czwartek, 10 września 2015

Shaman King, cz.5 – Hikaru-Panikarz

                Hej ho~!
                WDP: Aye!
                Macie i raczcie się tą notką ^^ Pomarudzę wam na końcu XD.
                -----------------------------------------         
                Pół roku później…
                Hikaru krążył po całym Sanktuarium, zdenerwowany nadchodzącą bitwą. Włosy miał rozpuszczone i potargane, ubrania były pomiętolone, twarz nosiła oznaki bezsennych nocy. Mężczyzna tak się zamartwiał, że Mugen i Król Duchów wmuszają w niego jedzenie. Z każdym kolejnym dniem pił coraz więcej czarnej kawy.
                A przynajmniej tak mu się wydaje, bo Yoh podmienił ją specjalnie na zbożówkę.
                - Jak wy możecie tak spokojnie siedzieć?! – krzyknął w końcu do bliźniaków, którzy… grali w karty.
                - Wygrałem! – w tym samym momencie krzyknął Yoh, a Hao z westchnieniem dopisał kolejny punkt na tablicę. Obecnie remisowali.
                - Zagrajmy w coś innego. Na przykład w tysiąca.
                - Jak dla mnie spoko. – odpowiedział bliźniakowi i zaczął tasować karty.
                - No i jeszcze mnie ignorują. – załamał się Pierwszy.
                - Hikaru-sama, to nie tak, że się nie denerwujemy, może tylko odrobinkę, ale to ty zamartwiasz się za nas. – odpowiedział Yoh, rozdając karty.
                - A w zasadzie denerwujesz się za wszystkich. Zobacz, nawet Król Duchów tak nie panikuje. – dopowiedział Ognisty Szaman, układając karty w kolejności punktowej.
                Hikaru westchnął i usiadł na swoim ulubionym miejscu, czyli na oparciu tronu. Bez typowego uśmiechu patrzył na grę bliźniaków. Po chwili jednak znowu zaczął krążyć po całym pomieszczeniu. Bliźniacy nie skomentowali tego zachowania, gdyż w ciągu tych kilku miesięcy zdążyli się do niego przyzwyczaić. Poza tym, byli zbyt zaabsorbowani grą, żeby zwracać uwagę na otoczenie. Jedynie Anna, Asanoha, Keiko i wielka armia X-Laws mogłaby odciągnąć ich od swego pasjonującego zajęcia.
                Już Hao miał zapisywać punkty na kartce, kiedy do pomieszczenia wbił Shiroshi.
                - Cześć szefom.
                - Czołem. – odpowiedzieli. – Co tam u Marco? – zapytał Hao, tasując ponownie karty i rozdając na całą trójkę.
                - I gdzie posiałeś siostrę?
                - Siostra uznała, że ja wystarczę jako chłopiec od raportów, a Marco… Facet nieźle się pilnuje, jeżeli chodzi o ukrywanie planów. Chyba będzie trzeba użyć innych sposobów do ich poznania… Melduję po osiemdziesiąt.
                - Hah, melduję po sto. – powiedział Yoh i zgarnął karty.
                - Cholera. – zaklął Shiroshi, a Yoh uśmiechnął się złośliwie. – A tak poza tym sprawa Jeanne. Nie zachowywała się podejrzanie. Z nikim się nie kontaktowała, nie wychodziła też sama z domu. Pilnujemy ją 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu.
                Gracze zebrali karty i zaczęli liczyć zdobyte punkty.
                - Co mi przypomniało, Hao, staruszkowie chcą się z tobą spotkać. Ponoć tym razem poważna sprawa. – powiedział Yoh zgarniając karty.
                Ognisty szaman dość często miał spotkania towarzyskie z dawnymi Królami, więc nie bardzo się zdziwił, że chcą się z nim spotkać. Bardziej zmartwiła go ta część zdania, jakoby ma być to poważne spotkanie. Hao już zdążył się przyzwyczaić, że tamci ludzie lubią dużo żartować. Tak więc skoro mają być poważni… Niepokojące.
