poniedziałek, 27 lipca 2015

Shaman King, cz.4 - Powitajmy Pierwszego Króla Szamanów!

Ave ludu~!
Postanowiłam mowę napisać od razu w edytorze Bloggera. I wiecie co wam powiem? To był błąd X'D
Kyuu: Taby nie działają, to bieda.
Hao:Ale my nie przedłużajmy, zapraszamy do czytania!
Yoh:...
Yoh: Czekaj.
Yoh: Przecież nie ma tytułu.
No wiem -.-" Jak tylko siostra przestanie mi na fejsie spamić to coś wymyślę =.=".
                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                Minął miesiąc. Hao i Yoh siedzieli sobie spokojnie, Yoh na poręczy tronu, a Hao na samym kamiennym krześle (Darka: Sorry…Kyuu:…To się wytnie.) i pili herbatę.
                -Ale spokojnie…-powiedział Yoh, upijając łyk herbaty.
                Gdzieś w tle za tronem rozbrzmiewała kolejna kłótnia Mugen i Króla Duchów.
                -Wycofaj tę ustawę, jogurcie! Czy ty chcesz utrudnić Yoh życie?!
                -Kiedy to jest konieczne! Jeżeli nie będzie przynajmniej raz w miesiącu odwiedzał Atlantydy, to Wszechświat się załamie!
                -Jakoś do tej pory wystarczało raz na rok, czemu to się tak zmieniło?! – i tak dalej szło, a brat Mugen, pierwszy Król Szamanów – Hikaru – Próbował załagodzić sytuację.
                No właśnie. Próbował.
                -Dokładnie. –  zgodził się Hao i zrobił to samo, co jego bliźniak. – Dobra ta herbata. – stwierdził.
                -Zielona herbata o smaku malinowym. – powiedział krótkowłosy.
                Bliźniak Mugen poznał się z Hao jakieś dwa tygodnie temu, w dość dziwnej sytuacji. Otóż obecny Król przeglądał prasę, którą przyniósł mu Yoh. Było tam coś o ochronie środowiska, więc długowłosy szaman się zainteresował. Kiedy był w połowie artykułu, coś, a może raczej ktoś wleciał prosto na niego, omal nie zabijając Hao na miejscu.
                Mniejsza z tym, że Hao już nie da się zabić.
                Niespodziewany gość niemal od razu odskoczył od niego, prawie uderzając głową w podłogę, a Hao rozbolała głowa. Nigdy nie lubił gości, nawet jeśli otaczał się wieloma uczniami. Wolał być sam.
                Człek, który na niego wpadł wyglądał jak lustrzane odbicie Mugen, tyle że był jej męską wersją. Jego oczy jednak były ciepłe, w porównaniu do stalowego zimna kobiety. Długie włosy miał związane w wysoką kitkę, a ubrany był w czarne spodnie i czarną koszulę z rozpiętym guzikiem.
                -Bardzo przepraszam! – kiedy facet tylko się ogarnął, natychmiast pochylił głowę przed Hao. – Nie chciałem na ciebie wlecieć, ale moja siostra przypadkiem zrobiła dziurę w podłodze, kiedy kłóciła się z Królem Duchów… - zaśmiał się nerwowo.
                -Kim jesteś? – zmarszczył lekko brwi ciemnowłosy.
                I wtedy wszedł do pomieszczenia Yoh, cały mokry.
                -Wróciłem…Cześć, Hikaru-sama. – powiedział nieco pochmurnie.
                -Cześć, Yoh-kun. Byłeś w Atlantydzie?
                -Taa…Złapałem przeziębienie jak ni-iiiic apsik! – pociągnął nosem i rozciągnął się jak kot. – Idę spać…Nie obrazisz się, prawda Hao? – drgnął dość mocno z zimna.
                -Jasne, idź…Na zdrowie. - i tak zaczęła się znajomość z pierwszym Królem Szamanów.
                I tak, Yoh złapał przeziębienie, które rozłożyło go na tydzień (Darka: Co mnie to, że jest martwy, oni też mają swoje prawa…Shiki: Wiesz co? Odstaw gorzką czekoladę, ona nie działa na ciebie zbyt dobrze…Darka: W tym problem, że żadnej innej w domu nie ma ;_;).
