piątek, 4 grudnia 2015

Shaman King, cz.6 – Z grawitacją tym razem nie wygrasz.

Darka: Cześć wam!
                Ren: Powracamy w wielkim stylu…
                Yoh: Aby podzielić się z wami…
                Tsuna: Ostatnią częścią SK!
                Darka: Za to, że musieliście tyle czekać, ta część ma nieco ponad dwanaście stron w Wordzie. Ciesz się, ludu wybrany XD
                Hao: A teraz nie przedłużając – zapraszamy do czytania!
                ------------------------------------------
                Kiedy Hao wrócił ze spotkania z iście marsową miną, od razu usiadł na tronie ze skrzyżowanymi rękoma na torsie i zarzuconymi jedna noga na drugą. W tej chwili próbował się uspokoić po burzliwym spotkaniu, ale złość nie chciała nawet trochę zelżeć.
                Mugen widząc tę sytuację, postanowiła zapytać się delikatnie, jak bardzo źle poszło:
                - No to kiedy mamy się szykować na Apokalipsę? – tak, mistrzyni delikatności.
                - Nie będzie Apokalipsy. – burknął. –  Ale oni są psychiczni! A ja myślałem, że Marco to to nikt nie przebije! – wrzasnął w odpowiedzi. – A do tego ich kłótnie, Boże Święty… - złapał się za głowę.
                - Masz to szczęście w takim razie, że już więcej się z nimi nie spotkasz.
                - Masz rację. A tak w ogóle, to gdzie jest Yoh?
                Mugen uśmiechnęła się tajemniczo i już wiedział, że coś jest nie tak. A przynajmniej nie tak, jak być powinno.
                Yoh często wybywał z Sanktuarium włócząc się po świecie, penetrując go w poszukiwaniu informacji a także zachowując kontakt z Atlantydą. Według Króla Duchów, jeżeliby tego nie robił, to Wszechświat, kolokwialnie mówiąc, rypnąłby w posadzkach.
                To jest również jedna z niewielkiego zbioru zasad, które Cienie przestrzegały bez słowa protestu. Każdy Cień miał tę cechę – miłość do podróżowania.
                Do tego zabawnie było odwiedzać Atlantydę, podczas gdy wielcy tego świata wciąż szukają jej w złym miejscu.
                - On wciąż tutaj jest – powiedziała cicho Cień.
                I nagle głowa jego brata pojawiła się tuż przed Hao odwrócona do góry nogami. Szczerzył się jak zawsze, ale Hao przez to odruchowo prawie podpalił brata.
                - Musisz tak straszyć?! Jestem teraz nadwyrężony psychicznie, prawie cię podpaliłem!
                - Oj, nie gniewaj się, to część treningu – spojrzał na niego z miną niesłusznie zbitego psa.
                - Jak mam się nie gniewać, skoro omal cię nie podałem na grill… Jakiego treningu?
                - Nadrabiamy jego braki w nauce. Każdy Cień przechodzi trening, ale że Keiko powstrzymała go przed dostaniem kulką w łeb te kilkanaście lat temu to teraz musi przechodzić przyspieszony podstawowy trening Cieni.
                - To dlatego tak często znikasz…
                - Acham. Mam nieco napięty harmonogram, choć i tak posiadam wystarczająco dużo czasu, żeby grać z tobą w karty – wyszczerzył się w odpowiedzi.
                W tym momencie postanowił wejść Hikaru. Nadal był rozczochrany, a ubrania miał pomiętolone i pozostały wory pod oczami, ale przynajmniej wyglądał znośnie i jego cera nie była aż tak blada. Co nie oznacza, że nie wyglądał źle. Nadal tak było, ale jednak już trochę lepiej.
                W tej chwili jego twarz była uosobieniem chwilowej amnezji typu: ,,Co ja tu w ogóle robię?”
                - Cześć, Hikaru-sama.
                - To twój rekord, bracie, przespałeś pięć dni.
                - Czemu dodałaś środek nasenny do kawy? – zapytał spokojnie tylko dlatego, że nadal był nieogarnięty.
                - Dajże spokój, tak się martwiłeś że załapałeś się do kryterium pod tytułem: bezsenność. Potrzebujesz odpoczynku, nawet jeśli masz swoją duchową formę – machnęła na to ręką, jakby nic złego nie zrobiła. W pewnym sensie tak było, w końcu troszczyła się o swojego brata, ale żeby od razu środki nasenne dawać? Nie lepiej było zamknąć go w pokoju pozbawionym klamek, kawy, napojów energetycznych, mający w środku jedynie łóżko, tygodniowy zapas jedzenia a do popicia mleko i wodę?
                Chyba jednak środki nasenne były bardziej humanitarne.
                Hikaru usiadł na szczycie oparcia tronu i nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na Hao. Zmarszczył brwi widząc, że ewidentnie coś mu nie pasuje.
                - Hao? Czemu ubrałeś się tak, a nie inaczej?
                - Miałem spotkanie mediacyjne między psychopatami – odpowiedział na tyle spokojnie, na ile mógł się aktualnie zdobyć. A ciężko było, oj ciężko…
                - Spotkanie z psychopatami… X-Laws?
                - O dziwo nie.
                - Grupa Yoh?
                - Hikaru-sama! Moi przyjaciele nie są psychopatami!
                - Dawni Królowie? – ciągnął, widząc kręcącego głową Hao i nie zwracając uwagi na krzyk Yoh.
                - Pudło.
                Pierwszy podrapał się w potylicę i wysilił szare komórki, które nie były używane w celu myślenia przez ostatnie pięć dni. X-Laws nie, grupa Yoh nie, Królowie też nie… Została mu już tylko jedna opcja.
