktoś zaatakował Gwiezdne Sanktuarium. – zaśmiał się nerwowo.
                Zapadła niczym niezmącona cisza, nawet pies nie szczekał.
                Jako pierwszy ogarnął się Hao i wybiegł z pomieszczenia, przypominając sobie, że w Gwiezdnym Sanktuarium został Yoh.
                Przebiegł, przepychając się przez kolejne osoby, nieraz prawie się przewracając i w końcu dotarł do drzwi. Wyszedł, po czym przeszedł szybko przez korytarz i z impetem wbił do Sanktuarium, przygotowując się do walki.
                Jedyne jednak, co zobaczył, było zdemolowane pomieszczenie, mnóstwo krwi i leżącego na samym środku Yoh, ciężko oddychającego i rannego.
                -Co tu się stało? – zapytał cicho Król Duchów długowłosego, wychodząc zza Hao.
                Ognisty Szaman nie odpowiedział, sam chcąc poznać odpowiedź na to pytanie i podszedł do młodszego brata, po czym pochylił się nad nim. Chłopak miał otwarte oczy i zadowoloną minę, po czym podniósł zaciśniętą pięść i krzyknął:
                -Wygrałem! – a Hao zaliczył uderzenie twarz-dłoń.
                -Krwawisz, całe Sanktuarium wygląda jakby cały pułk żołnierzy lub kibolów tędy przeszedł podczas bitwy lub po meczu, a ty mi tu mówisz, że wygrałeś?! – krzyknął zdenerwowany niebieskooki. – Jesteś cały poturbowany! Co się stało?
                -Ale wygrałem. – uparł się młody Asakura, nawet nie patrząc na niskiego blondyna. – Otóż, kiedy już układałem się do drzemki, rozległ się jakiś łomot. Ziemia zadrżała, a ja się zdziwiłem, bo ekipa remontowa była zaledwie miesiąc temu i poprawiła ten szczegół, a przy okazji ściany pomalowała. Wolałbym, żeby nie były białe, przez to trzeba uważać, żeby ich nie pobrudzić. Normalnie obchodź się z tym jak z jajkiem…Ale ja nie o tym! No więc, po tym dudnieniu i drżeniu ziemi...I pytanie za dwieście punktów – kto wpadł w odwiedziny?
                -Niech no zgadnę, X-Laws. – westchnął Hao i przetarł oczy ręką. Był już wykończony, jeżeli chodzi o tę grupę terrorystyczną, która nieudolnie próbuje zabić długowłosego.
                -Bingo, wygrywasz główną nagrodę. Zaraz się oczywiście rzucili na mnie, co niby tu robię, gdzie ty jesteś, żeby mogli cię unicestwić jako największe zło tego świata i tak dalej…Potem zorientowali się co nie co i zapewne pomyśleli, że jak mi zaproponują dołączenie do twojej opozycji, to się zgodzę. No wiesz, bracia a jednak śmiertelni wrogowie et cetera i tym podobne…No i im trochę nie pykło, prawda, Amidamaru? – powiedział w przestrzeń z wyszczerzem, a po chwili rzekomy duch się pojawił.
                -Dokładnie, Yoh-dono. Trochę ciężko było walczyć ze wszystkimi naraz, zwłaszcza, że zwerbowali nowe osoby, ale daliśmy radę. I to bardziej Wyrzutki oberwali, aniżeli my.
                -Tak, potem zaczęli złorzeczyć i przeklinać, itede itepe, po czym sobie poszli precz. A teraz, czy ktoś byłby na tyle łaskawy by mnie poskładać nieco, bo jakby nie było, oberwałem trochę^^”? – zakończył opowiadać krótkowłosy szaman, ciągle się szczerząc.
                Król Duchów natychmiast sprowadził do siebie jakąś kobietę. Była wysoka, ubrana w największą klasykę świata – dżinsy i biały top. Długie złote włosy miała zaplecione w warkocz sięgający do połowy pleców, a piwne kocie oczy patrzyły ze zdenerwowaniem na blondyna.
                -Czego chcesz, galaretowata maso bezmózga, jestem co nieco zajęta…Yoh-kun, jak się trzymasz, zaraz cię opatrzę! – powiedziała szybko widząc swojego ucznia i wyjęła apteczkę.
