Hej ho~!
WDP: Aye!
Macie i raczcie się tą notką ^^
Pomarudzę wam na końcu XD.
-----------------------------------------
Pół roku później…
Hikaru krążył po całym
Sanktuarium, zdenerwowany nadchodzącą bitwą. Włosy miał rozpuszczone i potargane,
ubrania były pomiętolone, twarz nosiła oznaki bezsennych nocy. Mężczyzna tak
się zamartwiał, że Mugen i Król Duchów wmuszają w niego jedzenie. Z każdym
kolejnym dniem pił coraz więcej czarnej kawy.
A przynajmniej tak mu się
wydaje, bo Yoh podmienił ją specjalnie na zbożówkę.
- Jak wy możecie tak spokojnie
siedzieć?! – krzyknął w końcu do bliźniaków, którzy… grali w karty.
- Wygrałem! – w tym samym
momencie krzyknął Yoh, a Hao z westchnieniem dopisał kolejny punkt na tablicę.
Obecnie remisowali.
- Zagrajmy w coś innego. Na
przykład w tysiąca.
- Jak dla mnie spoko. –
odpowiedział bliźniakowi i zaczął tasować karty.
- No i jeszcze mnie ignorują. –
załamał się Pierwszy.
- Hikaru-sama, to nie tak, że
się nie denerwujemy, może tylko odrobinkę, ale to ty zamartwiasz się za nas. –
odpowiedział Yoh, rozdając karty.
- A w zasadzie denerwujesz się
za wszystkich. Zobacz, nawet Król Duchów tak nie panikuje. – dopowiedział
Ognisty Szaman, układając karty w kolejności punktowej.
Hikaru westchnął i usiadł na swoim
ulubionym miejscu, czyli na oparciu tronu. Bez typowego uśmiechu patrzył na grę
bliźniaków. Po chwili jednak znowu zaczął krążyć po całym pomieszczeniu.
Bliźniacy nie skomentowali tego zachowania, gdyż w ciągu tych kilku miesięcy
zdążyli się do niego przyzwyczaić. Poza tym, byli zbyt zaabsorbowani grą, żeby
zwracać uwagę na otoczenie. Jedynie Anna, Asanoha, Keiko i wielka armia X-Laws
mogłaby odciągnąć ich od swego pasjonującego zajęcia.
Już Hao miał zapisywać punkty na
kartce, kiedy do pomieszczenia wbił Shiroshi.
- Cześć szefom.
- Czołem. – odpowiedzieli. – Co
tam u Marco? – zapytał Hao, tasując ponownie karty i rozdając na całą trójkę.
- I gdzie posiałeś siostrę?
- Siostra uznała, że ja
wystarczę jako chłopiec od raportów, a Marco… Facet nieźle się pilnuje, jeżeli
chodzi o ukrywanie planów. Chyba będzie trzeba użyć innych sposobów do ich
poznania… Melduję po osiemdziesiąt.
- Hah, melduję po sto. –
powiedział Yoh i zgarnął karty.
- Cholera. – zaklął Shiroshi, a
Yoh uśmiechnął się złośliwie. – A tak poza tym sprawa Jeanne. Nie zachowywała
się podejrzanie. Z nikim się nie kontaktowała, nie wychodziła też sama z domu.
Pilnujemy ją 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu.
Gracze zebrali karty i zaczęli
liczyć zdobyte punkty.
- Co mi przypomniało, Hao, staruszkowie
chcą się z tobą spotkać. Ponoć tym razem poważna sprawa. – powiedział Yoh
zgarniając karty.
Ognisty szaman dość często miał
spotkania towarzyskie z dawnymi Królami, więc nie bardzo się zdziwił, że chcą
się z nim spotkać. Bardziej zmartwiła go ta część zdania, jakoby ma być to
poważne spotkanie. Hao już zdążył się przyzwyczaić, że tamci ludzie lubią dużo
żartować. Tak więc skoro mają być poważni… Niepokojące.
- Tak się zastanawiam… - zaczął
Shiro, a bliźniacy spojrzeli na niego z pytajnikami nad głowami. – My tak
spokojnie gramy sobie w tysiąca. Wszystko ładnie pinknie i bezkrwawo. Dlaczego
ty i Marco nie możecie rozegrać sobie partyjki i wtedy wyłonić zwycięzcę?
.
..
…
Yoh wybuchnął śmiechem, a Hao
spojrzał na podwładnego spode łba.
- A od kiedy partia kart niby
manifestuje siłę szamana? – zapytał ponuro starszy.
- Zaraz musicie manifestować
siłę. Tu chodzi o spryt i wprawne oszukiwanie przeciwnika. – przewrócił oczami
Shi.
- Tu nie o to chodzi. Zacznijmy
od tego, że większość szamanów nie umie blokować swoich myśli, co za tym idzie,
że Hao mógłby ich prześwietlać na wylot. Od samego początku byłoby to
niesprawiedliwe, zwłaszcza, że Hao oszukiwać w karty za bardzo nie umie. No nie
patrz tak na mnie! Mówię samą prawdę. – krzyknął, kiedy szatyn wysłał swojemu
bratu mordercze spojrzenie.
- Dobra, nie było pytania. –
burknął bliźniak Śmierci.
- Pomysł nie jest zły – zaczął
go pocieszać Yoh. – Tylko skazany na niepowodzenie. A ciekawie by było
zobaczyć, jak na Arenie w Dobie szamani grają w karty. Pokojowy sposób, na
miarę swoich możliwości.
- Jak to?
- Cóż, podczas pojedynku mógłbyś
podać komuś arszenik w taki sposób, żeby nikt się nie zorientował, że to ty.
Poza tym standardowo kopanie. Jeżeli jednak w regulaminie wykluczyłoby się
takie zagrywki, to pozostają inne, psychiczne sztuczki. Jedzenie, picie,
palenie papierosa… Wszystko, żeby zdezorientować przeciwnika. – wyliczył Hao. –
Taaa, bardzo pokojowe.
- Wiesz co? Nie lubię cię. –
obraził się Yoh.
- No coś takiego…
Hao wstał i rozciągnął się tak
samo, jak to jego brat miał w zwyczaju.
- Idę na to spotkanie. Mam
nadzieję, że rzeczywiście to coś ważnego.
- Hao, Yohken miał śmiertelnie
poważną minę, a u niego o to ciężko.
Ognisty
szaman machnął na to ręką i wyszedł.
-------------------------------------
-
Hao, mamy problem. – zaczął Yohken bez ogródek.
-
Co się stało? – westchnął zmęczony szaman. Ma tu wojnę do rozegrania, a tu
jakieś fanaberie się wyprawiają.
-
Anioły i demony ustalili datę spotkania na mediacjach. Rozpocznie się ono za
pięć dni. – odpowiedział i schował się za krewnym Rena.
Hao
popatrzył na niego bez emocji na twarzy.
Po
chwili już zaczęło palić się krzesło.
Pozostali
Królowie zaczęli je gasić, ale Hao dopiero zaczął dawać upust swojej
nieposkromionej złości. Do diabła tasmańskiego goniącego strusia pędziwiatra,
on miał wojnę do wygrania!
-
Czemu?! Czemu, do ku*wy nędzy poczekać nie mogą?! Chyba wiedzą, co się na Ziemi
i tuż przed Sanktuarium ma dziać! Ja tu sam mam problemy jeszcze nieogarnięte,
a oni chcą, żebym rozwiązywał jeszcze ich?! – Ze złości kopnął inne krzesło,
które nie wiadomo kiedy się pojawiło. Zresztą, wcale go to nie obchodziło.
Yohken
jeszcze bardziej się skulił za plecami Kima, który stał dumnie wyprostowany z
rękami owiniętymi na torsie i groźnym błyskiem w oczach. W końcu był Tao! Duma
mu nie pozwalała na ukazywania strachu przed szamanem dużo młodszym od niego.
-
W tym właśnie jest problem. – powiedział Shin. – Wojna. Po pierwsze: chcą
załatwić jak najszybciej tę sprawę, odkąd się o niej dowiedzieli. A po drugie,
zastanawiają się, czy to nie jest czasem aby odpowiedni czas na Apokalipsę, ale
tak to już twierdzi May-Lin.
-
O nie, żadnej Apokalipsy za mojej kadencji nie będzie. – zaprzeczył ostro Hao.
-
I pomyśleć, że nie tak dawno temu chciał niemalże do niej doprowadzić… -
powiedział Yohken, a po chwili kraniec jego szaty zaczął płonąć. – No weź się
uspokój!
-
To się zamknij. – wymruczał groźnie Asakura, otaczając się morderczą aurą, na
co Yohken jeszcze bardziej się wycofał, gasząc przy tym szatę. Mimo wszystko znał
możliwości swojego krewnego i nie chciał mu za bardzo podpaść, żeby czasem nie
był palony żywcem przez godzinę. A aktualnie ten miał parszywy nastrój, więc
prawdopodobieństwo bycia grillowanym wzrosła do niebezpiecznego poziomu.
Hao usiadł na stole, który
jeszcze nie został spalony i zaczął intensywnie myśleć.
Nic już na to nie poradzi, że
Anioły i Demony ustanowili taką datę, a nie inną.
Zamiast tego, lepiej podpytać
się, jakie zazwyczaj argumenty przedstawiają obie strony, ażeby choć trochę
odwieść czas Apokalipsy.
Hao westchnął i zaczął się
dopytywać.
-----------------------------------------
Kiedy już wrócił ze spotkania, w
miarę uspokojony, zastał Yoh rozmawiającego z przyjaciółmi.
Nawet nie wiedzieli, jak bardzo
teraz się powstrzymywał od wyrażenia swojego niezadowolenia. Miał dzisiaj słabe
nerwy przez to spotkanie, a przyjaciele jego brata sprawiali, że albo chciał im
pokazać grilla z prawdziwego zdarzenia, albo śmiać się do rozpuku z ich scen,
które często są, swoją drogą, niezwykle zabawne.
Musiał w końcu zapytać się Yoh,
jak on wytrzymuje z tą bandą i zachować taki spokój ducha.
Usłyszał jednym uchem, jak Ren
zaczął obrażać Trey’a. Jednak czy można było nazywać obrażaniem stwierdzenie
faktu? Pomyślał, że może to być ciekawe, tak więc usiadł wygodnie na tronie i
zaczął się przysłuchiwać. Tao właśnie rzucił dość ekscentryczny pomysł:
- Podrzućmy im Śnieżynkę do
namiotu. W nocy jest śpiącą bombą biologiczną. – mruknął Ren, za co otrzymał od
szamana z Hokkaido mordercze spojrzenie, jednak nic sobie z tego nie zrobił.
Ale dlaczego tylko spojrzenie?
Bo w tym samym momencie Pilika walnęła go w potylicę, mówiąc, że tak faktycznie
jest. A Trey przecież nie będzie się z siostrą sprzeczał, prawda? Zwłaszcza, że
jest już z góry skazany na porażkę.
Brat vs. Siostra – 0:1
Hikaru wyglądał coraz gorzej,
choć nie wiadomo, jak to jest jeszcze w ogóle możliwe. Pierwszy zaczął
wyłamywać sobie palce, a wzrok miał rozbiegany, cały drżał na ciele. Wyglądał,
jakby miał już niedługo przejść załamanie nerwowe.
- Hikaru-san, wszystko w
porządku? – zapytał Hao, z deka zmartwiony.
- Tak, tak, w jak najlepszym, ha
ha… - zdenerwowany i lekko histeryczny głos Hikaru kazał wątpić w słuszność
tego, co powiedział.
W końcu jednak podeszła Mugen i
podała mu kubek.
- Masz, napij się kawy.
Hao i Yoh rzucili jej mordercze
spojrzenie, kiedy wypowiedziała to zdanie. Pierwszy powinien ją jak najbardziej
ograniczyć, a nie jeszcze więcej jej pić!
Mugen jednak puściła im oczko,
co kazało im się nieco zastanowić. Zrozumieli, o co chodzi, kiedy Hikaru padł
nieprzytomny na ziemię. A raczej padłby, gdyby jego Cień nie złapała go w
odpowiednim czasie.
- Musi się biedaczek w końcu
wyspać, bo coś sobie jeszcze zrobi niechcący…Przepraszam za niego, ale zawsze
się denerwuje, kiedy ma przychodzić do jakichś przełomowych wydarzeń. Yoh-kun,
pomożesz mi go przenieść?
- Jasne.
Szaman złapał Pierwszego pod
pachami, a Mugen za nogi i wynieśli go do jego pokoju.
- A skoro już tu jesteście…Jak
idą postępy? – zapytał Hao, korzystając z nieobecności jego Cienia.
- Chcemy uzyskać zgodę na użycie
min przeciwpiechotnych. – powiedziała Anna.
- A czy one nie zostały czasem
zabronione? – uniósł brwi.
- Może – mruknął Ren. – ale co
cię to obchodzi?
- Też racja. Jeżeli to ich
powstrzyma w jakimś stopniu, to proszę bardzo.
- Ale weźcie użyjcie jakichś nie
za bardzo zagrażających życiu, co? – powiedziała Mugen, kiedy wróciła razem z
Yoh. – Już wystarczająco dużo jest kalek na świecie, po co mamy ich dorabiać?
- To gdzie ja teraz podzieję
miny na cały poligon… - zastanawiała się Anna, a Mugen spojrzała na nią
podejrzanie. – No co?
- Nic, nic… Możesz ich użyć do
treningów karnych. W szkoleniu podstawowym właśnie ich używamy, ale to dlatego,
że zarówno Cienie jak i Królowie mają formę duchową.
Zapadła chwilowa cisza.
- W takim razie dlaczego
istnieje w regulaminie punkt drugi i trzeci?
- Bo można wybierać ludzi,
którym można się pokazać. Ot, taki uroczy dodatek.
- Zrozumiano.
Anna wstała i pociągnęła za sobą
Rena, mówiąc:
- To my idziemy wziąć nowy zapas
min.
Po czym wyszła pod obstrzałem
spojrzeń.
- Czyżby Anna znalazła sobie
zastępstwo za ciebie?
- Na to wygląda – odparł Yoh. –
I jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza. Potrzebuje kogoś, kto ją zrozumie i w
razie co powstrzyma. – uśmiechnął się lekko.
- I pomyśleć, że to mogłem być
ja… - wyszeptał cicho Trey.
- Sorry stary, ale nie miałbyś u
niej szans. Już prędzej Ryu by się załapał!
Szaman z Hokkaido wyglądał,
jakby właśnie zwiędnął niczym kwiaty na pustyni w ciągu tygodnia. Tylko
dlaczego Choco wyciągnął konewkę i zaczął go podlewać…?
- Zabiję cię, ty niedoszły
komiku!
- Ale miało to symbolizować
chmurkę burzową lecącą nad twoją głową! – Choco wyrzucił konewkę i wziął nogi
za pas.
-On się nigdy nie nauczy,
prawda? – zaczął z politowaniem Hao.
- Nie. To już jego urok –
odpowiedział Yoh i usiadł na podłokietniku tronu. – Chociaż nie wiem, czy
chciałbym żeby się zmienił.
- Jesteś pewien? Byłoby
spokojniej.
- Hah, jasne, że jestem pewien.
Dzięki temu jest ciekawiej.
- I więcej szkód do naprawiania?
Ja podziękowałbym na miejscu za taką współpracę.
- Od organizowania porządku
policyjnego są Anna i Pilika, więc nie musimy się o to martwić. A raczej oni
nie muszą. – Yoh wpadł w tony lekkiej melancholii.
- Ej, nie załamuj mi się tu teraz,
nie mam zamiaru wysyłać cię do terapeuty! A przez następne pięćset lat nie mam
ochoty siedzieć z tobą z chwiejną psychiką.
Yoh westchnął i uśmiechnął się
szeroko do brata, jak to tylko on potrafi.
- O to się już ty nie martw. Ze
mną będzie wszystko w porządku.
------------------------------------------
Pięć dni później…
Hao siedział na szczycie sporego
stołu. Po jego lewej ustawione były dwa czerwone krzesła, a po prawej –
niebieskie. W pokoju panowała niczym nie zachwiana cisza.
Za dziesięć minut miało odbyć
się spotkanie.
Yoh z radością zbyt wielką, żeby
Hao nie miał mu tego za złe, wylał na niego niemal pół fiolki perfum i dał mu
do ubrania luźną białą koszulę i czarne eleganckie spodnie, a włosy związał mu
w niską kitkę. Za kolczyki robiły mu małe złote wkręty i była to jedyna
biżuteria, którą miał na sobie.
Nie, żeby marudził, ale
odzwyczaił się od noszenia tego typu biżuterii.
Zostało pięć minut.
Hao wyłamał sobie palce i
powtarzał sobie w myślach, że ma się natentychmiast uspokoić, bo jeżeli tego
nie zrobi, sprowadzi na świat Apokalipsę, czego bardzo nie chce.
Chociażby po to, żeby udowodnić
Yohkenowi swoją rację.
Zamknął oczy i zaczął głęboko
oddychać.
Pozostała ostatnia minuta.
Poczuł dreszcz przebiegający mu
po plecach i po chwili znowu był spokojny. Zakładał jednocześnie optymistyczny
przebieg rozmów, jak i pesymistyczny.
Przygryzł lekko wewnętrzne
strony policzków.
Da sobie, cholera jasna, radę. W
końcu w swoim drugim życiu był w Radzie Szamańskiej – tam jedną z podstawowych
umiejętności było prowadzenie rozmowy pomiędzy przeciwnikami tak obojętnie, na
ile pozwalała na to sytuacja.
Więc dlaczego Hao myślał, że to
tym razem nie wystarczy…?
Usłyszał otwierające się drzwi.
Już czas.
-----------------------------------------
Czy wy wiecie jak to jest, kiedy
człowiek kończy o 16.10 cztery chędożone
dni w tygodniu?! Matko z córką i ojcze z synem, dwa razy w tygodniu siedzę dziewięć godzin w szkole! Toż to prawie
cały dzień!
Kyuu: To jeden powód, dla
którego nie było notki.
Tak, albowiem notka ta była
pisana także w wakacje. Tyle że… No właśnie. Gorąco jak diabli było. Dorzućmy
jeszcze to, że kiedy wreszcie miałam
wziąć się za pisanie, to brat wbił mi do pokoju i dał mi lody -.-” I weź tu
pracuj!
No, ale nie ważne. Część
następnej notki jest już napisana (około strony), ale nie traktuje ona o
spotkaniu między Aniołami i Demonami, a raczej sceny tuż przed rozpoczęciem się
bitwy pod Sanktuarium. Ale spokojnie, dam radę!
Hao: Darka-san teraz ma dosyć
mało czasu na jakiekolwiek pisanie, zwłaszcza, że jest to druga liceum.
Rozszerzone przedmioty się zaczęły.
Nom. Ale dam radę! Muszę XD
Pozdrawiamy~!