niedziela, 24 grudnia 2017

Święta! #2

Następujące życzenia składa Wesoła  Drużyna Pierścienia 

1. Szczęścia w hazardzie i pieniędzy w portfelu

Kyuu znowu zniszczył salon.
Nie trzeba było mówić, że Darka absolutnie była nie rozbawiona.
Wcale.
Także wysłała Kyuu do kuchni lepić pierogi za karę razem z Artemisem i Shikim.
Hao, Wena i Yoh przyglądali się całemu zdarzeniu po cichu, ale jak tylko Darka i Kyuu wyszli...
— Stawiam na to, że nie wytrzyma lepienia nawet przez dziesięć minut — powiedział Hao.
— Ile stawiasz?
— Dwie dychy.
Wena się przez chwilę zastanowiła, po czym rzekła:
— Stawiam pięć dych, że wytrzyma pół godziny.
Para spojrzała się na Yoh, który zastanawiał się, co ma zrobić. Jeżeli cokolwiek postawi, to Anna zrobi mu piekło, ponieważ nie cierpiała hazardu. Z drugiej strony jeżeli wygra, to będzie mógł ją przebłagać kolacją w restauracji, żeby go nie zabiła.
Wolal nie myśleć, co się stanie, gdy przegra.
— Trzy dychy na to, że wytrzyma nieco ponad godzinę.
— Jak zawsze optymistą jesteś, Yoh. Kiedyś to cię do grobu zaprowadzi. — powiedziała Wena, uśmiechając się drapieżnie. — Nie ma szans, żebyś wygrał!

Godzinę i pięć minut później... 

— Mam dość! Nie wytrzymam już dłużej w tym przeklętym przez Boga miejscu!  — wykrzyknął Kurama wychodząc z kuchni, cały biały od mąki.
Hao i Wienie opadły szczęki. Yoh tylko się uśmiechnął spokojnie, po czym wyciągnął dłonie w kierunku tej dwójki.
— Skąd wiedziałeś, że Kyuubi tak długo wytrzyma? — wymamrotał ponuro Hao, dając bratu pieniądze.
— Zapominajcie ciągle, że Kurama nie jest nastolatkiem. Ten facet wytrzymał lata nic nie robienia w kolejnych jinchuurikich, więc to jest jasne, że ma trochę cierpliwości. Poza tym w kuchni byli Shiki i Arty, a nie Ren, Sasuke i Naruto. Wtedy Kyuu nie wytrzymałby nawet minuty.
Yoh spokojnie przyjął pieniądze od brata i przyjaciółki, a po ich przeliczeniu schował je do kieszeni.
— Przyjemnie się robi z wami biznes.
Teraz tylko żeby Anna się nie dowiedziała o jego małej... Inwestycji.

2. Choinki zielonej, pięknej i wielkiej

Artemis nie był w najmniejszym stopniu szczęśliwy tego dnia.
Zaczęło się to wszystko całkiem niewinnie. Przygotowania do świąt trwały, dom był sprzątany na błysk, jedzenia było tyle, że równie dobrze na tych zapasach mogliby przetrwać zimę nuklearną a panie w tym domostwie były nadzwyczaj zadowolone z życia.
Z kolei panowie zostali wysłani po choinkę do lasu.
Artemisowi to nie przeszkadzało wcale. Ba, nawet fajna była ta wycieczka w męskim gronie. A przynajmniej do czasu, aż nie został porwany przez jakiś debili.
Po dwóch godzinach, podczas których Ci porywacze wiali ile sił w nogach, by zgubić trop Artemis był absolutnie przemarznięty do szpiku kości, głodny i nieszczęśliwy.
Bycie porwanym to bardzo męczący biznes, wiecie?
Kiedy już miał paść na twarz z pragnieniem umrzenia w spokoju, Kurogitsune zauważył nagle blask ognia, a potem zrobiło się bardzo gorąco. Okazało się, że Kurama miał już dość zabawy w kotka i myszkę i postanowił ruszyć na ratunek sam.
Kyuubi był bardziej podobny do swojego jinchuuriki, niż miał ochotę się do tego przyznać.
Kurama uformował pieczęcie, wziął głęboki oddech...
 — Kurama, ty idioto, nie!
... I zionął ogniem w stronę porywaczy i tym samym w stronę Artemisa i reszty załogi. I również choinki, którą cały czas za sobą ciągnęli.
Co prawda Arty zdołał się schować za bandą porywaczy, jednak choinka nie miała takiego luksusu.
— Kyuubi, coś ty narobił?! Teraz musimy iść po nowe drzewo! — krzyknął Naruto, waląc w głowę Lisa.

3. Prezentów bez liku

Darka była absolutnie przerażona, kiedy przyjechał listonosz z zamówionymi prezentami dla całej Wesołej Drużyny Pierścienia.
Jak ona to wszystko pod choinkę zmieści, cholibka?! Przecież to nawet salonu braknie na to wszystko!
... A było brać większą chałupę, pomyślała dziewczyna ponuro, bynajmniej by problemu teraz nie było.
Darka podpisała papierek dla kuriera, który zostawił wszystkie paczki pod domem i odjechał swoją  ciężarówką w dal.
Już nieważne, że się nie zmieszczą, pomyślała Darka, przy tym blednąc, trzeba pomyśleć, jak to wszystko wnieść do środka, kiedy nie ma nikogo poza nią w domu.
A było jechać w Bieszczady, przynajmniej święty spokój by miała.

4. I Weny nieskończonej dla pisarzy!

— Nie!
— No ale Wenuś...
— Nie możesz mnie zapakować i wysłać do Will, nie jestem prezentem, do diabła!

Także ten... Wesołych świąt i szczęśliwego Nowego roku życzą:
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia!

