Kyuu:Dzisiaj będzie pojedyńcza historia o braciach Asakura.
Naru:Będzie mówiła o dość dużym problemie Yoh.Jakim?O tym przeczytacie!
To też jest takie małe zadośćuczynienie za tak długie nie pojawianie się wcześniejszej notki,dlatego was nie poinformowałam,że takowe coś będzie.
Sasuke:Notkę tą można to ująć jako wersja 2...hmmhmhmh!
Ichigo:Nie zdradzaj tego!Sami się domyślą.
Sasuke:*kiwa głową*
Ichi*puszcza go*
A teraz,zapraszamy na opowieść...
--------------------------------------------
Podczas gdy bliźniacy wspominali sobie na dachu domku Darki,autorka właśnie siedziała sobie na miękkiej kanapie razem z Shunem, w swoim ulubionym czarnym kimono z czerwonymi i złotymi akcentami.Jej wilki,Shiro i Kuro wylegiwały się na czarnym dywanie z niebieskimi i złotymi motylami przed kominkiem.Jej goście rozsiedli się na fotelach i na kanapie i pili herbatę lub jedli ciasto czekoladowe.
-Darka,dobrze wiemy,że wymyśliłaś nową historię o bliźniakach,niezgodna z prawdą i poprzednim one-shotem.
-Opowiedz ją nam.
-I tak tego nie unikniesz,przecież wiesz o tym doskonale.
-PROSIMY!
Darka przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.Ta historia nie miała wyjść na światło dzienne,ale skoro już tak proszą...Po za tym,nie dadzą jej spokoju,jeżeli tego nie zrobi.
-No już dobrze,opowiem ją.
(_)(_)(_)(_)(_)(_)(_)(_)(_)(_)(_)(_)(_)(_)(_)
Właśnie zachodziło słońce nad Izumo,rodzinnym mieście Hao i Yoh,choć długowłosy nie identyfikuje się już z tym miejscem.Ale dzisiaj musiał zrobić wyjątek i przyjechać nad grób matki.Leciał sam na Duchu Ognia.Nie zabrał Opacho,chociaż dziewczynka bardzo chciała towarzyszyć swojemu mistrzowi.To była jednak zbyt osobista sprawa.Nie chciał,by ktokolwiek z nim tu był i widział jego twarz wykrzywioną w bólu na wspomnienie swojej kochanej matki.I na prawdopodobne łzy,do których nigdy by się nie przyznał.Przecież nie może okazać słabości,śmierć jest naturalną sprawą dla śmiertelników.Ale to i tak bolało.Odejście ukochanej osoby przed czasem miała dla Hao katastrofalne skutki.Zaczął zabijać bez skrupułów,mówiąc,że to dla ratowania planety,ale miał w tym swoją osobistą zemstę.Nie potrafił żyć z myślą,że źle zrobił,więc kontynuował to,co zaczął,nawet uwierzył w to,co głosił.Kłamstwo powtórzone wiele razy staje się prawdą.Tak było i w tym przypadku.
Hao leciał właśnie nad lasem,niedaleko świątyni.Zobaczył tam sporą grupę jakichś osiłków,powoli zbliżających się do kogoś,ale długowłosy już nie mógł dostrzec,do kogo.
,,Pewnie do innego człowieka"-tak pomyślał w pierwszej chwili Hao,dopóki nie poczuł,że nie słyszał myśli tego,kto był w środku okręgu.-,,Oni zbliżają się do jakiegoś szamana.I to potrafiącego chronić myśli"-ale Hao nie miał zamiaru mu pomagać.Nie wiadomo w końcu,kto to jest.Lecz wyczuł charakterystyczną aurę.To był Yoh.Długowłosy tym bardziej mu nie pomoże.Nagle ognistego szamana uderzyły myśli tych gości:
,,Zabijemy go..."
,,Nie ma prawa żyć...''
,,On ma widzieć duchy?To ja jestem królową Anglii"
,,Jest tak samo pokręcony jak reszta jego rodziny.''
Kiedy usłyszał ich myśli,usłyszał też ich głosy:
-Hehe i co teraz,Asakura?Jest nas więcej,ponadto w przeciwieństwie do ciebie,mamy prawdziwą broń-wtedy chłopak,który był pewnie hersztem bandy, wyjął katanę.
,,Co za tchórze.Ludzie są tacy słabi...''(Zgadujcie,kogo to myśli).
-Dzieci takie jak wy,nie powinny się bawić ostrymi przedmiotami,co Hahami?
-Oż ty...Zabiję cię!
-Jeżeli mnie choćby draśniesz,to gratuluję,ale to jest raczej niemożliwe.W końcu,nie potrafisz walczyć taką bronią.
Hao wtedy zauważył,że nie ma przy Yoh Amidamaru.