                I teraz Pierwszy regularnie przychodzi na herbatę i poplotkować, co tam się na świecie dzieje, a informacje ma praktycznie z pierwszej ręki. W końcu Yoh poznał wielu ludzi podczas Turnieju i z wieloma ciągle ma kontakt. Koniec końców jakieś raporty zdawać dla Hao musi^^”.
                Hikaru usiadł na oparciu tronu Hao, pochylił się i powiedział:
                -Aż za spokojnie, jak na mój gust. A co z tamtymi ludkami, Yoh-kun? – zapytał, opierając głowę na dłoni, patrząc na wspomnianego szamana.
                -No właśnie nic, jakby zapadli się pod ziemię. – powiedział rozleniwionym głosem i upił łyk herbaty.
                -To niedobrze… - zmartwił się Pierwszy.
                -Jak dla mnie to całkiem dobrze. Po co mamy martwić się na zapas? – zapytał Yoh. – Co będzie to będzie. I tak się nie dowiemy, co kombinują, dobrze pilnują swoich tajemnic, więc i tak się nie przygotujemy. Po co się stresować na zapas?
                -Wyjątkowo się z nim zgadzam. – powiedział Król Duchów. – Nie pozostaje nam nic oprócz czekania, poza tym jak będziemy się niepotrzebnie denerwować, to tylko ułatwimy im całą sytuację.
                -Ale przecież Hao nie można zabić. – wtrąciła Mugen. – Czyżbym się myliła?
                -Nie, ale zniszczyć jego duszę dalej można.
                Zapadła cisza. Ale nie na długo.
                Otóż po jakiś pięciu minutach do Sanktuarium wpadła podejrzanie wyglądająca para. Chłopak i dziewczyna.
                Chłopak miał długie zielone włosy i czerwono-zielone oczy. Był bardzo wysoki, a w dłoni trzymał kosę. Za to ubrany był tak, jakby dopiero co wyszedł od stylisty. Koszula na jednym rękawie była cała czarna, zaś już na drugim w szachownicę. Część główna koszuli miała kolor brązowy. Na to miał narzucony luźny, czarny płaszcz z kapturem, a na głowie miał czapkę z daszkiem, podobną do tych, które noszą strażacy w oficjalnym stroju wyjściowym, z tym że pasek był w szachownicę. Spodnie w stylu rurek również były czarne.
                Dziewczyna z kolei była mniejsza i dużo drobniejsza od niego. Miała krótkie włosy, tego samego koloru co chłopak, ale jej oczy były miedziano-złote. Ubrana była w wojskowy sposób – zielone spodnie i bluza z zawiniętymi rękawami za łokieć, spod której widać było białą bluzkę, w pasie przewiązana była spora ilość ammo i niebieski pasek, założone miała czarne skórzane rękawiczki, a w ręku trzymała pistolet maszynowy. Na głowie miała gogle z pomarańczowymi szkiełkami i słuchawki.
                -Cześć, szefie. – zawołali wspólnie.
                -Cześć wam. – odpowiedział Yoh. – Stało się coś?
                -A może najpierw się przedstawimy Królowi, co? – mruknęła dziewczyna. – Gdzie się podziały twoje maniery?!
                -Oj, zapomniałem^^”.
                -Ty kiedyś zginiesz…
                Yoh spojrzał na nią spode łba, ale nic nie powiedział. Z kolei tym razem głos zabrał zielonowłosy chłopak:
                -To może nas przedstawię. Ja jestem Shiroshi, a moja siostra to Kuroshi.
                -Ja jestem starsza. – dziewczyna wytknęła język w stronę brata.           
                -Niestety. – odpowiedział jej płaczliwym głosem.
                -Poza tym zobacz tylko, kogo przyprowadziliśmy! – zawołała Kuroshi i popchnęła małą dziewczynkę do przodu. Okazało się, że jest to…
                -Och, witaj Opacho. – powiedział Hao do tulącej się do jego nogi małej Murzynce. – Co ty tu robisz?
                -Opacho zabłądziła, ale Opacho znaleźli bliźniaki Śmierć i zaproponowali Opacho, żeby Opacho odwiedziła mistrza Hao i Opacho się zgodziła!
                -A innych też można by było przyprowadzić? – zapytał brata.
                -Jasne, ale nie jest to tak łatwe, jak przyprowadzenie Opacho.
                -Czemu?
                -Opacho należy do specyficznego plemienia, nie pamiętam już nazwy. Od wieków przekazywana jest wśród nich wiedza o Turnieju Szamanów i zasadach panujących od Pierwszego. – tu Yoh kiwnął głową w stronę Hikaru. – Nie pytaj, zaraz powiem. Wiedza ta nie może być przekazywana ludziom postronnym pod groźbą śmierci i przeklęcia duszy, dlatego Opacho nic ci nie powiedziała.
                -Rozumiem.
                -Yoh-sama. – zaczęła Kuroshi.
                -A myślałem, że to będzie miłe spotkanie… - mruknął do siebie i rozsiadł się wygodniej na podłokietniku. – Raport prosz. – odparł ze znużeniem, opierając głowę o rękę. A miał taką nadzieję, że nic się nie będzie działo…I wywinie się od jakiejkolwiek roboty. Ale mus to mus.
                Rodzeństwo natychmiast spoważniało i padło na kolana przed Królem.
                -Hao-sama, Yoh-sama, ostatnio na świecie dzieją się niepokojące rzeczy. Grupa zwana X-Laws z Marco Lasso na czele zaczęła terroryzować i opowiadać po ich stronie wielu szamanów, a ci, którzy się nie zgadzają, giną. Jak do tej pory śmierci uniknęły tylko dwie grupy - ta, w której kiedyś był Yoh-sama, oraz grupa, do której należał niegdyś Hao-sama. – powiedział Shiroshi.
                -Zabójstwa te rozpoczęły się dwa tygodnie temu z Ameryki. – podjęła Kuroshi. – Rozprzestrzeniają się one na coraz większą skalę. Coraz więcej szamanów ginie, coraz więcej opowiada się za X-Laws. Ta grupa zaczęła tworzyć swoją armię przeciw Hao-samie.
                -A co z Jeannie?
                -Zniknęła miesiąc temu, nie wiemy, gdzie ona jest.
                -Rozumiem. – odpowiedzieli Hao i Yoh jednocześnie, a rodzeństwo wstało z klęczek.
                -Trzeba coś z tym zrobić. – mruknął Yoh. – Czas zasięgnąć po opinię reszty.
                Hao zauważył, że jego brat podchodził do sprawy ze spokojem. Tak w zasadzie to nie przypominał sobie, czy kiedykolwiek widział go naprawdę wkurzonego. Zazwyczaj był spokojny i uśmiechnięty. I leniwy. I uwielbiał spać. Przekonał się o tym osobiście.
                Otóż ostatnio, żeby obudzić Yoh, zmarnował całą godzinę. A ten i tak zasnął już pół godziny później. Hao wtedy zastanawiał się, czy ma się śmiać, czy też raczej płakać nad oryginalną ,,umiejętnością” jego bliźniaka. Miał dziwne wrażenie, że Yoh najchętniej przespałby całe życie z przerwą na jedzenie…
                -Pozwolisz, że ściągnę tu moją ekipę i kogoś jeszcze? – zapytał Yoh, a Hao kiwnął głową na znak zgody i zaczął mentalnie przygotowywać się na konfrontację z drużyną jego brata.
                Nie miał jednak za dużo czasu, gdyż pięć minut później się wszyscy pojawili. Do tego przybył jakiś blondyn o soczyście zielonych oczach i…
                -Jeannie? A co ty tu robisz? – zapytał zszokowany Yoh.
                -To moja sprawka. – odpowiedział za nią blondyn aksamitnym głosem. – Ta urocza dziewczyna jest moją narzeczoną. – odpowiedział, uśmiechając się szeroko do Jeannie.
                -Wiedziałem, że masz kogoś, ale nie sądziłem, że to akurat ona… - Yoh złapał się za głowę.
                -Bo nikt nie miał wiedzieć. – odpowiedziała była przywódczyni X-Laws melodyjnie. – To była nasza tajemnica.
                -Więc to dlatego zniknęłaś tak nagle miesiąc temu. – Trey doznał nagłego oświecenia.
                Kiwnęła lekko głową, splatając dłonie z narzeczonym.
                -Yoh…
                -To jest Hua Mei Shiki. – odpowiedział szybko bratu. – Ufam mu tak bardzo jak Annie. Nie brał udziału w Turnieju, dlatego nigdy go nie widziałeś. Nieźle się ukrywa. No i jest potężny nie tylko szamańsko.
                -Może i nie mamy tyle kontaktów czy dóbr co rodzina Tao, ale na najgorszej pozycji też nie jesteśmy. – powiedział z uśmiechem Shiki.
                Hao rozsiadł się wygodniej na tronie. Zaczyna się…
                -------------------------------------
                -Czyś ty zdurniał?! – wykrzyknął Manta, a Trey i Ren już zaczęli gonić niewyszukanego komika, podczas gdy dwie pary bliźniaków nie mogły powstrzymać śmiechu. Byli to Asakurowie i rodzeństwo Śmierć.
                -Hej, ale to był dobry pomysł! – wykrzyknął w swojej obronie Choco.
                -Tak? Uważasz, że przebranie całej ich armii za kurczaki cokolwiek nam da?! Myślałeś, że przejmą ich cechy i będą próbować latać i staną się tchórzami?! – krzyczał Trey, atakując człowieka z afro.
                -Ratujcie kobietę w potrzebie! – krzyknął Choco, nie wiadomo skąd mając na sobie białą sukienkę i kwiaty w dłoni.
                -Zapomnij! – krzyknęli razem Trey i Ren. Nie ma to jak wspólny cel^^.
                Yoh nie patrzył na całą zadymę, w zamian za to widział oczami wyobraźni Marco przebranego za kurczaka, znoszącego jajka i gdaczącego. Już samo to doprowadzało go do stanu przedzawałowego przez przedawkowanie śmiechu. Aż spadł ze swojego ulubionego siedzenia. Był cały czerwony na twarzy, a z kącików oczu leciały łzy.
                Hao wcale lepiej nie wyglądał od swojego Cienia, doskonale rozumiejąc jego sytuację. Wyobrażanie sobie latającego Marco za pomocą własnych sił zawsze będzie od teraz śmieszne. Już widział blondyna z doczepionymi do rąk piórami, spadającego z urwiska i machającego swoimi ,,skrzydłami”. Aż się zapowietrzył, kiedy tylko zobaczył przed oczyma resztę Wyrzutków.
                Pozostała część Drużyny Yoh, która nie brała czynnej akcji w uciszaniu Choco wpatrywała się na gonitwę z zażenowaniem, a kiedy przenosili wzrok na czerwonych bliźniaków, to sami nie mogli opanować uśmiechu, który sam się rozciągał na twarzy.
                W całej tej sytuacji jedynymi osobami, które nie odnajdywały się w tym gąszczu byli Hikaru, Mugen i Król Duchów. Ten ostatni był wyraźnie poddenerwowany całą sprawą z X-Laws. Zaczął układać sobie spokojnie fakty w głowie.
                Po pierwsze – X-Laws wiedzą już, gdzie są frontowe drzwi do Sanktuarium, a do tego nie wiadomo skąd posiadają krew Hao.
                Po drugie – Przy następnych odwiedzinach będą mieli ze sobą armię.
                Po trzecie – Jeżeli reszta gromady się w końcu nie uspokoi, to nigdy do niczego nie dojdą.
                -CISZA! – blondyn przekrzyczał panujący gwar i wszystko ucichło.
                Ren i Trey zatrzymali się w połowie, niemal wpadając na siebie, a Choco…Cóż, nieszczęście doprowadziło go do bliskiego zapoznania się i umawiania na randkę ze ścianą.
                -Tak lepiej. – Król Duchów pokiwał głową, po czym pstryknął w palce, a w chwilę później pojawiły się krzesła wokół tronu Hao. – Wy tu się wygłupiacie, a w tym czasie X-Laws zbiera swe krwawe żniwo. – zmarszczył brwi, po czym spojrzał się na Pierwszego. – A ty jeszcze nie panikujesz? – zapytał.