                - Jak idą przygotowania na Apokalipsę?
                - No wiecie co?! Tak nie wierzyć w moje możliwości polityczne! – wkurzył się trochę Hao.
                - Hao, nie denerwuj się, zazwyczaj przecież denerwujące jednostki paliłeś, dlatego nie bardzo ludzie wierzą, że powstrzymasz Apokalipsę, a wręcz ją przyspieszysz – odpowiedział Yoh, siadając na podłokietniku.
                - A więc nie ma Apokalipsy? No to dobrze – rozciągnął się, przypadkiem kopiąc Hao w głowę. – Sorki.
                Hao mruknął coś pod nosem na takie przeprosiny, jednak nikt tego nie usłyszał. Chyba nawet lepiej, bo jeszcze Yoh walnął by go w głowę za słownictwo.
                -----------------------------------------
                Minął dość spokojny miesiąc. Keiko kilkukrotnie zdążyła już odwiedzić swoich synów i raczyć im przypomnieć, że coraz większymi krokami zbliża się dzień narodzin ich siostry – został tylko miesiąc. Yoh za każdym razem niemal dostawał ataków serca, zwłaszcza, kiedy matka zapowiadała, że będzie często wpadać razem z Kirami – bo tak właśnie będzie się nazywała nowa dziedziczka rodu Asakurów.
                Oczywiście z odwiedzinami wpadali także Jeannie oraz Shiki. Hao na oczy nie widział jeszcze bardziej zakochanej w sobie pary, choć Yoh próbował polemizować z tym stwierdzeniem. Uznawał, że są zakochani w sobie w równym stopniu, co Faust i Eliza, co samo w sobie było wyczynem godnym zapisania w Księdze Guinnessa.
                Swoją drogą, dlaczego Faust i Eliza jeszcze się w niej nie znaleźli? Być tak w siebie zapatrzonym tyle lat po ślubie… Nie mówiąc, że panna młoda w zasadzie nie żyje… Albo może lepiej niech nie będą tam wpisywani bo jeszcze ktoś się zorientuje, że jest coś jednak nie tak.
                Jeżeli chodzi o X-Laws, to stali się oni podejrzanie spokojni. Śmierć oczywiście przekazywali informacje o ich ćwiczeniach, ale były to głównie treningi fizyczne. No i oczywiście nadal ,,werbowali” ludność szamańską, co może niekoniecznie jej to się podobało.
                Oczywiście oni sami nie próżnowali. Anna i Ren przygotowali ogromne pole obronne – jak miny dymne (przeciwpiechotne zostały odłożone do specjalnego składziku Anny na tak zwane ,,ciężkie czasy”) połączy się z armatkami wodnymi (Ren chciał, żeby to były prawdziwe armaty z kulami, ale Yoh się nie zgodził, ponieważ, jak uznał, kalek już jest wystarczająco dużo na świecie) oraz rozżarzonymi niemal do czerwoności węglami wokół Sanktuarium (tutaj Yoh już nie miał nic do gadania – wszak istnieją ludzie, którzy po czymś takim przejść potrafią), to wychodzi całkiem ciekawy efekt porównywalny do chodzenia podczas ulewy na dziwnie gorącym podłożu we mgle.
                No ale przecież jakoś bronić się muszą, prawda?
                Do tego Jeannie razem z Kino obłożyły miejsce wieloma barierami ochronnymi. Wiadomo – żeby jednak linia obronna Rena i Anny nie weszła za szybko w życie. Może jeszcze się uda przekonać X-Laws, że ta wojna to jednak głupi pomysł?
                Hao tutaj nie miał żadnych wątpliwości, mówiąc: ,,Prędzej abdykuję, niż Marco pomyśli o czymś takim”.
                I trzeba powiedzieć, że Yoh z tym konkretnym zdaniem się zgadzał wyjątkowo żarliwie.
                Tak samo jak grupa Yoh, Drużyna Gwiazdy, Dawni Królowie, Asakurowie, Cienie, a nawet sam Król Duchów.
                Ale Jeannie i tak swojego zdania nie zmieni.
                ------------------------------------------------
                Tron zachwiał się w posadzkach, kiedy tylko X-Laws postanowili zaatakować.
                A w zasadzie to wpaść w pierwszą linię obrony.
                Dowództwo wysłało oddział piechoty, próbując przepuścić szybki szturm, a skoro się to nie udało, to teraz atakowali wszyscy za pomocą duchów.
                Cóż, w zasadzie to oprócz tego małego dodatku wszystko było jak należy.
                Hao siedział na aktualnie chwiejącym się tronie, starając się nie stracić równowagi, Yoh ćwiczył z Mugen doprowadzanie Hao do coraz to nowych faz przeżywania zawału serca na kilka sposobów, Hikaru namiętnie pił kawę, Anna uspokajała Rena, Choco i Trey’a zbiorem ćwiczeń numer 09, a żeńska część grupy piła herbatę i wymieniała się plotkami, Ryu jak zawsze zachwalał mądrość swojego protegowanego, a Shiki rozmawiał z Śmiercią na temat najgorszych sposobów umierania, Król Duchów się lenił…
                Wszystko jak należy.
                ------------------------------------------------
                Kolejny dzień nawalanki X-Laws.
                Ósmy z kolei, trzeba dodać.
                Przebijali coraz więcej barier.
                Jak zwykle im się nie udaje tego dokonać ostatecznie.
                A co na to nasz grupa?
                Nic a nic. Jak zwykle robili to, co zawsze.