                - Tak się zastanawiam… - zaczął Shiro, a bliźniacy spojrzeli na niego z pytajnikami nad głowami. – My tak spokojnie gramy sobie w tysiąca. Wszystko ładnie pinknie i bezkrwawo. Dlaczego ty i Marco nie możecie rozegrać sobie partyjki i wtedy wyłonić zwycięzcę?
                .
                ..
                …
                Yoh wybuchnął śmiechem, a Hao spojrzał na podwładnego spode łba.
                - A od kiedy partia kart niby manifestuje siłę szamana? – zapytał ponuro starszy.
                - Zaraz musicie manifestować siłę. Tu chodzi o spryt i wprawne oszukiwanie przeciwnika. – przewrócił oczami Shi.
                - Tu nie o to chodzi. Zacznijmy od tego, że większość szamanów nie umie blokować swoich myśli, co za tym idzie, że Hao mógłby ich prześwietlać na wylot. Od samego początku byłoby to niesprawiedliwe, zwłaszcza, że Hao oszukiwać w karty za bardzo nie umie. No nie patrz tak na mnie! Mówię samą prawdę. – krzyknął, kiedy szatyn wysłał swojemu bratu mordercze spojrzenie.
                - Dobra, nie było pytania. – burknął bliźniak Śmierci.
                - Pomysł nie jest zły – zaczął go pocieszać Yoh. – Tylko skazany na niepowodzenie. A ciekawie by było zobaczyć, jak na Arenie w Dobie szamani grają w karty. Pokojowy sposób, na miarę swoich możliwości.
                - Jak to?
                - Cóż, podczas pojedynku mógłbyś podać komuś arszenik w taki sposób, żeby nikt się nie zorientował, że to ty. Poza tym standardowo kopanie. Jeżeli jednak w regulaminie wykluczyłoby się takie zagrywki, to pozostają inne, psychiczne sztuczki. Jedzenie, picie, palenie papierosa… Wszystko, żeby zdezorientować przeciwnika. – wyliczył Hao. – Taaa, bardzo pokojowe.
                - Wiesz co? Nie lubię cię. – obraził się Yoh.
                - No coś takiego…
                Hao wstał i rozciągnął się tak samo, jak to jego brat miał w zwyczaju.
                - Idę na to spotkanie. Mam nadzieję, że rzeczywiście to coś ważnego.
                - Hao, Yohken miał śmiertelnie poważną minę, a u niego o to ciężko.
                Ognisty szaman machnął na to ręką i wyszedł.
                -------------------------------------
                - Hao, mamy problem. – zaczął Yohken bez ogródek.
                - Co się stało? – westchnął zmęczony szaman. Ma tu wojnę do rozegrania, a tu jakieś fanaberie się wyprawiają.
                - Anioły i demony ustalili datę spotkania na mediacjach. Rozpocznie się ono za pięć dni. – odpowiedział i schował się za krewnym Rena.
                Hao popatrzył na niego bez emocji na twarzy.
                Po chwili już zaczęło palić się krzesło.
                Pozostali Królowie zaczęli je gasić, ale Hao dopiero zaczął dawać upust swojej nieposkromionej złości. Do diabła tasmańskiego goniącego strusia pędziwiatra, on miał wojnę do wygrania!
                - Czemu?! Czemu, do ku*wy nędzy poczekać nie mogą?! Chyba wiedzą, co się na Ziemi i tuż przed Sanktuarium ma dziać! Ja tu sam mam problemy jeszcze nieogarnięte, a oni chcą, żebym rozwiązywał jeszcze ich?! – Ze złości kopnął inne krzesło, które nie wiadomo kiedy się pojawiło. Zresztą, wcale go to nie obchodziło.