wtorek, 19 września 2017

Naruto, cz.1 — Powrót do przyszłości

                Kiedy Minato użył Hiraishin mając w ramionach Kushinę od razu wiedział, że coś poszło nie tak, jak powinno.
                Kiedy transportował się z Uzumaki wcześniej (czy z kimkolwiek innym, jeżeli miał być szczery), to nigdy nie odczuwał takiego ostrego szarpnięcia w okolicach brzucha, poza tym czuł, że poruszali się aż za szybko, o ile to było w ogóle możliwe.
                Czyżby popełnił jakiś minimalny błąd w rysowaniu pieczęci? A może zostali nagle zaatakowani, kiedy miał użyć techniki?
                Nie, ostatnie jest wykluczone. Hiraishin jest zwyczajnie zbyt szybki, żeby mógł tak po prostu oberwać w brzuch, nie mówiąc o tym, że ani on, ani Kushina nie wyczuwali żadnego zagrożenia. Sprawdzali całą okolicę dwa razy, wiedziały, gdyby było coś nie tak.
                Niestety, Minato nie mógł się teraz zatrzymać dopóki technika nie przeniesie ich do drugiej pieczęci., bo inczej, gdyby się zatrzymał w środku drogi to mogłoby ich rozerwać na malutkie kawałeczki. Pewnie można by było ich zmieścić w pudełku po kunai , gdyby w ogóle coś z nich zostało i nie zostało wywiane przez wiatr.
                Naprawdę powinien popracować nad tym małym detalem, bo inaczej może się zrobić w pewnym momencie nieciekawie. Kushina nieźle by go zjechała, gdyby przez niego miała umrzeć w kwiecie wieku.
                Kiedy już osiągnęli kolejny punkt zaczepny pieczęci w biurze Hokage, Minato nie mógł nie odetchnąć z ulgą. Ani jemu, ani Kushinie nic się nie stało i nie wylądowali w jakimś obcym miejscu.
                — Dobra Minato, co się stało. Kręci mi się w głowie od tego poboru chakry, a wiem, że nie powinno coś takiego się dziać. Tłumacz się. — Kushina brzmiała, jakby była na skraju wybuchu, jednak udawało się jej jeszcze nad sobą panować.
                — Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc. Może…
                Nagle otoczyli ich ANBU, przykładając kunai  i tanto do szyi Minato i Kushiny.
                — Co jest?! — krzyknęła Uzumaki.
                ANBU nie odpowiedzieli, tylko zaczęli wypuszczać zabójczą intencję w powietrze.
                — Niedźwiedź. Lecisz po Hokage-sama, przekaż mu wieści o intruzach.
    — Hai.
Zanim mógł się jednak ruszyć, drzwi do biura zostały otwarte i stał w nich mężczyzna o blond włosach, niebieskich oczach i po trzema bliznami na każdym policzku. Miał około trzydziestu lat i był ubrany w czarne spodnie, pomarańczową bluzę i biało-czerwony płaszcz z motywem płomieni.
Był również, co zauważył Minato, bardzo podobny z twarzy do Kushiny, podczas gdy miał jego własne kolory.
Trzymał on w jednej dłoni kubek kawy z napisem: Cuda załatwiam z miejsca, na niemożliwe trzeba poczekać kilka minut, a w drugiej kilka zwojów.
— Hm? ANBU, co się dzieje? Czy ja tu widzę… Niee, pewnie halucynacje czy coś. A było nie pić z Sasuke tyle zeszłej nocy…
Przeszedł obok Minato, Kushiny i ANBU, mamrocząc pod nosem coś o złych wyborach życiowych orz beznadziejnych przyjaciołach i zasiadł za biurkiem, odkładając zwoje i kubek. Ziewnął mocno, rozciągając się na fotelu, jednak po chwili spoważniał.
— Dobra, chcę wiedzieć, co w moim biurze robią osoby, które były uznawane za zmarłe od ponad trzydziestu lat. ANBU, zabezpieczyć drzwi i powiedzcie tam na zewnątrz, że nie mam czasu na spotkania.
— Hai.
Mężczyzna wyjął jakieś dziwne, czarne pudełko i wcisnął jakiś guzik.
— Raport.
— Hokage-sama, ci obcy ludzie pojawili się w twoim biurze w ułamku sekundy, nie było przy tym żadnych naruszeń barier wokół budynku oraz wokół wioski.
Nagle Kushina krzyknęła.
— Jacy niby obcy ludzie, co?! Mieszkam tu od ponad dziesięciu lat, do cholery! A może już zapomnieliście o mnie, co?! Niefajnie! Poza tym, jaki Hokage-sama?! Aktualnie Hokage jest Sandaime-jiji!
— Spokojnie, zaraz do tego dojdziemy. Poza tym — w tym momencie mężczyzna podwinął lewy rękaw ubrania i ukazał im tatuaż Hokage[1]  na przedramieniu. Kushina w tym momencie momentalnie zamknęła usta, które już otwierała na kolejną porcję krzyków.
— Myślę, że po tym małym pokazie wiem już, co powinienem. ANBU, puścić ich i przyprowadźcie mi tu Kakashi’ego, powiedzcie mu, że chcę go mieć tu na wczoraj i jeżeli się spóźni to niech mu Kami dopomoże…
Nie musiał dodawać więcej w tym momencie. ANBU szybko się rozproszyli, wykonując rozkazy.
— A więc — zaczął mężczyzna, uśmiechając się szeroko. ­— Witamy w Konohagakure no Sato w okresie Zjednoczonych Sił Shinobi, dattebayo!
— Hę?
Kiedy Kushina się wypowiadała, Minato intensywnie myślał. Hokage? Zjednoczone Siły Shinobi? ANBU, którzy ich nie rozpoznawali? We własnych słowach Kushiny: Hę?
— Spójrzcie na górę Hokage, jeżeli mi nie wierzycie — wstał ze swojego fotela i odsłonił okno.
Nie było trzech twarzy na górze. Było ich siedem.
I chwila, czy Minato dobrze widzi twarz Tsunade n piątym miejscu? Tuż obok swojej twarzy, która była na czwartym?
— Minato… Co się dzieje? Nie rozumiem z tego nic… — Kushina wyglądała naokage, jeżeli  równie zagubioną na jaką brzmiała, kiedy chwyciła lekko za przedramię Minato.
— Maa, Naruto-kun, wiesz że nie musisz mnie grozić, żebym przyszedł, nie jestem przecież… Sasuke…? Minato-sensei? Kushina-nee?!
Mężczyzna o imieniu Naruto uśmiechnął się pod nosem po lisiemu na widok zszokowanego Kakashi’ego.
— Kakashi-kun?! A kiedy ty tak urosłeś?! I zestarzałeś się jakby. Czy ja widzę… Czy ty masz zmarszczki pod oczami?! — wykrzyczała Kushina, przyglądając się uważnie Kakashi’emu ze wszystkich stron.
Kakashi westchnął.
— Wiedziałem, że ten cały hałas znowu się kiedyś zacznie, po prostu wiedziałem… Tylko myślałem, że to będzie przez Boruto, a nie przez ciebie, Kushina-nee.
— Coś ty powiedział?!
— Dobra, dosyć tego dobrego! — krzyknął Naruto. — Muszę zadzwonić po Hinatę, żeby wzięła Boruto i Himawari do nas, chętnie by was poznali w końcu… Dajcie mi chwilę.
Naruto wyciągnął kolejne czarne pudełko. Z niego słychać było przez chwilę dziwną melodyjkę a potem głos:
Naruto-kun?
­— Cześć Hinata, mogłabyć przyprowadzić dzieciaki do biura? Chcę wam kogoś przedstawić.
Jasne, za niedługo będziemy. Akurat jesteśmy niedaleko wieży.
— Słodko, do zobaczenia!
I się rozłączył.
Nagle poczuł przy szyi chłodny metal kunai.
— Wyjaśnij. O co chodzi w tym wszystkim? Czy to jest jakieś wysokopoziomowe genjutsu? A może to jakaś inna sztuczka? — zapytał chłodno Minato.
Naruto tylko prychnął i z powrotem usiadł na fotelu, kompletnie ignorując zabójcze spojrzenia Namikaze i kunai przy jego szyi. Chwycił za kubek i wypił trochę kawy, rzucając absolutnie nie rozbawione i nie zaimponowane spojrzenia Minato.
Przez chwilę potem popatrzył pochmurnie na stertę papierów na biurku, jednak zanim Minato zdążył stracić cierpliwość, Naruto ponownie się odezwał:
— To nie sztuczka, co może potwierdzić Kyuubi.
Kushina nagle rozszerzyła oczy, a Minato mocniej przycisnął kunai do szyi, na tyle, by skóra pękła i zaczęła cieknąć krew. Jednak już po kilku sekundach rana zaczęła się zasklepiać, a Minato widział coś takiego tylko u jednej osoby…
Naruto ułożył pieczęć i nagle obok niego pojawił się klon, który po chwili miał czerwone oczy z pionową, cienką źrenicą i jego blizny wyraźnie się pogrubiły. Kiedy się odezwał, to jego głos był głębszy i złośliwszy:
— Hehehe, kopę lat, Yondaime, bachorze. Dawno się z wami nie widziałem.
— Kyuubi… — wyszeptała przerażona Kushina. Nie było mowy o pomyłce. Chakra Biju jest zbyt niepowtarzalna, żeby w jakikolwiek sposób móc ją zimitować.
— Dokładnie, śmiertelniczko, powinnaś się obawiać, albowiem znów jestem wolny…
W tym momencie Naruto przywalił własnemu klonowi w głowę, jednakże efekt był odczuwalny przez Kyuubi’ego.
— Naruto! Za co?!
— A jak myślisz, dattebayo?! Znowu lecisz ze starą śpiewką jaki to nie jesteś potężny i bla bla bla! Do porzygania z tym, ja to miałem szczęście, że musiałem słuchać tego tylko przez cztery lata, ale nie mam zamiaru ci pozwolić do powrotu do starego nawyku!
Już mieli kontynuować swoją kłótnię, kiedy drzwi do gabinetu gwałtownie się otworzyły.
— Boruto! Ile razy mam mówić, żebyś nie otwierał tak drzwi, czy ty chcesz je zniszczyć?
Chłopak niewiarygodnie podobny do Nanadaime lekko się zwinął na głos swojej, zdaje się, matki, jednak po chwili się zawiesił, kiedy spojrzał na to, kto jest w biurze.
— Yondaime i Krwawa Habanero? Staruszku, co jest, do cholery?!
— Uwierz mi, sam bym chętnie się dowiedział — stwierdził z westchnieniem Naruto. — Ale po Czwartej Wojnie już naprawdę niewiele mnie zaskakuje, szczerze mówiąc. Dobra, tak więc, wolałbym żebyśmy się nie atakowali nawzajem (w końcu mamy czas pokoju) i zamiast tego zaczęli od nowa. Tak więc, jestem Uzumaki Naruto, Nanadaime Hokage Konohagakure no Sato, a to moja rodzina. Moja żona Uzumaki Hinata, syn Uzumaki Boruto i córka Uzumaki Himawari. W sumie to wiemy, kim jesteście, więc nie musicie się przedstawiać.
— Uzumaki? — wyszeptała Kushina, podekscytowana. — To jest nas więcej, dattebane?! Cudownie!
— Kushina…
— Oj daj spokój, Minato! Chakry Kyuubi’ego nie da się jakkolwiek podrobić, poza tym futrzak, który jest we mnie dziwnie się zachowuje, co tylko potwierdza, że ten Kyuubi Naruto jest prawdziwy, wszystkie dowody przemawiają na to że tak, wylądowaliśmy w przyszłości i wiem, że z jakiejś racji jest to twoja wina. Ale wybaczę ci tym razem, bo spotkałam właśnie rodzinę!
Minato tylko westchnął na zachowanie się jego żony, ale tylko przytaknął głową, przyzwyczajony do tego.
— Naprawdę dajesz sobą pomiatać, co? — zapytał Boruto retorycznie. Chwilę później jednak przeprosił, kiedy zobaczył Straszny Uśmiech Mamy nr 4.
— A wiec?! A więc?! Jesteśmy kuzynami czy jak?!
— W zasadzie bardziej jesteś moją matką niż kuzynką — zaśmiał się lekko Naruto.
Kushinę na chwilę zamurowało, jednakże szybko się otrząsnęła z tego stanu.
— Jesteśmy w przyszłości, więc podejrzewam, że to możliwe. A ojcem oczywiście jest Minato! — krzyknęła z przekonaniem.
— C-co?
— Minato, widzisz, a jednak nie. Nie widzisz go? — podeszła do Naruto i chwyciła go za twarz. — Twarz ma moją, ale włosy ma zdecydowanie po tobie, dattebane! Co oznacza, że Hinata jest naszą synową i te dwa urocze bachorki…
— Oi!
— …To nasze wnuki! To absolutnie niesamowite! — Uzumaki była wyraźnie podekscytowana.
I tak też zaczął się ich pobyt w przyszłości.
 ------------------------------------------------
[1] Uznałam, że skoro ANBU mają swój znak rozpoznawczy, to czemu Hokage miałby tego też nie mieć?

