Nazwijcie
poniższą notkę chwilowym wytchnieniem od wszystkiego i wyładowanie się na
bohaterach. Nie biorę odpowiedzialności za żadne randomowe sytuacje i emocje,
które może wywołać ta notka. Dziękuję za uwagę.
------------------------------------------------
Oddychał
coraz ciężej.
W życiu
nie sądził, że zachoruje na gruźlicę.
W końcu
jadał regularnie, dbał o zdrowie jak tylko mógł w politycznym wirze
odbudowywania miasta.
Choroba
przyszła niespodziewanie.
Na
początku sądził, że to zwykłe przeziębienie – miał lekką gorączkę i suchy
kaszel. I bóle głowy, ale to nie jest ważne.
Dopiero
po miesiącu spostrzegł, że coś jest nie tak – kaszel zmienił się z suchego na
mokry, zdarzało mu się nawet kaszleć krwią, gorączka od jakiegoś czasu w ogóle
go nie opuszczała, za to siły wręcz przeciwnie – czuł się wypompowany z
energii, chociaż dużo spał i odpoczywał. Ponadto stracił sporo na wadze – a
przecież praktycznie z domu nie wychodził.
Zadzwonił
w końcu do lekarza, żeby umówić wizytę. Miał pewne podejrzenie, ale wolałby się
upewnić. I tak bardzo chciał się mylić…
Niestety,
jak zwykle miał rację. Gruźlica, jeden z najcięższych przypadków.
Wtedy
przypomniał sobie okres spędzony z Nezumim w Zachodnim Bloku. Nigdy się nie
jadało najlepiej, a jakość żywności pozostawiała wiele do życzenia. No cóż, to
były wtedy ciężkie czasy nie tylko dla Shiona, który w końcu był wychowywany w
utopijnym mieście, ale też dla ludzi, którzy się tam urodzili.
Wstał z
łóżka, powoli i ociężale. Musiał się napić wody, a ta, którą miał przy łóżku
właśnie się skończyła.
Wiedział,
że umrze.
Jego
typ gruźlicy był wyjątkowy – nie było na niego lekarstwa. Przez pasożyta, który
omal go nie zabił cztery lata temu. Którego dostał w ,,prezencie” od starego
systemu poprzez szczepionkę. Tak, on to miał dopiero szczęście, co nie?
Powoli
zmierzał w kierunku łazienki.
Wolałby
być w tej chwili w swoim przytulnym mieszkanku z całkiem ładnym widokiem na
miasto, leżeć w swoim wygodnym łóżku, pić zieloną herbatę, którą zawsze pił
wieczorami na uspokojenie nerwów i rozgrzanie organizmu. Wolałby zjeść dobry,
ciepły chleb swojej mamy, który co dzień dostawał, kiedy przechodził obok jej
piekarni, razem z masą różnych słodkości.
Szkoda,
że musiał siedzieć w izolatce w szpitalu, objęty szczególną kwarantanną. Jego
znajomi mogli się z nim kontaktować tylko drogą elektroniczną – dla
bezpieczeństwa, żeby nikt inny się nie zaraził. Nikt nie chce więcej przypadków
nieuleczalnej gruźlicy.
Przez
okno widział, że miasto normalnie prosperowało. Żyło swoim życiem. W południe
na ulicach było ruchliwo, w nocy przechodziły tylko pojedyncze osoby, chcące
jak najszybciej wrócić do ciepłego domu. Życie toczyło się dalej, podczas gdy
on był zamknięty w części szpitala, mając do dyspozycji małą łazienkę, pokój i
kuchnię. Niemalże luksus, jakby spojrzeć na to z daleka, bo reszta pacjentów
nigdy nie była sama w pokojach, korzystali z ogólnodostępnej łazienki, a do
kuchni nikt nawet nie śni pójść.
Ale
Shion im zazdrościł. Mogli ze sobą rozmawiać, mogli widzieć się z przyjaciółmi,
z rodziną – ale on nie. Dla bezpieczeństwa, zawsze dla bezpieczeństwa.