                Yohken jeszcze bardziej się skulił za plecami Kima, który stał dumnie wyprostowany z rękami owiniętymi na torsie i groźnym błyskiem w oczach. W końcu był Tao! Duma mu nie pozwalała na ukazywania strachu przed szamanem dużo młodszym od niego.
                - W tym właśnie jest problem. – powiedział Shin. – Wojna. Po pierwsze: chcą załatwić jak najszybciej tę sprawę, odkąd się o niej dowiedzieli. A po drugie, zastanawiają się, czy to nie jest czasem aby odpowiedni czas na Apokalipsę, ale tak to już twierdzi May-Lin.
                - O nie, żadnej Apokalipsy za mojej kadencji nie będzie. – zaprzeczył ostro Hao.
                - I pomyśleć, że nie tak dawno temu chciał niemalże do niej doprowadzić… - powiedział Yohken, a po chwili kraniec jego szaty zaczął płonąć. – No weź się uspokój!
                - To się zamknij. – wymruczał groźnie Asakura, otaczając się morderczą aurą, na co Yohken jeszcze bardziej się wycofał, gasząc przy tym szatę. Mimo wszystko znał możliwości swojego krewnego i nie chciał mu za bardzo podpaść, żeby czasem nie był palony żywcem przez godzinę. A aktualnie ten miał parszywy nastrój, więc prawdopodobieństwo bycia grillowanym wzrosła do niebezpiecznego poziomu.
                Hao usiadł na stole, który jeszcze nie został spalony i zaczął intensywnie myśleć.
                Nic już na to nie poradzi, że Anioły i Demony ustanowili taką datę, a nie inną.
                Zamiast tego, lepiej podpytać się, jakie zazwyczaj argumenty przedstawiają obie strony, ażeby choć trochę odwieść czas Apokalipsy.
                Hao westchnął i zaczął się dopytywać.
                -----------------------------------------
                Kiedy już wrócił ze spotkania, w miarę uspokojony, zastał Yoh rozmawiającego z przyjaciółmi.
                Nawet nie wiedzieli, jak bardzo teraz się powstrzymywał od wyrażenia swojego niezadowolenia. Miał dzisiaj słabe nerwy przez to spotkanie, a przyjaciele jego brata sprawiali, że albo chciał im pokazać grilla z prawdziwego zdarzenia, albo śmiać się do rozpuku z ich scen, które często są, swoją drogą, niezwykle zabawne.
                Musiał w końcu zapytać się Yoh, jak on wytrzymuje z tą bandą i zachować taki spokój ducha.
                Usłyszał jednym uchem, jak Ren zaczął obrażać Trey’a. Jednak czy można było nazywać obrażaniem stwierdzenie faktu? Pomyślał, że może to być ciekawe, tak więc usiadł wygodnie na tronie i zaczął się przysłuchiwać. Tao właśnie rzucił dość ekscentryczny pomysł:
                - Podrzućmy im Śnieżynkę do namiotu. W nocy jest śpiącą bombą biologiczną. – mruknął Ren, za co otrzymał od szamana z Hokkaido mordercze spojrzenie, jednak nic sobie z tego nie zrobił.
                Ale dlaczego tylko spojrzenie? Bo w tym samym momencie Pilika walnęła go w potylicę, mówiąc, że tak faktycznie jest. A Trey przecież nie będzie się z siostrą sprzeczał, prawda? Zwłaszcza, że jest już z góry skazany na porażkę.
                Brat vs. Siostra – 0:1
                Hikaru wyglądał coraz gorzej, choć nie wiadomo, jak to jest jeszcze w ogóle możliwe. Pierwszy zaczął wyłamywać sobie palce, a wzrok miał rozbiegany, cały drżał na ciele. Wyglądał, jakby miał już niedługo przejść załamanie nerwowe.
                - Hikaru-san, wszystko w porządku? – zapytał Hao, z deka zmartwiony.