                -To jeszcze nie jego pora, galaretko. – odpowiedziała za niego Mugen, zaplatając ręce na piersi. – Poczekaj, aż ludzie zaczną skandować pod Sanktuarium. Na razie jest w czymś pomiędzy letargiem a paraliżem.
                Hikaru faktycznie tak wyglądał, jak opisała to Mugen. Niby wyglądał na zaspanego i ganiającego za barankami w głowie, ale jak się spojrzy na niego pod innym kątem, to wyglądał na całkowicie sparaliżowanego tym wszystkim.
                Król Duchów westchnął i zapytał:
                -Ma ktoś może jakieś normalne, dające choćby minimalny skutek pomysły?
                -Najpierw trzeba poznać liczebność tej armii. – zaczął Shiki. – I sprawdzić, ile tak naprawdę jest po stronie X-Laws.
                -Skoro tak, to od razu zaznajomić się z ich organizacją. – wtrąciła Anna. – Jak się dzielą, dowódcy i tak dalej.
                -Przygotować linię obrony i poszukać sojuszników. – dodał Ren. – Żeby nie wydawało im się, że będą mieli tak łatwy dostęp do środka, jak oni by chcieli.
                Hao pokiwał głową. To było jak najbardziej racjonalne podejście do sprawy.
                -Myślę, że moi uczniowie wam w tym pomogą, choć pewny nie jestem. – powiedział Król Szamanów. – Raczej już nie są mi posłuszni, tak jak kiedyś.
                -To, jak ich potraktowałeś, pozostawia wiele do życzenia… - mruknął Yoh. – Ale wydaje mi się, że nie chcą, żeby coś ci się stało. Z tego, co się zorientowałem, to każdemu z nich pomogłeś w jakiś sposób.
                -Pan Yoh ma rację! – krzyknęła Opacho. – Na pewno nam pomogą. Opacho rozmawiała z nimi i Opacho wie, że mimo wszystko drużyna pomoże mistrzowi Hao!
                Król uśmiechnął się do Opacho, co dziewczynka odwzajemniła.
                -Czas też zmobilizować Radę. – powiedział Hao. – Mam nadzieję, że jakieś głupie zasady z Turnieju nie będą ich już ograniczać…
                -Są całkowicie pod twoją jurysdykcją, Hao. – powiedziała Mugen. – Normalnie ich zasady obowiązują, ale muszą ciebie słuchać, jako ich szefa. I nie mogą powołać się na swoje turniejowe zasady.
                -Dobrze wiedzieć. A więc dobrze, Shiki, Kuroshi i Shiroshi, zajmiecie się wywiadem w szeregach wroga.
                -Jasne.
                -Tak jest, Hao-sama!
                -Anna, Pilika i Ren, zajmiecie się planowaniem obrony.
                -Dobrze.
                -Jasne.
                -Nie ma sprawy.
                - Opacho i Yoh, zajmiecie się sprawą sojuszników. Opacho, ty pójdziesz do Drużyny Gwiazdy i wytłumaczysz zaistniałą sytuację.
                -Opacho zrobi to, co chce mistrz Hao!
                -A ja głupi miałem nadzieję, że ta kadencja będzie spokojna…Zrobię to. – powiedział Yoh, wstając z miejsca i rozciągając się niczym kot.
                -Reszta nieprzydzielona ma być gotowa. Jeżeli Anna, Yoh lub Shiki będą potrzebować pomocy, to wtedy do was będą się kierować.
                Niezrzeszeni kiwnęli głową na znak zgody. Trey po cichu nawet się cieszył, że nie będzie musiał na razie nic robić.
                -Kuroshi i Shiroshi, zostańcie jeszcze na chwilkę. – powiedziała Mugen. – Hao-san ma zamiar wypytać o dane statystyczne.
                -Hai! – odpowiedzieli zgodnie, a Yoh pod nosem coś mruknął o statystyce. (,,Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwo, duże kłamstwo i statystyka” – dop. Yoh).
                -A więc do dzieła. – powiedział Król Duchów i po chwili w Sanktuarium zostali tylko on, Hao, Śmierć i Pierwsza Para.
                -Dobrze. – westchnął Hao. – Nie będę owijał w bawełnę. Nie będziecie tylko wywiadem w szeregach Marco. Pilnujcie też Jeannie. Zbyt długo byliśmy po przeciwnych stronach barykady, żeby od razu mógłbym jej zaufać.
                -Rozumiemy, Hao-sama. – odpowiedział Shiroshi.
                -To wszystko. Możecie już iść i się zająć zadaniem. W razie co mówcie, że pytałem was o stan zabitych szamanów.
                -Których jest, swoją drogą, cztery i pół tysiąca. – mruknęła Kuroshi, po czym z bratem wyszli z Gwiezdnego Sanktuarium.
                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                Hmmm, w końcu skończyłam tę część! Nie umiałam tego ładnie zakończyć, ale okazuje się, że godzina dwunasta jest całkiem dobra do myślenia XD
                Shiki: Nie zapomnij o maratonie Elevena grającego w Five Nights at Freddy’s 4.
                To też -^^-
                Jakoś specjalnie wielkich ogłoszeń to to nie mam…Chociaż…Po SK zostaną opublikowane krótkie one-shoty o No.6, bez konkretnej fabuły w moim stylu, że dzieje się coś dziwnego czy coś tam…Nie wiem, jak to opisać XD
                *Huk, wybuchy i wpadający bliźniacy do pokoju*
                Hao&Yoh: Darka-san!
                Co jest?
                Hao: Kyuu szaleje!
                Co? Ta oaza spokoju w naszym domu o.O?!
                Yoh: Nie wiemy, o co chodzi!
                Czekaj no…A może stevia się nam skończyła…
                WDP: Że niby co o.O?
                Słodkie listki, które się żuje. Smaczne są, a Kyuu jest od nich uzależniony.*macha ręką* Czas uspokoić Lisa…*bierze do ręki bazookę załadowaną ogromną siatką z metalowych lin i zakłada wirtualne okulary, po czym na policzkach maluje znaki wojenne* Na polowanie!*wybiega z pokoju z okrzykiem bojowym*
                Shiki: Współczuję mu…
                Hao&Yoh: Ja też.
                Hao: No to może my kończymy…
                Pozdrawiamy!
                Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia
               
                *Darka wchodzi do pokoju ze związanym i zakneblowanym Lisem akurat wtedy, gdy Shiki wciska ,,Opublikuj”*
                Kryzys na chwilę obecną zażegnany, ale muszę stevię zamówić…*rzuca Kyuu w kąt pokoju*
                Hao: Duże zniszczenia?

                Niezbyt, tylko jedna ściana poszła.
EDIT: O słodki Jezusie, nie zauważyłam, że powinna być część czwarta! Raany, jaki wstyd ;-;

2 komentarze:

  1. Naruko: Haha ale mi się mordka cieszyła >.< nowy rozdział pół litra sake i coli heheh. Oglądała ten maraton u elevena hoho straszne
    Naruto: być może nie widziałeś pijanego kyuubi'ego wrrrr strażne
    Naruko: no nie widziałam ale Madare już tak.
    Naruto: masakra
    Naruko: nom, ale wracałąc to opka przeczytała całe( nawet to "wycięte" ) a takie mam pytanko ........ Jaki smak miały te lisie żelki ?
    Kyuu: mrrrrr~
    N&N&M: 0.o
    Kyuu:No co? Przypomniał mi się smak chakry hashiramy heheh
    Naruko: ok ..... Masz jeszcze ???
    Kyuu: nie
    Naruko: trudno. czekamy na next
    Pozdrawiamy
    Naruko i reszta :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że się notka spodobała -^^-
      Co do stevi, to tak jak pisałam, są to takie słodkie, średniej wielkości słodkie listki, które się żuje albo wrzuca do herbaty. Na opakowaniu pisze, że to naturalny słodzik, a tata powiedział, że są niekaloryczne XD Więc to nie są żelki X'D
      Kyuu: *żuje zadowolony i cały w serduszkach* Acham -^,.,^-
      Ach, co ja z tobą mam, cholerny Lisie XD
      Hao: Poza tym pijany Kyuu jest przezabawny, jak dla mnie.
      Cała Drużyna Pierścienia pijana jest przezabawna, zacznijmy od tego XD
      To na tyle, muszę zrobić małą zmianę w Dzwonku Wyroczni ^.^
      Pozdrawiamy~!
      Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia

      Usuń