sobota, 26 marca 2016

Shaman King, cz.3 – Kira D.Gilan

                Nie chce mi się pisać przedmowy. Mata nowy rozdział, Enjoy XD


                Damayagi był nieco przerażony całym tym incydentem.
                Już dwa tygodnie szukają mistrza Hao, a on przepadł normalnie jak kamień w wodę i znaleźć się nie chce! I nie, nie ma zamiaru zauważyć ironii, że Hao, w przeciwieństwie do kamienia, z łatwością mógłby sprawić, że woda by zniknęła po pstryknięciu palcem. Nie ma mowy.
                Dobra, uspokój się Damayagi, myślał sobie, to jeszcze nie koniec świata, co nie? Przecież Mistrz Hao nie ma dziesięciu lat, poradzi sobie sam w Tokio, czyż nie?
                Gorzej, że właśnie oni się w tym mieście zgubili.
                Delegacja Drużyny Hao kręciła się po Ikebukuro, nie mając pojęcia, gdzie są, co tu robią i jakim cudem właściwie znaleźli się w sytuacji, gdzie Damayagi sprzedawał peruki, a Koshi i Kamashiro robili uliczny koncert życzeń. Taa, to nie był ich wymarzony dzień pracy jako szamani, ale przynajmniej dwójka z trzyosobowej grupy miała jakiś ubaw i zarabiała nawet niezłe pieniądze.
                Chociaż, myślał Damayagi, to pewnie przez zwykłą litość, ale jednak zarabiali.
                Ale pomimo tego, że minęło już mnóstwo czasu, odkąd Hao przepadł niczym amen w pacierzu wieczornym i pomimo tego całego przerażenia, Damayagi cieszył się chwilami spędzonymi w mieście. Zawsze lubił ruchliwe miasta, zwłaszcza, kiedy stało się koło piekarni, z której wydobywały się wręcz boskie zapachy!
                Nie mógł też marudzić na widoki, bo już niedługo miało się zacząć Taiiku no hi, czyli Dzień Sportu, przez co po ulicy kręciło się sporo osób, w tym wiele naprawdę ładnych Japonek. Damayagi nie miał na co tutaj narzekać.
                No, pomijając zniknięcie mistrza Hao, oczywiście i tę sprzedaż peruk w akompaniamencie muzyki Koshi’ego i Kamashiro. Ale to były jedynie drobne niedogodności. Poza tym mistrz Hao w końcu się znajdzie. Jak nie teraz, to za pięćset lat. Tragedii nie ma, w każdym razie.
                Motto na dziś – zawsze mogło być gorzej.
                Damayagi martwił się w zasadzie tylko o Opacho. Wiedział, jak bardzo dziewczynka była związana z ich mistrzem. Ba, mógłby nawet zaryzykować stwierdzenie, że mistrz Hao jest dla niej jak ojciec! Postawiłby na to cały swój skromny dobytek, że dziewczynka tak właśnie widziała Asakurę.
                Firestorm był nieco skołowany.
                Nie tak dawno temu spokojnie przyjął do wiadomości, że duchy istnieją. Co więcej – nie czuł się z tym dziwnie, nie czuł żadnego szoku związanego z przyjęciem tej informacji, zaburzenie równowagi jego małego wszechświata też nie nastąpiło, a w zasadzie wydawało mu się, że w pewnym sensie jakiś znaczący element całej układanki wpadł właśnie we właściwe miejsce. Gdyby jeszcze tylko wiedział jaki kawałek jakiej układanki…
                Ponadto ostatnio coś często opierał się o swój instynkt, kiedy przychodzi o jakieś cuda niewidy. Faust twierdził, że w jego przypadku to normalne. W końcu stracił pamięć, nie potrafił oprzeć żadnej akcji, czy jakkolwiek inaczej to Faust nazwał, o przeszłość, o własne doświadczenie i błędy, dlatego pozostało mu się opierać na instynkcie.
                Mieszkał z Yoh od jakiegoś czasu.
