Powiedzmy wszyscy hello!
WDP: Hello.
No zero życia w was, po prostu zero -.-”
Yoh: Oj tam, odpuść. Zimno jest, a śniegu nie ma, to jakie
ma być w nas życie?
…Coś w tym jest. But anyway! Zapraszam do czytania!
--------------------------------------------
Kanda
był święcie oburzony.
Czyli nic
nowego dla kogokolwiek, kto go zna.
Z
jakiegoś niezrozumiałego dla niego powodu obudził się w środku nocy. Gdyby czuł
się jeszcze wyspany, to jakoś by przeżył i po prostu poszedłby potrenować.
No ale
nie był wyspany. Co go niemalże doprowadzało do białej gorączki.
Czemu
do diabła obudził się o takiej porze?!
Ubrał
się i wziął ze sobą Mugena, bo Kanda przeczuwał, że i tak już nie zaśnie.
-
Irytujące – mruknął do siebie i wyszedł z pokoju.
Przechadzał
się po pustych korytarzach Czarnego Zakonu, rozkoszując się wszechobecną ciszą.
Rzadko kiedy była okazja, żeby Kanda mógł być naprawdę sam. Do swojego pokoju
przychodził dopiero wtedy, gdy miał iść spać, a resztę czasu spędzał albo
trenując, albo wykonując misje.
Właśnie
miał schodzić na dół, kiedy usłyszał jakiś szept.
Szept?
Nie był
pewien. Ale wiedział, że musi być to gdzieś niedaleko. Pewnie na ostatnim
piętrze.
Zamiast
zejść na dół, zaczął po cichu wspinać się po schodach. Napiął mięśnie, był w
każdej chwili przygotowany do konfrontacji.
Late at night I could
hear the crying
I hear it all trying to fall asleep,
When all the love around you is dying…
I hear it all trying to fall asleep,
When all the love around you is dying…
~*~
Późną nocą
mogę usłyszeć płacz
Słyszę go usiłując zasnąć,
Kiedy dookoła wszelka umiera miłość...
Słyszę go usiłując zasnąć,
Kiedy dookoła wszelka umiera miłość...
Kanda
miał wrażenie, że słyszy Anioła. Delikatny, cichy śpiew przenikał do jego
serca. Głos delikatny, a jednocześnie silny, niepewny i pewny jednocześnie.
Zmarszczył
brwi.
Miał
wrażenie, że zna ten głos…
Najciszej
jak tylko potrafił stawiał kroki na najwyższym piętrze.
Nie
można było tego miejsca nazwać strychem, nie do końca przynajmniej. Nie było
tutaj żadnych kartonów czy papierów.
W
zasadzie było tu tylko kilka mebli zakrytych białymi prześcieradłami – teraz
raczej już szarymi od kurzu.
Śpiew
się nasilił.
…A fallen angel in
the dark
Never thought you'd fall so far
Fallen angel, close your eyes
I won't let you fall tonight
Fallen angel
Never thought you'd fall so far
Fallen angel, close your eyes
I won't let you fall tonight
Fallen angel
~*~
...Upadłego
anioła pośród ciemności
Nigdy nie myślałem, że upadniesz tak nisko
Upadły aniele zamknij swe oczy
Dziś nie pozwolę ci upaść
Upadły anioł
Nigdy nie myślałem, że upadniesz tak nisko
Upadły aniele zamknij swe oczy
Dziś nie pozwolę ci upaść
Upadły anioł
Kanda
zaczął czuć rozdrażnienie. Że też musiał
wpaść akurat na Kiełka Fasoli…
Nie
widział go, jednak wiedział już doskonale, że to on. W takim razie powinien
zarządzić taktyczny odwrót. Tyle że…
Nie
mógł się ruszyć z miejsca. Nie wiedział czemu, jednak nie miał najmniejszej
chęci zawrócić. Co było dla niego przynajmniej wkurzające.
Nie
widząc już innego wyjścia, podszedł do mebli i spojrzał przez szpary.
Allen
siedział na parapecie dużego okna, przez które widać było ogromny księżyc w
pełni. Z jego ust wydobywał się dym.
Z ust?
Kanda niemal natychmiast się poprawił, ze zdziwieniem stwierdzając, że Walker
miał w ustach papierosa.
,,No
tak, przecież Cross musiał mieć na niego jakiś wpływ, jeżeli chodzi o nałogi…”
– pomyślał Kanda, przysłuchując się głosowi Allena.
How do you stay so
strong?
How did you hide it all for so long?
How can I take the pain away?
How can I save...
How did you hide it all for so long?
How can I take the pain away?
How can I save...
~*~
Skąd w Tobie
tyle siły?
Jak zdołałeś tak długo skrywać to wszystko?
Jak mogę uśmierzyć ból?
Jak mogę ocalić....
Jak zdołałeś tak długo skrywać to wszystko?
Jak mogę uśmierzyć ból?
Jak mogę ocalić....
-----------------------------------------------------
Allen
powinien już wychodzić. Położyć się spać. I wyspać się na misję.
Jednak
nie mógł. To było dla niego dziwne. Zazwyczaj zasypiał bardzo łatwo, niemal
natychmiast po zetknięciu się głowy z poduszką.
Nie
rozumiał tego.
Siedział
tutaj już od kilku godzin, mając złe przeczucia.
Śpiewał
po cichutku, po jakoś nie miał najmniejszej ochoty siedzieć w zupełnej ciszy.
Nie
licząc Timcanpy’ego, siedzącego na jego ramieniu, był tutaj zupełnie sam.
Z
lekkim rozdrażnieniem stwierdził, że repertuar powoli mu się już kończył. A na
sen nie miał najmniejszej ochoty.
Siedział
na parapecie, wypalając trzeciego już papierosa.
To nie
było typowe uzależnienie. Palił wtedy, gdy miał już naprawdę złe przeczucia.
A te
aktualne miał złe, bardzo złe.
Coś nie
powiedzie się na misji. Czuł to bardzo, bardzo mocno, kiedy tylko obudził się w
pokoju, cały spocony po koszmarze. Do teraz to uczucie panicznego niepokoju nie
chciało go opuścić.
…A fallen angel in
the dark
Never thought you'd fall so far
Fallen angel, close your eyes
I won't let you fall tonight
Fallen angel
Never thought you'd fall so far
Fallen angel, close your eyes
I won't let you fall tonight
Fallen angel
~*~
...Upadłego
anioła pośród ciemności
Nigdy nie myślałem, że upadniesz tak nisko
Upadły aniele zamknij swe oczy
Dziś nie pozwolę ci upaść
Upadły anioł
Nigdy nie myślałem, że upadniesz tak nisko
Upadły aniele zamknij swe oczy
Dziś nie pozwolę ci upaść
Upadły anioł
Śpiewał
cicho, cichuteńko. No, przynajmniej na tyle, żeby nikt go nie usłyszał. Tak mu
się wydawało.
Skończył
śpiewać, po czym wypuścił dym z ust. Zgniótł papierosa w popielniczce i
zapalił kolejnego.
Powoli
nikotyna zaczęła ukajać jego zszargane nerwy, jednak w dalszym ciągu był
niespokojny.
To tego
doszło do niego uczucie, że ktoś się na niego patrzy…
Jednak
nie odwrócił się. Wiedział, że i tak nie zobaczy podglądacza przez meble, a
specjalnie ustawił je tak, żeby nikt nie mógł przez nie przejść bez przesuwania
ich. Chciał być w miarę odizolowany, a przy tym nie być w swoim pokoju. A
najwyższe piętro Zakonu wydawało się być idealnym miejscem.
Pogłaskał
Tima, bezwiednie dotykając kolczyka w uchu. Zaczął się nim delikatnie bawić.
Zastanawiał
się, jak długo jeszcze będzie musiał utrzymywać swój oficjalny wizerunek.
Lubił
się uśmiechać.
Lubił
się śmiać.
Lubił
wywoływać u innych uśmiech i śmiech.
To
wszystko prawda.
Jednak
nie był wcale aż tak miły, jak każdemu się wydawało. Przynajmniej nie w takim
wymiarze, w jakim ludzie już zdążyli się przyzwyczaić.
Powoli
pokazywał, ze potrafi być złośliwy czy cyniczny. Że nie jest chodzącym ideałem
człowieka, że też miał wady.
A
jednak nadal nie miał wystarczająco dużo odwagi, żeby zapalić papierosa przy
przyjaciołach. Może kiedyś… Kiedy będzie pewny, że nie uduszą go za to przy
pierwszej lepszej okazji.
Tak, to
brzmiało już jak plan. No dobra, jak jego zalążki, ale jednak miał już pewien
konkret.
-----------------------------------------------------
Kanda
przyglądał się Allenowi jeszcze przez chwilkę, kiedy skończył piosenkę. Nic tu
po nim.
Już
miał się zbierać, widząc mimochodem, że Allen zapala kolejnego papierosa, kiedy
Kiełek nagle zaczął chichotać.
Kanda
stwierdził, że przypomniał sobie coś zabawnego, jednak po chwili wychwycił, że
ten chichot w żadnym wypadku nie brzmiał uroczo – pomyślał w ten sposób tylko i
wyłącznie dlatego, że nie znalazł innego odpowiedniego słowa.
In the daylight,
I’m your sweetheart,
You’re goody-two-shoes prude is a work of art.
But you don’t know me,
And soon you won’t forget,
Bad as can be, yeah you know I’m not so innocent
I’m your sweetheart,
You’re goody-two-shoes prude is a work of art.
But you don’t know me,
And soon you won’t forget,
Bad as can be, yeah you know I’m not so innocent
~*~
W świetle
dziennym
Jestem twoim kochaniem
Twoja wirtuozja jest sztuką,
Ale nie znasz mnie
I wkrótce nie zapomnisz
Jak zła mogę być, tak, wiesz, że nie jestem taka niewinna
Jestem twoim kochaniem
Twoja wirtuozja jest sztuką,
Ale nie znasz mnie
I wkrótce nie zapomnisz
Jak zła mogę być, tak, wiesz, że nie jestem taka niewinna
Cóż, to
zachowanie Allena zaczęło być co najmniej niepokojące. Miał zdecydowanie za
szeroki uśmiech, oczy były rozszerzone niemal do granic. Wyglądał jak rasowy
psychopata.
Cóż, a
co go to obchodziło w zasadzie? Kanda nie miał też komu o tym mówić. Noah? Samo
w sobie to było głupie. Nie powie tym bardziej Zakonowi. W końcu nienawiść do
niego była w Kandzie większa niż nienawiść do Akum i Milenijnego.
Poza
tym Allena też nie lubił. Przeklęty chłopak, pełen idealizmu… Kanda aż się
wzdrygnął. Nie cierpiał go.
Welcome to the
nightmare in my head,
(Oh god!)
Say hello to something scary,
The monster in your bed,
(Oh god!)
Just give in and you won’t be sorry,
Welcome to my other side,
Hello it’s Mz. Hyde!
(Oh god!)
Say hello to something scary,
The monster in your bed,
(Oh god!)
Just give in and you won’t be sorry,
Welcome to my other side,
Hello it’s Mz. Hyde!
~*~
Witaj w
koszmarze w mojej głowie
(O Boże!)
Przywitaj się z czymś strasznym
Potworem w twoim łóżku
(O Boże!)
Tylko się poddaj i nie będziesz żałować
Witaj po mojej drugiej stronie
Hej, tu pani Hyde!
(O Boże!)
Przywitaj się z czymś strasznym
Potworem w twoim łóżku
(O Boże!)
Tylko się poddaj i nie będziesz żałować
Witaj po mojej drugiej stronie
Hej, tu pani Hyde!
Ale
całkowicie niepokojący był fakt, że Allen zaczął rzucać nożami w meble, a potem
otworzył okno na oździerz, stanął na parapecie, niebezpiecznie mocno wychylił
się za okno, trzymając się jedynie ścian.
Nie
lubił Kiełka. Ale to nie znaczy od razu, że pozwoli mu spaść. Jeszcze go
posądzą o morderstwo z premedytacją.
Ale z
drugiej strony Tim kręcił się dookoła niego. A w zasadzie to teraz siedział na
środku podłogi i obserwował Allena. Ten golem chyba nie pozwoliłby, żeby temu
durniowi coś się stało, prawda?
Tylko
że co zwykły golem mógłby zrobić?
Jednak
po dłuższym zastanowieniu Kanda musiał niechętnie przyznać, że jeżeli
ktokolwiek miałby przeżyć skok z tej wysokości, byłby to Allen, choćby dlatego,
że jego balans ciała był co najmniej niesamowity.
Kanda
słyszał, że Walker sporą część swojego życia spędzał w cyrku, doskonaląc
rzemiosło klaunów.
Musiał
przyznać, że bycie klaunem Allenowi wychodzi nawet bez tych sztuczek.
- Tim.
Kanda
nawet nie zauważył, kiedy Moyashi skończył śpiewać.
Cholera.
Powinien
być czujniejszy.
- Ja to
jednak jestem szalony, co? – Allen pogłaskał swojego golema. – I na cholerę ja
to wszystko robię? Narażanie życia… Ten, kto wymyślił coś takiego powinien być
zgładzony w tej chwili.
Kanda,
choć o tym nie wiedział, w głębi przyznawał rację Allenowi.
- Co za
ponury absurd… Aż ma się ochotę tak… Zabić każdego z osobna i wszystkich razem,
wysadzić w powietrze każdego Noah, każdą Akumę, każdego Egzorcystę… Czyż nie,
Tim~can~py? – zapytał melodyjnym głosem.
Kanda
zmarszczył brwi.
,,Co
jest, do cholery? Moyashi tak się nie zachowuje.” – pomyślał.
- Say hello to something scary!
,,Pieprzyć
to, nie mam zamiaru siedzieć tutaj dłużej niż to konieczne.” – postanowił i
najciszej, jak tylko potrafił wyszedł z pomieszczenia.
Jednak
sumiennie sobie postanowił, że zacznie uważniej przyglądać się Allenowi. Takie
zachowanie z pewnością nie jest normalne dla kogokolwiek, kto jest naiwny i
patrzy na świat wyidealizowanym obrazem.
Ale w
międzyczasie chyba poćwiczy rzucanie nożami. Nie ma mowy, żeby Kiełek miał w
tym przewagę od niego, gdyby wywiązała się pomiędzy nimi walka.
W końcu
Kanda nie miał zamiaru umrzeć w tak głupi sposób!
---------------------------------------------
Pierwsza piosenka: Three Days Grace – Fallen Angel
Druga piosenka: Halestorm – Mz. Hyde
Kolejna z moich notek piosenkowych. Tak jakoś mi przyszło do
głowy, żeby ją napisać po posłuchaniu pierwszej piosenki ^^”
Kyuu: Zamiast starać się napisać coś dłuższego…*kręci głową*
Co ja ci poradzę, że nawet kiedy mam wolne to nie mam ochoty
na nic? Ale dobre i tyle, czyż nie^^?
Hao: Chyba tak…
A w razie co to jeszcze siedzę na innym blogu. Chyba nie
dałam tutaj jeszcze kredytów, co nie?
WDP: Chyba nie.
No to zapraszam na bloga upadli-bogowie.blogspot.com
Jak mnie tutaj nie ma, to prawie na pewno siedzę właśnie
tam, a jak nie tam, to na Akademii Niezwykłości XD (ci-niezwykli.blogspot.com)
Ach, nie ma to jak spamować własnych czytelników do
zaglądania na inne blogi…
Pozdrawiamy!
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz