Darka: Ha! Ja wciąż żyję I pomysły mam! Już chcielibyście,
żebym sczezła, co? XD
Kyuu: Zaczytała się w Wiedźminie
to teraz słownictwo jej odwala >.>
Darka: Ja to przynajmniej jakieś hobby mam. Ale co tam.
TUTAJ WAŻNY POSTULAT BARDZO
Główne postaci w tym opowiadaniu mają po 18 lat, to jest
bliźniacy i przyjaciele. Ostrzegam na zaś.
A teraz miłego czytania!
Był już
tak znudzony tym brakiem zleceń przez ostatni tydzień, że aż zdążył zrobić całą
papierkową robotę w Organizacji(co nie zdarza się często), posprzątać swoje
biuro i wysłuchać całej swojej playlisty za jednym zamachem (co było samo w
sobie wyzwaniem, kiedy ma się ponad 100 piosenek w laptopie).
Nie
miał już kompletnie nic do roboty.
Był aż
tak zdesperowany, że pomyślał, że weźmie w końcu pójdzie na zakupy, które
odwlekał sukcesywnie od… Półtorej roku? Tak, będzie coś koło tego.
Tak to
jest, kiedy zazwyczaj to przyjaciółka robiła zakupy za ciebie, bo zawsze masz
coś ważniejszego do roboty.
Chwycił
w dłoń swoją kurtkę, sprawdził czy ma klucze i portfel, po czym wyszedł z
biura, witając się przy okazji z przelatującym obok duchem.
Shadow
odkąd pamiętał widział duchy. Musiał przyznać, że w jego profesji coś takiego
się przydawało jako siatka szpiegowska. Od duchów można było się dowiedzieć
niemalże wszystkiego, a nawet jeśli nie wiedziały nic na jakiś temat, zazwyczaj
w ciągu tygodnia wiedziały już o nim praktycznie wszystko.
Wyszedł
z budynku. Na dworze było całkiem ciepło jak na późną jesień, a dochodził do
tego fakt, że był wieczór.
-
Piękna wiosna tej jesieni – mruknął pod nosem, maszerując szybko przez Tokio.
Musiał
kupić kilka sztuk ubrań. Najlepiej takich, które nie krępowałyby jego ruchów. I
nowy zegarek. Ostatni zgubił, kiedy wisiał nad jakąś przepaścią i akurat się
złożyło, że pasek sam się rozpiął i zegarek spadł.
Shadow
przez to przez kilka dni był zły, gdyż uwielbiał ten zegarek. Dostał go na
urodziny od swojego najlepszego przyjaciela i partnera w branży.
Ale nie
miał zamiaru płakać nad rozlanym mlekiem, mimo wszystko. Zwłaszcza, że kolega
się nie gniewał, wiedząc, że wypadki w pracy się zdarzają.
Ach i
musi kupić mandarynki. Mnóstwo
mandarynek. Najlepiej tak ze dwadzieścia kilo, żeby mógł przeżyć chociaż
najbliższy tydzień.
Dzień
bez mandarynek to dzień stracony, takie było motto Shadowa.
Shadow był zadowolony.
Nie
kupił dwudziestu kilo mandarynek.
Kupił
ich pięćdziesiąt kilogramów, przez co jego humor uległ znacznej poprawie.
Może
poprosi Hime, żeby upiekła mu ciasto mandarynkowe? Za niego mógłby wybić całą
wioskę, a potem popełnić samobójstwo, byleby zjeść chociaż kawałek. Jej ciasto
mandarynkowe było genialne.
Jego
nowy zegarek wskazywał godzinę jedenastą w nocy. Coś się trochę zasiedział na
tych zakupach…
Ale
warto było. Dla mandarynek zawsze warto.
Shadow
był sam na ulicy. Można było aż usłyszeć ciszę, choć Shadow nie wiedział, jak
to jest w ogóle możliwe. I chyba nie chciał tego wiedzieć.
Wzruszył
ramionami.
Czy
ciszę było słychać czy nie, nic praktycznie nie mogło zepsuć mu dobrego humoru.
Nawet to, że pięćdziesiąt kilo mandarynek ciążyło mu niesamowicie. Ale to były
mandarynki, mógłby nawet targać ich sto kilogramów, jeżeli mieliby taki zapas w
sklepie, z wielką radością i wyszczerzem na twarzy.
Nagle
potknął się o coś.
Niemalże
mu wszystkie zakupy się wysypały, ale na szczęście Shadowa zawsze potrafił
wystarczająco szybko odzyskać równowagę, żeby nie upaść ani nie wypuścić
zakupów z rąk.
Spojrzał
za siebie.
Przewrócił
się prawie nie o coś, ale o kogoś.
Potknął
się o jakiegoś gościa z długimi włosami, ubranego w bodajże ponczo zrobionego z
prześcieradła, w spodniach koloru bordo oraz dziwnymi butami, dziwnie bardzo
przypominające mu klocki lego.
Czyżby
potknął się o pijanego cosplayera? Kto wie, być może.
Przez
chwilę Shadow zastanawiał się, czy ma mu w ogóle pomóc. Przez niego prawie
potłukł mandarynki. A mandarynki to świętość, nie można ich od tak sobie rzucać
jak się chce.
No ale
z drugiej strony ten człowiek mógł potrzebować pomocy. A jakoś Shadow nigdy nie
lubił odmawiać pomocy innemu człowiekowi. Co go nieraz już mogło zgubić.
Mogło,
ale tak się nie stało. Hime uważała, że Shadow miał niesamowicie irytujące
szczęście do unikania śmierci w niemalże każdej jej postaci. Udało mu się
uniknąć spadku z pięćdziesięciu metrów, kiedy miał awarię spadochronu jego
partner pomógł mu dojść do ziemi w całości, udało mu się nawet przetrwać po
zjedzeniu ramenu z dodatkiem cyjanku, bo przyjaciele wystarczająco szybko
zareagowali, przez co przeżył.
Może i
według Hime szczęście Shadowa było irytujące, ale on był z tego faktu
niezmiernie zadowolony. Dzięki temu wciąż mógł jeść mandarynki w
zastraszających ilościach, a nie wiedział, czy po drugiej stronie mandarynki w
ogóle istniały.
Wzdychając
głośno, przeklinając swoje miękkie serce, spróbował obudzić cosplayera.
- Halo,
proszę pana, słyszy mnie pan? – Shadow potrząsnął jego ramieniem, tak jak
uczono go podczas kursu pierwszej pomocy.
Cosplayer
się obudził. Tyle dobrego, jak uznał Shadow.
- Czy
dobrze się pan czuje? – Zapytał.
Shadow
musiał przyznać, że ten nieznajomy wyglądał niesamowicie podobnie do niego.
Niemalże jakby był jego bliźniakiem. Kolor włosów, rysy twarzy, kolor oczu –
wszystko podobne.
Cosplayer
jęknął.
- Gdzie
ja jestem…?
- W
Tokio.
Nieznajomy
zmarszczył brwi. Chyba coś mu nie pasowało.
- Kim
jesteś? I kim ja jestem…? – zapytał już niepewnie.
No
cudownie, jeszcze ten cosplayer miał amnezję. Zaklął. Shadow już zupełnie nie
potrafiłby zostawić go na środku ulicy.
- Więc
chcesz mi powiedzieć, że znowu
przygarnąłeś kogoś, bo twoje miękkie serce inaczej by nie mogło? Czy ty chcesz
w końcu kopnąć w kalendarz? – Hime nie była zbyt zadowolona z tego, że Shadow
kogoś przygarnął. Znowu.
- Hime,
nie marudź. Gdyby nie dobre serce tej staruszki, która się mną opiekowała,
kiedy wylądowałem na ulicy, to już dawno mnie tu nie było. I nie mam zamiaru
kogokolwiek w takiej sytuacji zostawiać.
Hime
westchnęła, kiwając głową. Wiedziała o tym bardzo dobrze, co jednak nie
powstrzymywało jej od martwienia się o Shadowa. Był w końcu jej bardzo dobrym
przyjacielem.
Nagle
usłyszeli, że ktoś wchodził po schodach, klnąc na kogoś niemiłosiernie:
- A
żeby cię zaraza pochłonęła! A żeby cię stado napalonych facetów wychędożyło,
zjadło, wysrało i rzuciło na pożarcie tak głodnym krokodylom, że nie będą miały
wyjścia i zeżrą twoje strawione szczątki! – Shadow i Hime oczywiście wiedzieli,
kto to jest. Taki arsenał ciekawych wyzwisk miała tylko jedna osoba.
Chłopaka
nazywali Angel, gdyż złote włosy, cudownie zielone oczy i śliczna twarz
przypominała anioła.
Dzięki
której, swoją drogą, mógł wyprosić wszystko, o ile użyje swojej wypracowanej
przez lata niewinnej minki.
Gorzej,
że zasób słownictwa i ciężki charakter bardziej kojarzył się z demonem, niż z
aniołem.
I
właśnie ten anioł wszedł do pokoju Shadowa, rzucił komórkę na ścianę, klnąc na
czym świat stoi, pocałował Hime w policzek na przywitanie, poklepał drugiego
chłopaka po ramieniu i usiadł ciężko na fotelu.
A potem
zaczął obierać mandarynkę, którą wziął, a która leżała na stoliku, mając przy
tym naburmuszoną minę.
- Co
się tym razem stało?
- Jakiś
cham próbował sprzedać mi pralkę za kosmiczną cenę. Wydzwaniał do mnie już
piąty raz w ciągu dnia, to się wkurzyłem – odpowiedział, biorąc pierwszą
cząstkę do buzi. – Nie macie czekolady, prawda?
-
Niestety nie.
-
Cholera.
- Ale
ciasto zaraz będzie gotowe. Yoh poprosił, żeby je upiec.
Angel
zaraz przybrał rozanieloną minę, kiedy myślał o cieście Hime.
-
Ciasto…Ło ku*wa!
Angel z
wielkimi oczami spojrzał na człowieka, który wyglądał dokładnie tak samo jak jego
kumpel.
- O
kurka wodna… Kropka w kropkę taki sam! – Angel obszedł bliźniaka Yoh dookoła,
pomacał po twarzy, nie zwracając uwagi na wściekłe spojrzenie długowłosego, po
czym przystawił Shadowa tuż obok niego i zaczął się zastanawiać.
- Gdyby
nie długość włosów to normalnie bym was ze sobą pomylił. Chociaż… – przechylił
głowę na bok. – Nie, jednak mi się wydawało, nie poznałbym was, pomylił ze
czterdzieści razy, a potem byście się na mnie obrazili na śmierć i życie.
-
Dobra, dobra, przestań już zagadywać biedaka. Pewnie głodny jest. Rany, jesteś
nawet tak samo chudy jak Yoh, o matko jedyna… – pomarudziła Hime i poszła do
kuchni, po chwili wracając z talerzem pełnym kanapek.
Chłopak
ostrożnie wziął jedną kanapkę i zaczął jeść.
- Nadal
nic nie pamiętasz?
Pokręcił
głową. Nic nie pamiętał.
- No
pięknie. Ale jakoś nazywać cię przecież musimy.
-
Firestorm! – Wykrzyknął Angel.
- A
dlaczego akurat tak? – zapytał Shadow po chwili ciszy.
- No
popatrz na te jego ślepia po prostu. Normalnie jakby był w nich wirujący ogień
– odpowiedział, a Yoh przyjrzał się dokładniej oczom nieznajomego.
Faktycznie,
był w nich jakiś dziwny blask.
Westchnął.
Może
być i to przezwisko, a Angel był najlepszy w ocenianiu ludzi na pierwszy rzut
oka. A może nie tyle w ich ocenie, co w rozpoznawaniu czegoś w stylu… Aury,
jaka ludzi otaczała, dzięki czemu łatwiej było mu odgadnąć charakter człowieka.
- Ale
niech on się zgodzi, w końcu to ma być jego przezwisko.
Spojrzeli
się na chłopaka, który powoli pokiwał głową. Zasadniczo jakoś mu to przezwisko
za bardzo nie przeszkadzało, zwłaszcza, że nie było ono takie złe.
Shadow
po raz pierwszy od początku rozmowy uśmiechnął się promiennie.
- No to
witaj na pokładzie, Firestorm.
Obrzeża Tokio
- Hao-sama!
-
HAO-SAMA!
-
Zang-Ching, musisz tak wrzeszczeć, kretynie?!
- Czego
ty ode mnie chcesz, do cholery?! W razie co Hao-sama lepiej usłyszy, jakby był
daleko!
- Ale
Hao-sama na głuchotę nie cierpi, nie sądzisz? – Powiedziała retorycznie
członkini Hana-gumi.
A
gdzieś w oddali na kamieniu siedziała Opacho. Szukała ona Hao używając swoich
zdolności do podróżowania poza ciałem i raczej nie podobało jej się to, że nie
mogła znaleźć mistrza Hao nigdzie w pobliżu.
Nie
podobało jej się też, że nie mogła go nigdzie wyczuć. Nigdzie w pobliżu
przynajmniej.
Może
mistrz Hao był gdzieś w mieście?
Opacho
nie wiedziała, ale wiedziała, że jest za daleko, żeby to sprawdzić.
Nie
miała już siły na przeszukiwanie miasta, musi trochę odpocząć, najlepiej
przespać się po obfitym posiłku. W końcu Opacho wciąż rosła!
Murzynka
wróciła do swojego ciała, wstała z kamienia i pocierając pięścią oko, podeszła
do Zang-Chinga.
-
Zang-Ching, możesz zrobić mi kanapkę?
Mężczyzna
natychmiast zaprzestał wołania mistrza Hao, wziął dziewczynkę na ręce i
podszedł do namiotu, który pełnił rolę kuchni polowej.
- Jasne
mała, pewnie jesteś zmęczona? Znalazłaś mistrza?
Pokręciła
przecząco głową.
- Nie
martw się, Opacho, prędzej czy później go znajdziemy albo sam wróci. On zawsze
wraca.
Darka: Na razie wam starczy XD Oczywiście będzie następna
część, nie martwcie się XD Początek mam nawet już w głowie.
Hao: Innymi słowy: pomysł ma, ale nie przelany w Worda.
Darka: Cicho siedź, ty zdrajco >.>
Już tydzień ferii mi minął… Tak, dobrze czujecie, mam
pierwszy termin ferii XD Rozleniwiłam się bardzo. Ale piszę. Wciąż piszę. I
dołączyłam do Argo Magic School, gdzie mam lekcje rodem z Hogwartu XD
Ren: Darka-san, czas kończyć, musisz skończyć ogarnianie
bloga.
Darka: Wiem… Na TYM blogu już niedługo pojawi się pierwsza
notka z HP, więc bądźcie czujni XD
Pozdrawiamy!
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia
EDIT: Zmieniłam ilość piosenek na laptopie z 1000 na sto, bo inaczej wyszłoby, że Yoh spędził nieco ponad dwa dni na słuchanie całej playlisty za jednym zamachem, a uwierzcie mi, nawet najwięksi audiofile nie daliby rady przez tak długi okres czasu słuchać muzyki non stop. Prosta matematyka: tysiąc trzeba pomnożyć przez trzy (zakładamy, że piosenki trwają trzy minuty) i dzielimy przez sześćdziesiąt (liczbę minut w godzinie) i wyszło, że przez 50 godzin Yoh słuchał muzyki. A jak playlista ma tylko 100 piosenek to wysłuchanie jej zajmuje 5 godzin, co jest już do zrobienia.
I nie zapominajmy, że ta playlista jest tylko na laptopie, nie wspominałam, że Yoh ma MP3 XD
EDIT: Zmieniłam ilość piosenek na laptopie z 1000 na sto, bo inaczej wyszłoby, że Yoh spędził nieco ponad dwa dni na słuchanie całej playlisty za jednym zamachem, a uwierzcie mi, nawet najwięksi audiofile nie daliby rady przez tak długi okres czasu słuchać muzyki non stop. Prosta matematyka: tysiąc trzeba pomnożyć przez trzy (zakładamy, że piosenki trwają trzy minuty) i dzielimy przez sześćdziesiąt (liczbę minut w godzinie) i wyszło, że przez 50 godzin Yoh słuchał muzyki. A jak playlista ma tylko 100 piosenek to wysłuchanie jej zajmuje 5 godzin, co jest już do zrobienia.
I nie zapominajmy, że ta playlista jest tylko na laptopie, nie wspominałam, że Yoh ma MP3 XD