,,Przecież on sobie bez niego nie poradzi z taką ilością przeciwników!''-tak właśnie myślał,kiedy nagle obok Yoh pojawił się demon.Był cały czarny,czarne rogi,oczy,skóra,paznokcie.Hao nie wiedział,co ma o tym myśleć.Bo Yoh chyba nie podpisał cyrografu?
W tym czasie przerośnięty chłopak ze swoją bandą zaatakował krótkowłosego szamana.Ten jednak nie ruszył się z miejsca,ba,nawet zaczął się śmiać!A śmiał się strasznie.Posiadacz mandarynkowych słuchawek zaczął robić uniki,przez które grupa cały czas się przewracała.
-Zasada numer 1:Nigdy nie wolno niedoceniać swoich przeciwników-powiedział Yoh.
Herszt wyjął katanę,którą uniósł tuż nad głowę Yoh.Ten nie dość,że uniknął tego,to jeszcze walnął chłopaka w brzuch,pozbawiając go przytomności.Reszta ledwo trzymała się na nogach.Yoh westchnął pełnym politowania tonem i pozbawił resztę przytomności.
-Yoh,dlaczego ich nie zabijesz?Przecież oni chcieli to własnie zrobić z tobą,spal ich.
Hao lekko się zdziwił,,To Yoh umie kontrolować ogień?"-przemknęło mu przez myśl.
-Nie,nie zrobię tego,bo nie jestem nimi,ani tobą,Gniewie.
-Nie bądź taki tego pewien,przecież...
Wtedy Yoh pstryknął palcami i demon został zamknięty w bryle lodu.Potem krótkowłosy znowu pstryknął,a Gniew zaczął się palić wewnątrz swojego więzienia.Hao patrzył na to wielkimi oczami.
-Skoro tak bardzo chciałeś,żebym kogoś spalił,to teraz masz.
Kiedy demon się spalił do końca,obok słuchawkowego szamana pojawiła się czarna skrzydlata postać.
-Asakura Yoh,gratuluję ci pozbycia się kolejnego demona,wskazujący na Gniew.Zostały ci jeszcze trzy grzechy do przezwyciężenia:Pycha,Zazdrość i Lenistwo.Powodzenia.
I zniknął.Wtedy Yoh zawołał:
-Hao,wiem,że tam jesteś.Zejdź tu na dół.
Nie wiedział,dlaczego go posłuchał.Chyba dlatego,że ciekawość go węcz zżerała od środka,mimo,że tego nie ukazywał zewnętrznie.Umiał dokładnie ukryć swoje emocje,w końcu miał tysiąc lat,do diaska!Tak czy inaczej,zszedł do Yoh.
-Wiem,że wszystko to widziałeś.Wyczułem cię.Powinieneś lepiej maskować aurę,bo do cholery,szybko cię znajdą ...nieważne.Po co tu jesteś?Byłeś na cmentarzu.
-Nie twoja sprawa.
-Żebyś się nie zdziwił.
Hao zwrócił uwagę na wygląd Yoh.Był blady,oczy miał lekko podgrążone,nie miał swoich rozpoznawanych chyba wszędzie słuchawek ani naszyjnika z trzema kamieniami przypominające pazury.Był ubrany na czarno:czarne spodnie z czarno-metalicznym paskiem,czarny podkoszulek z białym napisem,i czarny płaszcz bez rękawów z wysokim kołnierzem.Na szyi miał czarny naszyjnik z jednym owalnym kamieniem,na środkowym palcu miał pierścień,a na nadgarstku czarną branzoletę.Przypominał teraz z wyglądu tak trochę Fausta.
,,Ciekawe,co go skłoniło do nagłej zmiany stylu.W końcu widzieliśmy się jakoś dwa miesiące temu''
-Nie wiem,po co tu jesteś,nie wiem,po co tu wróciłeś,nie wiem,dlaczego tu jesteś,nie wiem,dlaczego zatrzymałeś się,kiedy zobaczyłeś tych ludzi.Ale wiem,że widziałeś tego demona,który się pojawił i wiem,że chcesz wiedzieć,co to była za uskrzydlona postać.Mam rację,czy też nie?
-Masz.Wytłumacz mi się.
-A muszę?-zapytał cierpiętniczo Yoh.
-Tak.
Yoh przez chwilę zbierał myśli.Zabrało mu to 5 minut.I zaczął opowiadać:
-Zaczęło to się jakieś półtorej miesiąca temu.Zauważyłem,że mogę kontrolować ogień,lód,wiatr i wodę.Nauczyłem się wykorzystywać je do walki.Lecz potem zaczęły się kłopoty.Wokół mnie zaczęły się pojawiać Demony Grzechów Głównych: Pycha , Chciwość, Nieczystość, Zazdrość, Nieumiarkowanie,Gniew i Lenistwo.Musiałem odejść od przyjaciół,żeby nic im się nie stało,żeby te demony ich nie opętały.Oczywiście o niczym nie wiedzą.Te demony męczą mnie od miesiąca.Udało mi się odesłać Chciwość,Nieczystość,Nieumiarkowanie i Gniew.Jak usłyszałeś od Karo,zostały mi Pycha,Zazdrość i Lenistwo.Karo jest jednym z Aniołów Wyroku.Pomagają mi oni w uwolnieniach od demonów i spełniają nad nimi sądy,kiedy zostaną pokonane przez człowieka,którego zaczęły dręczyć.Jest jeden na każdy Grzech.
-A o co chodzi z tym strojem?
-Jest po prostu wygodniejszy do przemieszczania się po ciemku w lesie.Nie sądzisz,że mandarynkowe słuchawki i biała bluzka za bardzo rzucały by się w oczy?Poza tym,nawet mi się one podobają,więc w czym problem?
-Ja nic nie mówiłem,że jest jakiś problem z twoimi ubraniami,po prostu zainteresowało mnie,kiedy styl bycia zmieniłeś.
Przestali się do siebie odzywać,zaczęli patrzeć sobie prosto w oczy.Po dziesięciu minutach zaczął mówić Hao:
-Pomogę ci się ich pozbyć.
Yoh,łagodznie mówiąc,zdziwił się tak bardzo,że oczy mu z orbit wyleciały.
-Co?Dlaczego?
-Nie wiem.Po prostu...-nie mógł dokończyć zdania.
-...Dzień Dobroci dla zwierząt?-uśmiechnął się Yoh.
-Można tak powiedzieć.-odwzajemnił uśmiech Hao.-A jak się nazywają pozostałe anioły,które sprawiały sądy nad demonami?
-Chciwość osądzał Kurogami,Nieczystość sądził Sanabi,Nieumiarkowanie sądził Meguri,a Gniew,jak widziałeś na załączonym obrazku,Karo.Jeszcze nie wiem,kto będzie osądzał pozostałe Grzechy.To się dopiero okaże.Tutaj już żaden z pozostałych demonów się nie pokaże.Zwykle się pojawiają,kiedy mam być wystawiony na próbę.Jeżeli chcę się ich pozbyć,muszę przezwyciężyć pokusę,inaczej się nie da ich odesłać z powrotem do Piekła.Chyba już wiesz wystarczająco dużo,aby móc się im przeciwstawić,ale pamiętaj:oni mogą też ciebie zaatakować.Ale wiem,że ty się łatwo nie dasz...
-To dlaczego nie powiedziałeś o tym swoim przyjaciołom czy rodzinie?Przecież chyba też są w stanie obronić się przed nimi...
-Właśnie,że nie,wbrew pozorom.Ren za często unosi się gniewem,Horohoro ma nieumiarkowanie,Anna,choć nie widać to po niej,jest leniwa,Lyserg ciągle zazdrości innym,mimo że nie powinien.Zazdrości innym,że mają rodzinę.Ryu ma nieczystość,chociaż tego nie ukazuje,Choco jest pyszny,w sensie grzechu,żeby nie było,że kanibalami jesteśmy...nieważne.A Chciwość nosi w sobie mój dziadek.Nikt by się nie spodziewał,że akurat oni coś takiego w sobie noszą.Na szczęście,nie są to te piekielne grzechy,tylko te bardziej przyziemne,ale gdyby przebywali w towarzystwie Demonów Grzechu,to nie wiem,co by się z nimi stało.Nie chcę ich narażać...
-A co ze mną?Przecież ja też...
-Ale ty to inna sprawa.Nie jesteś jakoś specjalnie słaby psychicznie,czy jednak jesteś?
-Nie,skąd!
-No właśnie.Poza tym,już wszystko widziałeś i sam zaproponowałeś pomoc.I tę pomoc przyjmuję.Nie dam rady załatwić wszystkich sam.To jest nierealne.
-A gdzie się podział Amidamaru?
-Ech...Musiałem go na jakiś czas odesłać,demony zbyt łatwo pozbywają się duchów stróży.Oprócz Duchów Żywiołów.One są na nie odporne,ale Amidamaru to inna sprawa...
I ni stąd ni zowąd znowu pojawia się kolejny Anioł Wyroku:
-Witaj,jestem Hihishio.Miło mi was poznać,Asakura Yoh i Hao.Proszę,to jest następna mapa,gdzie pojawi się kolejny demon.Życzę wam powodzenia.
-Dzięki.-odpowiedział Yoh.
Krótkowłosy posiadacz mandarynkowych słuchawek,których aktualnie nie miał przy sobie chyba się już przyzwyczaił do nagłego wyskakiwania Aniołów,ale nie można tego powiedzieć o Hao.Tak jakby się lekko wystraszył.Ale tylko lekko,troszeczkę,no bo w końcu jak ma się takiego Ducha Stróża jak Spirit of Fire,to się nie ma co dziwić.Szybko jednak się otrząsnał i spojrzał przez ramię Yoh,aby poznać cel wyprawy.
-Stonehenge...Ciekawe.Ale kawał drogi stąd tam.Zwykle miejsca pojawiania się Grzechów były w Japonii.
-Polecimy na Duchu Ognia i po sprawie.Chyba,że masz lęk wysokości.
-Na szczęście,nie mam,inaczej nawet do samolotu bym nie wsiadł.Pospieszmy się.Nie mam zamiaru zbyt długo czekać.
I tak wyruszyli do Anglii.
---------------------------------
-Hej,chcesz zobaczyć hardkorowy lot?
-Już się nie mogę doczekać.Dawaj!
Yoh i Hao lecieli na Duchu Ognia.Jak już wiemy,szykuje się ciekawy lot.Hao dał zielone światło SoF'owi.,,Zobaczymy jak długo wytrzyma mój braciszek, Duchu Ognia.''I wtedy zaczął się,jak to nazwał Hao,,hardkorowy lot''.Duch Ognia robił serpentyny,beczki i inne akrobacje,po których normalny człowiek by zwymiotował już po dziesięciu minutach.Ale bliźniacy Asakura nie byli normalnymi ludźmi.SoF tak się bawił przez godzinę,a Yoh śmiał się,jakby go ktoś opętał.Świetnie się bawił.Hao zresztą też,ale nie rozumie,że krótkowłosy może tak długo wytrzymać,podczas gdy on sam zaczyna wysiadać.Kazał Duchowi Ognia zacząć lecieć normalnie.Już mu wystarczy.Być może i wystarczyłoby mu foryoku do końca podróży,ale woli być w miarę przytomny.A Yoh cały czas się śmiał:
-Hahahaha!To było świetne!Ale teraz brzuch mnie boli.Patrz,już jesteśmy!
Faktycznie,widać było Stonehenge.Tak się okazało,że w Anglii teraz panowała noc.Hao kazał Duchowi Ognia wylądować niedaleko Kręgu Kamieni.Kiedy już zeszli,Yoh znalazł parasol,potem spojrzał w niebo i podszedł do Hao,otwierając przy tym parasol.
-A tobie to po co?-spytał Hao.
I wtedy zaczął lać deszcz.Nic nie mogli zobaczyć.
-No cóż,Anglia jest znana z tego,że to bardzo deszczowy kraj i że często tu leje jak z cebra-uśmiechnął się szeroko Yoh.
-No co ty nie powiesz...
-Wyluzuj,zaraz przestanie.Takie ulewy szybko się kończą.
I jak na zawołanie,deszcz przestał padać.Tylko że był mały problem,a mianowicie to,że po ulewie trudno było chodzić,skoro ziemia się zamieniła w błoto.Hao jednak szybko ją wysuszył,dzięki pomocy SoF'a.Bliźniacy poszli do Stonehenge.I faktycznie,demon już na nich czekał,a właściwie czekał na Yoh:
-Witaj Yoh,jestem Zazdrość.Widzę,że przyprowadziłeś swojego brata.Nie wiem,czy to dla ciebie właściwy wybór,w końcu on robi to,co chce,a ty,chociaż masz wolną wolę,to za ciebie decydują rodzina i narzeczona,prawda?-od razu demon rozpoczął kusić Asakurę.
-Nie,mówisz o rzeczach,o których nie masz pojęcia,Zazdrość.
-Albo czy nie zazdrościsz tym,którzy mają rodziców cały czas przy sobie?Twoja mama wciąż pracuje i nie widuje się z tobą prawie wcale,a ojciec?Zamiast się tobą zająć,to wyjeżdżał w góry,aby trenować!Albo to,że nie miałeś przyjaciół,bo nikt nie chciał ciebie zaakceptować,bo widzisz duchy!
-Nadal...
-A to,jaki ciężar nałożyli na ciebie dziadkowie?Oni chcą,żebyś zabił Hao!Decydują za ciebie,wybrali ci narzeczoną,kiedy byłeś jeszcze mały...
-Dosyć!Przestań mówić o rzeczach,o których nie masz bladego pojęcia!Nie,nie zazdroszczę innym,nieważne,że mają to,czego ja nie miałem kiedyś!Nie patrzę w przeszłość,nie zerkam w przyszłość,żyję tu i teraz.Nie jestem tobą,Zazdrość,bo to tylko by mnie unieruchomiło i bym cały czas żył przeszłością,co jest bezsensu.Być może nie była wcale tak piękna,jak innych osób,ale nie jestem jedyny,który cierpiał,bo takich jak ja jest tysiące na całym świecie.Zawsze chodzę z głową uniesioną do góry i żyję wśród moich przyjaciół,mimo,że wciąż nieczęsto widuję rodziców.Nie obchodzi mnie to,co przed chwilą powiedziałeś.Bo nie jestem tobą.Jestem sobą.