Goddamnit, to miał być tylko one-shot, a nie kilkuczęściowa opowieść XD Może uda mi się jeszcze to zmieścić w dwóch częściach… Oh well XD
W każdym razie, zaczęłam na boku jeszcze pracować nad opowiadaniem (!) z Ao no Exrcist, ale zacznę je publikować dopiero wtedy, kiedy będę miała absolutnie całe napisane. Co może trochę zająć. Trochę dużo (bardzo, BARDZO dużo) czasu. Będzie fajnie, jeżeli uda mi się zmieścić w dwudziestu pięciu rozdziałach średniej długości, wtedy będę naprawdę zadowolona.
No, w sumie to już nie mam nic do powiedzenia, więc na razie!
Kyuu: Powinnaś niedługo napisać coś z nami wszystkimi.
Feliks: Dokładnie! Dawno nas tu nie było!
Narutoi: OI! Teraz ja mam swoje pięć minut, wynocha!
Idę ich ogarnąć, zanim coś zniszczą -.-lll
Pozdrawiamy!
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

 
PS: Filmu nie oglądałam, tylko końcówkę którejś części, ale tak mi się wzięło skojarzyło.

niedziela, 27 sierpnia 2017

Specjal bez okazji– Ot,taki na rozluźnienie atmosfery, podniesienie na duchu, czy coś tam XD #2

[DODATEK] CIEŃ KRÓLA SZAMANÓW: KIRAMI!

--------------------------------

                Kirami powiedziała, że ma chłopaka.
                Kiedy Hao o tym usłyszał, to niemal padł na zawał. Yoh tylko roześmiał się z takiej reakcji starszego brata. On, w porównaniu do swojego Króla, nie miał z tym większych problemów, bo zawsze w razie co może po prostu skopać tyłek nieodpowiedniemu delikwentowi i… Sprawić, żeby zniknął w tajemniczych okolicznościach.
                Ależ nie, on nie był okrutny i nadopiekuńczy wobec siostry. Wcale. Po prostu bardzo kochał swoją małą siostrzyczkę i nie chciał, żeby przebywała w towarzystwie kogoś nieodpowiedniego.
                Dlatego słuchał z uśmiechem na ustach przesłuchanie Hao.
                — Jesteś pewna, że go lubisz?
                — Jestem.
                — A tego, że na pewno nie chce cię oszukać? Bo i tacy się zdarzają.
                — Oczywiście, że nie chce.
                — No nie jestem taki pewien.
                — Hao-nii-chan, on jest szamanem z jednej z szanowanych rodzin. Ktoś taki nie oszukuje.
                — No nie wiem…
                — Jego rodzicami są Tao Ren i Anna.
                Hao zamilkł i zaprzestał zadawania pytań. Oparł się o oparcie tronu i pokiwał głową. Skoro to syn Anny to nie będzie przecież marudził, co nie? Znał w końcu Annę i Rena, i…
                O Królu Duchów. Syn Anny i Rena.
                Kiedy Yoh spojrzał na mimikę twarzy brata, to aż spadł ze swojego ulubionego miejsca na tronie, chichocząc w najlepsze i tracąc oddech. Co jak co, ale to było całkiem zabawne.
                — I czego się śmiejesz? — Hao spytał Cienia z ponurą miną.
                — Gdybyś widział swoją minę, też byś się śmiał!
                Dobre dziesięć minut zajęło Yoh, żeby się w końcu uspokoić.
--------------------------------

SHAMAN KING, CZ.4 – JEDZIEMY NA WYCIECZKĘ!

--------------------------------

                Angel wpadł do mieszkania Yoh już o siódmej rano i zaczął wrzeszczeć na całe gardło:
                — Nie śpimy, zwiedzamy! Wstawać, lenie parszywe, przebrzydłe!
                — Musisz tak wrzeszczeć od samego rana? — Hao wyjrzał z kuchni.
                — Wiesz, inaczej Shadowa się nie obudzi. Na niego to potrzebne są drastyczne środki. Nie wiedziałem, że jesteś rannym ptaszkiem.
                — Nie lubię spać do późna, potem wszyscy wyglądają jak zombie, a ja nie chcę tak wyglądać.
                — I dobrze. To ja lecę dobudzać kierownika.
                — Kierownika nie ma, nie było i nie będzie! — Yoh odkrzyknął ze swojego pokoju, jednak ani myślał wstać i się przywitać z Shikim.

--------------------------------

FIVE NIGHTS AT FREDDY'S W STYLU WESOŁEJ DRUŻYNY PIERŚCIENIA!