                - Tak, tak, w jak najlepszym, ha ha… - zdenerwowany i lekko histeryczny głos Hikaru kazał wątpić w słuszność tego, co powiedział.
                W końcu jednak podeszła Mugen i podała mu kubek.
                - Masz, napij się kawy.
                Hao i Yoh rzucili jej mordercze spojrzenie, kiedy wypowiedziała to zdanie. Pierwszy powinien ją jak najbardziej ograniczyć, a nie jeszcze więcej jej pić!
                Mugen jednak puściła im oczko, co kazało im się nieco zastanowić. Zrozumieli, o co chodzi, kiedy Hikaru padł nieprzytomny na ziemię. A raczej padłby, gdyby jego Cień nie złapała go w odpowiednim czasie.
                - Musi się biedaczek w końcu wyspać, bo coś sobie jeszcze zrobi niechcący…Przepraszam za niego, ale zawsze się denerwuje, kiedy ma przychodzić do jakichś przełomowych wydarzeń. Yoh-kun, pomożesz mi go przenieść?
                - Jasne.
                Szaman złapał Pierwszego pod pachami, a Mugen za nogi i wynieśli go do jego pokoju.
                - A skoro już tu jesteście…Jak idą postępy? – zapytał Hao, korzystając z nieobecności jego Cienia.
                - Chcemy uzyskać zgodę na użycie min przeciwpiechotnych. – powiedziała Anna.
                - A czy one nie zostały czasem zabronione? – uniósł brwi.
                - Może – mruknął Ren. – ale co cię to obchodzi?
                - Też racja. Jeżeli to ich powstrzyma w jakimś stopniu, to proszę bardzo.
                - Ale weźcie użyjcie jakichś nie za bardzo zagrażających życiu, co? – powiedziała Mugen, kiedy wróciła razem z Yoh. – Już wystarczająco dużo jest kalek na świecie, po co mamy ich dorabiać?
                - To gdzie ja teraz podzieję miny na cały poligon… - zastanawiała się Anna, a Mugen spojrzała na nią podejrzanie. – No co?
                - Nic, nic… Możesz ich użyć do treningów karnych. W szkoleniu podstawowym właśnie ich używamy, ale to dlatego, że zarówno Cienie jak i Królowie mają formę duchową.
                Zapadła chwilowa cisza.
                - W takim razie dlaczego istnieje w regulaminie punkt drugi i trzeci?
                - Bo można wybierać ludzi, którym można się pokazać. Ot, taki uroczy dodatek.
                - Zrozumiano.
                Anna wstała i pociągnęła za sobą Rena, mówiąc:
                - To my idziemy wziąć nowy zapas min.
                Po czym wyszła pod obstrzałem spojrzeń.
                - Czyżby Anna znalazła sobie zastępstwo za ciebie?
                - Na to wygląda – odparł Yoh. – I jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza. Potrzebuje kogoś, kto ją zrozumie i w razie co powstrzyma. – uśmiechnął się lekko.
                - I pomyśleć, że to mogłem być ja… - wyszeptał cicho Trey.
                - Sorry stary, ale nie miałbyś u niej szans. Już prędzej Ryu by się załapał!
                Szaman z Hokkaido wyglądał, jakby właśnie zwiędnął niczym kwiaty na pustyni w ciągu tygodnia. Tylko dlaczego Choco wyciągnął konewkę i zaczął go podlewać…?
                - Zabiję cię, ty niedoszły komiku!
                - Ale miało to symbolizować chmurkę burzową lecącą nad twoją głową! – Choco wyrzucił konewkę i wziął nogi za pas.
                -On się nigdy nie nauczy, prawda? – zaczął z politowaniem Hao.
                - Nie. To już jego urok – odpowiedział Yoh i usiadł na podłokietniku tronu. – Chociaż nie wiem, czy chciałbym żeby się zmienił.
                - Jesteś pewien? Byłoby spokojniej.
                - Hah, jasne, że jestem pewien. Dzięki temu jest ciekawiej.
                - I więcej szkód do naprawiania? Ja podziękowałbym na miejscu za taką współpracę.
                - Od organizowania porządku policyjnego są Anna i Pilika, więc nie musimy się o to martwić. A raczej oni nie muszą. – Yoh wpadł w tony lekkiej melancholii.
                - Ej, nie załamuj mi się tu teraz, nie mam zamiaru wysyłać cię do terapeuty! A przez następne pięćset lat nie mam ochoty siedzieć z tobą z chwiejną psychiką.
                Yoh westchnął i uśmiechnął się szeroko do brata, jak to tylko on potrafi.
                - O to się już ty nie martw. Ze mną będzie wszystko w porządku.
                ------------------------------------------
                Pięć dni później…
                Hao siedział na szczycie sporego stołu. Po jego lewej ustawione były dwa czerwone krzesła, a po prawej – niebieskie. W pokoju panowała niczym nie zachwiana cisza.
                Za dziesięć minut miało odbyć się spotkanie.
                Yoh z radością zbyt wielką, żeby Hao nie miał mu tego za złe, wylał na niego niemal pół fiolki perfum i dał mu do ubrania luźną białą koszulę i czarne eleganckie spodnie, a włosy związał mu w niską kitkę. Za kolczyki robiły mu małe złote wkręty i była to jedyna biżuteria, którą miał na sobie.
                Nie, żeby marudził, ale odzwyczaił się od noszenia tego typu biżuterii.
                Zostało pięć minut.
                Hao wyłamał sobie palce i powtarzał sobie w myślach, że ma się natentychmiast uspokoić, bo jeżeli tego nie zrobi, sprowadzi na świat Apokalipsę, czego bardzo nie chce.
                Chociażby po to, żeby udowodnić Yohkenowi swoją rację.
                Zamknął oczy i zaczął głęboko oddychać.
                Pozostała ostatnia minuta.
                Poczuł dreszcz przebiegający mu po plecach i po chwili znowu był spokojny. Zakładał jednocześnie optymistyczny przebieg rozmów, jak i pesymistyczny.
                Przygryzł lekko wewnętrzne strony policzków.
                Da sobie, cholera jasna, radę. W końcu w swoim drugim życiu był w Radzie Szamańskiej – tam jedną z podstawowych umiejętności było prowadzenie rozmowy pomiędzy przeciwnikami tak obojętnie, na ile pozwalała na to sytuacja.
                Więc dlaczego Hao myślał, że to tym razem nie wystarczy…?
                Usłyszał otwierające się drzwi.
                Już czas.
                -----------------------------------------
                Czy wy wiecie jak to jest, kiedy człowiek kończy o 16.10 cztery chędożone dni w tygodniu?! Matko z córką i ojcze z synem, dwa razy w tygodniu siedzę dziewięć godzin w szkole! Toż to prawie cały dzień!
                Kyuu: To jeden powód, dla którego nie było notki.
                Tak, albowiem notka ta była pisana także w wakacje. Tyle że… No właśnie. Gorąco jak diabli było. Dorzućmy jeszcze to, że kiedy wreszcie miałam wziąć się za pisanie, to brat wbił mi do pokoju i dał mi lody -.-” I weź tu pracuj!
                No, ale nie ważne. Część następnej notki jest już napisana (około strony), ale nie traktuje ona o spotkaniu między Aniołami i Demonami, a raczej sceny tuż przed rozpoczęciem się bitwy pod Sanktuarium. Ale spokojnie, dam radę!
                Hao: Darka-san teraz ma dosyć mało czasu na jakiekolwiek pisanie, zwłaszcza, że jest to druga liceum. Rozszerzone przedmioty się zaczęły.
                Nom. Ale dam radę! Muszę XD
                Pozdrawiamy~!

                Darka3363 i Wesoła Drużyna Pierścienia