Trochę
szkoda, musiał przyznać. Miał pecha – mówi się trudno. Nawet jeśli cierpi – co
z tego, skoro wszyscy, o których się troszczy, wciąż żyją?
Nawet,
jeśli nie był pewny, czy Nezumi żyje. Miał nadzieję, że tak. Miał też nadzieję,
że gdziekolwiek by nie był, jest szczęśliwy.
Miał
nadzieję, zawsze miał nadzieję.
Wypił
szklankę wody i wrócił do łóżka.
Opadł
ciężko na nieco twardy materac i przykrył się pościelą po samą szyję.
Zapadł
w niespokojny sen.
------------------------------------------------
Dwa tygodnie później…
Dawno go tu nie było.
Zdaje
się, że jakieś cztery lata, mniej więcej. Stracił rachubę już dawno temu.
Przystanął
przed granicą miasta. Zmieniło się tu trochę. A nawet bardzo.
Nie
było już tych wszystkich gruzów, nie było muru, okalającego No.6, nie było
nawet tych ruin z Zachodniego Bloku.
Tak,
zdecydowanie się tu zmieniło.
Wszedł
do miasta, spoglądając na budynki z zaciekawieniem, na spacerujących ludzi i na
luzem puszczone zwierzęta.
Aż
niemożliwe zdawałoby się, że jeszcze kilka lat temu wcale tak nie było. Ludzie
podzieleni na klasy, część z nich była zaklasyfikowana jako śmiecie, a więc
wykorzystywani jako szczury laboratoryjne – większa część ludzi z No.6 nawet
nie wiedziała, jak tacy ludzie żyją, z dnia na dzień, byle przetrwać, nie dać
się śmierci. Przetrwać.
Nezumi
zauważył, że ludzie byli czymś poruszeni.
Ciekawy
był, czy chodzi o Shiona. W końcu, jeżeli chodzi o ważniejsze decyzje w tym
mieście, to on je podejmował, prawda? W końcu był bohaterem i znał się jako
tako na polityce, nawet jeśli był często zbyt szczery.
Uśmiechnął
się pod nosem.
Miał
nadzieję spotkać tego głupka. Ach, czy odważy się to przyznać? Stęsknił się za
nim. Za piciem z nim herbaty, za rozmowami, za czytaniem z nim książek, czy też
po prostu siedzeniem z nim. Wtedy było całkiem miło. Czuł się, ach,
bezpiecznie? Tak, to chyba dobre słowo. Ktoś się w końcu o niego troszczył i
nie chciał zabić przez zwykły kaprys.
Tak, z
Shionem mógł czuć się bezpiecznie.
Przeszedł
do centrum miasta.
Dziwnym
dla niego było, że nie spotkał jeszcze nikogo znajomego. Zazwyczaj w końcu
Inukashi był jak wrzód na tyłku. Podobnie ten śmierdzący alkoholem staruszek.
Nie
spotkał także gościa, który podawał się za ojca Shiona, ani też Karan.
No ale
z drugiej strony miasto się nieco rozrosło – nie musiał się niepokoić nie
spotykając nikogo znajomego, prawda? No właśnie.
Znając
życie, Shion siedział pewnie gdzieś w centrum, być może w ratuszu miasta –
gdzieżby indziej? No, ewentualnie w swoim domu.
W
mieście wszystko szeptało, co nieco niepokoiło Nezumi’ego.
Czyżby
ludzie stali się bardziej skryci? Kto wie.
Przemierzał
dalej przez ulice. Domy stały się kolorowe, odnotował w myśli. Niektóre
pozostały białe, ale są też kremowe czy też niebieskie. Delikatne, pastelowe
kolory. Aż miło się na nie patrzyło, musiał przyznać.
Było
też całkiem ciepło, pomimo faktu, że wiał delikatny wiatr. Może nawet i lepiej,
że on był. Nie musiał myśleć o tym, jak ,,idealne” kiedyś było No.6.