                -Nie jest źle, czuję się świetnie. Nic ciekawego się nie stało, tylko X-Laws mnie nieźle poobijali.
                -A, te psychole. – wymamrotała – Od samego początku wiecznie przeszkadzają i jest z nimi problem. Mam nadzieję, że dałeś im popalić.
                -Wygrałem! – uśmiechnął się szeroko, chwaląc się swoim osiągnięciem jak dziecko.
                -Zuch chłopak, jestem z ciebie dumna! Dobra, skończyłam.
                -Dziękuję. Dobra, Hao, to jest Mugen-sensei, to ona trenowała i dalej trenuje mnie do zostania wszechstronnie wykształconym Cieniem, Mugen-sensei, to jest Hao Asakura, mój brat bliźniak i Król Szamanów. – przedstawił ich sobie.
                -Miło mi cię poznać, Królu. Dawno bliźniaki nie byli w parze. Dobra, jogurtowata jego mość niska na dwa kilometry pod ziemię, tym razem miałeś powód mnie ściągać, ale teraz zostaw mnie i mojego ucznia w spokoju, czas na kolejną lekcję.
                -Ale ja nie chcę~! – zaczął słabo protestować krótkowłosy.
                -A co mnie to obchodzi? Chyba nie chcesz, żeby na twoim posterunku poszatkowano Króla, prawda?
                Yoh wymamrotał jeszcze coś niezrozumiałego i poszedł razem z Mugen do sąsiedniego pokoju, a Hao został z Królem Duchów. Długowłosy usiadł na tronie i podparł głowę o dłoń. Był strasznie zmęczony, ten dzień był zdecydowanie zbyt obfity we wrażenia.
                -No dobrze. – westchnął ciężko blondyn. – Skoro Yoh i Mugen poszli się uczyć, to ciebie też trzeba przepytać z tej książki.
                Hao jednak tego nie słyszał. Zasnął z przemęczenia przez wszystkie dzisiejsze wydarzenia.
                ----------------------------------------
                Tak jak obiecałam Willci, pojawili się X-Laws^^ Co prawda tylko na krótką chwilę, ale potem będzie ich więcej, obiecuję^^Tak by the way, jak pisałam o ziewaniu, to sama zaczęłam ziewać, nie mogłam się *zieew* powstrzymać.
                Hao: Musiałaś dawać Yohkena? Wiesz, że go nie lubię *zaplata ręce na torsie i odwraca głowę, obrażony*
                Wiesz, jak wszyscy Królowie, to wszyscy, bez wyjątku. Poza tym Yohken cię znał i było to oczywiste, że by podszedł^^”
                Hao: *mamrocze niezrozumiałą treść, coś w stylu: następnym razem jak go spotkam, to spalę na popiół*
                Oj, daj sobie spokój, aż tak źle nie było~! To Yoh oberwał, a nie ty*wytyka język w stronę Hao*
                Yoh: No właśnie! A wiesz, że wolę wszystko obejść bez walki*mina niezasłużenie zbitego psa*
                Hao: *humorki od razu przeszły* Wybacz, Yoh.
                Dobra, większych ogłoszeń na koniec nie mam, więc się żegnamy.
                Pozdrawiamy~!
                Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia
                PS: Mam dziwne wrażenie, że przez takie krótkie notki ten one-shot będzie miał więcej niż pięć części…Poza tym, notka ma 1666 słów i uznałam, że więcej nic nie napiszę do niej, ażeby nie popsuło tejże niezwykłej liczby XD.

sobota, 4 lipca 2015

Nowa muzyka

Czołem ludzie! Nie, to jeszcze nie nowy rozdział.
Otóż ostatnio odkryłam, gdzie tata ma swoją muzykę, dzięki czemu mogłam posłuchać trochę jego muzyki. Była spoko, sporo z nich znałam, bo z radia X'D Ale ale...Uznałam, że zrobię mały back in time i wzięłam niektóre rytmy z taty playlisty i teraz także wy możecie tego posłuchać! Spróbujcie trochę tej muzyki i koniecznie włączcie Peter Gunn bo wy to znacie na pewno, tylko nie pod tym tytułem^^
To wszystko, rozejść się!
Pozdrawiam:
Darka3363