                - A mogłaby tak ich jakaś ogromna burza zaskoczyć. Ale taka porządna, deszcz żeby lał jak z cebra podczas burzy tropikalnej – wymamrotał Yoh, zdenerwowany już nieco nieustającym hałasem.
                Zresztą, nie tylko młodszego Asakurę denerwował ten stan rzeczy.
                Anna też najchętniej wysłałaby X-Laws do domu, ale niestety! Marco nie posiada instynktu samozachowawczego, ale za to otacza się oddziałem stu zbrojnych – nawet ta drobna blondynka nie dałaby rady przebić się przez nich za jednym zamachem.
                A przynajmniej jej się aktualnie tego robić nie chciało.
                Pierwszy zmarszczył brwi, intensywnie się nad czymś zastanawiając, po czym niemal dało radę dostrzec świecącą się żarówkę nad jego głową.
                - Yoh-kun! Jesteś genialny! – zawołał Hikaru, wybiegając z Sanktuarium.
                Yoh na to stwierdzenie spojrzał na brata z uniesioną brwią i powiedział:
                - Dla niego nie ma już żadnej nadziei. Oszalał przez ten hałas.
                - Nie przesadzaj, przecież głupi nie jesteś – zaśmiał się Hao.
                - Może i nie, ale od razu geniuszem? Mugen-sensei powinna w końcu go zapisać do dobrego psychiatry, bo jego mózg zaczyna ulegać autodestrukcji. A w zasadzie to gdzie on poleciał?
                - Odwiedzić Duchy Żywiołów – odpowiedział Król Duchów, który właśnie wszedł do pomieszczenia. – Wpadł na pewien pomysł. X-Laws będzie to kosztować sporo połamanych kończyn.
                - Chętnie popatrzę – mruknął Hao, za co dostał w potylicę od Yoh. – Ała! Za co?!
                - To było niegrzeczne. Licz się trochę bardziej z ludzkim cierpieniem.
                Długowłosy masował się po bolącej głowie, patrząc spode łba na swojego bliźniaka. Ten tylko uśmiechnął się niewinnie, na co Hao pokręcił głową ze zrezygnowaniem. To jest Yoh, jego tak łatwo nie ogarniesz.
                Zwłaszcza, kiedy jesteś jego bliźniakiem.
                - Nie powinieneś być taki miękki, w końcu to wrogowie – burknął Król.
                - Lecz nie wszyscy są nimi z własnej woli.
                - Niestety.
                Rozsiadł się wygodniej na tronie ze znudzeniem na twarzy. Owszem, w każdym czasie, w którym się urodził, miał grupę swoich przeciwników, ale żadna z nich nie była choćby w połowie tak bardzo porywcza i uparta jak X-Laws. Byli również od nich bardziej cywilizowani, etyczni i, co trzeba podkreślić, humanitarni w swoich dążeniach do wyeliminowania go. I właśnie za to ich szanował.
                A Wyrzutki nie dość, że non stop na jego oczach robią z siebie głupców, to jeszcze nie byli honorowi, nieważne, co próbowali wszystkim wmówić.
                Nagle poczuł gwałtowną i silną potrzebę podpalenia czegoś.
                ------------------------------------------------
                Następny dzień…
                Kiedy w końcu temperament Hao postanowił się uspokoić po miesiącach aktywności, Ognisty Szaman zauważył pewną zasadę.
                X-Laws i ich grupa terrorystyczna zawsze na sam początek wysyła szamanów, którzy zajmowali się szukaniem pułapek i tego typu rzeczy. Tak jakby myśleli, że w ciągu nocy cokolwiek udałoby im się zrobić, ale nieważne. Następnie główna grupa wysyła swoje arcy-duchy, by rozwalić bariery ustawione wokół Sanktuarium tak gęsto, jakby ktoś uszył z nich szalik o grubości trzech metrów owinięty dwadzieścia razy. Potem zazwyczaj się cofają zauważając brak jakichkolwiek większych postępów.
                Hao musiał jednak przyznać pewną rzecz. Był niewiarygodnie wręcz znudzony siedzeniem i patrzeniem, jak X-Laws próbują się dostać do środka.
                No ale cóż poradzić? Anna i Król Duchów zagrozili, że przywiążą go do tronu grubym łańcuchem owiniętym wokół niego trzydzieści trzy razy, zatkną w ten łańcuch czternaście ogromnych kłódek (Yoh nie wiedział, jak to jest możliwe, ale również wiedział, że słowo ,,niemożliwe” nie istnieje w słowniku Anny) i zapieczętują tak, że na milion procent się nie ruszy. Więc siedział.
                I się nudził niemiłosiernie.
                Ach, gdyby mógł podpalić chociaż Marco, byłby w miarę usatysfakcjonowany. Albo nie, podgrzałby podłogę do czerwoności żeby patrzeć, jak Marco próbuje jakkolwiek uciec przed gorącem. A może by tak…
                - Hao, znowu odpłynąłeś – Yoh zaczął machać łapką przed jego twarzą.
                - Co? Ach, tak…
                - Trzeba ci znaleźć jakieś zajęcie, bo nam marniejesz w oczach – uznał Shiki.
                - Bo mi się nudzi a wy mi nie pozwalacie dorwać Marco.
                A może by go zamknąć w płomiennej klatce?
                - Hao, ogarnij się!
                Ognisty szaman zarzucił ramiona na torsie.
                - Się nie odzywam, bo robię coś, czego większa wasza część nie potrafi: myślę. – odparł nieco naburmuszony.
                - Oczywiście – zaśmiała się Mugen. – Ja już dobrze wiem, o czym. – Hao ponaglił ją wzrokiem. – Zastanawiasz się, jak by Marco na rożnie wyglądał.
                - Do tego jeszcze nie doszedłem, ale faktycznie, w tych okolicach…
                - Ha! Wiedziałam, że nie tylko ja mam ochotę to zrobić! – popatrzyli na nią jak na wariatkę. – No co? Gość jest wkurzający. Głowa mnie boli przez to nieustające nawalanie w drzwi nasze, a to jest jego wina.
                Większość spojrzała na nią z zażenowaniem i jakże charakterystyczną kropelką.
                - Cokolwiek powiesz.
                --------------------------------------------------------
                Kiedy Hao był już na granicy swojej cierpliwości (jeszcze kilka dni, a poszedłby do tej armii i spalił ją, nawet pomimo gróźb Anny i Króla Duchów), X-Laws przebili się przez ostatnią osłonę bariery.
                - A jednak nie zmądrzeli… - mruknęła melodyjnie Jeannie.
                - Nie wątpiłem w to od samego początku – odpowiedzieli jej Asakurowie.
                - Jeannie, ja wiem, że lubisz w różne rzeczy wierzyć, ale w tym przypadku nieco przesadziłaś – powiedział delikatnie Shiki. – W końcu Marco nadal chowa w sercu silne pragnienie zemsty na Hao. A kiedy się dowiedział, że mu pomagamy, chce nas wyeliminować.
                Żelazna Dziewica nieco się zasmuciła, ale dzięki Shiki’emu po chwili znowu wróciła do dawnej normy. A Hao zaczął już układać diabelski plan w głowie.
                - No no, X-Laws, przykro mi, ale to nie ten Mordor – uśmiechnął się złowróżbnie i potarł dłonie z zadowoleniem, a Yoh dla pewności się od niego nieco odsunął.
                - Jesteś przerażający, jak tak się uśmiechasz, wiesz o tym?
                - Doskonale. Wielu już mi to mówiło, zapewniam cię.
                - Wiesz co? To ja może pójdę przygotować z Mugen-sensei resztę Cieni – bo nie ma to jak doskonały plan szybkiego odwrotu.
                Hao kiwnął jedynie głową, nadal mając cudowną wizję w głowie spadającego Marco z klifu jako żywa pochodnia.
                Cóż, miał wystarczająco dużo czasu żeby się zastanowić, co z nim ostatecznie zrobi.
                Po chwili zdał sobie sprawę, że coś go ominęło.
                No bo dlaczego włosy Rena zaczęły się świecić niczym dziwny czubek na choinkę…?
                - Choco, właśnie spisałeś na siebie wyrok długiej i okropnej śmierci w męczarniach… - powiedział wolno Tao i powoli zaczął wyjmować zza pasa Guan-Dao.
                -------------------------------------------------------
                Mugen i Yoh weszli do okrągłego, zielonego pomieszczenia, w którym stało sporo osób ubranych w całości na czarno. Czarny podkoszulek, czarne bojówki i czarne martensy – ubiór bojowy Cieni.
                - Hej wam! – krzyknęła May-Lin.
                Była to niska kobieta o płomienno-rudych włosach związanych w luźny kok i intensywnie zielonych oczach. Na jej twarzy widać było kilka piegów, które dodawały jej uroku. Jej rysy twarzy wręcz krzyczały, że ma coś wspólnego z Chinami.
                - Cześć, May-Lin – odpowiedziała spokojnie Mugen.
                - Coś się stało, że do nas zawitaliście? – zapytał dwukrotnie wyższy od May-Lin gość.
                Był on Cieniem Kima Tao. Był szeroki w barach i mocno umięśniony, jednak ciemne piwne oczy spoglądały na ludzi ciepło. Miał krótko przystrzyżone blond włosy, a w jednym uchu można było dostrzec kolczyk.
                - X-Laws w końcu się dobili – odpowiedział Yoh.
                - No nareszcie! – Wykrzyknęła May-Lin. – Myślałam, że w końcu umrę tu z nudów!
                - Ty nigdy nie cierpisz na nudę.
                - Emm, no niby nie, ale jak się czeka na jatkę to człowiek się napala i chce iść na bitkę, że o niczym innym nie myśli.
                - Kolejna… - mruknął cicho Yoh, przewracając oczami. – Tak czy inaczej, to tylko kwestia czasu, zanim się nie przebiją przez linię obrony Rena i Anny, więc cóż, jestem zmuszony prosić was o pomoc.
                - Hurra! – Przynajmniej połowa Cieni była do tego pomysłu optymistycznie nastawiona, aż Yoh jęknął w duchu. Dlaczego oni tak bardzo lubią walczyć?
                - Wyluzuj trochę, Yoh-kun. Oni po prostu już tutaj tak długo siedzą, że czasem in na łby siada. – Powiedziała Mugen. – Chcą się od czasu do czasu trochę zabawić. Za dwa tysiące lat też tak będziesz miał.
                - Polemizowałbym.
                - May-Lin powiedziała mi to samo, a jednak teraz aż się wyrywa na jakąś akcję. W życiu by ludzie nie pomyśleli, że to ona, w końcu była zatwardziałą pacyfistką.
                - To jakim cudem ona brała udział w Turnieju?
                - Nie każdy brał w nim udział. W jej przypadku prawdopodobnie chodziło o to, że jej narzeczony brał w nim udział i zażyczył sobie od Jogurtowatej mości, żeby mógł zabrać ze sobą May-Lin. Jak widzisz, zgodził się. Hikaru się za nimi wstawił.
                W tym czasie pozostałe Cienie szykowały bronie: szable polskie, katany, miecze, Guan-Dao w wypadku May-Lin, łuki, kusze, kastety, a nawet proce. Dało się niemalże namacalnie wyczuć podekscytowanie Cieni na myśl o bitwie.
                I pomimo dość sporej dysproporcji w rozeznaniu siły liczebnej, byli pewni, że wygrają.
                Są w końcu elitą wśród elity!
                Bo przecież liczba przeciwników to tylko matematyczny paradoks, samą liczebnością wojska nie zawsze wygrywa się wojny.
                Tylko dobrą strategią.
                -------------------------------------------------------
                Kiedy tylko Yoh i Mugen wrócili z przeglądu Cieni, zastali ciekawą scenę w Sali tronowej.
                Z jakiejś racji Choco wisiał powieszony za sznurówki jego butów do sufitu, a Ren ze związanymi oczami próbował walnąć go Guan-Dao, Anna i reszta dziewczyn pilnowała, żeby jednak do żadnych mordów nie doszło, a Hao spał z uśmiechem na ustach.
                - Co ta wojna robi z ludźmi – Yoh przywalił sobie otwartą dłonią w czoło.
                Hikaru, który nagle zmaterializował się obok młodego Asakury zaśmiał się tylko i poczochrał mu włosy.
                - Daj im się trochę zabawić, zanim ruszą do walki.
                - Ale nie uważasz, że jest to już szczyt? Ja nie mówię, że nie mogą się bawić, ale żeby od razu Choco mordować?
                - No wiesz Yoh – zaczęła Anna. – Choco zrobił z włosów Rena czubek na choinkę. Widzisz? Dalej się świeci.
                - Faktycznie… - dopiero teraz zauważył, że włosy jego kumpla świecą własnym, ukrytym blaskiem.
                Aż się zdziwił, że nie zauważył tego wcześniej.
                - A Ren dobrze się tobą zajmuje? – zapytał.
                - Jakbym potrzebowała czyjejś opieki. – Przewróciła Kyoyama oczami, zarzucając ręce na piersi.
                - Wiesz, chcę wiedzieć, w jaki sposób mam go wykopać, jeżeli cię skrzywdzi. – Odpowiedział spokojnie.
                Anna była jedną z niewielu osób, które wiedziały, jakie przeznaczenie czeka Yoh. Cała sprawa z narzeczeństwem była więc bujdą od samiuśkiego początku.
                W zasadzie to traktowali siebie jak rodzeństwo. Anna była jego kochaną przyszywaną siostrzyczką, której nikt nie ma prawa choćby tknąć palcem, jeżeli chciałby ją ktoś skrzywdzić.
                W końcu raczej nikt nie chce mieć do czynienia ze wściekłym ochroniarzem Króla Szamanów. A znając tego, również wspomnianego Króla prawdopodobnie wciągnąłby w system pozbycia się… Nieodpowiedniego delikwenta dla Anny.
                Yoh wcale nie był przewrażliwiony na jej punkcie. Absolutnie.
                Nie to, że Anna potrzebowałaby kiedykolwiek tego typu pomocy, sama zemściłaby się w swoim imieniu równie dobrze. Tylko że Yoh wolałby jednak mieć pewność, że na pewno to się nigdy więcej nie powtórzy.
                - Nie martw się, Ren jest w porządku – odpowiedziała, lekko się uśmiechając.
                - Powinnaś częściej się uśmiechać. Ślicznie wtedy wyglądasz.
                - Dziękuję. Yoh?
                - Hmm?
                - Nie groź mojemu chłopakowi, bo inaczej to ja będę się zastanawiać, w jaki sposób ci dokopać.
                -------------------------------------------------------
                Kilka godzin później…
                Yoh spokojnie spał sobie w łóżku, śniąc o cheeseburgerach, kiedy nagle Król Duchów wbił do jego pokoju i ściągnął z niego kołdrę.
                - Ka De, czego ty tutaj chcesz o tej porze, zlituj się i daj ludziom spać… - odburknął i wyjął spod łóżka kolejną kołdrę.
                - Wstawaj! – Odkrzyknął Król Duchów, zabierając mu kolejną kołdrę, na co Yoh tylko machnął ręką i sięgnął po sznurek wiszący bezpośrednio nad jego głową. Pociągnął go i kolejna kołdra spadła na niego, cieplutko utulając młodego szamana.
                Nie z Yoh te numery z wyrywaniem kołdry, doświadczenie nauczyło go chowania pościeli w taki sposób, żeby przeżyć ponad dwadzieścia fal odbierania jego ciepłej i miękkiej własności.
                Jednak Król Duchów postanowił zrobić coś zupełnie innego niż odbieranie mu kołdry.
                - No weź!
                Zamiast tego wylał na jego twarz szklankę wody.
                - Czy ty wiesz, że nawet z tak głupio małą ilością wody możesz człowieka utopić?!
                - Nie utopiłbyś się, bo już jesteś martwy.
                - …Nie lubię cię.
                - A to ci nowość – przewrócił oczami. – Zbieraj się, X-Laws już praktycznie pukają do drzwi.
                - To nie można było tak od razu?! – Krzyknął Yoh, natychmiast się rozbudzając. – W takich warunkach to ja wstaję od razu! – Warknął na Króla Duchów i złapał już w pełni ubrany katanę i Szkarłatne Ostrze. – Nic dziwnego, że Mugen-sensei non stop na ciebie marudzi.
                - Jak zwykle się nią zasłaniasz.
                - Jak zwykle ty nie potrafisz od razu powiedzieć o co chodzi i zasuwasz dookoła. – Odpowiedział i wyszedł z pokoju, kierując się do sali tronowej.
                Minął całe hordy Cieni i Królów przeciskających się przez korytarze, niektórzy w źle założonych zbrojach, niektórzy jeszcze nieogarnięci z zaistniałą sytuacją, a niektórzy w pełnej gotowości bojowej. Przecisnął się przez korek zalegający na wejściu i podszedł do Hao, który siedział spokojnie na tronie.
                - Niezłe zamieszanie, co? – Powiedział na przywitanie młodszy Asakura siadając na poręczy tronu.
                - Ach tak? Nie zauważyłem – odparł sarkastycznie ognisty szaman.
                - Bez sarkazmu proszę, mamy wyjątkową sytuację. – Powiedział Hikaru.
                - Cześć Pierwszy.
                - Witaj, Yoh-kun. Przepraszam, że cię tak Król Duchów obudził w środku nocy. Wiem, jak bardzo lubisz spać – spojrzał na niego przepraszająco.
                - W porządku, nie na co dzień w końcu X-Laws dobija się z armią do drzwi.
                - To prawda. – Odpowiedział i zaraz poleciał w inną stronę, aby wypowiedzieć do kogoś mowę motywującą do działania.
                Nawet jeśli ona najpotrzebniejsza w tym momencie nie była.
                - Od bardzo dawna biją w dzwony?
                - Jakieś dwadzieścia minut.
                - Królu Duchów… - nad Yoh zebrały się czarne chmury.
                - Daj teraz spokój, nie masz czasu na wkurzanie się na niego.
                - No cóż, masz rację.
                - Oczywiście, że mam. Jak mogłeś w to wątpić?
                - No choćby dlatego, że robiłeś trochę błędów, kiedy trójkrotnie próbowałeś przejąć władzę sabotując cały Turniej…
                - Cicho.
                Yoh uśmiechnął się wrednie, ale zamilkł. Tę potyczkę wygrał.
                Ale następna już pewnie nie będzie tak łatwa do zwyciężenia.
                Usłyszeli po chwili na zewnątrz trzask błyskawic i bicie gradu. Aż tutaj było również słychać pojękiwania wojaków X-Laws.
                - Co jest…?
                - Pomysł Hikaru – odpowiedział Hao bratu. – Wpadł na to podczas twojego przebłysku geniuszu. W końcu Duchy Żywiołów są nie od parady, co nie? A więc uznał, że najlepiej załatwić jakąś ich część gradobiciem.
                - To nie jest burza tropikalna, ale też się nadaje.
                - Hao!
                Z tłumu wyłoniła się postać Mugen.
                - Cześć, Mugen-sensei.
                - Nie mamy na to czasu! Potrzebujemy akcji, dynamitu… Gorącej czekolady? – Zapytała, kiedy Hikaru wpakował jej w dłoń kubek z owym napojem.
                - Ewentualnie Egzekutorów można by wezwać. – Szepnął konspiracyjnie Pierwszy.
                - Że co?
                - Zrób to, Hao. – Wymruczał Yoh do ucha Króla. Głos miał tak zimny, że aż starszy bliźniak się wzdrygnął. – W końcu również nim jestem. – Mówił dalej, nie zważając na odruch bezwarunkowy długowłosego. – Egzekutorem Króla Szamanów.
                - Yoh, przerażasz.
                - Wiem – uśmiechnął się szeroko. – To był żart. Mugen-sensei mnie specjalnie tego nauczyła, żeby cię nastraszyć. – Za co teraz dostał po głowie od brata.
                - Nie rób tak więcej!
                - Ale czemu? – Przybrał minę niesłusznie zbitego psiaka. – Twoja mina była bardzo zabawna.
                - Yoh, jakbyś nie zauważył, mamy aktualnie wojnę. Masz być ze mną, a nie przeciwko mnie!
                - Oj no dobrze, już dobrze. Nie zrobię tego więcej w czasie wytężonych wysiłków wojennych – specjalnie nie dodał, że w innych warunkach obietnica nie obowiązuje.
                - Dobra… O co chodziło z tymi Egzekutorami?
                - O nic. Wszyscy chcieliśmy cię nabrać – uśmiechnął się szeroko Hikaru, a Hao uderzył się dłonią w czoło, dając upust swojej frustracji. – Spokojnie Hao, może i nie mamy żadnych egzekutorów do dyspozycji, ale mamy również Cienie, dawnych Królów, ekipę Yoh, Drużynę Gwiazdy, która gdzieś tu się kręci i kilkoro znajomych Shiki’ego.  No i jeszcze trochę luda Yoh zebrał.
                Ten nagle nabrał parszywego humoru.
                - Totalna porażka, nie udało mi się namówić Atlantydy do sojuszu wojennego, nawet jeśli powiedziałem, że jak Marco przejmie rządy to nie dość że tyranem będzie to do końca świata doprowadzi z niewiarygodną łatwością.
                - Nie przesadzasz aby czasem?
                - Zgadzam się z jego opinią – ożywił się Hao.
                - Ty się nie liczysz. Zawsze miałeś z nimi na pieńku, więc oczywistym będzie fakt, że będziesz źle o nich mówił – dopowiedział widząc minę starszego bliźniaka.
                - Niech ci będzie – burknął.
                - Halo, wy tu gadu-gadu a wojna puka nam do drzwi! – Wykrzyczała Mugen, po czym upiła trochę czekolady. – Jak już mówiłam, przydałby się dynamit.
                - Mowy nie ma. Już wystarczy kalek i martwych na świecie, nie musimy ich dorabiać – powiedział Yoh.
                - I tak jakaś część żołnierzy nie ma najlepszej pozycji, bo część ma połamane kończyny, a część uszkodzone zdrowie psychiczne.
                - To nie jest fabryka do robienia niepełnosprawnych, już wystarczą ci, którzy zostali przez nas skrzywdzeni. Przypominam, że nie wszyscy są tam z własnej woli.
                - Niech ci już będzie, nie wykorzystam dynamitu – mruknęła pochmurnie Mugen. – Ale i tak musimy w końcu się ruszyć. Słyszycie? Nie ma już zamieszania, bo wszyscy stoją na pozycjach obronnych.
                Dopiero teraz zauważyli, że w Sanktuarium jest pusto.
                - To co my tu jeszcze robimy?
                - Nie wiem, ale radziłabym się spieszyć, jeżeli chcesz iść na bitkę.
                Hao niemal od razu zerwał się z miejsca, zawołał Króla Duchów i wyszedł na zewnątrz w akompaniamencie cichych chichotów współpracowników, którzy również po chwili ruszyli za nim.
                ------------------------------------------------
                Starszy Asakura niemal wybiegł na zewnątrz z szerokim uśmiechem na ustach, ciesząc się, że w końcu będzie się mógł wyżyć.
                Niestety dla niego, los miał zupełnie inne plany.
                Kiedy był już na zewnątrz zobaczył:
                1. Związanego i zakneblowanego Marco, a także sześć innych osób,
                2. Żołnierzy rzucających broń,
                3. Shiki’ego tulącego się do Jeannie na samym środku jego widoku, jednak wystarczająco daleko od niego, aby nie przesłaniać go całego.
                Momentalnie szczęka mu opadła. Uderzyła gromko o ziemię, a Yoh, który stał już tuż za nim, poklepał go tylko po plecach i powiedział:
                - Nie wszyscy będą na ciebie czekać, stary.
                Hao nic nie odpowiedział, gdyż właśnie próbował pozbierać wciąż opadającą szczękę. Siły grawitacji wyjątkowo nie były po jego stronie.
                Podszedł do nich właśnie gość z drugiej strony barykady (pomińmy fakt, że żadnej barykady nie było, po prostu to ładnie brzmi). Prawdopodobnie był nieoficjalnym wodzem drugiej strony mocy.
                Wyglądał… Przeciętnie. Tak bardzo, że aż było to przerażające.
                Krótkie czarne włosy, czarne oczy, średnia wysokość, średnia budowa ciała. Idealne ucieleśnienie statystyki dla wschodnio-azjatyckiej części świata.
                Był ubrany, rzecz jasna, na biało. Innymi słowy – na modłę X-Laws. A może na modę X-Laws? Pal licho nazwy.
                - Hao-san – ukłonił się lekko przed Asakurą. – Jestem Kirigami. Będę mówił w imieniu tych oto ludzi – w tym momencie ,,objął” ich jednym ruchem ramienia.
                - Mów – powiedział Yoh, gdyż Hao nadal nie mógł otrząść się z szoku, że nawet nie miał okazji pogruchotać kilku kości przeciwnikom.
                - Powiem prosto z mostu: Nie chcemy walki. Zostaliśmy zmuszeni do całego tego precedensu, gdyż dawniej grupa X-Laws miała dużo większą ilość popleczników. Teraz zostali tylko ci, którzy zostali związani – pokazał kciukiem za swoimi plecami. – Proszę się nie obrazić, Hao-san, ale nikt cię specjalnie nie lubił od czasów Turnieju.
                - Zauważyłem – odpowiedział cicho starszy Asakura, będąc wciąż w ciężkim szoku, jednakże szczęka wróciła na swoje miejsce.
                - Chcemy również przeprosić za całą tę szopkę z wojną.
                - Taa…
                - Hao-san? Czy wszystko w porządku?
                - Co? Ach, tak, w jak najlepszym… Czy mogę sobie zachować Marco?
                Yoh zdzielił brata przez głowę, jednak Kirigami uśmiechnął się z pobłażaniem, pokręcił głową i powiedział:
                - Ze wszystkich ludzi pytasz się akurat mnie, Hao-san? Przecież jesteś Królem.
                Hao nie odpowiedział.
                Za niego zrobił to Yoh:
                - Ach, musisz mu wybaczyć, miał ostatnio bardzo ciężki okres. Wbrew wszelkim pozorom jego praca jest dość…stresująca.
                - Jak otaczają mnie sami debile to czego się dziwić… - nad Hao zebrały się czarne chmury.
                Yoh poklepał go po plecach, chwycił za kołnierz Marco i przekazał go w ręce swojej oświeconej mentorki.
                Ta z radością wypisaną na twarzy wrzuciła go do lochów i została z nim do końca dnia. Ach, gniew kobiety z bólem głowy…
                Chwilę przed zabraniem blondyna jednak Choco zdążył narazić się Trey’owi. Po raz kolejny. Tym razem jednak nie dennym żartem, a przypadkowym zrzuceniem wielorybiego tłuszczu na głowę Marco. Szaman z Hokkaido, goniąc niedoszłego komika wrzeszczał, że było to niezwykle haniebne ze strony Choco, że wyrzucił niezwykle pyszne jedzenie w ,,błoto”.
                Biedny Choco.
                Chociaż komik i tak uważał, że było warto.
                Anna z kolei po raz kolejny popisała się umiejętnością porwania tłumów do pracy. W ciągu zaledwie kilku godzin całe pole, które zostało zniszczone przez armię X-Laws zostało uprzątnięte i przywrócone do starego porządku. Kyoyama była zadowolona z posłusznych jej woli niewol… Służą… Szamanów (poprawność polityczna być zachowana musi).
                Oczywiście miała w tym czasie również czas dla Rena, który był z tego faktu niezmiernie zadowolony, chociaż nie pokazywał tego po minie. Jednak aura z niego bijąca mówiła sama za siebie.
                Król Duchów z kolei zaczął się kłócić ze wszystkimi Cieniami na raz. Cóż, w końcu bycie uczniem Mugen do czegoś zobowiązuje, prawda?
                Drużyna Gwiazdy w tym przypadku pozostała niewidzialna. Jak szybko się pojawili, tak również znikli, zresztą podobnie było w przypadku sojuszników Yoh.
                Gdzieś w oddali dało się przyuważyć Ryu rozmawiającego z Kuroshi. Wyglądali na bardzo zadowolonych ze swojego towarzystwa.
                Z kolei Shiroshi siedział przygnębiony na kamieniu.
                Yoh podszedł do niego, bo kiedy tak patrzył na jego minkę to aż serce się krajało i rozpadało na drobne kawałeczki.
                - Shiro, co się stało, stary?
                - Kurosia zaczęła się umawiać…
                - Naprawdę? Z kim? – Yoh był bardzo zaciekawiony tym faktem. Zazwyczaj to Kuroshi była tą dziewczyną bez serca, nie okazującą uczuć a tu takie cuda się dzieją?
                - Nie widać? – odparł, jęcząc rozpaczliwie, bo mimo wszystko był bardzo mocno przywiązany do swojej siostry. Można by powiedzieć, że łańcuchami. Wyglądał przez to trochę nieswojo…. – Z Ryu!
                Yoh spojrzał na niego zszokowany, po czym jednak po chwili szeroki uśmiech wkradł się na jego usta.
                W końcu sobie Ryu kogoś znalazł i nie będzie marudził, że nie ma swojej królowej!
Koniec

                Darka: Jak ja się cieszę, że w końcu mogłam zakończyć serię!
                Kyuu: Trochę się ona dłużyła w czasie, za co przepraszamy.
                Hao: Brak Weny swoje zrobił…
                Darka: A także liceum. Zwłaszcza na początku roku. Tak to jest, kiedy ma się cztery rozszerzenia… Ale ja tam nie marudzę! Daję sobie całkiem nieźle radę ^^ W zasadzie to już nie mam o czym mówić, oprócz tego, że jestem zmęczona tym tygodniem… Kawa stała się moim przyjacielem XD
                Pozdrawiamy!

                Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia
PS: Jak pewnie zauważyliście, zniknęła Wiza Tamary. Wywaliłam ją, bo i tak w zasadzie zapominałam aktualizować, więc... XD

4 komentarze:

  1. To co teraz hetalia, albo nie naruto lub jakieś scenki z życia drużyny pierścienie, a może coś z perciego? Nie ważne czekam na następne notki. Co tej była super, przez cały czas trzymała w napięciu ;). O wizje tamary się nie martw i tak nikt na nią nie interesował XDD.
    czekam na następne notki
    Naruko vel czarna wdowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, ktoś jeszcze o mnie pamięta!
      Kyuu: *sarkazm*Aż się łezka w oku zakręciła.
      *Wkurw*Kyuu, idź weź sprawdź czy cie na dachu nie ma, co?
      Kyuu:*łapie o co chodzi* Już mnie nie ma... *Wieje*
      No. Miło mi, że notka ci się podobała ^^ Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Takie coś daje niezłego kopa w tyłek, żeby coś napisać C':
      Naru: Jeszcze nie wiemy, co będzie następne, ale nie martw się, nie będziesz czekała na pewno przez miesiąc - następna notka pojawi się szybciej XD
      Ano ^^
      Pozdrawiamy~!
      Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

      Usuń
  2. Dziewczyno, zaszalałaś xD Im dłuższa notka, tym ciężej mi się zebrać do komentowania >.> Ekchem, przepraszam ^^"
    Haoś, ja nigdy nie wątpiłam w twój talent polityczny! *^*
    Hao: Wątpiłaś =,=
    Owszem, wątpiłam ^^" Ale nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło, ne? xD
    W sumie troszku szkoda, że nie było walki między X-laws, a Cieniami, ale zakończenie i tak było dobre xD W ogóle to zaczęłam się zastanawiać, ile w tym pałacu jest tych wszystkich ludzi? No bo historia człowieka sięga jakiś 68 tys. lat wstecz, a turniej jest organizowany co 500 lat... ale nie tego się chyba nie da przełożyć na matematykę O.o
    Hikaru do Wesołej Drużyny Pierścienia! XD Hikari na prezydenta! XD Kocham gościa, po prostu go kocham >.>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam zaszaleć, bo w końcu dość długo SK nie było, a w końcu chciałam zakończyć wszystko w tej części, więc... Tak jakoś wyszło XD
      Kyuu: Spokojnie, najważniejsze jest dla nas, że przeczytałaś i pozostawiłaś ślad pod notką ^^
      Ano ^^
      Nie było walki pomiędzy nimi, bo ponieważ gdyż nie umiem opisywać walk -.-" Może kiedyś XD
      Przeliczyłam sobie, że według twoich danych wychodzi na to, że Królów i Cieni 136 w każdej grupie. Nieźle się KD z nimi użerał po pamiętnej nie-bitwie XD
      Naru: A co do Hikaru do WDP... Jeszcze się zobaczy.
      Tak, bo bym musiała jakiś obrazek najwierniej go opisujący znaleźć, a na razie mam małe urwanie głowy, to nie mam czasu na coś takiego ^^"
      Pozdrawiamy!
      Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

      Usuń