--------------------------------

Yoh: *Śpi, rozłożony na fotelu, Amidamaru pilnuje biura*
Amidamaru: Yoh-san! On się ruszył!
Yoh: Ułaaach… Naprawdę? O ile dobrze pamiętam Phone Guy powiedział, że będą się kręcić.
Amidamaru: Też racja. Przepraszam, że cię obudziłem, Yoh-san.
Yoh: Nie ma sprawy, Amidamaru. *Śpi dalej*
Amidamaru: *Patrzy dalej na kamery i widzi po dwóch godzinach biegnącego Foxy’ego* Yoh-san?
Yoh: Ciom…? Śpiem, branoc… *Układa się jeszcze wygodniej w fotelu*
Amidamaru: Foxy biegnie w naszą stronę.
Yoh: A niech biegnie.
Amidamaru: I… *Patrzy w kamerę z niedowierzaniem* Goni go Anna!
Yoh: *Budzi się natychmiast* Co?! Amidamaru, już nie żyjemy!
Amidamaru:…
Yoh: Sorki. Ale jak ona nas tu znalazła?!
Amidamaru: Nie wiem, ale lepiej miej dobre wytłumaczenie dlaczego zwiałeś z jej treningu.
--------------------------------

KYUU W KRAINIE UNDERTALE, CZ.3 — HOTLAND

--------------------------------

                — Cz-czekaj! Dam ci m-mój numer telefonu, w razie g-gdybyś potrzebował pomocy… Chwila, skąd masz ten telefon? Jest prehistoryczny! Nie ma nawet opcji esemesowania!
                — Taa, wiem, ale pani Koza mi go dała, nie wypadało odmówić, zwłaszcza,  że i tak miałem go oddać.
                — P-poczekaj, proszę, chwilkę…
                Zabrała mu telefon, po czym w błyskawicznym tempie go przerobiła.
                — Trochę go za-upgradeowałam, teraz możesz esemesować, masz listę itemów… Masz nawet połączenie z Podziemnym Internetem!
                — Wow, dzięki Alphys. Teraz bardziej przypomina mojego smartfona. Być może nawet tym razem dam radę dodzwonić się do szefowej!
                Natychmiast wykonał numer, ale nic nie wyszło. Niestety.
                — A było brać starą Nokię, tamta to by nawet w czarnej dziurze działała…

--------------------------------

NOWY ROK Z WESOŁĄ DRUŻYNĄ PIERŚCIENIA!

--------------------------------

Lucifer wyszedł z kopca i otrzepał się z ziemi.
                — Hej! A może pójdziemy do mnie? Zrobimy sobie noc filmową!
                Chwila ciszy.
                — A będzie popcorn?
                — Pewnie.
                — A fajerwerki?
                — Nawet w salonie, jeżeli chcesz.
                — A jakie filmy?
                — Może Tank Girl? I jeszcze Harry Potter. I Larę Croft, bo dawno nie oglądałem.
                Chwila ciszy.
                — Nie wiem jak ty Arty, ale wchodzę w to.
                — Dla mnie też okej.
                — Ale poczekajcie jeszcze na nas! — wydarła się Darka zza okna. — Już jesteśmy przy końcówce finału i my też z wami idziemy!
                — Ta to ma wgląd na wszystko w tym miejscu, co?
                Hao i Artemis pokiwali zgodnie głowami, czekając na Kyuu, Darkę, Wenę i Shiki’ego.
--------------------------------

KYUU W KRAINIE UNDERTALE, CZ.4 — PODZIEMIE CZY INNE TAM LOCHY

--------------------------------

                (...)Potem przylazł Flowey.
                Zaczął coś chrzanić, standardowa gadka szmatka głównego złoczyńcy przy finałowym stage’u.
                A potem, potem ktoś zawołał poprzez barierę:
                — Halo! Każdy po drugiej stronie niech odsunie się od tych cholernych drzwi, rozwalamy je na drobny mak za dokładnie minutę!
                Kyuu momentalnie rozpoznał głos Darki, z czego się ucieszył, jednakże chwilę potem zbladł, kiedy tylko usłyszał komunikat.
                Szybko chwycił Flowey’a i odsunął się od bariery, a kiedy pociągnął słonecznika, pociągnął za sobą również resztę potworów.
                — Uwaga, Naruto zaraz przywali nie jednym, lecz dwoma Rasenshurikenami w tę barierę! Odliczam! 10, 9, 8… A, walić to, Naru, wal!
                I walnął tak mocno, że aż huknęło.
                I nagle bariera zniknęła.
                — No, była bariera, ni ma bariery — to był jedyny komentarz ze strony Kuramy.
--------------------------------
 W sumie przyszło mi do głowy zrobić tę notkę po przeglądzie części pierwszej swego rodzaju czegoś takiego XD
W sumie fajnie się sklejało, bo poprzypominałam stare dobre czasy sprzed roku, kiedy to jeszcze pisałam notki XD
Kyuu: Coś w tym jest.
^-^ Następnym razem napiszę(!) notkę z Naruto, bo pomysł mam, tylko jeszcze nie jest on napisany XD
Naruto: Yay! W końcu dostanę jakiś czas antenowy!
Pozdrawiamy!
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

piątek, 18 sierpnia 2017

Kyuu w krainie Undertale, cz.4 — Podziemie czy inne tam lochy

Kyuu nie mógł wprost uwierzyć w swoją głupotę.
Zamiast chodzić, jak jakiś głupi śmiertelnik bez nawet krztyny chakry w żyłach, Kurama przecież może się teleportować! A teleportacja jest szybsza od chodzenia! I basta. Nikt na tym świecie nie przetłumaczy mu inaczej. Nikt. Zwłaszcza kiedy był wkurzony. Ot co.
Co prawda nie działały, by móc wydostać się na zewnątrz, co zapewne było działaniem bariery, ale są doskonałe do poruszania się wewnątrz.
Za dużo czasu spędziłem w towarzystwie Naru, teraz jego kretynizm mnie się udzielił — pomyślał z zażenowaniem Lis. Gdyby Shukaku tylko to zobaczył… Kyuu już prędzej pociąłby się mydłem w płynie o zapachu gumy do żucia niż miałby żyć ze wstydem.
Niemal natychmiast zaczął korzystać z jednej ze swoich ulubionych technik: Teleportacji Ognia.
Dzięki temu, że Lis miał niemalże nieskończone pokłady chakry, to mógł podróżować tak przez całe Podziemie i nawet się nie spocić. Technika ta zabierała tak mało jego energii, że nawet Sakura mogłaby teleportować się tak z Konohy do Suny i się nie spocić. Chyba. Sakura miała zaskakująco małe pokłady chakry, ale za to kontrola jej jest na niebywałym poziomie.
                W pewnym momencie jednak coś mu stanęło na drodze. A może ktoś? Cuś? Nad nazywaniem robotów o niezidentyfikowanej płci i jeszcze ciągotami do tanswestycji jeszcze popracuje.
                — Mettaton…
                — Ach, pamiętasz mnie, darling!
                — Oczywiście, że cię pamiętam, próbowałeś dopiero co mnie zabić, pamiętasz?
                — Właśnie w tej sprawie cię zatrzymuję, człowieku.
                Kyuu zajęczał głośno.
                — Nie jestem cholernym człowiekiem! Jestem DEMONEM! Czy mam to przeliterować? Nie ma sprawy! D-E-M-O-N. Jestem demonem, do jasnej cholery!
                Kurama chętnie by użył mocniejszych słów, ale jakby Artemis dowiedział się, że ich używał to by chyba go oskórował. A bynajmniej oskórowałby jego lisią postać, chłopakowi jakoś nie widzi się krzywdzenie ludzi. Kyuu solennie sobie poprzysiągł, razem z Weną oczywiście, że nad tym jeszcze popracują. A jak biedaka będą chcieli zgwałcić i on się nie obroni, bo nie chce skrzywdzić innych?
                A skoro o brutalności mowa…
                — Ałć, darling! Za co?!
                Lisowi przypomniało się, że miał przyłożyć Mettatonowi. Dla jego własnego dobra oczywiście.
                Tylko i wyłącznie dla jego dobra. A przynajmniej tak wmawiał sobie Kyuubi.
                — Słuchaj no mnie, panie. Ale słuchaj bardzo uważnie. Lepiej dla ciebie, jeżeli nie będziesz od tak wyjawiał czyichś tajemnic, a zwłaszcza kobiet. Bo możesz przez przypadek obudzić prawdziwego Diabła… — Kyuu zapatrzył się w przestrzeń niewidzącymi oczami.
                Kiedyś ktoś zdradził tajemnicę pierwszej jego jinchuuriki. Jakiś facet, już nawet nie pamiętał kto to był. Nawet bez używania jego mocy zdołała…
                Nie. Nie ma zamiaru sobie tego przypominać. Nadal straszy go to po nocach i tyle mu wystarczy. I wtedy to właśnie nauczył się, żeby nie zadzierać ze wściekłą kobietą. Dla niego i reszty otoczenia lepiej jest, jeżeli po cichu się wycofa. Tak też jest łatwiej. I przy okazji wyjdzie z zasięgu rzeczy rzucanych przez kobietę. Tak na wszelki wypadek. Dla jego własnego bezpieczeństwa i dobra.
                — Stary, poważnie mówię, nie rób tego. Po prostu nie — chwycił za ramiona Mettatona. — Tak jest lepiej dla wszystkich, rozumiesz? A zwłaszcza dla ciebie lepiej — zaczął nim potrząsać. — Obiecaj mi, że tego nie zrobisz więcej!
                — Człowieku, puść mnie! Posądzę cię o tykalność mojej nietykalnej osoby, darling!
                — NIE JESTEM CZŁOWIEKIEM DO CHOLERY! — Wykrzyknął Kyuu, pokazując przy tym wszystkie swoje kły, a oczy błysnęły z wściekłością.
                Mettaton natychmiast umilkł, kiedy tylko wyczuł zabójczą intencję u Lisa. Sensory jego wariowały od dziwnych wytycznych pochodzących z tego otoczenia, ale wiadomość Kuramy dotarła do niego jasno: nie wkurzaj mnie więcej, bo to źle się dla ciebie skończy.
                — Skoro nie jesteś człowiekiem, to niby kim?
                — Zapytaj Alphys jak już ją przeprosisz, to się dowiesz. Poza tym już mówiłem kim jestem, musisz sobie chyba pamięć wymienić skoro już nie pamiętasz. Nie. Mam. Czasu. Z drogi!
                I Kyuu zaczął teleportować się dalej, zostawiając oszołomionego Mettatona za sobą.
                Zostało mu zaledwie pięćdziesiąt minut do obiadu i miał sporą obsówkę. Musiał się pospieszyć, jeżeli pragnie jeszcze żyć.
                Szczerze mówiąc to do teraz nie pamiętał, jakim cudem dostał się tak szybko do pałacu zamkowego. Teleportacja miała mimo wszystko wady — jeżeli za często jej używasz, to otoczenie zaczyna ci się zlewać ze sobą, nawet jeśli jesteś jednym z najpotężniejszych demonów żyjących na tej Ziemi.
                I musiał przyznać, że miał niezłego pecha, że akurat tutaj trafił na Sansa.
                — Człowieku…
                Kyuu nie miał nic do tego gościa, poważnie, nawet jeżeli jego suchary są przynajmniej dziwne, serio. Ale Kyuubi’emu skończyła się już odstawiona na ciężkie czasy cierpliwość. Najwyższy czas pokazać, że jest tym cholernym demonem, a nie człowiekiem.
                Zaczął składać bardzo szybko znaki, a po chwili przebił kłem kciuk i trochę krwi skapło na posadzkę.
            — Hej, kolego, co ty robisz?
                — Biorę cię na wycieczkę. I nie masz nic do gadania, gaki — chwilę później Kyuu przejechał kciukiem po czole Sansa, a ten upadł na posadzkę.
                Szkielet znalazł się w… dziwnym miejscu. Wszędzie było mnóstwo wody, a wokół niego było dużo drzwi. Przez chwilę wydawało mu się, że jest w jakimś dziwnym szpitalu prosto z horroru.
                — Chodź za moim głosem, gaki.
                Z jednej strony Sans nie miał ochoty słuchać tego głosu, ale z drugiej strony brzmiał on dziwnie podobnie do Kyuu… Odpalił swoje glaster blaster (na wszelki wypadek) i powoli przemieścił się do źródła głosu. Po chwili stanął przed czerwonymi drzwiami.
                — Na co czekasz? Wejdź do środka.
                Sans pchnął drzwi i wszedł do środka. Zobaczył ogromne stalowe kraty, otwarte. Cokolwiek miało być tam zamknięte, już nie było, a ciemność otaczała tamo miejsce. A w tej ciemności majaczyły się czerwone, złowrogo błyszczące oczy. Po chwili poczuł na twarzy podmuch ciepłego powietrza.
                Ale czy na pewno powietrza?
                Sans wystrzelił jeden laser w górę, dzięki czemu zobaczył, co się majaczy w ciemności. Była to ogromna postać szczerzącego się Lisa, leżącego na całej tej wodzie. Dziewięć rudych ogonów wirowało nad jego postacią.
                Szkielet niemalże podskoczył, kiedy go zobaczył. Kyuubi zaśmiał się w głos.
                — Nie masz się czego obawiać, gaki. Tak bardzo chciałeś widzieć we mnie człowieka więc co ty na to powiesz? Może w końcu wbije ci się do twojej twardogłowej czaszki fakt, że jestem demonem!
                Po chwili Sans ujrzał błysk światła i po chwili z ciemności wyszła ludzka postać Kuramy, który wciąż się szczerzył.
                — Uwierz mi, jeszcze trzy lata temu zajebałbym was wszystkich na miejscu za to, że choćbyście myśleli o tym, że jestem człowiekiem. No ale wiesz, czasy się zmieniają, podobnie jak moi jinchuuriki i ich szefowie, przez co musiałem się nauczyć cierpliwości. Co za ból w tyłku.
                Kyuu podszedł do Sansa i poklepał go po głowie.
            — Gdzie my jesteśmy?
                — W duszy mojego jinchuuriki. Jestem w nim aktualnie zapieczętowany. Może, ale tylko może byłbyś w stanie mnie tutaj poważniej zranić. O zabiciu nie ma mowy, bo nie mam w tym miejscu ciała, a jedynie jego projekcję. Duszy w ogóle nie mam. A i nie strzelaj więcej tutaj laserami, Naruto potem ma okropne bóle głowy przez to.
                — Rasengan!
                I w tym momencie Kyuu dostał techniką w tył głowy.
                — Naru! Za co?!
                — Za chęć do życia i miłość do ojczyzny! Gdzie ty się podziewasz, do jasnej cholery co?! Wszyscy cię szukają!
                — A uwierzyłbyś mi, gdybym ci odpowiedział, że sam nie wiem, gdzie jestem? W jakimś Podziemiu, to na pewno. Chyba gdzieś pod Tybetem, ale łba za to nie dam.
                — Pojechałeś do Tybetu beze mnie?!
                Kyuu poklepał się po uszach, marszcząc przy tym brwiami. Widać, że głowa go zabolała od krzyku Uzumaki’ego.
                Oczywiście to też mogło mieć też związek z przyjęciem rasengana na główkę, ale to kompletnie inna sprawa.
                — Na pewno nie z własnej woli, pracuję nad wydostaniem się stamtąd.
                — No ja myślę. Przekażę Darce-san, że jesteś gdzieś pod Tybetem w jakichś podziemiach czy innych tam lochach i przylecimy cię pewnie odebrać.
                — Spoko, tylko pamiętaj, że mają jakąś chrzanioną barierę.
                — E tam, pewnie nic, czego by dobrze umiejscowiony rasengan by nie rozwiązał. Albo Rasenshuriken, ta technika rozedrze wszystko.
                — Oj tak, bolało jak cholera, kiedy nim oberwałem.
                Przez chwilę kontemplowali tak, jinchuuriki i biju, nad pięknem i śmiercionośnością tej cudownej techniki, jak również myśleli nad ich pojedynkiem sprzed laty.
                Ach, piękne czasy, wtedy Kyuu mógł spokojnie palić żywcem duchy bez obawy o ból głowy.
                A skoro o duchach mowa…
                — Ej, przy okazji, jak będziecie po mnie lecieć, to weźcie jakiego egzorcystę ze sobą, dwa duchy za mną non stop latają, a do tego chyba słonecznik jest opętany.
                — Słonecznik? — spytał Naruto niepewnie, marszcząc przy tym brwi.
                — Naprawdę nie chcesz wiedzieć — zadeklarował Kurama.
                Naruto westchnął, po czym dopiero teraz uświadomił sobie, że jest ktoś jeszcze w jego umyśle.
                Przyjrzał mu się.
                Szkielet w niebieskiej bluzie i różowych kapciach?
                Heh, pewnie spodobałby się tej różowej małpeczce, Yachiru.
                — Kurama, co tu do cholery robi ten szkielet? — Rzekł Naruto, przygotowując się do epickiej walki o swoją duszę.
                — Uznałem, że ktoś powinien w końcu zauważyć, że jestem pieprzonym demonem. Co prawda Alphys domyśliła się sama, kochana, choć irytująca istota, ale reszta jakby nie chce się słuchać.
                — Typowe. Też mnie nie słuchali, kiedy mówiłem, że zostanę bohaterem Konohy i co? Jestem teraz bohaterem wojennym wszystkich nacji i jedną z najpotężniejszych osób w tamtym uniwersum!
                — Heh, nie musisz mi tego mówić. Dobra, zmywam się, mam króla do spotkania i barierę do rozwalenia.
                — Pod warunkiem, że my nie rozwalimy jej pierwsi — powiedział Naruto na odchodne i zniknął.
                Zapadła chwila ciszy.
                — Technika, która rozedrze wszystko? — powiedził Sans.
                — Ano. Rasenshuriken rozwala nerwy bodajże na poziomie atomowym czy coś takiego wieloma precyzyjnymi jak cholera atakami małych igieł. Ciało niby pozostaje w miarę całe po tym wszystkim, ale  regeneracja po tym zajmuję dłuższą chwilkę. O ile ją w ogóle przeżyjesz — powiedział Kyuubi mrocznie.
                — A-ach — to jedyne co Sans mógł powiedzieć.
                Być może i jego Gaster Blaster potrafiły zrobić z kogoś przystawkę na grilla, ale nie były one w stanie rozwalać nerwów na tak małym poziomie, nie mówiąc o zachowaniu przy tym ciała.
                Wow. Po prostu… Wow.
                — Dobra Sans, wynosimy się stąd, bo być może i Naruto przekaże szefowej, gdzie jestem, to i tak wolę być na miejscu, kiedy ona przybędzie pod barierę.
                Szkielet nie zdążył nic powiedzieć, kiedy Kurama pstryknął palcami i wszystko po raz kolejny zniknęło.
               