Wtedy rozpoczęła się burza z piorunami,która,z jakiegoś powodu,omijała Yoh i Hao,ale demona już nie.Zazdrość został porażony piorunem.I wtedy po raz kolejny pojawił się Hihishio:
-Gratuluję Yoh.Pokonałeś kolejny grzech,choć to nie było łatwe.Odnosił się do twojej przeszłości,ale nie wiedział,że już dawno ją przezwyciężyłeś.Zostały ci już tylko dwa demony:Pycha i Lenistwo.Powodzenia.
Hihishio zniknął.Hao wciąż trawił to,co powiedział demon.
-Yoh,czy to,co on powiedział,wiesz,o twojej przeczłości,czy...to prawda?-spytał się cicho długowłosy szaman.
Yoh cicho westchnął.Spodziewał się tego pytania.
-Tak,nie kłamał.Przynajmniej co do przeszłości.Nikt jednak mnie do niczego nie zmusza.Bo to moje wybory,nie ich,doprowadziły mnie tutaj.Ciebie też twoje wybory tutaj doprowadziły.Szczerze mówiąc,ten demon by chyba mnie przekonał do swoich racji,gdyby nie twoja obecność.Dziękuję.-uśmiechnął się lekko.
Hao odwzajemnił uśmiech.Popatrzyli sobie głęboko w oczy,ale szybko odwrócili wzrok.Nie mogą przecież...
Pojawił się kolejny anioł.
-Dobry!Jestem Felix.Tu macie kolejną mapę,aby dojść co kolejnego miejsca.Życzę wam powodzenia chłopaki!
I zniknął.
-Oho,to pierwszy anioł,który nie jest sztywniakiem lub chce być chmurą.Ciekawy gostek.Nie różni się tylko wyglądem od innych.
Wszystkie Anioły wyglądały tak samo,czyli:czarne włosy(różne długości,Feliks ma do ramion,a Hihishio ma już do łopatek),krwisto-czerwone oczy,blada cera,ładna twarz,wszyscy mają po 1,87 m wzrostu,ubrani zaś byli w czarne dżinsy,które często są ozdobione łańcuszkami i srebrnymi krucyfiksami,czarne koszulki,a na to założone długie,oczywiście czarne płaszcze.Jednym słowem,jako obiektywna ocena naszej Autorki do własnych postaci:Piękni.
-Lepiej pokaż,jakie miejsce jest następne.-odezwał się długowłosy szaman.
Asakurowie spojrzeli na mapę.Wskazywała miejsce,którym jest Mount Everest.
-Wiesz,mam wrażenie,że akurat tam będzie siedział Lenistwo.-stwierdził Yoh.
-Czemu akurat on?
-Bo najmniej bym się właśnie jego spodziewał na szczycie góry.Dobra,jeżeli teraz polecimy tam,to wyrobimy się przed obiadem.
I znowu wsiedli na Ducha Ognia i polecieli na Mount Everest.Tym razem odbyło się bez akrobacji,Hao z jakiejś racji kategorycznie się temu sprzeciwiał.Nie rozmawiali na temat przeszłości Yoh.Hao widział,że sprawia mu ból samo wspominanie.Kiedy już byli na szczycie,zobaczyli demona leżącego w leżaku,popijającego drinka,a nad sobą miał lampę imitującą gorące słońce Miami.Tak jak to przewidział Yoh,był to Grzech Lenistwa:
-Cześć,jestem Lenistwo.
-Wylewny jesteś w powitaniu.
-No bo mi się nie chce gadać.Może usiądziecie i wypijecie colę?Po podróży na pewno chcecie odpocząć.
-Nie dzięki,nie skorzystamy.
-Ale dlaczego?Przecież odpoczynek jest bardzo ważny...
-Ależ my odpoczywamy na stojąco.Gdybyśmy usiedli z tobą,to byśmy się lenili.A ja nie chcę stracić formy.-powiedział Hao.
-Być może nie ty,ale co z Yoh?Przecież on nie lubi się przemęczać.Woli spać.
-Mam pewne powody,żeby spać dłużej niż to ustawa przewiduje.Zresztą nie jestem leniem.Nie jestem tobą.
-I co mnie to obchodzi?Połóżcie się,przecież lenienie się to nie grzech!-uśmiechnął się szeroko Lenistwo.
-Nie,nie zgadzamy się-odpowiedzieli jednocześnie Hao i Yoh.
Wtedy zerwała się burza śnieżna.Dzięki kontroli ducha Hao,bracia nie poddali się żywiołowi,o czym nie można powiedzieć o Lenistwie.Tak mu się nie chciało cokolwiek robić,że nie próbował się nawet bronić.Skończyła się nagła burza śnieżna.I,jak się domyślacie,pojawił się Felix:
-Gratuluję wam!Cieszę się,że nie daliście się Lenistwu.Teraz mogę go na luzie zabrać przed Wysoki Sąd,którego będę przewodniczył.Do zobaczenia i powodzenia z Pychą!
Znikł,a bliźniacy nawet nie próbowali zinterpretować tego,co Felix do nich powiedział.Wtedy pojawił się ostatni z Aniołów Wyroku.
-Jestem Madoc,miło mi was poznać,Hao,Yoh.Pokonajcie jeszcze ostatniego Demona Grzechu,proszę.Tu macie mapę do ostatniego celu,proszę.Do zobaczenia i powodzenia.
Już po raz ostatni Asakurowie spojrzeli na mapę.Ukazywała ona Wanszyngtoński Biały Dom.
-Czemu mnie to nie dziwi?-powiedział Hao.
Bracia Asakura po raz kolejny wsiedli na Ducha Ognia i polecieli do stolicy USA.Po drodze jedli kanapki,bo nawet nie liczyli,że zjedzą normalny obiad w Ameryce Północnej.Dolecieli po trzech godzinach.Yoh spekulował,że jeżeli szybko się uwiną,to będą w Japonii jeszcze wieczorem dnia następnego(ach te strefy czasowe).To dodawało im jako takiego kopa.Szybko doszli do Białego Domu.Tyle,że nie bardzo wejdą w porze dnia,który wszyscy nazywają popołudniem.Myśleli,że będą musieli poczekać do wieczora,kiedy ich problem się sam rozwiązał,mianowicie Pycha stał przed budynkiem.Skinął na Hao i Yoh,a potem poszedł do pobliskiej uliczki,która na miłą nie wyglądała.Poszli tam.
-Jestem Pycha.Bądźcie zaszczyceni tym,że mnie poznajecie,szamani.Nie musicie się przedstawiać.I tak nie zapamiętam.Wystarczy,że ja się przedstawiłem.
Yoh zaczął cicho mówić do Hao:
-Nawet się nie postarał,żeby się dowiedzieć,kim jesteśmy.
-Narcyz.
-W końcu to Pycha.
Wtedy demon zainteresował się przybyszami.
-Ach,przecież mam was namawiać do tego,byście się nawrócili na moją religię!Macie się stać pyszni!
Yoh i Hao nie wiedzą,co powiedzieć:są bardziej zaskoczeni jego głupotą,czy raczej brakiem piątej klepki?
-No,na co czekacie?Nawracajcie się,tak bowiem każę ja!
-Nie,dzięki-odpowiedział zażenowany sytuacją Yoh.
-Nie!Nie sprzeciwiajcie się mojej woli,szamani!Przecież ja...
-Jesteś starym,zakompleksionym demonem,który nie potrafi sobie z czymkolwiek poradzić.To już Lenistwo się bardziej starał.-powiedział Hao.
-I nie,nie obchodzi nas to,kim jesteś.Zostaw nas w spokoju,bez ciebie na karku ten świat będzie widzialny w lepszych barwach.
Hao pstryknął palcami i Pycha został uwięziony w klatce z ognia.
-Nie!Wypuść mnie,jestem zbyt piękny,by być w klatce!
-Zostaw nas w spokoju,idioto!
Wtedy pojawił się Madoc:
-Dobrze,że zamknęliście go w klatce.Nie będę musiał potem go szukać w Sali Rozprawy.Dziękuję za pokonanie ostatniego demona.Żegnajcie.
I zniknął.Hao się cieszył,że to już koniec.Ma dość dużo do przemyślenia.Yoh też się cieszył,ale przeczuwał,że to jeszcze nie koniec.Wsiedli na Ducha Ognia i polecieli w stronę Japonii.
----------------------------------------
Kiedy Hao i Yoh wylądowali w lesie,gdzie się zaczęła ich współpraca,bliźniacy poczuli zapach siarki.A więc instynkt nie zwodził Yoh na manowce.To jeszcze nie koniec,bo właśnie przybył sam Książę Ciemności:Lucyfer.I to rozjuszony do granic wytrzymałości.No bo jak zwykli śmiertelnicy wykiwali jego siedmiu najlepszych,wróć,najgorszych sług?Toż to do jest nie do pomyślenia!
-Jeszcze zobaczymy,czy wygraliście,Asakurowie...-warknął.
Yoh i Hao się przestraszyli.O ile tamte demony nie były jakimś wyzwaniem,to mimo wszystko nie można lekceważyć Złego.Hao zrezygnował z wielkiej kontroli ducha i zamienił SoF'a w miecz.Yoh,pomimo braku Ducha Stróża przy sobie,wyjął Hasuramę.Otoczył katanę ogniem,wodą i wiatrem.Dzięki temu miał jakieś szanse na obronę.Jego myśli nie były zbyt pozytywne,ale wierzył,że jakoś to przetrwa z Hao.Przetrwają.Razem.
Szatan,widząc broń bliźniaków,zaśmiał się przeraźliwie i wyciągnął własny oręż.Był to długi i w cholerę ciężki miecz.
-Skoro mam jeszcze taką okazję...Dziękuję ci Hao,że byłeś przy mnie,gdy szukaliśmy Demonów.Że mnie nie wyśmiałeś,że te demony mnie prześladują.Że nie pytałeś o moją przeszłość.Za to,że w ogóle byłeś.Dziękuję.
Hao się trochę zdziwił.Dawno nikt mu nie dziękował z taką szczerością.
-Ja też muszę ci podziękować,Yoh.Dawno się tak dobrze nie bawiłem.Dziękuję.
Yoh się delikatnie uśmiechnął.Cieszył się,że ma takiego brata,chociaż ten chciał wyciąć w pień całą ludzkość.Po raz ostatni spojrzał na brata i ruszył do ataku.Napierał na miecz Diabła,ale nie mógł nawet go poruszyć na choćby milimetr.W tym czasie,gdy uwaga Lucyfera była odwrócona,Hao zaatakował byłego Anioła Boga od tyłu.Nie udało mu się to,bo Szatan odepchnął od siebie Yoh ,rzucając go przy tym w drzewo,i natychmiast się odwrócił,by przerzucić Hao nad ramieniem prosto w stronę brata.Wylądował na Yoh.Mimo,że ta walka się dopiero zaczęła,bliźniacy mieli już poważne rany.Zbyt poważne,by walczyć dalej.Były to uszkodzenia wewnętrzne,więc nawet nie widać było czegokolwiek na zewnątrz.Hao leżał na Yoh ze zmiażdżonymi żebrami,a krótkowłosy szaman miał otwarte złamanie nogi.Nie mogli się się ruszyć,a co dopiero kontynuować walkę.Czuli,jak ból ich przeszywa.Hao,czując,że to może być ostatnia okazja,zaczął mówić:
-Yoh,przepraszam.-powiedział cicho ognisty szaman.
-Co?Dlaczego?-spytał równie cicho Yoh.
-Chciałem cię zabić,twoich przyjaciół i ludzkość.Nie przyjmowałem żadnych wyjaśnień,że ludzie też mają prawo żyć,bo Bóg stworzył ich do jakiegoś celu.Szamanów też.Dopiero teraz to zrozumiałem.Przepraszam,że nie próbowałem cię poznać wcześniej.Teraz mnie to tak boli.Przepraszam...
-Nie przepraszaj.To nie tylko ty zawiniłeś,tylko ludzie,którzy cię skrzywdzili,bo widziałeś,jak natura cierpi...i ja też zawiniłem.Odrzuciłem swoje zasady,bo wszyscy mi mówili,że nie zasługujesz na życie,i w końcu w to uwierzyłem.
-Nie masz za co przepraszać...braciszku.
-Ty tym bardziej,aniki.
Uśmiechnęli się do siebie lekko patrząc sobie głęboko w oczy,a potem mocno się przytulili,mimo poważnych ran zewnętrznych,jak i wewnętrznych.Wiedzieli,że to już koniec,że Diabeł napawał się tą chwilą przed zabiciem ich obu.Lucyfer już podnosił miecz,by zadać ostateczny cios,gdy nagle pojawiło się Siedmiu Aniołów Wyroku,razem z Bogiem na czele.Wyglądali dość niecodziennie,gdyż każdy z nich miał założone ciemne dżinsy i czerwone bluzy z napisem:Security oraz okulary przeciwsłoneczne typu gangsterki.
-Jakie to wszystko kłopotliwe.-wypowiedział Kurogami.(Ach,słyszę Shikamaru^^)
-Chciałbym być chmurą...-wzniósł swoje śliczne czerwone oczy ku niebu Sanabi.
Wtedy odezwał się Bóg,wyciągając swój miotacz ognia(która,notabene, była jego ulubioną zabawką):
-Nawet nie waż się ich tknąć,Lucyferze!Bo inaczej marny twój los.
A Felix zaraz powiedział:
-Tak się stłuczemy,że cię twoja diabelska matka nie pozna!
-Uważaj,bo coś mi zrobisz...
Wtem Szatan został okrążony przez wszystkie obecne anioły Boga(tak,Felix też poszedł),które mruczały zaklęcie:
Lucyferze,upadły aniele,
Coś Boga zdradził,bo rządzić
Chciałeś niepodzielnie.
Przeklęty!Padnij na kolana
Przed Stwórcą,
Lub zostań związany niebiańskimi łańcuchami,
Które cię do Piekła poprowadzą!
(Twórczość własna)
Po chwili z ich rękawów wyleciały grube niebiesko-złote łańcuchy.Związały one Lucyfera i zaprowadziły z powrotem do Piekła.Został tylko Bóg.
-Nie wiemy,jak ci dziękować.-powiedział Hao,uśmiechając się.-Nie musicie,moi drodzy.-powiedział Bóg.
Wtedy Władca niebios pstryknął w palce.Wszystkie obrażenia Hao i Yoh momentalnie zniknęły.Bliźniacy wstali i pokłonili się Bogu.Ten się tylko zaśmiał i powiedział:
-Tylko nie zaprzepaście tego,co udało wam się osiągnąć przez te kilka dni!Do zobaczenia!
I Bóg zniknął.
-Nareszcie koniec...mogę wreszcie wrócić do domu.
-Taa,a ja do moich uczniów.
Uśmiechnęli się szeroko do siebie.I nagle uderzyła ich myśl,że się szybko nie zobaczą.
-Będę tęsknił,braciszku.
-Ja też,aniki,ja też...
Ostatni raz podczas tego dnia przytulili się.Wypowiedzieli dwa proste słowa do siebie w tym samym czasie:
-Kocham cię.
Dla nich ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
-------------------------------------
-I taki był koniec ich przygód.
Darka otworzyła oczy i zobaczyła,że Rambo smarka w chusteczkę,Will się wyrywała z pytaniem,,A co było dalej?"Shun próbował ją uspokoić i zatkał jej usta,Samara płakała.Reszta(czyt.Wesoła Drużyna Pierścienia)leżeli na dywanie i patrzyli w sufit,myśląc nad bluzami Security i tekstami aniołów.
-Nie,nie ma ciągu dalszego,Will.-odpowiedziała na nieme pytanie Darka.
Will się uspokoiła i usiadła trochę smutna,bo chciała wiedzieć,co będzie dalej z Hao i Yoh.
-No cóż...Wymyśl sobie jakieś zakończenie.Powiem jedno:przyjaciele Yoh i sprzymierzeńcy Hao szybko się nie przyzwyczają do pogodzonych bliźniaków i często są jakieś katastrofalne wypadki...A bliźniacy?Musieli zacząć kontrolować swoich kompanów bardziej niż zwykle.No,dajmy przykład:Zang-Ching chciał kiedyś ogolić Ryu,ale mu się nie udało,bo udało mu się przeciąć połowę jego elvisowskiej fryzury.Horo z kolei,w ,,akcie zemsty'' za włosy kolegi,postanowił przefarbować Marion ubrania na różowo.Skończyło się to tym,że udało mu się przefarbować tylko bluzkę,a sam Usui trafił na oddział intensywnej terapii poszokowej.A i to nie zmusiło ich do przestania.Koniec końców to Yoh zaczął wymyślać treningi dla kolegów,gorsze niż te zadane przez Annę,a on sam skupił się na pracowaniu nad kendo przy pomocy Amidamaru.Teraz,mając dostateczną ilość informacji,napisz własne zakończenie historii i opublikuj ją w komentarzu lub na blogu,bo jestem ciekawa,co wymyślisz.Dobra,a teraz sio do łóżek!
Wszyscy znajdujący się w salonie wstali i rozeszli się do swoich pokojów,aby udać się zna spoczynek.W końcu było już po trzeciej rano!Potem będą spać do popołudnia.
-A teraz,trzeba lecieć po bliźniaków,też powinni się położyć.
Więc Darka wyszła przed dom i zaczęła wrzeszczeć:
-Hao!Yoh!Do jasnej cholery,wracać mi do domu,już jest po trzeciej rano!Chcecie,żeby Anna was poszatkowała?!
Spotkała sięz niemal natychmiastową odpowiedzią:
-Już idziemy,Darka-san!
Bliźniacy zeszli i wyruszyli do swojego pokoju.Darka,wiedząc,że to już wszystko,co ma do zrobienia,poszła do swojej sypialni z mahoniowymi drzwiali od Saurona i poszła odwiedzić Morfeusza w jego Królestwie Snów.
---------------------------------
Koniec!Ale Will,ja na serio z tą końcówką.Masz ją napisać!
Sasuke:Autorko...*wzdycha*Ech,nieważne.Mamy nadzieję,że się wam podobała ta historia^^.
Yachiru:Darka-chan,masz cukierki?
Za tobą na łóżku stoi cała torba,tylko dla ciebie,kochana.
Yachiru:Yay!!!
Uwielbiam tą małą^^.Jest taka słodka:3
WDP:Wiemy.Też ją lubimy:)
No i bardzo dobrze!Ale nic to!Czas kończyć.Tylko jeszcze jedna sprawa.Weim,że dużo zdjęć wstawiam,ale po prostu nie mogę się powstrzymać^^.Oto Yoh,tak wyglądał,kiedy spotkali się z Hao:
Pozdrawiamy wszystkich czytelników!
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia