Kyuu
nie mógł wprost uwierzyć w swoją głupotę.
Zamiast
chodzić, jak jakiś głupi śmiertelnik bez nawet krztyny chakry w żyłach, Kurama
przecież może się teleportować! A teleportacja jest szybsza od chodzenia! I
basta. Nikt na tym świecie nie przetłumaczy mu inaczej. Nikt. Zwłaszcza kiedy był wkurzony. Ot co.
Co
prawda nie działały, by móc wydostać się na
zewnątrz, co zapewne było działaniem bariery, ale są doskonałe do
poruszania się wewnątrz.
Za dużo czasu spędziłem w towarzystwie Naru,
teraz jego kretynizm mnie się udzielił —
pomyślał z zażenowaniem Lis. Gdyby Shukaku tylko to zobaczył… Kyuu już prędzej
pociąłby się mydłem w płynie o zapachu gumy do żucia niż miałby żyć ze wstydem.
Niemal natychmiast
zaczął korzystać z jednej ze swoich ulubionych technik: Teleportacji Ognia.
Dzięki
temu, że Lis miał niemalże nieskończone pokłady chakry, to mógł podróżować tak
przez całe Podziemie i nawet się nie spocić. Technika ta zabierała tak mało
jego energii, że nawet Sakura mogłaby teleportować się tak z Konohy do Suny i
się nie spocić. Chyba. Sakura miała zaskakująco małe pokłady chakry, ale za to
kontrola jej jest na niebywałym poziomie.
W
pewnym momencie jednak coś mu stanęło na drodze. A może ktoś? Cuś? Nad
nazywaniem robotów o niezidentyfikowanej płci i jeszcze ciągotami do
tanswestycji jeszcze popracuje.
—
Mettaton…
—
Ach, pamiętasz mnie, darling!
—
Oczywiście, że cię pamiętam, próbowałeś dopiero co mnie zabić, pamiętasz?
—
Właśnie w tej sprawie cię zatrzymuję, człowieku.
Kyuu
zajęczał głośno.
—
Nie jestem cholernym człowiekiem! Jestem DEMONEM! Czy mam to przeliterować? Nie
ma sprawy! D-E-M-O-N. Jestem demonem, do jasnej cholery!
Kurama
chętnie by użył mocniejszych słów, ale jakby Artemis dowiedział się, że ich
używał to by chyba go oskórował. A bynajmniej oskórowałby jego lisią postać,
chłopakowi jakoś nie widzi się krzywdzenie ludzi. Kyuu solennie sobie
poprzysiągł, razem z Weną oczywiście, że nad tym jeszcze popracują. A jak
biedaka będą chcieli zgwałcić i on się nie obroni, bo nie chce skrzywdzić
innych?
A
skoro o brutalności mowa…
—
Ałć, darling! Za co?!
Lisowi
przypomniało się, że miał przyłożyć Mettatonowi. Dla jego własnego dobra
oczywiście.
Tylko
i wyłącznie dla jego dobra. A przynajmniej tak wmawiał sobie Kyuubi.
—
Słuchaj no mnie, panie. Ale słuchaj bardzo uważnie. Lepiej dla ciebie, jeżeli
nie będziesz od tak wyjawiał czyichś tajemnic, a zwłaszcza kobiet. Bo możesz
przez przypadek obudzić prawdziwego Diabła… — Kyuu zapatrzył się w przestrzeń
niewidzącymi oczami.
Kiedyś
ktoś zdradził tajemnicę pierwszej jego jinchuuriki. Jakiś facet, już nawet nie
pamiętał kto to był. Nawet bez używania jego mocy zdołała…
Nie.
Nie ma zamiaru sobie tego przypominać. Nadal straszy go to po nocach i tyle mu
wystarczy. I wtedy to właśnie nauczył się, żeby nie zadzierać ze wściekłą
kobietą. Dla niego i reszty otoczenia lepiej jest, jeżeli po cichu się wycofa.
Tak też jest łatwiej. I przy okazji wyjdzie z zasięgu rzeczy rzucanych przez
kobietę. Tak na wszelki wypadek. Dla jego własnego bezpieczeństwa i dobra.
—
Stary, poważnie mówię, nie rób tego. Po prostu nie — chwycił za ramiona Mettatona. — Tak jest lepiej dla
wszystkich, rozumiesz? A zwłaszcza dla ciebie lepiej — zaczął nim potrząsać. —
Obiecaj mi, że tego nie zrobisz więcej!