                Musiał przyznać, że nigdy na nudę się nie zapowiadało. Mimo faktu, że Yoh jest leniem i ciągle chce mu się spać. Ewentualnie jeść. Shadow miał przynajmniej bogatą biblioteczkę, nie tylko o mangę, ale też i o książki(ktoś musi w końcu dbać o jego edukację literacką, jak to ujmował Shiki, sam Shadow sobie z tym nie poradzi, od tego jestem ja).
                Szczerze mówiąc, to Firestorm był zdziwiony, że Angel był typowym, a w zasadzie wręcz idealnym wcieleniem humanisty.
                A sprawa wydawałaby się być taka błaha.
                Jakiś tydzień temu to się zaczęło, kiedy Hime i Shiki kłócili się, co ma wyższą rację bytu – matematyka czy też język japoński.
                Hime argumentowała swoje przekonania tym, że matematyka jest królową nauk, a dzisiejszy świat głównie o nią się opiera – dzięki niej można budować domy, odkrywać nowe planety, a bez matematyki nie byłoby mowy o istnieniu komputerów czy telewizji. A więc i książki by prawdopodobnie nie powstawały ze względu na ręczne przepisywanie wszystkiego.
                Shiki jednak zaraz przywoływał relatywizm twierdząc, że bez literatury i języka japońskiego, w którym wszyscy Japończycy piszą, nie dałoby się porozumieć z owymi matematykami, zanim ustanowiono standardowe znakowanie, że w języku japońskim odbywają się lekcje w szkołach, że literatura jest ważna w życiu każdego człowieka, bo inaczej nie potrafiłby wykształcić w sobie żadnej empatii czy rozwinąć wyobraźni.
                Yoh wtedy rozsądnie milczał jako typowy przedstawiciel bio-chemicznego myślenia. Shiki dalej nie rozumiał, jak w ogóle można było wybrać tak okropny przedmiot jakim jest chemia do kontynuowania w szkole. Toż to powinno być zabronione!
                Ale Yoh rozumiał chemię. Lubił ją nawet. Biologię zresztą też.
                Ale żadna literatura, matematyka czy chemia nie zastąpią mu nigdy mandarynek i Soul Boba. Nigdy.
                Ani nawet tych wszystkich roślin, których trzymał w domu tyle, że aż dziw bierze, że nie powstała w nim jeszcze gęsta dżungla, która nie przepuszcza nikogo – nawet swego Stwórcę.
                Firestorm jak zauważył jego pokaźny stos płyt tego artysty leżące tuż obok stosu mandarynek, był gotowy uczynić znak krzyża, pomimo tego, że z chrześcijaństwem nie był zbytnio zaznajomiony. Yoh chyba naprawdę był uzależniony od mandarynek, jakkolwiek to śmiesznie nie brzmiało. Do całego obrazka brakowało Firestormowi jedynie ołtarzyka z zdjęciem Soul Boba w otoczeniu rysunków mandarynek, no naprawdę.
                W międzyczasie, kiedy Yoh i reszty nie było w domu, towarzystwa dotrzymywał mu Faust. Pomijając piorunujące pierwsze wrażenie, to okazało się, że był to bardzo interesujący rozmówca o bogatej wiedzy medycznej i nie tylko. Nekromanckiej też.
                Tyle że tak jak Yoh, Faust miał swoją obsesję. A była nią jego dawno zmarła żona. Z tego, co Firestorm zdążył się zorientować, to Faust jest bardziej w nią zapatrzony niż Angel w Hime, co było niemalże legendarnie niemożliwym zadaniem. A jednak mu to się udało. Firestorm nie wiedział, czy w tym wypadku ma Fausta podziwiać czy być nim przerażonym. Czy też jedno i drugie.
                Zasadniczo to w tej właśnie chwili siedział z Faustem w salonie, on pił herbatę zagryzając ciastem mandarynkowym, które zrobiła Hime, a Faust nie miał niestety możliwości go spróbować. Yoh miał rację, jej ciasto mandarynkowe jest boskie.
                – A właściwie to kiedy umarłeś? – Zapytał Hao z czystej, niekłamanej ciekawości, ale po chwili ugryzł się w język. Może nie powinien się o to pytać?
                – Ach, było to jakiś rok temu. W zasadzie to nie jest długa historia, ani nawet ciekawa. Po prostu przedawkowałem morfinę, przez przypadek wziąłem dwadzieścia razy większą dawkę niż zwykle. Kładę się spać, żyłem. Wstaję rano, żeby zabrać się do pracy i nagle zauważam, że coś jest nie tak. Okazało się, że jestem duchem, a uświadomiłem to sobie, kiedy jeden z moich pacjentów mnie nie widział, a potem przeszedł przeze mnie jak przez mgłę. Ale bycie duchem nie było dla mnie jakąś niedogodnością. Nie byłem zbytnio przywiązany do Niemiec, to zacząłem podróżować. I jakieś pół roku temu trafiłem do Tokio, gdzie spotkałem Yoh. I tak jakoś się zasiedziałem. Naprawdę, nic interesującego.
                Firestorm przytaknął, czując małą dozę ulgi, że Faust nie wkurzył się o to pytanie.
                Dalej czuł się nieco niepewnie w tym całym bajzlu z amnezją, dlatego wolał nikogo nie denerwować swoim zachowaniem, niewyparzonym językiem czy czymkolwiek innym. To było dalece i wysoce niewskazane. Dużo lepiej i przyjemniej jest mieć dach pod głową i ciepłe łóżko obok niż spać pod mostem.
                Nagle jednak do mieszkania wpadła Hime i niemal rzuciła się na Hao, a w zasadzie na miejsce obok niego na kanapie.
                – Uważaj na Angela.
                Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
                – Coś się stało?
                – Teraz postanowił się wziąć za twoją edukację literacką i ma zamiar wcisnąć ci absolutne minimum książek, jakie masz przeczytać.
                – Słucham?
                – Przynosi teraz sporo sztuk Szekspira, jeden dramat Fredro, książkę Kleinbaum, możliwe że nie znasz, ale książka była fajna, muszę przyznać. Jedną książkę o II Wojnie Światowej, jakąś o Holocauście, ,,Nędzników” Victora Hugo, a to dopiero początek*.
                Firestorm zamrugał. Kilka razy.
                Miał w tej chwili ochotę jednocześnie się śmiać i wyskoczyć przez okno mówiąc: ,,I’m out”. Angel dbający o jego edukację? Sama ta myśl była jednocześnie straszna, przerażająca i zabawna na tyle, że było to tak dziwnie bardzo prawdopodobne i w stylu Shiki’ego…
                Na żywioły i wszystko co święte, co on biedny teraz miał zrobić?
                – Stary, wieki cię nie widzieliśmy! Myśleliśmy już, żeś martwy jest! – Nagle słychać było na korytarzu krzyk Yoh.
                Który, swoją drogą, wszedł chwilę później do mieszkania, prowadząc niemalże na siłę innego chłopaka do środka, a cały pochód zamykał Angel z dwudziestoma egzemplarzami książek.
                – Tak, tak, tak, wiem, a ty, jak widzę, bliźniaka się dorobiłeś. No weź mnie już zostaw! – Wykrzyczał nowoprzybyły, kiedy Shadow zaczął go macać po twarzy, żeby upewnić się, że jest on prawdziwy.
                – Właśnie! Firestorm, to jest Kira D. Gilan, nazywamy go Mephistofeles. Mephiś, to jest Firestorm, nieznanego imienia, nazwiska ani pochodzenia.
                – Brzmi jak twoja historia.
                – Dajże skończyć. Nieznanego imienia, nazwiska ani pochodzenia, bo facet ma amnezję.
                Firestorm zaczął z zaciekawieniem spoglądać na Kirę.
                Miał on ciemno niebieskie, niemalże czarne, proste włosy sięgające do linii szczęki i niebieskie oczy. Miał on nieco zmęczony wyraz twarzy i spojrzenie, ale wyglądał na sympatyczną osobę.
                Ale z drugiej strony Angel też wygląda sympatycznie, a okazuje się, że jest diabłem w anielskiej skórze, dlatego Fire nie dawał wiary wyglądowi zewnętrznemu.
                – Czemu akurat Mephiś?
                – Bo te kretyny mnie tak nazwały – Kira spojrzał się na Yoh i Shiki’ego, którzy zaraz zrobili niewinne minki. Co wyglądało co najmniej uroczo. – Uznali, że moje przezwisko jest za długie i będą mnie nazywać skrótowo i wyszło jak wyszło – wzruszył ramionami, już przyzwyczajony do dziwnych wybryków tej dwójki.
                A następnie poszedł do kuchni, po chwili wracając z puszką napoju w dłoni.
                – To ja takie cuda mam w lodówce? – Zapytał zdziwiony Yoh.
                Kira wypluł picie prosto na dywan.
                – No wiesz?! Ja go dopiero dzisiaj rano trzepałem i prałem!
                – Było mi nie mówić, że picie jest prawdopodobnie przeterminowane! Powinieneś częściej sprzątać w lodówce!
                – Sprzątam raz w tygodniu, jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć. Ostatnio przeszedłem na zdrową żywność, dlatego się pytam skąd puszkę masz.
                Mephisto zrobił głupią minę i spojrzał się na napój.
                – Więc to nie jest przeterminowane?
                – Prawdopodobnie nie.
                Mimo wszystko Kira i tak sprawdził datę przydatności, po czym odetchnął z ulgą i rozwalił się na kanapie tuż obok Firestorma.
                – Co mi przypomina! – nagle wykrzyczał Shiki. – Firuś, czas na ciebie – powiedział z szerokim i nieco przerażającym uśmiechem do Firestorma.
                – Jaki czas?
                – Zająć się twoją edukacją literacką!
                Angel sięgnął do obszernej torby, którą przytachał ze sobą, i zaczął wyjmować po kolei mnóstwo książek.
                – To na razie jest początek, jak to wszystko przeczytasz, to dam ci następne.
                Firestorm spojrzał na pokaźną stertę książek. Było ich przynajmniej dwadzieścia! Ale z drugiej strony… Yoh książki dostawał właśnie od Shiki’ego, co nie? A te książki już przeczytał. No dobra, część z nich, ale były one naprawdę warte przeczytania. Więc to oznacza, że nie może być aż tak źle, co nie? Angel miał w końcu pod tym względem dobry gust.
                – Nie martw się, Yoh! Dla ciebie też mam kilka!
                Shadow jęknął głośno, ale nic nie powiedział wiedząc, że nawet jego protest na piśmie zostanie rozpatrzony za trzy tygodnie i finalnie odrzucony.
                – Whatever. Tak czy inaczej idziemy na lody!
                – Mówiłeś, że przeszedłeś na zdrową żywność?
                – Kłamałem, w pewnym sensie. Tylko w domu jem zdrowo, na mieście jem fast foody i słodkości. Idziemy, nie będziemy się przecież w domu kisić!

                Shadow i Mephisto siedzieli w salonie tego pierwszego około drugiej w nocy. Było parę spraw, które mieli do przedyskutowania w cztery oczy, nie przeznaczone w żadnym wypadku do uszu ich przyjaciół.
                – Dorobiłeś się niezłego lokatora Yoh, wiesz o tym?
                – Co masz na myśli?
                Twarz Kiry z rozluźnionej miny zmieniła się na poważną.
                – Dobrze wiesz, że byłem na Turnieju Szamanów, czyż nie?
                – Oczywiście. Po coś zniknąłeś na te pół roku.
                – Wiesz też, że spotkałem tam wiele osób, niekoniecznie złych i niekoniecznie dobrych, czyż nie?
                – Mephiś, wykrztuś to z siebie.
                – Przyjąłeś pod swój dach Hao Asakurę, przywódcę Drużyny Gwiazdy i seryjnego mordercę od trzech żywotów, mający jeden cel – stworzenie Królestwa Szamanów.

                *Jednakowoż jako, że nie chciało mi się sprawdzać lektur japońskich, a co dopiero ich czytać, to podałam tylko te, które znam stąd. Dramaty Szekspira są spoko, ,,Zemsta” Fredro też jest świetna, ,,Stowarzyszenie Umarłych Poetów” też bardzo polubiłam, książek o Holocauście z kolei nie przepadam, a ,,Nędzników” to nie czytałam, ale musical oglądałam z bodajże 2015 roku, już nie pamiętam. Polecam!
                Cóż, sporo mi czasu zajęło napisanie tego… Ups XD
                Kyuu: Krótko coś >.>
                No ej, nie wiń mnie! Niektóre rzeczy są przeznaczone na następny rozdział i muszą być ładnie rozplanowane, a nie że wszystko wrzucę jakoś bezsensownie do jednego rozdziału bez ładu i składu <.<
                Ale od razu skoro już tu piszę… Życzymy wam wszystkim Wesołych Świąt Wielkanocnych! Smacznego jajka, cukrowego baranka, szczęścia bez liku Wesołego Alleluja, alergiku!
                Kyuu: Co to miało być to ostatnie niby?
                Zapomniałam jak końcówka szła to ją sama wymyśliłam i to było pierwsze, co mi do głowy przyszło XD
                Pozdrawiamy!
                Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

2 komentarze:

  1. "Ani nawet tych wszystkich roślin, których trzymał w domu tyle, że aż dziw bierze, że nie powstała w nim jeszcze gęsta dżungla, która nie przepuszcza nikogo – nawet swego Stwórcę." ----> Maryśka?
    Shun: Ech, Will...
    No, co? xD To nie moja wina, że jak widzę zestawianie "Yoh" i "roślinki" to w mojej głowie pojawia się mem z nim w koszulce z marihuaną i komentarz "To już wiadomo, dlaczego zawsze jest taki spokojny" XDDD To wszystko przez internety XDD
    Mam wrażenie, że mandarynki są głównym bohaterem tego opowiadania. Mandarynkowy ołtarzyk, mandarynkowe ciasto, mandarynkowy stosik... A teraz powiem coś strasznego - WOLĘ POMARAŃCZE Q.Q
    Heh, Faust i przedawkowanie morfiny. Czemy mnie to nie dziwi? Widzisz Jonuś, ciebie też to czeka.
    Jonathan: Sebastian -,- Poza tym dlaczego mnie? Ja nie biorę!
    Yhym >.> Isao mówił mi co innego -,-
    Jonathan: ... Pieprzony zdrajca.
    Kira D.Gilan? O.o Siriosly? Czy naprawdę wszystko i wszyscy muszą mi przypominać o D.Gray-manie? XD
    Yoh i zdrowa żywność? i To jeszcze tak sam z siebie, bez pomocy Anny? Nie, to po prostu zbyt niemożliwe >.>
    I ta końcówka. Wyszło szydło z worka. W końcu. W KOŃCU PRZESTANIESZ NAZYWAĆ GO FIRESTORM!xDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto kiedykolwiek powiedział, że przestaną go tak nazywać? XD
      Kyuu: Wredna jesteś, co?
      Być może ^^
      I nie, imię nie nawiązuje do DGM, a do One Piece. Tak jakoś mi się przypomniało to anime i uznałam, że tak nazwę Kirę. Bo czemu nie XD
      A co do zdrowej żywności... Było napisane że tylko w domu je zdrowo, a i tak najczęściej je na mieście. Chyba będę musiała to sprostować w następnym rozdziale...
      A co do mandarynek - ja tak specjalnie. Bo mogę XD I jest to pewnie forma pochwały dla Spokoyoh, ponieważ u niej zauważyłam uzależnienie poniekąd od mandarynek, co przerzuciło się na Yoh, więc czemu nie XD
      Ja na tym zakończę, bo mam parę spraw do załatwienia ;-;
      Kyuu: Czytaj - ogarnąć się do szkoły bo przez resztę tygodnia się albo leniła, albo rysowała albo jadła.
      Oj tam oj tam XD
      Pozdrawiamy!
      Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

      Usuń