piątek, 15 sierpnia 2014

Shaman King,cz.4-Najgorsza prawda boli,ale nadal jest lepsza od najpiękniejszego kłamstwa,czyli przepis Hao na poprawę humoru.

Ave!Jak miło wreszcie powrócić z kolejną częścią Shaman Kinga!
Kyuu:Jak wyszło i o co chodzi z poprawą humoru po bolącej prawdzie?Tego się dowiecie z rozdziału,który,mamy nadzieję,że się spodoba.
Sakura:Mnie się osobiście spodobał.Choć nie skończyło się to dobrze dla kilku osób...
Feliks:I to totalnie.
Toż to Feliks nas raczył odwiedzić!Ale,ale,nie przedłużając,zapraszamy do czytania.
------------------------------------
-Jak to co?Dlaczego postanowiłeś nagle się zmienić i dołączyć do Hao Asakury?-zapytała Jeanne swoim melodyjnym głosem.
-Ja się nie zmieniłem.Właściwie,to teraz dopiero jestem sobą.-odpowiedział spokojnie.
-Co masz na myśli,Yoh?-zapytał HoroHoro.
-O,śnieżynka zadała inteligentne pytanie,czyżby się zbliżał armagedon?-zapytał ironicznie Ren.
-Odszczekaj to,krótkomajtku!!!
-CISZA!Dajcie mu zacząć.-powiedziała Anna.
-Tak jest,pani Anno...
Krótkowłosy szaman ponownie zaczerpnął powietrza i zaczął mówić:
-Co miałem na myśli?To,że przez lata byłem więziony we własnym umyśle.To,że dziadek stworzył mi fałszywą osobowość,która daje się łatwo manipulować rodzinie,prócz Hao,oczywiście.To,że nie miałem przy sobie mojego prawdziwego Ducha Stróża,która zawsze mnie wspierała w trudnych chwilach,zamiast rodziny.To,że zawsze ukrywano przede mną prawdę o tym,że posiadam starszego brata.To,że nigdy nie mogłem mieć wolnej woli czy świadomości działania.Ale to się zmieniło,już nie jestem marionetką i wybrałem stronę,która mi odpowiada.Bo wiem,że tutaj przynajmniej nikt mnie nie okłamie czy oszuka.
-Yoh,nie rozumiesz,dołączyłeś do kogoś,kto...-zaczął Lyserg,a zawołany się wkurzył.
-To TY nie rozumiesz.-zaczął spokojnie-Rozumiem,że jesteś wściekły i rozżalony,bo to widać,choć starasz się to ukryć.Ale jesteś zaślepiony chęcią zemsty przez co nie widzisz co dobre,a co złe.Ale nawet nie wiesz,co się stało wtedy rzeczywiście,bo nigdy nie spytałeś się Hao,jaka jest jego wersja tamtego dnia.-zaczął mówić podwyższonym tonem do Lyserga-Bo chcesz widzieć i myśleć to,co chcesz,a nie prawdę.Wyobraziłeś sobie,co się działo na zewnątrz,ale nigdy nie chciałeś się dowiedzieć,jak to wyglądało w perspektywie kogoś innego.Lyserg,ja chcę być po stronie,gdzie nikt mnie nie traktuje jako narzędzie,ale jako człowieka.Zdziwieni?Hao jest bardziej ludzi niż myślicie,że jest.Może i prawda w oczy kole,ale nadal to jest prawda.Tylko w tym jednym się nie zmieniłem:Zawsze będę mówił prawdę,niezależnie od tego,kim będę.-ostatnie zdanie praktycznie wykrzyczał,a oczy błyszczały hamowanym gniewem.
Odwrócił się na pięcie z rozmachem,płaszcz i warkocz na chwilę zatrzepotały(nie wiem,jak to wyrazić),po czym poszedł w kierunku wyjścia ze stadionu.Z daleka było widać,jak blask słońca odbija się od łańcuszków na spodniach i pierścieni na palcach.Po chwili dołączyli do niego obozowicze z Hao na czele.Wyglądali niemal jak Liga Sprawiedliwych odchodzących w stronę zachodzącego słońca w starym westernie(wybaczcie mi...nie mogłam się powstrzymać!).Na arenie zostali tylko X-Laws i dawna drużyna Yoh.Przez chwilę gapili się na wejście na arenę,po czym zaczęli się rozchodzić w swoje strony w milczeniu z mieszanymi myślami i uczuciami.
A co w tym czasie u Yoh i reszty...
-No,jak się czujesz po tej tyradzie?-zapytał brata Hao.
Młodszy Asakura leżał na trawie z rękoma pod głową w roli poduszki,nogi założył jedną na drugą i patrzył w niebo.Hao siedział obok niego pod drzewem,patrząc na brata.
-Tak jakby mi...lżej,w sensie psychicznym,ma się rozumieć.Jakby ostatnie łańcuchy ze mnie spadły,a oni dowiedzieli się,co zrobił Yohmei.Że nie jest taki,jaki się na początku wydaje.Dopiero teraz czuję się taki...wolny.Tak,myślę,że to dobre określenie.-spojrzał na Hao.
-Ale nadal wyglądasz tak,jakby przydałaby ci się ,,mała'' dawka poprawy humoru,braciszku drogi.
-Może...-odpowiedział,widząc niebezpieczny błysk w oku bliźniaka.
-I sądzę,że reszta chętnie nam w tym pomoże...
-W czym?-zapytał Yoh,zaintrygowany.
-To,że mam tysiąc lat,nie oznacza,że czasem nie mogę się zabawić,a tylko i wyłącznie zajmować się sprawami świata.Chodź.-machnął zachęcająco ręką.
Bliźniacy wstali i podeszli do obozu,który chyba już wcześniej został poinformowany o tym,że ich mistrz postanowił się trochę,,zabawić''...Kosztem kogoś innego,rzecz jasna.Hao wprowadził w to swego brata i zaczęli się przygotowywać.Wiadomo było,kto będzie ich ofiarą,gdyż był to ulubieniec chyba wszystkich osób w Dobie...
Środek nocy,kryjówka X-Laws.
Yoh i Hao podeszli pod coś,co wyglądało jak wielopiętrowy dom towarowy,z balkonami i dużymi oknami.Hana-gumi zabezpieczały tyły domów,a Luchist i Zang-Ching pilnowali tyły bliźniaków,żeby nikt niepowołany ich nie zobaczył.Wkradli się do środka.Na przód Hao wysłał małego duszka ognia,żeby oświetlał im drogę i szukał pułapek.Yoh przywołał duszki wiatru,aby tworzyły iluzję,by nikt ich nie wykrył tak łatwo.Weszli po cichu do pomieszczenia,gdzie znajdował się pokój Marco.Sam okularnik dość dostadnie dał im do zrozumienia,iż twardo śpi.Jak?Głośnym i donośnym chrapaniem,że aż się zdziwili,że nie słychać go było na dole.Bliźniacy pochowali się tam,gdzie mogli pozostać niezauważeni,a Hao użył Reishi,żeby przesłać myśl Marco,aby przekonać go,iż właśnie podczas snu wpadł na genialny pomysł pozbycia się Ognistego Szamana,tak,aby się nie połapał,że jest to jeden z jego pierwszych pomysłów.Tak jak podejrzewali,Marco natychmiast wstał i wyleciał z sypialni jak poparzony.Bracia nie tracili czasu i wzięli się do roboty.Wzięli wszystkie mundury Marco i ubrania,jakie tylko znaleźli w szafie,po czym wywalili je przez okno,gdzie czekała już Mari razem z resztą Hana-gumi z wielkim kotłem pełnym gorącej wody.Wrzuciły tam ubrania,po czym wlały dość sporą ilość czerwonej farby,aby ubrania zafarbowały się na różowo.Bliźniacy nie musieli się martwić,że ktoś ich wykryje:przed drzwiami stał były przywódca X-Laws i pozbawił go przytomności.Przeniósł go na łóżko,gdzie bliźniaki już coś na niego szykowali...
Zang-Ching w tym czasie montował kamerki w jadalni.Hana-gumi oddały z powrotem ubrania Marco,a Luchist bez ceregieli wrzucił je luzem do szafy,po czym zamontował małą kamerkę w lustrze i w kącie pokoju.Yoh zrobił jeszcze komiczne zdjęcie Wyrzutka,po czym wyszli z budynku.Rano mieli się dowiedzieć,czy plan poszedł po ich myśli.Jednak jedna osoba postanowiła dodać coś od siebie i została na chwilkę dłużej.Była to Mari,która z iście szatańskim uśmiechem zaczęła coś robić z twarzą Marco...
Nazajutrz nad ranem wszystkich szamanów w Patch obudził wrzask Marco.Większość pomyślała,że znowu mu się nie udało ,,unicestwić Hao'',więc położyli się z powrotem do łóżek.Ale nie wszyscy...W tym czasie obóz cały padał na łby ze śmiechu.Właśnie obejrzeli nagranie,gdyż kamerka wysyła film na bierząco.Zobaczyli,jak Marco wstaje z różowymi włosami,pomalowany na twarzy przez Mari(czerwone,oczodajne usta,czarne cienie z dodatkiem srebra,do tego jeszcze brokat i eyeliner i maskara).Dodajmy to,że ten makijaż jest praktycznie nie do zmycia,bo Mari dołożyła troszkę Furyoku,aby makijaż wytrzymał co najmniej cały dzień,nieważne,słońce,śnieg,grad czy burza,nic totalnie nie zadziała,nawet woda z popiołem.Kiedy Marco,załamany swym aktualnym wyglądem,zajrzał do szafy,na jego stopy wyleciały,teraz różowe,wszystkie mundury.Przez Dobie przeszedł kolejny wrzask,a obóz zatrząsł się ze śmiechu.Kiedy zszedł do jadalni,pozostali próbowali(bezskutecznie)powstrzymać się przed wybuchem śmiechu,a Lyserg spadł z krzesła.Jak przyszła Jeanne,ta tylko się zapytała:,,Marco,a dlaczego przefarbowałeś się na różowo?".No cóż,wtedy wypowiedź Iron Maiden była tą kroplą przepełniającą czarkę,i X-Laws zaśmiało się tak bardzo,że najbliższe sąsiedztwo,oddalone o 500 metrów zastanawiało się,co się tam dzieje.A Marco miał dwie opcje:Nie będzie dziś wychodził z domu(co jest niemożliwe,gdyż ma dziś walkę),albo zniesie to z godnością i wiedzą,iż jest już skończony w świecie internetu.No cóż,pozostaje opcja nr 2.^^.
Kiedy obóz Hao szedł na arenę,nie ukrywała swego ogromnego zadowolenia i dobrego humoru.Nie na codzień bowiem wiadomo przed wszystkimi,że czeka taka wielka niespodzianka dla widowni,a doskonale wiedzieli,iż Marco,aby nie zhańbić imienia X-Laws,postanowi zhańbić siebie,ale przyjdzie dopiero na walkę i nie wyjdzie wcześniej z domu,to też wiedzieli.Wszyscy już siedzieli na swoich stałych miejscach na trybunach,HoroHoro czekał na swego partnera(jak to zabrzmiało,bożżż...Marco dobrym kompanem O.O).Drużyna przeciwna zaczęła się niecierpliwić,ale nasz drogi sędzia oznajmił,że jeszcze mają pół minuty do godziny rozpoczynającej pojedynek.Kiedy już Wyrzutek się pojawił,szamani byli osłupieni nagłą zmianą jego image'u.Makijaż,różowe ubrania,do tego farbowane włosy na oczodajny róż(Hao powstrzymał Yoh,żeby ten nie przesadził i nie pofarbował jego końcówek na kolor włosów Hao,bo jak to ujął,,To będzie hańba dla tego szlachetnego koloru'').Cały stadion,na początku osłupiały,po chwili zatrząsł się śmiechem,roznosząc hałas po całym Patch.Wiele osób robiło zdjęcia,a Silva,gdyż on właśnie sędziował w tej walce,który ledwo się powstrzymywał przed wybuchem śmiechu(w końcu jest przedstawicielem Króla Duchów,nie może się wygłupić przed całym Dobie),zarządził rozpoczęcie walki.Marco,chcąc to szybko zakończyć i dalej starać się przywrócić swój dawny wygląd,szybko zaatakował nieświadomych przeciwników.Ci nawet przez śmiech nie mieli sił się obronić,a ich kontrole ducha zostały złamane.Wyrzutek szybko się zmył z areny po werdykcie Silvy,ale stadion nie przejął się tym wcale.
-Wiecie co?Może zacznijmy sprzedawać filmik z pobudki okularnika,zarobimy trochę,a kasa może się kiedyś przydać.-zaproponował Zang-Ching.
-Jestem za.-rzekł Hao i po powrocie do obozu wszyscy się wzięli do roboty,aby przygotować setki kopii ich nagrania.
Następnego dnia już pojawili się pierwsi chętni do kupna rzeczonego nagrania,gdyż plotka o tym rozniosła się błyskawicznie.A dwa dolce za płytę to nie wiele,żeby się świetnie zabawić na imprezie z jakiejkolwiek okazji,aby rozśmieszyć swych gości,bądź goście gospodarza.Po południu interes już kwitł,a nawet parę osób przyszło z dawnej drużyny Yoh,aby zakupić kilka płyt.I tak biznes się rozkręcał...
Jakiś miesiąc później...
Tak się okazało,że zostały jeszcze trzy ostatnie duety,które będą się po kolei ze sobą mierzyć:Drużyna Rena,Kuro no Shiro i Drużyna Gwiazdy(chyba się domyślacie,kto,prawda?).Na pierwszy ostrzał poszły Dryżyny Rena i Kuro no Shiro,ze zwycięstwem tej drugiej drużyny.Pokonali Rena i Jeanne,gdyż to właśnie ona była z nim w duecie,kiedy Yoh użył Przeszywającej strzały,a Luchist w tym czasie spowodował wybuch po stronie przywódczyni X-Laws.Jeszcze nikt nigdy nie słyszał takiego krzyku najwierniejszego z X-Laws,czyli ulubionego blondyna całego Dobie.Lecz,żeby było ciekawiej podczas turnieju,Król Duchów postanowił,iż z dwóch ostatnich drużyn każdy jej członek będzie się pojedynkował z partnerem.Opacho,która była z Hao,poddała się z radością,ale już z drugiej drużyny nie było tak łatwo...
Luchist,jako,iż posiada swą dumę i honor,do tego jest silnym szamanem,postanowił się pojedynkować z Yoh.Chciał sprawdzić jego umiejętności z silniejszymi przeciwnikami niż X-Laws czy reszta osób z Patch...Tak czy inaczej:Luchist jest żądny wrażeń i nie zważał na to,że może pokiereszować brata jego mistrza.Wyjął pistolet i wezwał Lucifera.
-Lucifer,do pistoletu!
,,No,to ja już wiem,dlaczego Wyrzutki używają tylko broni palnej..."
-Myślę,że najlepiej będzie na początek użyć toporu,Yoh-san.
-Faktycznie,na broń palną lepiej użyć krótkodystansowej...Lulien,do toporu!
Tak jak w przypadku łuku,broń zaświeciła się na czerwono.Silva(no bo,w końcu któż by inny?^.^),ogłosił rozpoczęcie pojedynku.Pierwszy zaczął Luchist,wystrzelając ognisty pocisk(no bo jakiż by inny,skoro Lucifer to jego duch stróż?),jednak Yoh zasłonił się toporem,wokół którego unosiła się (?) ziemia,która zatrzymała kulkę gnającą w Yoh.Krótkowłosy szaman,nie tracąc ani chwili,wbił topór w ziemię i zawołał:
-Topornik Siły:Wybuchający Tsuchi!
Wzdłuż toporu zaczęła tworzyć się szczelina,która pędziła w stronę Luchista,jednak ten w ostatniej chwili odskoczył dwa metry w bok i wysłał serię z pistoletu,krzycząc:
-Ognista seria!
Yoh szybko padł na ziemię i zasłonił się toporem i lewitującą ziemią.Po chwili wstał i chcąc się odegrać,zaatakował w dziwny dla przeciwnika sposób:
-Topornik:Szarża!
Jak strzała poleciał do Luchista i starał się go pociąć na kawałeczki.Co się jednak nie udało,gdyż ten zdołał na czas robić uniki.Jednak dalej machał toporem tuż przed twarzą byłego Wyrzutka.Luchist czuł,że ma w tym jakiś zamysł,więc postanowił powstrzymać szarżę na swoje życie i zablokował cios swym niezniszczalnym pistoletem.Jednak powstało wgniecenie na broni palnej.Krótkowłosy,nie spodziewając się tego,zranił się przez przypadek w ramię i poleciało trochę krwi.Yoh uśmiechnął się słodko do Luchista i odskoczył na bezpieczną(a raczej taką miał nadzieję)odległość.Luchist po chwili uśmiechnął się ironicznie,a na czole pokazała się mała,ostrzegawczo świecąca żyłka.Oj,nikt mu nie będzie tak bezczelnie broni wypaczać!Były X-Laws postanowił zmienić broń na karabin maszynowy.Szybko przeniósł ducha,a wtedy dać było słychać krzyk Hao:
-Tylko brata mi nie zabij!Nie mam drugiego!
-Spoko...Ale i tak go pokiereszuję...
-Ja jednak wolałbym nie.Topornik Ochrony:Tarcza!
Przed Yoh pojawiła się dosyć masywna tarcza,podobna do tych,które mają policjanci,czyli osłaniała go od stóp do głów.Zaczął powoli się wycofywać pod ścianę,gdzie powinien być bezpieczny.Zebrał trochę Furyoku,podczas gdy Luchist rozpoczął ,,salwę honorową'',strzelając w Yoh.Jednak miał wystarczająco grubą tarczę i był w takiej odległości,że pociski nie przebiły ziemi.Krótkowłosy zebrał już wystarczającą ilość Furyoku,i mógł przejść do ataku.Rzucił toporem o ziemię,krzycząc:
-Topornik Ziemi:Trzęsienie ziemi!
Jeszcze się nie zdarzyło,żeby w Dobie było jakiekolwiek trzęsienie ziemi,a tu ma aż 4 stopnie w skali Richtera.Mocno zatrzęsło stadionem,tylko latający ludzie i Yoh się trzymali.A dlaczego Yoh się trzymał?Ponieważ był tak blisko epicentrum,że praktycznie nie odczuwał trzęsień(wiem,że tak do końca nie jest,ale to na potrzeby opowiadania).Pod Luchistem powstało pęknięcie,w które wpadł,gubiąc broń,a sam się zaklinował.Kontrola ducha się wypaliła,trzęsienie ziemi się zakończyło,a Silva,który już odzyskał równowagę,ogłosił zwycięstwo Yoh.Dwonki Wyroczni bliźniaków po chwili zadzwoniły,ogłaszając,że ich walka finałowa odbędzie się za tydzień.Kiedykrótkowłosy to przeczytał,otrzepał się z kurzu,wyjął ze swojej magicznej kieszeni bandaż i gazę i zaczął owijać wokół ramienia.
-Dobra robota,Yoh...A teraz pomóż mi stąd wyjść!-zawołał Luchist.
Yoh,z miną cierpiętnika,podszedł do szczeliy i złapał byłego Wyrzutka za ramię.Próbował go wyciągnąć.Raz,drugi.Trzeci.I nic,nie chciał wyjść!
-Hej,pomóżcie mi,bo go sam nie wyjmę!
Podszedł do niego Zang-Ching i Hana-gumi.Podzielili się rękoma Luchista(wiem,jak to brzmi...)i zaczęli ciągnąć.Udało im się za pierwszym razem,aż Luchist wyleciał z szczeliny i upadł na Yoh i Zang-Chinga.
-Dzięki^^.
-Nie...ma..za co...ale mógłbyś już zejść...nie mogę oddychać...-wychrypiał Yoh,z powodu braku tlenu.
-Oj,sorki,już schodzę.
Kiedy czarnowłosy zszedł z chłopaków,ci z niemałą ulgą wytchnęli.Co jak co,ale na płucach im leżał.
-Wracajmy do obozu,Yoh,musisz się poddać i dać mi przypalić ranę,żeby szybciej się zagoiła do naszej walki.
-Nie...Lepiej pójdę do Fausta...Chyba mi pomoże...
-Ależ oczywiście,że pomogę...Lepiej nie palić rany,bo może wejść zakarzenie-powiedział nekromata,który nie wiadomo kiedy się pojawił tuż obok Zang-Chinga,a ten doznał nowej rzeczy w swoim życiu:a mianwicie zawału.
Faust szybko zajął się ręką Yoh,wcierając w nią jakieś podejrzanie wyglądające zioła i doleczając Furyoku.
-Powinno być dobrze.Ale lepiej,jakbyś smarował do końca tygodnia ranę tą maścią.Wystarczy raz dziennie.
Mówiąc to,Faust podał Yoh małe pudełeczko,które miało dziwny zapach.No cóż,leki mają działać,a nie ładnie pachnieć.
-Dzięki.-odpowiedział Yoh,a lekarz wrócił do swojego ulubionego zajęcia:wpatrywania się w Elizę.
I wszyscy z grupki Hao wrócili do obozu,aby przyżądzić coś do jedzenia.
---------------------------------
Tydzień później...
Po pamiętnym meczu Yoh i Luchista,przyszedł czas na pojedynek bliźniaków.Jeszcze na żadnym meczu w Patch nie było tyle osób,jak na walce finałowej.Yoh miał ze sobą tylko katanę,a Hao,jak zwykle,nie posiadał żadnej broni.Kiedy Kalim(taaa...Silvy się spodziewaliście,prawda?*wredny uśmiech*)rozpoczął walkę,Hao utworzył z Ducha Ognia miecz,aby choć raz trochę się pomęczyć przy pojedynku.Yoh już utworzył Kontrolę Ducha z Lulien.Katana,jak w pozostałych przypadkach,zajażyła się na czerwono,ale tym razem widać było co jakiś czas pojawiający się złoty odcień.Hao przyjrzał się temu z zaciekawieniem,ale postanowił już zaatakować.Podbiegł do Yoh i wyskoczył,atakując z góry.Ku jego zdziwieniu,jego młodszy brat miał zamknięte oczy.Przez chwilę się zastanawiał,czy czasem nie zabije przez przypadek Yoh,ale uznał,iż krótkowłosy ma w tym jakiś zamysł.I nie mylił się.
Yoh w odpowiedniej chwili wyciągnął katanę w górę,blokując uderzenie Hao.W tym czasie przez miecz przeszedł prąd elektryczny,a przynajmniej coś podobnego.Hao poczuł lekkie łaskotki w palcach i natychmiast odskoczył od brata.Spojrzał na niego,a Yoh otworzył oczy.Wokół jego źrenic pojawiło się złote kółko,które się jażyło nienaturalnym światłem.
-To,że wiem,że i tak wygrasz,Hao-nii,nie oznacza,że nie dam z siebie wszystkiego.Szermierz Piorunów:Złote wyładowanie!
Z katany wyleciał pojedynczy piorun,który w szybkim tępie leciał do długowłosego,który nie zastanawiając się,odskoczył i zrobił unik.Hao przeciął mieczem powietrze,wysyłając wiązkę ognia w Yoh.Jednak złote kółko w oczach zmieniło się na czarno-niebieskie.
-Szermierz Mroku :Czarna powłoka.
Wokół Yoh powstała dziura w przestrzeni,która wchłonęła ogień Hao.Kółko w oczach znów zieniło kolor,tym razem na zielone:
-Szermierz Wyładowania:Prąd elektryczny!
I wtedy stało się coś,czego się nie spodziewano:a mianowicie w tym momencie wybuchła bomba,która w samą porę wylądowała na środku areny.Hao poleciał w kierunku ściany i walnął w nią z dużym impentem.Wybuch został spotęgowany tym,że w tym samym momencie leciała wiązka prądu,przez co moc wybuchu była większa,niż powinna.Hao wyczuł,że lekko poturbowany Yoh podchodzi do niego,a w osobnej grupie jego uczniowie,którzy zerwali się z trybun.Wtem usłyszał głośne kliknięcie.Strzał.Hao odwrócił się w stronę,gdzie on padł i na chwilę zamarł z przerażenia.Yoh stał przed nim z rozciągniętymi rękoma,a przed nim stał Marco z pistoletem w dłoni i dymem uciekającym z lufy.Oczy Hao momentalnie się rozszerzyły,a po chwili łapał swojego upadającego bliźniaka.Spojrzał w oczy Yoh-były już martwe,a z ciała wypływało mnóstwo krwi,prosto z serca.Obwódka zniknęła z jego oczu.Ognisty szaman poczuł najpierw niedowierzanie,potem rozpacz i wzrastający gniew.Jego Furyoku zaczynało z niego ulatywać,tym samym sprawiając,że powietrze momentalnie zgęstniało.Jego uczniowie szybko się wycofali z pola manewrowego ich mistrza,gdyż wiedzą,że to może się dla nich źle skończyć.Starszy Asakura położył delikatnie ciało Yoh na ziemi,po czym wstał i podszedł do Ducha Ognia.Wskoczył na jego dłoń i odwrócił się w stronę Marco.Włosy przesłaniały jego oczy,więc nic nie można było z nich wyczytać.Szaman wyciągnął rękę przed siebie i skierował nią w okularnika.Ognie momentalnie strawiły ciało Wyrzutka.A z dłoni Hao powoli kapała krew jego brata.Powoli podniósł twarz,a oczy wyrażały czystą furię.
.
..
...
JEB!
Nagle poczuł silne uderzenie z tyłu głowy,które powaliło go na kolana,zmarszczył brwi i rozszerzył oczy.Spojrzał za ramię,a tam stał...Yoh we własnej osobie,ale już bez dziury po kulce i intensywnego krwawienia.Uśmiechnął się wesoło do Hao:
-Cześć,kochany braciszku.Wróciłem,żeby ci do głowy nie wpadły jakieś postrzelone pomysły.Na przykład wybicie wszystkich w promieniu kilometra,a z tego,co widzę,właśnie masz na to ochotę.
Słuchawkowy szaman w ręku trzymał pięćdziesięcio-stronicową gazetę zwiniętą w rulon,którą uderzył w potylicę swojego brata.Hao zamrugał kilka razy,po czym nadal siedział na kolanach,gapiąc się na młodszego sobowtóra z niedowierzaniem.Yoh westchnął i pomachał mu ręką przed oczami:
-Halooooo,jest tam kto?!Otrząśnij się,bo ci zrobię ten sam numer,co tamtej nocy po zwinięciu słuchawek.
Ognisty szaman natychmiast się ogarnął,wiedząc,że Yoh ma na myśli pamiętnego duszka wody i pewnego blondwłosego Wyrzutka w rolach głównych.Wstał na nogi i spojrzał Yoh w oczy.Nie zwrócił uwagi na resztę szamanów,którzy siedzieli na ławkach zdumieni obrotem sprawy.
-Po co wróciłeś?
-Już mówiłem,ale chyba przeżyłeś dość duży szok,żeby mnie słuchać...Wróciłem,żeby powstrzymać cię od wprowadzania w życie swoich postrzelonych planów.Poza tym...Za bardzo byś tęsknił.-uśmiechnął się słodko.-I powinieneś pamiętać,że nie wszyscy X-Laws są psychopatami,na przykład Meene,więc...powstrzymaj troszkę swoje popędy mordownicze.Nie jesteśmy w Mordorze.A teraz sio mi stąd,Król Duchów nie będzie na ciebie czekał przez pięćset lat!
Po tym zdaniu Yoh ponownie trzepnął Hao w głowę i się zniknął.Ognisty Szaman,chcąc nie chcąc,przyznał bratu rację i poleciał z SoF'em do Króla Duchów,masując bolące miejsce na głowie,a podczas lotu przypominał sobie pewną rozmowę poprowadzoną z Yoh jakiś czas temu...
***************************
-Hao-nii,jesteś pewny,że wybicie całej ludzkości to jedyne rozwiązanie?
Bliźniacy siedzieli w namiocie z powodu gorączki na dworze,która niemiłosiernie przypiekała szamanów biorących udział w Turnieju.Jakimś sposobem w namiocie było przyjemnie chłodno.Yoh leżał i bawił się kulką,co rusz ją podrzucając i łapiąc,a Hao siedział na krześle i czytał kolejną pozycję z biblioteczki bliźniaka.
-Tak sądzę.Ludzie w końcu nigdy się nie zmienią.
-No właśnie...Nie zmienią.Zastanawiałeś się może kiedyś,dlaczego Turniej jest wznawiany co pięćset lat?
-To przez Gwiazdę Zniszczenia...
-W Tajnej Bibliotece przeczytałem raz,że to niekoniecznie jest nadrzędny tego cel.Owszem,to jeden z powodów.Chodzi głównie o to,że Król Szamanów podczas tych pięciuset lat wciążżyje,w ciele,dla którego czas został zatrzymany.Potem obraca się w proch,owszem,ale to jest cena tak długiego życia.W tym czasie Król może osiągnąć swój cel,tyle że na długiej przestrzeni czasu.I nie masz racji:Ludzie się zmieniają.Gdyby tak nie było,nie powstałyby choćby epoki w sztuce,literaturze czy innych rzeczach.Po prostu ludzie długo przyswajają zdobytą wiedzę.Tak więc jest szansa na ocalenie planety,ale trzeba troszkę zmienić podejście ludzi,tak jak to robili inni Królowie na przestrzeni wieków.
-Uznajmy,że masz rację.Że jest jakakolwiek szansa,że ludzie zrozumieją,iż Ziemia jest bardzo ważna,ale to i tak nie rozwiązuje problemu.
-Jak to nie?Ludzie już teraz szukają sposobów,aby chronić naturę,zauważają swój błąd,zaczynają powoli przekonywać innych.Ty tylko popchniesz to na właściwe tory i volia:po pięciuset latach masz ochronę natury godną szefa mafii.Zresztą,nawet jakby ci się udało stworzyć Królestwo Szamanów,to i tak znaleźli by się tacy,którzy by szukali sposobu,aby ułatwić sobie życie i wszystko zaczęło by się od nowa.Tyle że tym razem mogłoby to mieć katastrofalne skutki.Więc...To nie jest takie proste,jak nam się na początku wydaje.
-Więc sugerujesz,że powinno się naprowadzić ludzi,a resztę zostawić w ich rękach?Jakoś nie bardzo mnie to przekonuje,i ty dobrze o tym wiesz.Bo nie ma,a nawet jeśli  jest to  naprawdę niewiele rzeczy,które ludzie zrobili dobrze,bez niszczenia natury.
-Tyle że ludzie robią to,aby było prosto,szybko i wygodnie.I to też jest w stosunku do ciebie:prościej jest wymordować całą populację oprócz ,,tych wybranych'' i później sobie odpuścić.Mimo wszystko,szaman też człowiek.-zakończył swój wywód krótkowłosy.Przez chwilę nic nie mówił,a Hao wrócił do czytania książki.
,,Taa...I coś czuję,że wkrótce mogę kopnąć w kalendarz...''
-Hmm?Mówiłeś coś,Yoh?
-NIe,nic takiego.Zastanawiałem się,czy Anna torturuje dzisiaj resztę ekipy.
-Chyba nawet ona nie jest tak okrutna,aby zadawać im cokolwiek do robienia na zewnątrz,ze 40 stopni jest.
-No nie jestem tego pewien.W końcu to Anna.
***********************
Hao uśmiechnął się lekko.
,,No,braciszku,jeżeli to nie zadziała po 490 latach,to wtedy wybiję ludzkość."
-No,przynajmniej dasz im szansę.-powiedział Yoh,który nagle się zmaterializował i leżał na brzuchu,machając nogami(sorry...nie mogę sobie wyobrazić Yoh bez nóg,w dodatku jako duch),a rękoma podpierał brodę.
Gdyby nie to,że Hao jest przyzwyczajony do nagłego zjawiania się kogokolwiek,to w tej chwili dostałby ataku serca i przeżył dwa zawały.Ale że był przyzwyczajony do tego,siedział dalej spokojnie i patrzył przed siebie.I tak lecieli sobie do Króla Duchw,ale w pewnym momencie Yoh sobie się odpierwiastkował,żeby nie było żadnych komplikacji...
491 lat później...
-A nie mówiłem,że i tak da radę?
-Nie wypominaj mi...Chcę sobie pożyć w spokoju przez pozostałe 9 lat.
-Nie,będę ci teraz wypominać twoje bezpodstawne ataki szału przez ostatnie pół milenium.-uśmiechnął się złośliwie Yoh.
-No to mogę się pożegnać ze spokojem...-westchnął Hao.-Ale kiedy umrę,dasz mi parę lat spokoju,bo muszę odpocząć...
-Ode mnie?
-Nie,od świata.Ty możesz być sobie,ale nie wypominaj mi wtedy niczego.Ja też chcę mieć czasem wakacje,a nie miałem ich już...przez 515 lat.
Yoh wyglądał jak zwykle,czyli ubrany cały na czarno,a Hao...No cóż,ma czerwone kimono w kwiatki i japonki ^o^.
-No niech ci już będzie,ale nawet roku byś beze mnie nie wytrzymał.
-Chcesz się założyć?
-Nie,bo wiem,że i tak wygram.Zawsze wygrywam z tobą.
-Bogowie,za co mnie pokaraliście,że posiadam takiego brata...?-Hao wzniósł oczy ku niebu.
-No wiesz,chciałeś zniszczyć ludzkość,pozabijałeś parę setek szamanów i ludzi...-wyliczał na palcach krótkowłosy.
Hao wyciągnął ku niemu rękę,pokazując,,stop''i powiedział:
-Nic.Już.Nie mów.
Yoh roześmiał się radośnie,że nawet Ognisty szaman się uśmiechnął.
-Hao-nii,żałujesz?
-Czego?-spojrzał na niego niezrozumiale.
-Że postanowiłeś mnie posłuchać i dać im szansę?
-Wiesz,że nie?Myślę,że nawet to lepiej,że nie powybijałem ludzi.Po prostu...Czułem,że musiałem to zrobić,a teraz?Teraz jestem zadowolony,że nic takiego się nie wydarzyło.Myślę,że przez wszystkie swoje życia kierowałem się raczej osobistą zemstą,za to,co się stało z moją matką.Projekt:,,Wybij ludzi,stwórz Królestwo Szamanów''było raczej przykrywką.Ale zemsta nie daje aż takiego spokoju,jak by się mogło wydawać.Pewnie nie czułbym się dobrze,mając na sumieniu miliony,zamiast setek ludzi.I tak jak mówiłeś:Postęp to postęp,nie powstrzymałbym tego.
-No,i to ja rozumiem.Postęp,mój drogi,postęp.To klucz do wszystkiego.
-A,idź mi z tym cholerstwem.
KONIEC
------------------------------------
Yoh dzisiaj rozgadany jak nigdy,co nie?^.^
Hao:I to jeszcze jak...Ale dalej mnie potylica boli przez niego =.=''
Yoh:Wybacz,Hao,ale tak było w scenariuszu.
Kyuu:Chyba raczej na skale przed domem,ozdobionym literami.
Naru:Darka-san,dlaczego właściwie dłubałaś w skale,żeby coś napisać?
Jak to dlaczego?Muszę mieć dobrą wymówkę na długi czas oczekiwania ostatniej części,co nie?Ale tak naprawdę to potrzebowałam wiedzieć,jaką bronią posługuje się Luchist,a dowiedziałam się tego dzięki pomocy Will!
*Fanfary,Sasuke w sukience daje Will kwiaty*
Sasuke:Dlaczego kazałaś mi tak w ogóle założyć to...COŚ?
Żeby Will miała radochę ^.^ I ja przy okazji też XD.
Sasuke: =.=...Z kim ja się zadaję...?
Oj,cichaj tam!Nie mam pojęcia,co napiszę następne,ale mam już pewien zamysł...Ale muszę poszukać jeszcze kilka informacji,to jest obejrzeć jeszcze paręset odcinków Inazumy Eleven.Bo mam na to pomysła,ale potrzebuję więcej informacji,a odcinków przede mną jeszcze sporo.Chyba że ktoś w skrócie mi wyjaśni to,czego potrzebuję.A teraz,panie i panowie,do widzenia i do następnego one-shota!*macha jak głupia do monitoru*
WDP: =.=...
Pozdrawiamy:
Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia
FEEEELIKSS!Gdzieś się podział?!
Feli:Stoję przed domem i podziwiam tę wielką skałę,która ma na sobie coś,co się chyba literami nazywa...
Zamiast tam stać,to może wejdziesz do środka i napijesz się herbaty?Zaraz Will będzie cię szukała z Byronem i Shunem(no jak Aphrodi mógł zciąć i przefarbować włosy,no jak?!Niewybaczalne!To tak,jakby Hao obciął włosy!).
Feli:Też chciałbym mieć czasem wakacje...
Oj,wesz,że to już od Will zależy,a nie ode mnie.Zresztą,nie przyjeżdżaj tu lepiej na wakacje,mam tu taki harmider jak nigdzie.Mam tu wybuchową mieszankę,gorzej chyba niż u Saurona.A teraz chodź,Sasuke nadal w sukience chodzi.
Feli:Już lecę~!I to totalnie.

1 komentarz:

  1. Postarałaś się :) Ten one-shot oficjalnie wskakuje na pozycję trzecią na liście moich ulubionych one-shotów napisanych przez ciebie (a teraz zgaduj, jakie są dwa pierwsze XD).
    Feliś się ostatnio dziwny zrobił O.o Najpierw do ciebie ucieka, potem nie mówi mi o imprezie, na którą sprosił pół globu...
    Feliks: ... ._. Gniewasz się ciągle ze Francję?
    Ależ skąd ^^
    Byron: A ja się gniewam! >.< Ten homo pedofil chciał mnie zgwałcić ._.
    Czy ja wiem, czy homo... przy tobie mógł się pomylić >.>"
    Byron: Dzięki -,-
    Wracając do spraw ważnych. Pominę fragment zabicia Yohsia i jego kłótni z Lysergiem bo to było be ;-; (Chociaż Haoś obrywający w główkę... może mi jeszcze powiedz, że to był stu stronowy magazyn "Jak się malować porady Justina Bibera" ? XD). Ale Pan Gwiazdeczka i jego mroczne plany odnośnie Marco mnie rozbroiły XD
    Tyle emocji, tyle uczuć! Rozbroiłaś mnie x3
    Shun: *wykręca mokre koszulkę* Owszem. Była przygnębiona, roniła łzy, śmiała się jak uciekinierka z psychiatryka, znowu ryczała, a na koniec jeszcze ryczała ze wzruszenia... na moją koszulę -,-
    Mój mózg uległ przegrzaniu X_x

    OdpowiedzUsuń