                Kyuu szedł do króla razem z Sansem.
                Czy też raczej, Kyuu szedł do króla ciągnąc za sobą ten leniwy szkielet. Lepiej mieć przy sobie kogoś, kto wiedział, że nie jest człowiekiem i najwidoczniej ma wolny dostęp do pałacu królewskiego. To musiało znaczyć coś dużego, w końcu nie zaprasza się prawie że obcych do chodzenia jak się chce po zamku.
                Ale w każdym razie nie jest to ważne.
                Kurama pogadał z Królem, potem znowu przesiedział ataki, aż w końcu król się znudził.
                Ale Kyuu i tak był pod wrażeniem, bowiem ten potwór był zdecydowanie potężniejszy od reszty. U tamtych ataki były mocnymi łaskotkami, a te ataki były raczej drapnięciami niż łaskotkami, co ustawia się po stronie plusów.
                Co prawda niewiele one zdały się na Kyuubi’ego, ale Kyuubi to Kyuubi, na niego działały tylko techniki zaprzężone w chakrę i brutalna siła, chociaż to drugie i tak było podchwytliwe z tą jego regeneracją.
                Potem przylazł Flowey.
                Zaczął coś chrzanić, standardowa gadka szmatka głównego złoczyńcy przy finałowym stage’u.
                A potem, potem ktoś zawołał poprzez barierę:
                — Halo! Każdy po drugiej stronie niech odsunie się od tych cholernych drzwi, rozwalamy je na drobny mak za dokładnie minutę!
                Kyuu momentalnie rozpoznał głos Darki, z czego się ucieszył, jednakże chwilę potem zbladł, kiedy tylko usłyszał komunikat.
                Szybko chwycił Flowey’a i odsunął się od bariery, a kiedy pociągnął słonecznika, pociągnął za sobą również resztę potworów.
                — Uwaga, Naruto zaraz przywali nie jednym, lecz dwoma Rasenshurikenami w tę barierę! Odliczam! 10, 9, 8… A, walić to, Naru, wal!
                I walnął tak mocno, że aż huknęło.
                I nagle bariera zniknęła.
                — No, była bariera, ni ma bariery — to był jedyny komentarz ze strony Kuramy.
                — Kura-chan~! — nagle na biednego demona rzuciła się kuzynka Weny, Silene.
                Silene była demonicą o czarno-białych włosach i brązowych oczach, która za cel swego życia ustanowiła wyjść na Kuramę i mieć z nim gromadkę dzieci.
                — No nie! Po co ją tu przywlekliście?!
                — Twoja kara za nie pomyślenie wcześniej, że możesz dotrzeć do nas przez Naruto —  powiedziała Darka. —  Swoją drogą, Ichigo, weź załatw te duchy i opętanego słonecznika.
                — Przecież nie jestem egzorcystą.
                —  Ale jesteś shinigami, prawie na jedno wychodzi. No już, bierz się do roboty!
                Ichigo westchnął cierpiętniczo, ale chwycił za Zangetsu i odesłał dwa duchy do zaświatów.
                — Hmm… Osoba w tym słoneczniku powinna być martwa już od lat, a jednak żyje. Ciekawa sprawa, Kurotsuchi by się zainteresował.
                — Ichigo, co ci mówiliśmy o okrucieństwie wobec innych? — powiedział Yoh Asakura, czytając przy tym mangę.
                W tym właśnie rozdziale mangi Ao no Exorcist  Rin zostaje przyjęty do Akademii Prawdziwego Krzyża i miał się nauczyć, jak korzystać z jego nowoodkrytych mocy oraz zostać egzorcystą jak jego brat bliźniak i przybrany ojciec. Zapowiadało się ciekawie, nie ma co.
                — Ta, ta, spokojnie, nie oddam go tam. Ale i tak muszę go przeciąć, bo inaczej ten potworek w życiu spokoju nie zazna — rozejrzał się po osobach w pomieszczeniu i spojrzał na Toriel i Asgore’a — On jest chyba waszym szczylem i pewnie nawet nie mieliście o tym pojęcia. Poważnie, eksperymenty na duszach powinny zostać zabronione. No cóż, żegnam — i Ichigo wysłał świadomość Asriela do Zaświatów, kiedy król i królowa przeżywali ciężki szok.
                — Wiecie, w sumie o ciekawe, że z jakiejś racji wy, potwory, myśleliście, że siedem dusz ludzkich dzieci niewinnych jak małe kociaki (w większości przynajmniej) pozwolą wam wydostać się z Podziemia — zaczęła mówić Darka. — Anna, ty tu masz wiedzę na chyba wszystko, powiedz mi, na czym polegała ta bariera.
                — Jest to ten typ bariery, która jest dostosowywana do wierzeń ludu. Jeżeli potwory myślałyby, że są to zwykłe drzwi, to mogliby wyjść już dawno temu, jednakże skoro uznali, że potrzebnych jest siedem dusz ludzkich, to bariera się do tego dostosowała — odpowiedziała szybko Anna.
                — Hmm, ciekawe. Dobra, koniec tego dobrego, ferajna, idziemy do domu! — Zawołała szefowa i Kyuubi chyba nie mógł być bardziej zadowolony.
                Gdyby tylko Silene się od niego odczepiła, to byłoby już totalnie cudnie.
                ---------------------------------------------
                Koniec! At last XD
                A więc, nie mam wymówki na niepisanie. Poza zapomnieniem o blogu, kiedy odkryłam prawdziwe piękno AO3 i ff.net.
                Ach, czytanie kilka fanfiction na tydzień jest doprawdy cudnym uczuciem :’)
                Nie wiem, kiedy coś następnego dodam. Wiem tylko, że pracuję nad kolejną aranżacją UT, tyle że nie parodię i (mam nadzieję) trochę mroczniejszą. Czy coś z tego wyjdzie? Nie mam pojęcia!
                Coś z tego pomysłu możecie zobaczyć na moim dA, gdyż dodałam tam coś w stylu połowy strony niby komiksu. Co prawda to będzie normalny fanfic, o ile go napiszę, ale jakoś tak fajnie mi tamto wyszło, że uznałam, że opublikuję.
                Mam też kilka szkiców Sansa i Friska (bo w tym AU jest on chłopakiem), które będą opublikowane w ciągu kilku następnych kilku dni. Głównie ekspresje twarzy i jedną część ubrania ( Frisk – płaszcz,  Sans – nowy golf), ale zawsze coś.
                W każdym razie powiem tyle jeszcze – zdałam maturę i dostałam się na studia ^^ idę na informatykę, bójcie się XD
                Dobrze, wystarczy już tego ględzenia. Życzę wam miłego wieczoru ^^.
                Pozdrawiamy!
                Dawno niewidziana Darka3363 i jeszcze dłużej nie widziana Wesoła Drużyna Pierścienia



                Kiedy tylko Kyuu zdołał się uwolnić od Silene i przedrzeć się przez hordę potworów kontemplujących piękno świata, zaczepiła go Toriel.
                — Drogie dziecię…
                Kyuu miał tego serdecznie dość.
                — Do cholery jasnej! NIE JESTEM DZIECKIEM I NIE JESTEM CZŁOWIEKIEM, TYLKO DEMONEM, DO CIĘŻKIEJ CHOLERY!
                Darka tylko spojrzała na niego ze zmartwionym wzrokiem.

                — Biedny Kura-chan, chyba miał ciężkie ostatnich parę godzin. Ach, nic to, idziemy na obiad! Dzisiaj mamy schabowe! — i szczęśliwa dziewczyna jako pierwsza ruszyła w stronę otwartego portalu prowadzącego do domu.

niedziela, 5 marca 2017

Hetalia — Spotkanie międzynarodowe, cz.2

Wróciłam do żywych!
Kyuu: Ale nie z tym, co trzeba -.-„
Shut up, wiem >.>
W każdym razie! To poniżej to coś w stylu one-shota podzielonego na półtorej drabble i ostatnie na podwójne drabble.
Hao: Dla niewtajemniczonych, drabble to krótka forma składająca się ze stu słów.
Ale ja nie potrafiłam się zmieścić w stu, więc zrobiłam na sto pięćdziesiąt i dwieście słów ^^
No ale dość już nas, zapraszamy do czytania!
UWAGA!
OPARTE BEZWSTYDNIE NA STEREOTYPACH, WIĘC SKORO JESTEŚCIE WYCZULENI NA TO ORAZ POPRAWNOŚĆ POLITYCZNĄ I UOGÓLNIANIE WSZELAKIE, TO PROSZĘ WCISNĄĆ TEN CZERWONY KRZYŻ ZAWIŚCI U GÓRY PO PRAWEJ! RESZCIE ŻYCZYMY MIŁEGO CZYTANIA!
Postanowienie drugie, podpunkt szósty regulaminu dobrego pisania*


Polen
Feliks Łukasiewicz odłożył kieliszek z wódką, który był w połowie drogi do ust (Ivan nie był zadowolony ani trochę, gdyż on sam też musiał wtedy odłożyć kieliszek, bo sam pić nie będzie) i spojrzał na Ludwiga zaciekawiony niezmiernie.
— Od dawna się nad tym zastanawiałem, ale dlaczego nigdy nie zapraszasz innych na te swoje popijawy oprócz nas? Myślałem że kto jak kto, ale twoim motto jest ,,im więcej tym weselej"?
— Niemcy. Mój słodki, naiwny kolego. Padło ci już kompletnie na mózg? — Feliks spojrzał na niego znad kieliszka z ponurą miną. — Myślałem, że ci przeszło po drugiej wojnie światowej, szczerze mówiąc.
Jednakże nie tylko Niemcy się nad tym zastanawiał, zarówno Węgry, czyli Elizabeta Héderváry, Rosja, czyli Ivan Braginski jak i Litwa, czyli Toris Laurinaitis, również się nad tym zastanawiali od jakiegoś czasu i pochylili się nad stołem w kierunku Feliksa, ciekawi wyjaśnienia.
Feliks westchnął.
— No dobra, niech już wam będzie. Powiem.


                Gdyby ktoś w tej chwili wszedł do jadalni w Wersalu, to by musiał przetrzeć oczy ze zdziwienia, gdyż nie często się zdarza, żeby zastać Feliksa Łukasiewicza, personifikację Polski i najlepszych różnych cech tego narodu europejskiego,  siedzącego na drogim żyrandolu i trzymającego się go kurczowo, próbując przy tym kopnąć Francisa Bonnefoy’a, personifikację Francji, kolejnego dużego europejskiego kraju.
                — No dalej, Pologne, chodź się do mnie przytuuuuliiić!
                — Spadaj Francis! Ja nie mam totalnie nic do biseksualnych, ale masz trzymać swoje łapy z dala ode mnie, zwłaszcza, że jesteś pijany!
                W końcu Polsce jakoś się udało jednak kopnąć Francję tak, by stracił przytomność i wtedy Feliks mógł spokojnie zejść z żyrandola i cichaczem się wymknąć z pałacu, by wrócić do stolicy swego kraju.
                — Nigdy więcej picia z Francją, nawet jeśli ma mnie to życie kosztować, za szybko się, cholera, upija… — tak marudząc pod nosem Łukasiewicz położył się do łóżka, zgasił lampkę nocną i zasnął.


                Kiedy Feliks został zaproszony na picie przez Alfreda F. Jonesa, personifikację Ameryki, nie zdołał w porę sobie przypomnieć, dlaczego zazwyczaj nie chciał z nim pić. Jednak kiedy sobie przypomniał, było już za późno —Feliks leciał już samolotem do Białego Domu.
                Otóż, Ameryka miał dużo mocniejszą głowę od Francji (większość krajów ma), jednakże miał wtedy od tendencje do namawiania Polski do rozpoczęcia wojny z Rosją.
                Fakt, Feliks nie bał się Ivana, bo z jakiej racji miałby się go bać, tyle tylko, że Łukasiewicz nie był głupi — po pierwsze bez sprzymierzeńca go nie pokona, a po drugie to tylko pijackie bajanie Alfreda. Gdyby miało dojść co do czego, to Ameryka za Chiny nawet mu nie pomoże.
                Poza tym Ameryka potem gada o podboju Wszechświata używając armii kotów i żywieniu ludzkości wyłącznie hamburgerami.
                Ten poziom bredni to za wiele dla Feliksa, więc kiedy tylko znalazł okazję, to się zwinął z powrotem do Warszawy.


                Pił z Grecją, Heraclesem Karpusi,  może raz czy dwa już wcześniej, Łatwo było zapomnieć jednak, że Grecja miał bardzo słabą głowę (porównywalnie słabą do Francji) i że pije tylko i wyłącznie drogie wina.
                Polska już wcześniej pił greckie wina i musiał przyznać, że są bardzo dobre, no ale żeby aż się upić po zaledwie trzech butelkach? Hercules miał szczęście, że pił teraz z Polską a nie z Rosją, kto wie, co by ten Sowiet zrobił biednej pijanej Grecji…
                Pewnie zabrał by kawałek terytorium lub dwa.
                Polska westchnął i zaniósł śpiącego Karpusi’ego do pokoju do łóżka i przykrył go kocem.
                — Dzięki, Polonia — mruknął Hercules w krótkiej chwili przytomności.
                — Nie ma sprawy i pamiętaj, nie pij z Ivanem, jeszcze coś ci zrobi.
                — Etsi Polonia. — I po tym Grecja już definitywnie zasnął.
                Feliks tylko pokręcił z politowaniem głową, szybko pozbył się butelek po winie i opuścił Pałac Królewski w Atenach, wracając do domu.


                Picie z Anglią nigdy nie należało do przyjemnych życzeń, ale od czasu do czasu niestety trzeba, jak to uznaje Arthur Kirkland: ,,Do podtrzymywania dobrych stosunków pomiędzy nimi”. Cholerna Anglia i jego formalności oraz poprawność polityczna, Feliks nie lubił z nim pić?
                A to dlaczego?
                Po pierwsze, Arthur nalegał wręcz na wymienianie się formalnymi uprzejmościami. Polska nie miałby nic do tego, gdyby one nie ciągnęły się przez godzinę. Potem zazwyczaj tematy schodziły na politykę.
                Poprawka.
                Zawsze schodziły na politykę.
                Felek nie po to pije, żeby gadać o polityce, do diabła starego!
                Ale najgorsze ze wszystkiego, przez co Feliks ma ochotę się popłakać jest fakt, iż Arthur zapija swoją whiskey herbatą.
                Feliks zwyczajnie nie ma nerwów na picie z Anglią. Dlatego opracował plan.
                Kiedy przychodzi jego kolej na nalewanie, to daje Anglii po kryjomu więcej niż sobie (Arthur o tym nie wie), a potem jest wolny i może się ewakuować do domu.


Feliks pił z Japonią tylko raz w życiu. Uznał, że musi spróbować chociaż raz sake, które w jakimś stopniu było inszą odmianą wódki, robionej z ryżu, więc można by spróbować, przecież go to nie zaboli.
Jak się okazało nie zabolało fizycznie, ale psychicznie.
Honda Kiku ma dziwne przyzwyczajenia jeżeli chodzi o picie.
Nie może Feliks marudzić na picie z czegoś, co wygląda na małe talerzyki, ponieważ sam nalegał na picie wódki z kieliszków, jednakże Japonia po pijaku… Był po prostu straszy.
Feliks Łukasiewicz nie mógł wręcz uwierzyć, że dobry,  skromny, miły Honda, personifikacja Japonii, może mieć aż taką mroczną stronę.
Kiedy Japonia zaproponował, ażeby obejrzeć jakieś anime, Polska nie miał nic przeciwko, kilka już oglądał i były całkiem fajne, tylko że Japonia włączył… Hentai.
A Polska nie ogląda takich rzeczy.
Dlatego wtedy, kiedy miał okazję ogłuszył Kiku, położył go do łóżka i zmył się z Pałacu Cesarskiego z prędkością światła.


— I to dlatego piję tylko z wami. Wasza tolerancja na alkohol jest mniej więcej równa mojej i nie jesteście zboczonymi dupkami po pijaku, więc daje się was tolerować. — Polska zakończył opowieść, po czym wypił trzy kieliszki wódki na raz. Teraz to miał zamiar wypić ile może i się upić, gdyż nie chce nawet pamiętać o piciu z Japonią. To przynosi złą aurę i atmosferę do otoczenia.
Polska zdecydowanie nie lubi być ponury podczas picia.
Ludwig pokiwał głową zadowolony z wyjaśnień.
— To wyjaśnia, dlaczego pijesz z Russland, pomimo że go nie cierpisz ze wzajemnością od 1610 roku. — Powiedział spokojnie, zaplatając ramiona na torsie.
Feliks coś burknął pod nosem, podczas gdy Ivan nalewał kolejną kolejkę do kieliszków. Węgry i Toris nie mieli pojęcia co robić, śmiać się z opowieści Polski, czy też raczej mu współczuć.
— Ech, nieważne w każdym razie — Feliks machnął ręką. — Złe rzeczy kazałeś mi sobie przypomnieć Niemcy, a miało być miło. Za karę pijesz podwójnie pięć następnych kolejek! — Wykrzyknął na końcu.
Was?! Nie ma mowy!
— Według totalnie polskiego prawa tak! Było mi o tym nie przypominać!
I ta kłótnia trwała dopóki cała wódka się nie skończyła i państwa nie przerzuciły się na bimber.
Ale to już kompletnie inna historia.


*Coś takiego nie istnieje, po prostu dobrze mi zabrzmiało (pewnie istnieje, ale ja tego nie czytałam, no cóż...)
A więc mam nadzieję, że wam się to podobało ^^ Dawno nie napisałam niczego z Feliksem i stęskniłam się na nim *tuli Feliksa*
Felek: *odwzajemnia przytulanie*
W zasadzie nie mam jako takich ogłoszeń, poza tym że wkręciłam się w fandom Danganronpy i Naruto… Znowu. Fandom to najlepsza i najgorsza rzecz, która mi się przytrafiła w życiu.
Nie żałuję tego ani trochę XD
Moja siostra się wkręciła w Sherlocka z kolei, co pociągnęło za tym że wiem co nieco o tym, co się dzieje w serialu. Moriarty, mój mistrzu z I want to break free zespołu Queen, byłeś fenomenalny w finale trzeciego sezonu XD
Koniec ogłoszeń, można się rozejść!
Pozdrawiamy!
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

czwartek, 19 stycznia 2017

Marco Kubiś, Marco Kubiś, Marco Kubiś 8734

Hej wam!
Pomagamy testować Marco Kubisiowi jak skutecznie wyszukuje siebie w internecie!
W tym celu używamy pradawnego i mrocznego rytuału, który zakrawa o nekromancję i jest już wpisane na Listę Czarnej Magii w Salem.
Czyż pomaganie nie jest piękną ideą?
Niemalże tak piękną jak jedzenie pizzy, czekolady, czytania książek i oglądania krwawego i łapiącego za serce anime :') Takie jak Tokyo Ghoul na przykład.
Tamte ghoule to by miały fajne życie, gdyby nie rasizm. Jedzą tylko ludzkie mięso i mogą pić tylko kawę.
Ale z drugiej strony żyć bez pizzy i czekolady...
No, nieważne tak czy siak!
Powoli, ale to bardzo powoli idą prace nad SK. Zatrzymałam się w momencie, gdzie to próbuję wyjaśnić Hao wszystko przez jego kolegów z kręgu.
Kyuu w swoim multi-shocie jest gdzieś przy końcu drogi, ale jeszcze trochę do końca mu brakuje, tak czy siak.
Poza tym pisałam inne rzeczy, jednak niekoniecznie na tego bloga. Powiedzmy, że jak wypali to wam powiem, stoi?
Poza tym mam takie zalążki planu na przetłumaczenie ,,Dear Order". Jest to dwadzieścia jeden listów od Harry'ego dla Zakonu Feniksa, gdzie wyraża swoje ogólne niezadowolenie swoim obecnym miejscem pobytu. Ale nie martwcie się, jako że jest to parodia, to chaos być tam musi. Dodałabym to na mojego bloga o HP, bo tam zionie pustkami...
A miałam tyle o Założycielach Hogwartu pisać. No cóż.
Tak więc, zakańczając ten wywód, mam nadzieję (niewielką, ale jednak), że ktoś jeszcze zagląda na ten blog, albo przynajmniej o nim pamięta. Postaram się napisać coś na przyszły miesiąc, ale nic nie obiecuję, pamiętajcie!
Pozdrawiam!
Darka3363

PS: Dzisiaj bez akapitów, bo mi się nie chciało Worda otwierać. To się nazywa skraj lenistwa...