—
Człowieku, puść mnie! Posądzę cię o tykalność mojej nietykalnej osoby, darling!
—
NIE JESTEM CZŁOWIEKIEM DO CHOLERY! — Wykrzyknął Kyuu, pokazując przy tym
wszystkie swoje kły, a oczy błysnęły z wściekłością.
Mettaton
natychmiast umilkł, kiedy tylko wyczuł zabójczą intencję u Lisa. Sensory jego
wariowały od dziwnych wytycznych pochodzących z tego otoczenia, ale wiadomość
Kuramy dotarła do niego jasno: nie wkurzaj mnie więcej, bo to źle się dla
ciebie skończy.
—
Skoro nie jesteś człowiekiem, to niby kim?
—
Zapytaj Alphys jak już ją przeprosisz, to się dowiesz. Poza tym już mówiłem kim
jestem, musisz sobie chyba pamięć wymienić skoro już nie pamiętasz. Nie. Mam.
Czasu. Z drogi!
I
Kyuu zaczął teleportować się dalej, zostawiając oszołomionego Mettatona za
sobą.
Zostało
mu zaledwie pięćdziesiąt minut do obiadu i miał sporą obsówkę. Musiał się
pospieszyć, jeżeli pragnie jeszcze żyć.
Szczerze
mówiąc to do teraz nie pamiętał, jakim cudem dostał się tak szybko do pałacu
zamkowego. Teleportacja miała mimo wszystko wady — jeżeli za często jej
używasz, to otoczenie zaczyna ci się zlewać ze sobą, nawet jeśli jesteś jednym
z najpotężniejszych demonów żyjących na tej Ziemi.
I
musiał przyznać, że miał niezłego pecha, że akurat tutaj trafił na Sansa.
— Człowieku…
Kyuu
nie miał nic do tego gościa, poważnie, nawet jeżeli jego suchary są
przynajmniej dziwne, serio. Ale Kyuubi’emu skończyła się już odstawiona na
ciężkie czasy cierpliwość. Najwyższy czas pokazać, że jest tym cholernym
demonem, a nie człowiekiem.
Zaczął
składać bardzo szybko znaki, a po chwili przebił kłem kciuk i trochę krwi
skapło na posadzkę.
— Hej, kolego, co ty robisz?
—
Biorę cię na wycieczkę. I nie masz nic do gadania, gaki — chwilę później Kyuu
przejechał kciukiem po czole Sansa, a ten upadł na posadzkę.
Szkielet
znalazł się w… dziwnym miejscu. Wszędzie było mnóstwo wody, a wokół niego było
dużo drzwi. Przez chwilę wydawało mu się, że jest w jakimś dziwnym szpitalu
prosto z horroru.
—
Chodź
za moim głosem, gaki.
Z jednej strony Sans nie miał ochoty słuchać tego głosu,
ale z drugiej strony brzmiał on dziwnie podobnie do Kyuu… Odpalił swoje glaster
blaster (na wszelki wypadek) i powoli przemieścił się do źródła głosu. Po
chwili stanął przed czerwonymi drzwiami.
— Na
co czekasz? Wejdź do środka.
Sans
pchnął drzwi i wszedł do środka. Zobaczył ogromne stalowe kraty, otwarte.
Cokolwiek miało być tam zamknięte, już nie było, a ciemność otaczała tamo
miejsce. A w tej ciemności majaczyły się czerwone, złowrogo błyszczące oczy. Po
chwili poczuł na twarzy podmuch ciepłego powietrza.
Ale
czy na pewno powietrza?
Sans
wystrzelił jeden laser w górę, dzięki czemu zobaczył, co się majaczy w
ciemności. Była to ogromna postać szczerzącego się Lisa, leżącego na całej tej
wodzie. Dziewięć rudych ogonów wirowało nad jego postacią.
Szkielet
niemalże podskoczył, kiedy go zobaczył. Kyuubi zaśmiał się w głos.
—
Nie
masz się czego obawiać, gaki. Tak bardzo chciałeś widzieć we mnie człowieka więc co ty na to powiesz? Może w końcu
wbije ci się do twojej twardogłowej czaszki fakt, że jestem demonem!
Po chwili Sans ujrzał błysk światła i po chwili z ciemności
wyszła ludzka postać Kuramy, który wciąż się szczerzył.
—
Uwierz mi, jeszcze trzy lata temu zajebałbym was wszystkich na miejscu za to,
że choćbyście myśleli o tym, że jestem człowiekiem. No ale wiesz, czasy się
zmieniają, podobnie jak moi jinchuuriki i ich szefowie, przez co musiałem się
nauczyć cierpliwości. Co za ból w tyłku.
Kyuu
podszedł do Sansa i poklepał go po głowie.
— Gdzie my jesteśmy?
—
W duszy mojego jinchuuriki. Jestem w nim aktualnie zapieczętowany. Może, ale
tylko może byłbyś w stanie mnie tutaj
poważniej zranić. O zabiciu nie ma mowy, bo nie mam w tym miejscu ciała, a
jedynie jego projekcję. Duszy w ogóle nie mam. A i nie strzelaj więcej tutaj
laserami, Naruto potem ma okropne bóle głowy przez to.
—
Rasengan!
I
w tym momencie Kyuu dostał techniką w tył głowy.
—
Naru! Za co?!
—
Za chęć do życia i miłość do ojczyzny! Gdzie ty się podziewasz, do jasnej
cholery co?! Wszyscy cię szukają!
—
A uwierzyłbyś mi, gdybym ci odpowiedział, że sam nie wiem, gdzie jestem? W
jakimś Podziemiu, to na pewno. Chyba gdzieś pod Tybetem, ale łba za to nie dam.
—
Pojechałeś do Tybetu beze mnie?!
Kyuu
poklepał się po uszach, marszcząc przy tym brwiami. Widać, że głowa go zabolała
od krzyku Uzumaki’ego.
Oczywiście
to też mogło mieć też związek z przyjęciem rasengana na główkę, ale to
kompletnie inna sprawa.
—
Na pewno nie z własnej woli, pracuję nad wydostaniem się stamtąd.
—
No ja myślę. Przekażę Darce-san, że jesteś gdzieś pod Tybetem w jakichś podziemiach
czy innych tam lochach i przylecimy cię pewnie odebrać.
—
Spoko, tylko pamiętaj, że mają jakąś chrzanioną barierę.
—
E tam, pewnie nic, czego by dobrze umiejscowiony rasengan by nie rozwiązał.
Albo Rasenshuriken, ta technika rozedrze wszystko.
—
Oj tak, bolało jak cholera, kiedy nim oberwałem.
Przez
chwilę kontemplowali tak, jinchuuriki i biju, nad pięknem i śmiercionośnością
tej cudownej techniki, jak również myśleli nad ich pojedynkiem sprzed laty.
Ach,
piękne czasy, wtedy Kyuu mógł spokojnie palić żywcem duchy bez obawy o ból
głowy.
A
skoro o duchach mowa…
—
Ej, przy okazji, jak będziecie po mnie lecieć, to weźcie jakiego egzorcystę ze
sobą, dwa duchy za mną non stop latają, a do tego chyba słonecznik jest
opętany.
—
Słonecznik? — spytał Naruto niepewnie, marszcząc przy tym brwi.
—
Naprawdę nie chcesz wiedzieć — zadeklarował Kurama.
Naruto
westchnął, po czym dopiero teraz uświadomił sobie, że jest ktoś jeszcze w jego
umyśle.
Przyjrzał
mu się.
Szkielet
w niebieskiej bluzie i różowych kapciach?
Heh,
pewnie spodobałby się tej różowej małpeczce, Yachiru.
—
Kurama, co tu do cholery robi ten szkielet? — Rzekł Naruto, przygotowując się
do epickiej walki o swoją duszę.
—
Uznałem, że ktoś powinien w końcu zauważyć, że jestem pieprzonym demonem. Co
prawda Alphys domyśliła się sama, kochana, choć irytująca istota, ale reszta
jakby nie chce się słuchać.
—
Typowe. Też mnie nie słuchali, kiedy mówiłem, że zostanę bohaterem Konohy i co?
Jestem teraz bohaterem wojennym wszystkich nacji i jedną z najpotężniejszych
osób w tamtym uniwersum!
—
Heh, nie musisz mi tego mówić. Dobra, zmywam się, mam króla do spotkania i
barierę do rozwalenia.
—
Pod warunkiem, że my nie rozwalimy jej pierwsi — powiedział Naruto na odchodne
i zniknął.
Zapadła
chwila ciszy.
—
Technika, która rozedrze wszystko?
— powiedził Sans.
—
Ano. Rasenshuriken rozwala nerwy bodajże na poziomie atomowym czy coś takiego
wieloma precyzyjnymi jak cholera atakami małych igieł. Ciało niby pozostaje w
miarę całe po tym wszystkim, ale regeneracja po tym zajmuję dłuższą chwilkę. O ile ją w ogóle przeżyjesz — powiedział
Kyuubi mrocznie.
—
A-ach
— to jedyne co Sans mógł powiedzieć.
Być
może i jego Gaster Blaster potrafiły zrobić z kogoś przystawkę na grilla, ale
nie były one w stanie rozwalać nerwów na tak małym poziomie, nie mówiąc o
zachowaniu przy tym ciała.
Wow.
Po prostu… Wow.
—
Dobra Sans, wynosimy się stąd, bo być może i Naruto przekaże szefowej, gdzie
jestem, to i tak wolę być na miejscu, kiedy ona przybędzie pod barierę.
Szkielet
nie zdążył nic powiedzieć, kiedy Kurama pstryknął palcami i wszystko po raz kolejny
zniknęło.
Kyuu
szedł do króla razem z Sansem.
Czy
też raczej, Kyuu szedł do króla ciągnąc za sobą ten leniwy szkielet. Lepiej
mieć przy sobie kogoś, kto wiedział, że nie jest człowiekiem i najwidoczniej ma
wolny dostęp do pałacu królewskiego. To musiało znaczyć coś dużego, w końcu nie
zaprasza się prawie że obcych do chodzenia jak się chce po zamku.
Ale
w każdym razie nie jest to ważne.
Kurama
pogadał z Królem, potem znowu przesiedział ataki, aż w końcu król się znudził.
Ale
Kyuu i tak był pod wrażeniem, bowiem ten potwór był zdecydowanie potężniejszy
od reszty. U tamtych ataki były mocnymi łaskotkami, a te ataki były raczej
drapnięciami niż łaskotkami, co ustawia się po stronie plusów.
Co
prawda niewiele one zdały się na Kyuubi’ego, ale Kyuubi to Kyuubi, na niego
działały tylko techniki zaprzężone w chakrę i brutalna siła, chociaż to drugie
i tak było podchwytliwe z tą jego regeneracją.
Potem
przylazł Flowey.
Zaczął
coś chrzanić, standardowa gadka szmatka głównego złoczyńcy przy finałowym
stage’u.
A
potem, potem ktoś zawołał poprzez barierę:
—
Halo! Każdy po drugiej stronie niech odsunie się od tych cholernych drzwi,
rozwalamy je na drobny mak za dokładnie minutę!
Kyuu
momentalnie rozpoznał głos Darki, z czego się ucieszył, jednakże chwilę potem
zbladł, kiedy tylko usłyszał komunikat.
Szybko
chwycił Flowey’a i odsunął się od bariery, a kiedy pociągnął słonecznika,
pociągnął za sobą również resztę potworów.
—
Uwaga, Naruto zaraz przywali nie jednym, lecz dwoma Rasenshurikenami w tę barierę!
Odliczam! 10, 9, 8… A, walić to, Naru, wal!
I
walnął tak mocno, że aż huknęło.
I
nagle bariera zniknęła.
—
No, była bariera, ni ma bariery — to był jedyny komentarz ze strony Kuramy.
—
Kura-chan~! — nagle na biednego demona rzuciła się kuzynka Weny, Silene.
Silene
była demonicą o czarno-białych włosach i brązowych oczach, która za cel swego
życia ustanowiła wyjść na Kuramę i mieć z nim gromadkę dzieci.
—
No nie! Po co ją tu przywlekliście?!
—
Twoja kara za nie pomyślenie wcześniej, że możesz dotrzeć do nas przez Naruto —
powiedziała Darka. — Swoją drogą, Ichigo, weź załatw te duchy i
opętanego słonecznika.
—
Przecież nie jestem egzorcystą.
—
Ale jesteś shinigami, prawie na jedno
wychodzi. No już, bierz się do roboty!
Ichigo
westchnął cierpiętniczo, ale chwycił za Zangetsu i odesłał dwa duchy do
zaświatów.
—
Hmm… Osoba w tym słoneczniku powinna być martwa już od lat, a jednak żyje.
Ciekawa sprawa, Kurotsuchi by się zainteresował.
—
Ichigo, co ci mówiliśmy o okrucieństwie wobec innych? — powiedział Yoh Asakura,
czytając przy tym mangę.
W
tym właśnie rozdziale mangi Ao no
Exorcist Rin zostaje przyjęty do
Akademii Prawdziwego Krzyża i miał się nauczyć, jak korzystać z jego
nowoodkrytych mocy oraz zostać egzorcystą jak jego brat bliźniak i przybrany
ojciec. Zapowiadało się ciekawie, nie ma co.
—
Ta, ta, spokojnie, nie oddam go tam. Ale i tak muszę go przeciąć, bo inaczej
ten potworek w życiu spokoju nie zazna — rozejrzał się po osobach w
pomieszczeniu i spojrzał na Toriel i Asgore’a — On jest chyba waszym szczylem i
pewnie nawet nie mieliście o tym pojęcia. Poważnie, eksperymenty na duszach
powinny zostać zabronione. No cóż, żegnam — i Ichigo wysłał świadomość Asriela
do Zaświatów, kiedy król i królowa przeżywali ciężki szok.
—
Wiecie, w sumie o ciekawe, że z jakiejś racji wy, potwory, myśleliście, że
siedem dusz ludzkich dzieci niewinnych jak małe kociaki (w większości
przynajmniej) pozwolą wam wydostać się z Podziemia — zaczęła mówić Darka. — Anna,
ty tu masz wiedzę na chyba wszystko, powiedz mi, na czym polegała ta bariera.
—
Jest to ten typ bariery, która jest dostosowywana do wierzeń ludu. Jeżeli
potwory myślałyby, że są to zwykłe drzwi, to mogliby wyjść już dawno temu,
jednakże skoro uznali, że potrzebnych jest siedem dusz ludzkich, to bariera się
do tego dostosowała — odpowiedziała szybko Anna.
—
Hmm, ciekawe. Dobra, koniec tego dobrego, ferajna, idziemy do domu! — Zawołała
szefowa i Kyuubi chyba nie mógł być bardziej zadowolony.
Gdyby
tylko Silene się od niego odczepiła, to byłoby już totalnie cudnie.
---------------------------------------------
Koniec!
At last XD
A
więc, nie mam wymówki na niepisanie. Poza zapomnieniem o blogu, kiedy odkryłam
prawdziwe piękno AO3 i ff.net.
Ach,
czytanie kilka fanfiction na tydzień jest doprawdy cudnym uczuciem :’)
Nie
wiem, kiedy coś następnego dodam. Wiem tylko, że pracuję nad kolejną aranżacją
UT, tyle że nie parodię i (mam nadzieję) trochę mroczniejszą. Czy coś z tego
wyjdzie? Nie mam pojęcia!
Coś
z tego pomysłu możecie zobaczyć na moim dA, gdyż dodałam tam coś w stylu połowy
strony niby komiksu. Co prawda to będzie normalny fanfic, o ile go napiszę, ale
jakoś tak fajnie mi tamto wyszło, że uznałam, że opublikuję.
Mam
też kilka szkiców Sansa i Friska (bo w tym AU jest on chłopakiem), które będą
opublikowane w ciągu kilku następnych kilku dni. Głównie ekspresje twarzy i
jedną część ubrania ( Frisk – płaszcz,
Sans – nowy golf), ale zawsze coś.
W
każdym razie powiem tyle jeszcze – zdałam maturę i dostałam się na studia ^^
idę na informatykę, bójcie się XD
Dobrze,
wystarczy już tego ględzenia. Życzę wam miłego wieczoru ^^.
Pozdrawiamy!
Dawno
niewidziana Darka3363 i jeszcze dłużej nie widziana Wesoła Drużyna Pierścienia
Kiedy
tylko Kyuu zdołał się uwolnić od Silene i przedrzeć się przez hordę potworów
kontemplujących piękno świata, zaczepiła go Toriel.
—
Drogie dziecię…
Kyuu
miał tego serdecznie dość.
—
Do cholery jasnej! NIE JESTEM DZIECKIEM I NIE JESTEM CZŁOWIEKIEM, TYLKO
DEMONEM, DO CIĘŻKIEJ CHOLERY!
Darka
tylko spojrzała na niego ze zmartwionym wzrokiem.
—
Biedny Kura-chan, chyba miał ciężkie ostatnich parę godzin. Ach, nic to,
idziemy na obiad! Dzisiaj mamy schabowe! — i szczęśliwa dziewczyna jako
pierwsza ruszyła w stronę otwartego portalu prowadzącego do domu.