Szło
się bardzo przyjemnie, tak czy inaczej. Słyszał śmiech dzieci, szczekanie psów,
miałczenie kotów. Słyszał, jak ludzie krzyczą jeden przez drugiego w jakimś
domu, o politykę poszło, z tego co zdołał wyłowić z pojedynczych słów.
–
Biedny chłopak, ma niesamowitego pecha, prawda?
–
Dokładnie. A taki miły człowiek z niego był. Czemu zawsze brakuje dżentelmenów
na świecie? I czemu giną ci, którzy najbardziej zasługują na życie?
– Miał
dwadzieścia lat, co nie? Ach, szkoda że nie zdołałam się z nim umówić.
Nezumi
przeszedł obok nastolatek z obojętnością wypisaną na twarzy, jednak z uniesioną
jedną brwią. Prawą, konkretniej. Uniósł ją bardzo teatralnie. Aż dziw czasami
bierze, jak to działa na niektórych ludzi w licznych sytuacjach.
Ale
mimo wszystko był nieznacznie zaciekawiony. Młody chłopak, dwudziestoletni, nie
żyje? Co to za chłopak? Na co zmarł? Czy to oznacza, że w mieście jest jakaś
plaga? Czy może to jedna z chorób genetycznych, przez co nie był zagrożeniem
jako takim, dopóki nie miałoby przychodzić do przekazywania genów dalej? Czy
był trzymany w szpitalu, czy siedział w domu?
Wyrzucił
jednak po chwili wszystkie te pytania z głowy, skupiając się na dojściu do
centrum miasta. Nie przyszedł tutaj słuchać o czyjejś śmierci, tylko żeby
spotkać się z Shionem, ot co.
Gorzej,
że opis nawet w miarę pasował do tego głupka.
Pokręcił
głową. Przecież nie ma w mieście tylko jednego chłopaka o miłym usposobieniu,
który mógł umrzeć, co nie? Takich ludzi jest co najmniej setka w tym miejscu.
Nie miał się czym przejmować.
Tylko
dlaczego to niemiłe uczucie pozostało w jego sercu?
Krok za
krokiem, już był blisko. Ludzi było coraz więcej, było coraz duszniej, budynki
piętrzyły się coraz wyżej, nigdy jednak nie osiągając wysokości Kropli Księżyca
– dawnego ratuszu No.6.
Uważał,
że to dobra decyzja. Ludzie dzięki temu coraz słabiej pamiętają stary system,
stary układ, stary stan rzeczy. Być może była nadzieja, że to miasto nie stanie
się kolejną utopią. Może. Miał nadzieję, że Shion o to zadbał.
Nadzieja.
Ostatnio
coś często ją odczuwał, czyż nie?
Chyba
jednak przejął od tego głupka kilka cech, bez których byłby zdecydowanie
szczęśliwszy. Chyba. Tak mu się przynajmniej wydaje.
Och,
czyżby to był Inukashi? Urósł trochę. I włosy nawet związał! Obok niego, jak
zwykle, szły cztery psy. I jeszcze jakiś dzieciak. Potomka się dorobił?
Nie, to
było głupie. Przecież to był mały Shionn. Najwidoczniej Psiarz się do niego
bardzo przywiązał, skoro mały szedł z nim za rękę, mając na plecach tornister i
uśmiechał się szeroko do starszego chłopaka.
Inukashi
jako matka. Tak śmieszne, że aż smutne.
Przyspieszył
trochę, nie odwracając wzroku od Inukashi. Może on mu powie, gdzie Shion się
teraz podziewa?
–
Inukashi! – Zawołał, machając do chłopaka, kiedy ten się odwrócił.
Psiarz
uśmiechnął się sarkastycznie, ale się zatrzymał. Nezumi podszedł do niego
najszybciej jak tylko mógł – nie na tyle szybko, żeby Inukashi pomyślał, że za
nim się stęsknił, ale też nie na tyle wolno, żeby jego cierpliwość została
wystawiona na próbę. Idealnie.
–
Cześć, cholerny Szczurze. Gdzieś ty się podziewał przez ostatnie kilka lat, co?
–
Trochę tu, trochę tam. Tobie, jak widzę, całkiem nieźle się tu powodzi.
– A ty
jesteś jeszcze chudszy, o ile w ogóle to jest jeszcze możliwe.
Shionn
schował się za nogą Inukashi, z ciekawością jednak spoglądając na Nezumi’ego.
–
Shionn urósł, jak widzę? Za to ty chyba zmalałeś.
– Już
mnie nie zdenerwujesz tymi słabymi tekstami, Nezumi.
– Kurs
panowania nad gniewem?
–
Gorzej. Shion dowalił mi raz tak dużo papierkowej roboty po jednym z moich
wybuchów, że traumę mam do dnia dzisiejszego.
Nezumi
uniósł kącik ust. Shion i takie zagrywki? Od kiedy to niby?
Ale z
drugiej strony nie widział go od czterech lat, więc pewnie charakter zmienił mu
się nieco. Kiedyś Shion mu powiedział, że człowiek non stop się zmienia, ale
mniej więcej co siedem lat widać te zmiany w osobowości. Czy jakoś tak to szło,
już za bardzo nie pamiętał, szczerze mówiąc.
– A
gdzie ten głupek o miękkim sercu jest?
Inukashi
zamarł nagle, poważniejąc.
–
Spóźniłeś się.
Nezumi
zmarszczył brwi.
–Co
masz na myśli, do cholery?
–
Spóźniłeś się. Gruźlica.
–
Epidemia jest w mieście? Mówże jaśniej!
– On
nie żyje, Nezumi.
– Teraz
to sobie ze mnie jaja robisz.
–
Ogarnij się, człowieku! On nie żyje, rozumiesz?! Nie żyje i nikt nie mógł mu
nawet pomóc! – Wykrzyknął Inukashi, a Nezumi zrozumiał, że to nie był żaden
żart.
Gruźlica?
–
Przecież są leki na gruźlicę, można ją wyleczyć…
– Nie
jego. Wyjątek, zawsze wyjątek. Shion twierdził, że to przez pasożyta sprzed
czterech lat, pamiętasz? Mutacja genów, nowy typ gruźlicy. Niemożliwe do
wyleczenia. Ostatni miesiąc przesiedział w izolatce, nie mogliśmy się z nim
nawet spotkać – głos Inukashi nabrał smutnego tonu. – Mogliśmy się z nim
porozumiewać jedynie elektronicznie, nigdy nie mogliśmy przebywać z nim w tym
samym pokoju. Zmarł dzisiaj rano. Spóźniłeś się o pieprzonych kilka godzin!
Nezumi
patrzył w szoku na kolegę z Zachodniego Bloku. Nie mógł w to uwierzyć.
Nie.
Nie
chciał uwierzyć.
Shion
nie żyje?
– Nie
wierzę.
–
Uwierzysz, jak zobaczysz jego ciało – odparł pesymistycznie Psiarz.
------------------------------------------------
Faktycznie
nie żył.
Jego
ciało było tak strasznie, strasznie chude, jego twarz wyglądała na tak bardzo
zmęczoną, cienie pod oczami mówiły mu niemalże wszystko.
Wyglądał
jak trup.
Był trupem.
Nezumi
poczuł, jakby cały świat zawalił mu się na głowę.
Jego
najlepszy przyjaciel już nie żył.
W tej
chwili Nezumi uznał, że stracił już wszystko.
------------------------------------------------
Może
teraz chcecie mnie zabić, a może nie, ale szczerze to mnie teraz to nie
interesuje XD Musiałam się jakoś wyładować, co nie? No i jakoś złapałam Wenę na
takiego smutasa. I tak jakoś wyszło ^^”
Kyuu:
Następnym razem napisz coś optymistycznego -.-”
I ty
Brutusie?
Kyuu:
Tak.
Ech -.-”
Pozdrawiamy!
Darka3363
i Wesoła Drużyna Pierścienia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz